Jedno jest pewne: wyjście z Unii bez umowy oznacza katastrofę. Z dnia na dzień powrócą cła na handel między Wielką Brytanią a Unią. Z dnia na dzień stracimy swobodę podróżowania, z oczywistymi konsekwencjami w portach i na lotniskach. Unijne regulacje prawne, które biorą w ochronę fundamentalne prawa pracowników, prawa człowieka oraz środowisko, przestaną obowiązywać – z nieprzewidywalnymi konsekwencjami dla całego społeczeństwa. Żadna z tych zmian nie przybliża Brytyjczyków do „odzyskania kontroli nad krajem”.
Ruch DiEM25 rozpoczyna w Wielkiej Brytanii kampanię na rzecz odłożenia daty Brexitu o rok. Nasza petycja wzywa brytyjski parlament do złożenia odpowiedniego wniosku w tej sprawie, zgodnie z artykułem 50 Traktatu o Unii Europejskiej, tak aby Wielka Brytania mogła najpierw przeprowadzić wybory powszechne.
czytaj także
DiEM25 współpracuje z grupą obywatelek i obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii, z obywatelkami i obywatelami Zjednoczonego Królestwa mieszkającymi w krajach Unii, a także z Brytyjkami i Brytyjczykami, którzy byli zbyt młodzi, by wziąć udział w referendum, a dziś chcą zabrać głos w debacie, z której ich wykluczono. Liczymy też na poparcie tej kampanii przez demokratów w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej – oraz przez wszystkich demokratów w Unii Europejskiej i na świecie.
Szanujemy wybór wszystkich osób, które wzięły udział w referendum i uznajemy demokratyczny wynik głosowania. Wszyscy solidaryzujemy się z tymi, których liczne i uzasadnione powody skłoniły do głosowania za pozostaniem w Unii Europejskiej, a jednocześnie rozumiemy i podzielamy motywy wielu spośród tych, którzy oddali głos za jej opuszczeniem. Przede wszystkim zaś głęboko wierzymy w demokrację.
czytaj także
Wielka Brytania ma opuścić Unię Europejską już za niecałe sześć miesięcy. Artykuł 50 wymaga, aby brytyjski rząd i Unia Europejska uzgodniły wszystkie warunki opuszczenia wspólnoty przed 29 marca 2019 roku. W przeciwnym razie Wielka Brytania znajdzie się poza Unią bez jakiejkolwiek umowy – to tak zwana opcja „No Deal”. Latem tego roku kilkoro członków rządu premier Theresy May złożyło głośne rezygnacje w proteście przeciwko przyjęciu „planu z Chequers” – powszechnie krytykowanego dziś wewnątrz partii wspierających rząd, a zaciekle zwalczanego przez partie opozycyjne. Nie zanosi się na to, by miała zapanować zgoda co do warunków zapisanych w ustawie regulującej Brexit, a prawe skrzydło Partii Konserwatywnej coraz silniej skłania się ku poparciu właśnie opcji „No Deal”.
czytaj także
Mając na uwadze obecny stan negocjacji między Wielką Brytanią a Unią Europejską, jesteśmy głęboko zaniepokojeni brakiem uczciwej debaty nad Brexitem w samej Wielkiej Brytanii. Chociaż od referendum minęły ponad dwa lata, a artykuł 50 został uruchomiony półtora roku temu, wciąż nie jest jasne, czego właściwie chce brytyjski rząd, czego chce parlament, a czego oczekuje cały kraj. Na każdym z tych poziomów doszło do głębokich rozłamów i panuje kompletny zamęt.
Mimo uporczywych twierdzeń premier May, że „brak umowy jest lepszy niż zła umowa”, pewne jest tylko jedno: dla większości z nas opcja „No Deal” oznacza katastrofę. Z dnia na dzień handel między Wielką Brytanią a krajami Unii Europejskiej – o łącznej wartości 554 miliardów funtów – zacznie podlegać cłom i innym opłatom nakładanym zgodnie z regulacjami Światowej Organizacji Handlu. Jest wielce prawdopodobne, że spowoduje to załamanie się wielu łańcuchów produkcji i dostaw towarów. Z dnia na dzień stracimy swobodę podróżowania między Wielką Brytanią a krajami Unii, z oczywistymi konsekwencjami w portach i na lotniskach. Unijne regulacje prawne, które biorą w ochronę fundamentalne prawa pracowników, prawa człowieka oraz środowisko, przestaną obowiązywać – z nieprzewidywalnymi konsekwencjami dla całego społeczeństwa. Wszystkie udzielone przez Unię Europejską granty wspierające brytyjskie instytucje oraz inne projekty finansowane przez UE zostałyby w jednej chwili wstrzymane, co w wielu rozmaitych instytucjach wywoła chaos. Co zaś niepokoi najbardziej, między Irlandią Północną a Republiką Irlandii zostanie z dnia na dzień przywrócona szczelna granica, a to zagraża porozumieniu pokojowemu z Wielkiego Piątku, które położyło przecież kres czterdziestoletniemu konfliktowi.
Pewne jest tylko jedno: dla większości z nas opcja „No Deal” oznacza katastrofę.
Wszystkie te zdarzenia odczuje na własnej skórze każdy, kto przebywa na obszarze Zjednoczonego Królestwa, jednak żadne z nich nie stało się tematem demokratycznej dyskusji przed referendum. Żadne nie odpowiada na uzasadnione obawy milionów obywatelek i obywateli, którzy zagłosowali za Brexitem. Żadne z nich nie przybliża brytyjskiego społeczeństwa do „odzyskania kontroli nad krajem”.
Zamęt i podziały, jakie towarzyszą procesowi opuszczania Unii Europejskiej są w znacznym stopniu wywołane presją arbitralnie narzuconego terminu. Ten przymus uniemożliwia bowiem jakiekolwiek dyskusje. Nie ma tymczasem realnej konieczności, aby wszystkie ustalenia dotyczące Brexitu zostały poczynione akurat przed 29 marca 2019 roku, ta data została wyznaczona arbitralnie. Najważniejszą rzeczą dla Wielkiej Brytanii jest w tej chwili możliwość odbycia autentycznej, demokratycznej debaty – również z punktu widzenia zwolenników Brexitu, słusznie podnoszących skargi na niedemokratyczny charakter i brak jawności obecnego procesu. Demokracja potrzebuje jednak czasu, a czas właśnie się skończył.
Dlatego uważamy, że jako obywatelki i obywatele powinniśmy zgodzić się na chwilę wytchnienia od Brexitu i przesunąć termin wyjścia z Unii o rok, aby dać sobie czas na przeprowadzenie wyborów powszechnych. (Artykuł 50 pozwala na takie odroczenie, jeśli wnioskuje o nie kraj występujący z Unii, a Rada Europejska wyrazi na nie zgodę). To jedyna prawdziwie demokratyczna i niewykluczająca nikogo procedura. Takie rozwiązanie może oczyścić atmosferę i przyczynić się do ustąpienia niewydolnego rządu, który miota się między dwoma skrajnościami: między fanatycznymi zwolennikami Brexitu, którzy w cierpieniu mas społeczeństwa upatrują sposobność przynoszącą im polityczne zyski, a tymi, którzy gotowi są zaakceptować „brukselski pasztet” i pozostawić Wielką Brytanię w stanie zawieszenia, bez realnych widoków na trwałe relacje z Unią.
czytaj także
We wspólnym liście do ministra ds. Brexitu Dominica Raaba i głównego negocjatora UE Michela Barniera, koalicja 3Million wraz z koalicją British in Europe, wspólnie reprezentujące niemal 3 miliony brytyjskich obywatelek i obywateli w Zjednoczonym Królestwie oraz ponad milion w Unii Europejskiej, podkreśliły ryzyko, że „skutkiem ubocznym groźnej politycznej gry” prowadzącej do wyjścia z UE bez jakiejkolwiek umowy będzie pozbawienie tych osób należnych im praw. Podzielamy te obawy.
Odroczenie wykonania artykułu 50 dałoby niezbędny czas na demokratyczne wypracowanie takiej umowy, która ograniczy do minimum ludzkie koszty Brexitu i umożliwi nawiązanie korzystnej dla obu stron długofalowej relacji między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Zostało już bardzo mało czasu na uruchomienie takiego włączającego, demokratycznego procesu. Dlatego trzeba działać natychmiast.
czytaj także
Założyliśmy stronę na Facebooku oraz przygotowaliśmy platformę crowdfundingową dla naszej kampanii. Zapraszamy wszystkich, którzy chcą do nas dołączyć – niezależnie od tego, czy popierają Brexit, czy są mu przeciwni. Zapraszamy Brytyjki i Brytyjczyków, Europejki i Europejczyków, osoby o poglądach konserwatywnych i progresywnych. Będziemy z uporem walczyć o to, by nas wysłuchano, a nasze propozycje stały się przedmiotem debaty wszystkich Obywatelek i Obywateli oraz Parlamentu. Ani jeden problem Unii Europejskiej, ani jeden problem Wielkiej Brytanii nie zostanie rozwiązany przez nadmierny pośpiech w kwestii o tak olbrzymiej, historycznej wadze.
**
Artykuł ukazał się w serwisie openDemocracy na licencji Creative Commons Attribution 4.0 International. Z angielskiego przełożył Marek Jedliński.