W swoim exposé Giorgia Meloni podkreślała, że w podejściu do „nielegalnych” chodzi m.in. o kwestię suwerenności Włoch. Jednocześnie łodzie straży przybrzeżnej kursują nieustannie i podejmują rozbitków z morza, wysadzając ich na włoskim brzegu. Tak jak zawsze.
We wrześniu, podczas kampanii wyborczej do włoskiego parlamentu, na Piazza Dalmazia we Florencji wyfioczona dama wręczyła mi ulotkę z podobizną uśmiechniętego Matteo Salviniego i hasłem: „Żadnych wyokrętowań. Zrobiliśmy to już raz i zrobimy ponownie”.
Do czego nawiązywała ulotka? Salvini, szef partii, która dawniej nazywała się Ligą Północną, a której pełna nazwa dziś brzmi „Liga za Salvinim na Premiera”, był przez kilkanaście miesięcy w latach 2018–2019 szefem włoskiego MSW. W tamtych czasach, gdy jego zawrotna kariera oparła się na kampanii nienawiści wobec obcych, sondaże dawały mu ponad 30 proc. Jako minister forsował (głównie werbalnie) politykę „zamkniętych portów” dla statków przywożących rozbitków. Dodajmy: niektórych statków, wybieranych przez Salviniego na chybił trafił.
Mimo to jednostki organizacji pozarządowych oraz włoska marynarka nieprzerwanie podejmowały z morza śmiałków, którzy szukali lepszego życia w Europie, a za Salvinim do dziś ciągną się procesy o niewpuszczanie do tzw. bezpiecznego portu – miejsca, w którym nie grozi im prześladowanie – straumatyzowanych nieszczęśników. Udzielanie pomocy rozbitkom nie jest kwestią widzimisię jakiegokolwiek ministra, lecz prawa międzynarodowego, a także włoskiego.
Z otrzymanej ulotki dowiedziałem się, że w czasie „panowania” Salviniego przyjazdy nielegalnych imigrantów zostały zatrzymane (kłamstwo numer 1) i że wystarczy powrót tego pana do rządu, by „znowu” je powstrzymać. To kłamstwo numer 2, o czym świadczą wydarzenia z ostatnich dni.
czytaj także
Pod koniec października kilka statków organizacji pozarządowych wyłowiło z morza nieco ponad tysiąc rozbitków. Zgodnie z międzynarodowym prawem – a także zwykłym ludzkim odruchem – osobie potrzebującej pomocy (np. takiej, która znajduje się na tonącej łodzi) przychodzi się z pomocą i odstawia się ją do bezpiecznego portu.
Statki ruszyły więc w stronę Włoch – bo przecież nie Libii, z której większość tzw. nielegalnych (ulubione określenie włoskiej prawicy) ucieka. Chyba już każdy słyszał, co ich spotyka, gdy trafiają do libijskich obozów-więzień. Przez kilkanaście dni statki oczekiwały na pozwolenie rządu włoskiego wpłynięcia do portu. Na podobne wezwania władze Malty tradycyjnie nie odpowiadały.
Nowy minister spraw wewnętrznych Matteo Piantedosi, doświadczony urzędnik, współpracujący już z Salvinim, a potem z jego następczynią, Lucianą Lamorgese, oświadczył, że ani jedna osoba z pokładu statku organizacji pozarządowych nie zostanie przyjęta na włoski brzeg, bo jak powtarza premier Giorgia Meloni (szefowa Braci Włoch, którzy w tegorocznych wyborach zastąpili Ligę na czele włoskiej prawicy), „należy przestrzegać prawa” i „chronić granice Europy”.
W wygłoszonym w parlamencie exposé Meloni podkreślała, że w podejściu do „nielegalnych” chodzi także o kwestię suwerenności Włoch. Jednocześnie łodzie straży przybrzeżnej kursują nieustannie i podejmują rozbitków z morza, wysadzając ich na włoskim brzegu. Tak jak zawsze. Na dziesięciu desperatów, którzy docierają do włoskiego brzegu, 8–9 odstawia do bezpiecznego portu włoska marynarka. Reszta to tzw. autonomiczne wyokrętowania (czyli próby dotarcia do brzegu na własną rękę) lub asysta statków NGO.
„Pozostający ładunek ma opuścić nasze wody”
– Nasza linia jest humanitarna i twarda – powtarza Piantedosi (kłamstwa numer 3 i 4). O humanitaryzmie zresztą mówią wszyscy przedstawiciele prawicy, którzy zabierają w tej sprawie głos. W końcu Piantedosi musi ustąpić: po wizycie włoskich lekarzy na pokładach dwóch statków, „Humanity 1” (należącego do niemieckiej SOS Humanity) i „Geo Barents” (Lekarze bez Granic) minister zezwala w niedzielę, by na ląd w Katanii zeszły dzieci, matki, rodziny z małymi dziećmi oraz osoby w kiepskim stanie.
Na „Humanity 1” zostaje 35 mężczyzn (spośród 214 rozbitków), na „Geo Barents” 215 (spośród 572). MSW nakazuje obu statkom opuścić włoskie wody z „pozostającym ładunkiem” (carico residuale, co można też przetłumaczyć jako „ładunek odpadowy”) – jak uprzejmy był zdefiniować migrantów minister Piantedosi. Kapitanowie odmawiają wykonania niezgodnego z prawem polecenia i zapowiadają sprawy we włoskich trybunałach.
Ministrowi mięknie linia…
W poniedziałek minister nagle zmienia zdanie co do trzeciego statku, „Rise Above” (należący do Mission Lifeline) z 89 migrantami, i zezwala na zejście na ląd wszystkich w porcie Reggio Calabria. Tym razem nie oddziela kobiet i dzieci od „ładunku zbytecznego”, ale nadal mówi „nie” mężczyznom pozostającym na „Humanity 1” i „Geo Barents”. Szyki znów psują mu włoscy lekarze, którzy ponownie wchodzą na pokłady statków, badają nieszczęśników i oceniają, że ich stan psychiczny pogorszył się na tyle, że nie mogą dłużej przebywać na pokładzie okrętu. We wtorek rano, 8 listopada, „Rise Above” dociera do Reggio Calabria, gdzie na ląd schodzą wszyscy pasażerowie.
czytaj także
Czwarty statek, „Ocean Viking” (Sos Méditerranée) z 234 migrantami nie czeka na zmiłowanie ministra, obiera kurs na Francję – otrzymał gwarancje prezydenta Macrona, że tam zostanie przyjęty (w piątek rano spodziewany jest w porcie w Tulonie).
…ale rząd ogłasza sukces
Prawicowe media we Włoszech i Meloni ogłaszają sukces: obronili granice (potwierdził to także przyjaciel Meloni, Viktor Orbán, składając jej oficjalne gratulacje), zmusili inny kraj do przyjęcia części migrantów. Meloni dzwoni do Macrona, by mu osobiście podziękować. Zaraz potem francuski rząd wydaje komunikat, w którym ostro potępia rząd włoski, przypominając mu, że jest głównym beneficjentem solidarnościowych funduszy europejskich i że w takim razie powinien sam tę solidarność okazywać.
Wcześniej Włochy zjechała Komisja Europejska, przypominając z kolei, że biorą one z Brukseli pieniądze za kierowanie akcjami ratunkowymi na morzu i za przyjmowanie każdego pojedynczego migranta. To po tej reprymendzie Piantedosi zmienia zdanie w sprawie trzeciego statku.
„Naszym celem jest obrona praworządności, bezpieczeństwa i godności każdej osoby (kłamstwa nr 5, 6 i 7). Dlatego chcemy powstrzymać nielegalną imigrację, uniknąć kolejnych śmierci w morzu i walczymy z handlarzami ludźmi. Obywatele prosili nas o obronę granic i ten rząd nie złamie danego słowa”, pisze Giorgia Meloni. Ta, która przez lata mówiła o konieczności wprowadzania blokady morskiej i wysadzaniu statków NGO.
Oto więc nowy przekaz rządowy dla wyborców: zgodnie z prawem i sumieniem wyławiamy z morza dziesiątki tysięcy rozbitków (od objęcia urzędu przez Meloni już kilkanaście tysięcy), ale niektórym z nich pokazujemy, jak jesteśmy twardzi i przetrzymujemy ich nieco dłużej na morzu, a dwustu nawet zmusiliśmy do odpłynięcia gdzie indziej.
Tak włoska prawica wyobraża sobie „suwerenność” i „obronę nienaruszalności granic”. Co ich obchodzi praca u podstaw? Po pierwsze – na rzecz pokoju w Libii, bo bez niego żadne antyimigracyjne dekrety i slogany Salviniego, Meloni czy Piantedosiego nie będą miały najmniejszego znaczenia. Po drugie, na rzecz zmiany traktatów dublińskich, na mocy których Włochy jako kraj pierwszego kontaktu wziął na siebie odpowiedzialność za migrantów (jedną z wersji tych umów podpisał prawicowy rząd Silvio Berlusconiego w 2013 roku).
Ale do zmiany traktatów rząd Meloni musiałby przekonać m.in. swoich europejskich „przyjaciół”, jak Węgry i Polska, które – oczywista oczywistość – nie kiwną palcem. Włochom pozostaje więc ogłaszanie sukcesów, „twardej linii” i jednoczesne chwalenie się „humanitarnością”. Cena niewielka: przedłużenie od czasu do czasu o parę dni cierpień garstki nieszczęśników, którzy mieli pecha, że nie trafili na włoską straż przybrzeżną, lecz na tak znienawidzone przez prawicę statki organizacji pozarządowych.
Włochy to my
– Decyzję władz sanitarnych, żeby wszyscy obecni na pokładach statków zeszli na ląd, uznając ich za słabych na podstawie ewentualnego ryzyka wystąpienia problemów psychologicznych, uznaliśmy za dziwaczną – oświadczyła premier Giorgia Meloni podczas zgromadzenia z grupami parlamentarnymi Braci Włoch.
Dodała, że w ludzi na pokładach statków NGO nie należy nazywać rozbitkami, lecz migrantami. „W kwestii migrantów rządy lewicy pielęgnowały sytuację całkowitego bezprawia” – uzupełniała. Odniosła się też do krytyki za strony Francji i opozycji we Włoszech: „Lewica działa przeciwko włoskiemu interesowi narodowemu i wydaje się zadowolona, gdy Włochy są atakowane i upokarzane, ale my pracujemy na rzecz Włoch szanowanych na arenie międzynarodowej. Kiedy jest szacunek, jest też chęć znalezienia wspólnych rozwiązań”.
Skrajna prawica idzie po władzę we Włoszech. Kto może ją powstrzymać?
czytaj także
Minister Piantedosi, zapytany przez dziennikarzy, czy wstydzi się słów o „zbytecznym ładunku”, odpowiedział: „Nie przyjmujemy od nikogo lekcji z praw człowieka”.
W nocy z 9 na 10 listopada na Lampedusę dotarła łódź z 36 osobami, które wyruszyły z Tunezji. Wśród nich ciało 20-dniowego niemowlaka z Wybrzeża Kości Słoniowej. Cierpiał na chorobę układu oddechowego. Matka pragnęła znaleźć dla niego lekarzy w Europie. Zmarł z wyziębienia, podobnie jak 20-letnia migrantka dzień wcześniej, która zmarła już po zejściu na ląd, w klinice na Lampedusie.
**
Bartosz Hlebowicz – antropolog, doktor nauk humanistycznych (UJ). Prowadził badania wśród niewielkich grup tubylczych USA i Kanady. Jest autorem książki Odnaleźć nasze prawdziwe ścieżki. Nanticoke Lenni-Lenapowie i Oneidowie ze Wschodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych (2009), a także tłumaczem książek o tematyce indiańskiej (m.in. Ligi Irokezów Lewisa H. Morgana, 2011). Pracuje jako korespondent „Gazety Wyborczej” z Włoch, mieszka we Florencji.