Na przestrzeni ostatnich lat we wszystkich krajach V4 odbyły się wybory parlamentarne, czyli zmienili się liderzy połowy Grupy Wyszehradzkiej. Sytuację polityczną ocenia Dominik Héjj.
Można argumentować, że Grupa Wyszehradzka stanowi dziś główną oś polskiej dyplomacji. Specjalny akcent na tę nieformalną „koalicję” Polski, Czech, Słowacji i Węgier położyła polityka Prawa i Sprawiedliwości, stawiająca na budowanie regionalnej przeciwwagi dla polityki Brukseli. To wyraźna zmiana polityki zagranicznej ośmiu lat rządów PO-PSL, którą cechowała orientacja prozachodnia i rozbudowywanie sojuszy z Francją, Niemcami – nierzadko kosztem najbliższych partnerów.
czytaj także
W ostatnim czasie nad Wisłą stosunek do V4 wyznaczają preferencje polityczne. Podobnie jest zresztą z przyjaźnią polsko-węgierską. Bardzo upraszczając – jesteś zwolennikiem rządu, to cenisz wysoko V4 i współpracę z Budapesztem, jesteś przeciwnikiem, naśmiewasz się ze wszystkich niedostatków współpracy wyszehradzkiej, a także kolejnych politycznych +obrotów, przypominających bardziej „obrotowego” z piłki ręcznej aniżeli napastnika z piłki nożnej.
I do szabli, i do szklanki, i do antysemityzmu, i do illiberalizmu
czytaj także
Na przestrzeni trzech ostatnich lat we wszystkich krajach V4 odbyły się wybory parlamentarne. Do zmiany władzy w Polsce doszło w 2015 roku, a w Czechach przed kilkoma tygodniami. Przyjrzyjmy się sytuacji politycznej w nowej Grupie Wyszehradzkiej.
Wyszehrad wstaje z kolan wraz z Polską
Popatrzmy więc na polską sytuację w Grupie Wyszehradzkiej. Z racji narastającej presji międzynarodowej i politycznego układu w kraju, który nie sprzyja budowaniu pozycji międzynarodowej Polski, V4 stało się niejako legitymizacją skuteczności polskiej polityki zagranicznej, a także „dowodem” PiS na skuteczne budowanie wspólnoty politycznej regionu.
Zemsta frajerów, czyli Kaczyński, May i sojusz nikomu niepotrzebny
czytaj także
Taka postawa Polski prowadzi do poważnego zaburzenia proporcji pomiędzy pragmatycznym wykorzystaniem tej wspólnoty a nadawaniem jej romantycznej i ideowej wizji, która w pewnym momencie przeistoczyła się w podchwycenie hasła Viktora Orbána, wypowiedzianego na Forum Ekonomicznym w Krynicy, o „kontrrewolucji kulturalnej” zarządzanej z Budapesztu i Warszawy. Z której zresztą nic nie wyniknęło.
Grupa Wyszehradzka to wspólnota interesów, jednak w rozumieniu Kaczyńskiego i Orbana ogranicza się to do krytyki Unii Europejskiej i żądania jej reformy instytucjonalnej (poprzez powrót Komisji Europejskiej do kompetencji ściśle ujętych w traktatach oraz wzmocnienia głosów państw narodowych), a także do politycznego rozgrywania kryzysu migracyjnego. Krytyka polityki migracyjnej Brukseli i mechanizmu relokacji kwot to w tej chwili jedyne wyraziste wspólnotowe działanie V4, jednak i tutaj miałbym wątpliwości, bowiem Słowacy przyjęli ostatecznie kilka osób, a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zajmie się niewypełnianiem zobowiązań członkowskich przez Polskę, Czechy i Węgry. – Komisja Europejska ma nadzieję, że pozwane przez nią do Trybunału Sprawiedliwości Polska, Węgry i Czechy zdecydują się na wzięcie udziału w mechanizmie relokacji – oświadczył jej wiceszef Frans Timmermans.
Realpolitik autokraty
Przenieśmy się do Budapesztu, który w Grupie Wyszehradzkiej jeszcze przez pół roku sprawował będzie przewodnictwo. Przekaz Węgier jest jeden: polityczne znaczenie V4 jeszcze nigdy nie były tak silne. Tymczasem premier Orbán wykorzystuje Grupę Wyszehradzką do realizacji własnej polityki.
Do niespodziewanej volty ze strony Węgrów doszło w ostatnią niedzielę. Premier Viktor Orbán w wywiadzie dla „Die Welt am Sonntag” (weekendowe wydanie Die Welt) powiedział, że Węgry skłonne są wziąć udział w nowym mechanizmie relokacji (jego dotychczasowa, wypracowana w 2015 roku formuła została przez Budapeszt odrzucona), o ile Bruksela nie będzie wskazywała, których uchodźców ma przyjąć.
Węgry zadeklarowały też, że jeżeli pozostali partnerzy z Europy Środkowo-Wschodniej będą skłonne do podniesienia swoich zobowiązań na rzecz budżetu unijnego w perspektywie 2020-2026, to same podniosą go do 1,2% dochodu narodowego (GNI). Z jednej strony Orbán retorycznie atakuje Niemcy, a z drugiej buduje z nimi świetne relacje gospodarcze i niczego nie wyklucza. Podobną rolę pełni niedzielna volta Orbána w sprawie przyjęcia uchodźców. Tak Czechom, jak i Słowakom specjalnie ona nie przeszkadza, natomiast w Polsce odczytywana jest jako „zdrada” bądź „sprzeniewierzenie” się wcześniejszym deklaracją. Z tym, że tak właśnie funkcjonuje polityka.
I tak właśnie na „wspólnym froncie” V4 pojawiło się kolejne pęknięcie.
Czy zrobią sobie prawicowy raj? [Przewodnik po czeskich wyborach]
czytaj także
Czesi i Słowacy za Wyszehrad umierać nie będą
Na Słowacji władzę wciąż sprawuje Robert Fico, zaś rozpisane na 8 kwietnia 2018 roku wybory na Węgrzech z pewnością wygra Viktor Orbán.
Ale tak w polityce Fico, jak i Orbána próżno szukać jakichś stałych. Dzisiaj liderem europejskiej integracji jest zdecydowanie Słowacja, która przyjęła euro i tym samym ma niemalże zagwarantowane miejsce w jądrze Unii Europejskiej, jeśli weźmiemy pod uwagę scenariusz Europy różnych prędkości. W podpisanej w październiku ubiegłego roku deklaracji pomiędzy prezydentem Republiki Słowacji, Andriejem Kiską, premierem Robertem Fico i Andrejem Danko, przewodniczącym Rady Narodowej, zawarto twierdzenie, że członkostwo w Unii Europejskiej, jak i współpracy euroatlantyckiej to priorytety słowackiej polityki zagranicznej. Co istotne, zapisano tam także, że Słowacja chce dalszej integracji z Grupą Wyszehradzką, jednak jeśli UE będzie postępowała pogłębiona współpraca i szybsza integracja, to Słowacja będzie chciała być jej częścią. A zatem Grupa Wyszehradzka jako „hamulcowy” tudzież przeciwwaga dla integracji europejskiej zostanie przez Bratysławę odrzucona.
Czesi: Uciekajmy z Wyszehradu, ta grupa związuje ręce i psuje opinię
czytaj także
Tymczasem na czeskiej scenie politycznej mieliśmy do czynienia z trzęsieniem ziemi. Wybory parlamentarne w Czechach odbyły się przed kilkoma tygodniami. Do władzy doszedł Andrej Babiš. Ten urodzony na Słowacji lider antyestablishmentowej partii ANO uważa, że państwem można kierować jak firmą.
czytaj także
Po prounijnym socjaldemokracie Bohuslavie Sobotce, który czynił wiele, by Praga słyszana była w jądrze Europy, przystąpiła do strefy euro a także pozostała w jądrze UE, rozumianym jako szeroka integracja na wszystkich polach.
czytaj także
Premier Babiš (który wczoraj nie uzyskał wotum zaufania w czeskim parlamencie), uważa z kolei, że w najbliższym czasie Republika Czeska nie zamierza przyjąć euro jako wspólnej waluty z powodu nieukończonego procesu konwergencji i zagrożenia inflacją. Nie śpieszy się, bo poparcie dla europejskiej integracji w Czechach jest w sondażach opinii publicznej najniższe w Europie.
Jak zauważa Martyna Wasiuta, politolog z portalu czeskapolityka.pl, zdaniem nowego premiera Czechy powinny być aktywnym członkiem Unii Europejskiej z racji historycznych, gospodarczych, geopolitycznych, a także podzielania wspólnego systemu wartości. Jednocześnie Babiš opowiada się za postulowanymi reformami UE, a także aktywnym uczestnictwie w ich wdrażaniu.
Grupa V5? Nie tak szybko
Ciekawym pytaniem, które padło w czasie wspólnej konferencji prasowej premiera Mateusza Morawieckiego i Viktora Orbána, było ewentualne powiększenie współpracy V4 o Austrię i nowego prawicowego kanclerza Sebastiana Kurza, który z jednej strony popiera wizję polityki migracyjnej Grupy Wyszehradzkiej, ale deklaruje też poparcie dla uruchomionego przeciwko Polsce art. 7.
KE uruchomi wobec Polski artykuł 7 traktatu UE. Piłka jest po stronie opozycji
czytaj także
Orbán stwierdził wówczas, że nikt rozszerzenia nie rozważa. Swoją drogą, dostępna jest przecież i z powodzeniem zresztą stosowana inicjatywa V4+, w ramach której spotkania odbywają się nie tylko z krajami Bałkanów Zachodnich, ale także Rumunii i Bułgarii. Szczególnie te dwa ostatnie kraje wykazują duże zainteresowanie współpracą z Brukselą i również wykazują polityczną wolę do szybkiego przyjęcia Euro. Oznaczałoby to, że w regionie sprawę tę, przynajmniej na razie, odrzucają tylko Polska i Węgry, a Czechy odkładają ją w czasie.
Inną sprawą jest jeszcze kwestia współpracy Słowacji, Czech i Austrii w ramach tzw. trójkąta sławkowskiego, która być może w najbliższym czasie będzie pogłębiała współpracę. Jeśli dodać do tego obecnie niezwykle trudne relacje węgiersko-rumuńskie, to zrozumienie otaczającej nas w regionie polityki i przewidywanie jej dynamik stanie się jeszcze trudniejsze, a kolejne polityczne decyzje wszystkich liderów V4 będą jeszcze bardziej tę sprawę komplikowały.
**
dr Dominik Héjj, politolog, redaktor naczelny portalu www.kropka.hu poświęconego węgierskiej polityce.