Sąd uznał przywódczynię francuskich nacjonalistów oraz grupę jej współpracowników za winnych zdefraudowania kilku milionów euro w ciągu dwunastu lat pełnienia funkcji europarlamentarnych. Wyrok pozbawia Le Pen szansy na kandydowanie w wyborach prezydenckich w 2027 roku, a jej zwolennicy mówią o „sędziowskim zamachu stanu” – czy słusznie?
Ciemne chmury gromadziły się nad liderką Zjednoczenia Narodowego (RN) przynajmniej od kilku miesięcy. Wraz z kolejnymi doniesieniami coraz bardziej realna stawała się groźba niekorzystnego dla Le Pen rozstrzygnięcia procesu sądowego, w którym śledczy przyglądali się kreatywnej księgowości jej partii z czasów, gdy działała ona jeszcze pod szyldem Frontu Narodowego (FN) i reprezentację miała wyłącznie w Parlamencie Europejskim.
Jak nacjonalistyczni europosłowie ukradli 4,6 miliona euro
Paryski sąd, po kilkuletnim śledztwie i formalnym rozpoczęciu procesu we wrześniu ubiegłego roku, 31 marca ogłosił swoją decyzję – ponad dwudziestu obecnych i byłych członków FN/RN zostało uznanych za winnych uczestnictwa w defraudacji funduszy publicznych podczas swojej aktywności w europarlamencie. W ciągu dwunastu lat (od 2004 do 2016) w sposób systematyczny zdefraudowano przynajmniej 4,6 miliona euro, wykorzystując do tego fikcyjne zatrudnienie kilkudziesięciu osób w roli asystentów parlamentarnych. Zaprzestano procederu dopiero w momencie wykrycia nieprawidłowości przez organy unijne, a następnie odmawiano wszelkiej współpracy ze śledczymi.
Sąd powstrzyma Le Pen przed ponownym ubieganiem się o prezydenturę?
czytaj także
Wśród beneficjentów tej zorganizowanej kradzieży znaleźli się chociażby ówczesny partner Marine Le Pen (Louis Aliot), jej siostra (Yann Le Pen), ale także kamerdyner (Gérald Gérin) czy ochroniarz (Thierry Légier) Jeana-Marie Le Pena. W teorii wszyscy pełnili różnego rodzaju obowiązki europarlamentarne, otrzymując co miesiąc po kilka tysięcy euro pensji, mimo że często nie pojawiali się nawet w Brukseli i w rzeczywistości wykonywali inne prace dla partii lub jej przywódców. Fikcyjni pracownicy europarlamentu zarobki zatrzymywali dla siebie, ale cały proceder miał służyć przede wszystkim interesom Frontu Narodowego, redukującego własne koszty.
Kolejni działacze partyjni byli odpowiedzialni za organizację systemu, w ramach którego fundusze unijne zastępowały wydatki normalnie ponoszone przez FN, co z kolei pozwalało wykorzystywać oszczędności w innych celach. Ten fakt skłonił sędziów do ukarania również samej partii – nacjonaliści będą musieli zapłacić 2 miliony euro grzywny, nie licząc miliona już skonfiskowanego w czasie śledztwa. To bolesna sankcja, która utrudni prowadzenie kampanii wyborczych w najbliższym czasie. Jeszcze większe kontrowersje budzi jednak pozbawienie biernego prawa wyborczego kilku polityków RN, w tym Marine Le Pen, przywódczyni partii i według sondaży wczesnej faworytki w następnej kampanii prezydenckiej.
Triumf sprawiedliwości czy proces polityczny?
Chociaż skazanym przysługuje prawo do apelacji, to w przypadku m.in. Marine Le Pen zdecydowano o prowizorycznej egzekucji postanowienia o odebraniu możliwości ubiegania się o urzędy publiczne. Sąd uznał, że liderka FN/RN znajdowała się w samym centrum przestępczej operacji, wykazując pogardę dla praw unijnych i francuskich. Stąd poza grzywną 100 tysięcy euro i pozbawieniem wolności na okres czterech lat (dwa w zawieszeniu) decyzja o karze niewybieralności wyborczej na najbliższe pięć lat z efektem natychmiastowym.
W konstytucji i żółtych pantoflach. Rok temu Francja zagwarantowała kobietom wolność
czytaj także
Pozbawienie biernego prawa wyborczego stanowi standardową procedurę w przypadkach defraudacji funduszy publicznych i podobnie potraktowany został chociażby François Fillon – w 2020 roku były premier usłyszał wyrok skazujący za fikcyjne zatrudnianie członków rodziny w roli asystentów parlamentarnych i utracił szansę na ubieganie się o urzędy do końca trwającej dekady. Jako że konserwatysta już wcześniej wypadł z pierwszej ligi politycznej, to postanowienie sądu przeszło bez większego echa. Inaczej ma się sprawa z aktualnie prowadzącą w sondażach prezydenckich Le Pen.
Nacjonaliści i ich sojusznicy uruchomili kampanię w obronie Marine, przedstawiając ją jako ofiarę „oligarchii”, „czerwonych sądów” i „procesu politycznego”. Jej wykluczenie z wyborów ma oznaczać „egzekucję francuskiej demokracji”. W podobnym tonie wypowiada się międzynarodowa prawica – od Viktora Orbána, poprzez Matteo Salviniego, aż po Elona Muska. Nacjonalistkę poparł również Kreml, krytykując Francję za „naruszanie standardów demokratycznych”. W Polsce tezy o „sędziowskim zamachu stanu” powtarzali politycy Konfederacji i PiS-u.
Natomiast sędziowie w swoim orzeczeniu zwracali uwagę, że politycy nie stoją ponad prawem, niezależnie od swojej popularności. Pobłażliwość dla Le Pen sugerowałaby bezkarność liderów sondaży i przyzwolenie na defraudowanie pieniędzy publicznych. Zarazem juryści są zgodni, że kara dla przywódczyni RN jest zgodna z literą prawa, przewidującego w określonych sytuacjach możliwość prowizorycznej egzekucji zakazu ubiegania się o urzędy publiczne. Sama Marine w przeszłości wielokrotnie apelowała o bezlitosne aplikowanie istniejących przepisów karnych i zero tolerancji dla przestępców, ale chyba nie spodziewała się, że sama wyląduje na ławie oskarżonych – na razie zapowiedziała apelację od wyroku, podczas gdy jej ugrupowanie musi zrewidować swoją strategię na najbliższe dwa lata.
Czy partia Le Penów wygra bez Le Pen?
W kwietniu 2027 roku powinna mieć miejsce pierwsza tura następnych wyborów prezydenckich. Emmanuel Macron nie będzie miał możliwości ubiegania się o kolejną kadencję, co w połączeniu z dyskwalifikacją Le Pen oznacza, że w drugiej turze nie zobaczymy żadnego z kandydatów, którzy mierzyli się w dogrywce przy ostatnich dwóch głosowaniach. Wyścig może więc być bardziej otwarty, niż się spodziewano.
czytaj także
Faworytem do zastąpienia Marine w roli reprezentanta RN w nadchodzącej kampanii jest Jordan Bardella, przewodniczący partii i jej kandydat na premiera w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych. Młody polityk jest popularny, ale nie ma gwarancji, że zostanie uznany przez Francuzów za odpowiedniego na stanowisko prezydenta – zwłaszcza że przynajmniej kilku innych prawicowych i skrajnie prawicowych konkurentów ostrzy sobie zęby na Pałac Elizejski, na czele z Érikiem Zemmourem i aktualnym szefem MSW Bruno Retailleau.
Skazanie Marine Le Pen wielu potraktuje jako swoją szansę, chociaż widać też, że Zjednoczenie Narodowe spróbuje obrócić sytuację na swoją korzyść. Problemy sądowe nie zaszkodziły Trumpowi i francuscy nacjonaliści obecnie stosują podobną retorykę, co przed paroma miesiącami amerykański prezydent, pozycjonując się w roli ofiar zepsutego systemu. Pytanie, jak taką narrację połączą z faktem, że jednocześnie tolerują liberalno-konserwatywny rząd Bayrou, rządzący z nadania prezydenta Macrona?
We francuskiej polityce jest obecnie więcej niewiadomych niż odpowiedzi, a dyskwalifikacja Le Pen z wyścigu prezydenckiego dodaje kolejny znak zapytania. Przeciwnicy RN liczą na osłabienie nacjonalistycznej partii, ale równie dobrze „męczeństwo” Marine może wzmocnić antysystemowy wizerunek Zjednoczenia Narodowego, spychając na dalszy plan trwającą współpracę z macronistami. Na ten moment Francja pokazała, że jej system prawny nie stawia wpływowych polityków ponad prawem i potrafi być surowy w przypadkach defraudacji funduszy publicznych – nie ma jednak pewności, czy podobnie wyrok obciążający całe RN zinterpretują wyborcy.