Problemy Zjednoczonej Prawicy z przestrzeganiem praworządności coraz bardziej oddalają nas od szansy na przeprowadzenie zielonej transformacji i odbudowy polskiej gospodarki po pandemicznym tąpnięciu. Przybliżamy się jedynie do bezpowrotnej utraty środków na realizację tych celów. Najnowszy raport Fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi wskazuje, że Polsce koło nosa może przejść nawet 170 mld euro.
Dla porównania eksperci i ekspertki przypominają, że przez 15 lat obecności w Unii Europejskiej dostaliśmy z jej budżetu w sumie 140 mld euro na czysto. Teraz w grze do wydania znów są ogromne pieniądze, ale ze strony polskich władz nie widać woli ich przyjęcia.
Zamiast tego – mamy ogromny chaos w polityce zagranicznej, zaś najwyżsi oficjele rządowi w niewybredny sposób malują przed nami polexitowe scenariusze lub zaogniają konflikt z Komisją Europejską. Premier Mateusz Morawiecki twierdzi, że poradzimy sobie bez unijnych środków. Z kolei minister edukacji na antenie publicznego radia porównał europejską praworządność do „szmaty”.
Skarga bez podstaw?
Problem w tym, że pod hasłem „praworządność” kryje się choćby zobowiązanie państw członkowskich do respektowania niezależności sądownictwa, którą nad Wisłą zniszczyły reformy Zjednoczonej Prawicy. Wśród „grzechów” polskiego rządu wymienia się między innymi upolitycznienie Trybunału Konstytucyjnego i Krajowej Rady Sądownictwa, jak również stawianie prawa krajowego ponad unijnym.
Wersja Przemysława Czarnka brzmi tak: „Praworządnością jak szmatą wyciera się wszystkie niepraworządne, niezgodne z prawem działania i Komisji Europejskiej, i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Przecież nie musimy wymieniać tych wszystkich skandalicznych orzeczeń, jak choćby w sprawie Turowa, czy skandalicznych orzeczeń, jak choćby w sprawie polskiego wymiaru sprawiedliwości”.
Pod koniec 2020 roku liderzy państw członkowskich uznali bowiem, że budżet Wspólnoty i Fundusz Odbudowy należy zamknąć przed tymi podmiotami, które nie stosują się do europejskich standardów państwa prawa.
Polska i Węgry – jak na przysłowiowych i antyeuropejskich bratanków przystało – przeciwko wiązaniu funduszy z praworządnością protestują od dawna. Decyzję, którą poparły pozostałe kraje i większość Parlamentu Europejskiego, zaskarżyły do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) w Luksemburgu. Wyrok w tej sprawie zapadnie w 2022 roku.
– Już teraz jednak opinię na ten temat wydał rzecznik generalny TSUE. Manuel Campos Sánchez-Bordona wskazał, że zaskarżenie zasady „pieniądze za praworządność” nie ma podstaw prawnych. A to oznacza, że groźba utraty unijnych środków staje się coraz bardziej realna – mówi Małgorzata Kwiędacz-Palosz, prawniczka w ClientEarth i autorka analizy Kryzys praworządności oddala nas od zielonego dobrobytu, przypominając jednocześnie, że choć stanowisko Sáncheza-Bordony nie jest tożsame z orzeczeniem Trybunału, argumenty rzeczników zwykle podzielają sędziowie.
Przepadną miliardy
W związku z trwającym konfliktem unijni komisarze nie zatwierdzili polskiego Krajowego Planu Odbudowy, który Wspólnota zamierzała zasilić kwotą około 58 mld euro w ramach Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększenia Odporności.
„Pieniądze te miały służyć między innymi odbudowie gospodarki po pandemii koronawirusa i chronić społeczeństwa przed jej negatywnymi skutkami. Znaczna część z nich miała być przeznaczona na ochronę środowiska, w tym ochronę klimatu, transformację sektora energetycznego oraz poprawę jakości powietrza” – wskazują eksperci ClientEarth.
czytaj także
Ale to niejedyne źródła, które zamknie przed nami upór polskiego rządu. Jak wielka jest skala tego zagrożenia? Właśnie tę kwestię wraz z zespołem ekspertów przeanalizowała Małgorzata Kwiędacz-Palosz. Na czym polega jednak wyjątkowość tego opracowania, biorąc pod uwagę fakt, że dyskusja o potencjalnych unijnych sankcjach trwa od wielu miesięcy?
– Dotychczas publikowane analizy na ten temat były raczej ogólne i alarmowały po prostu, że szeroko pojęte fundusze są zagrożone. My pokazujemy, z jakimi dokładnie środkami i z których funduszy Polska może się pożegnać, i na co miała je przeznaczyć. Weszliśmy więc z nieco abstrakcyjnej debaty na poziom ekspercki i precyzyjny – dodaje nasza rozmówczyni.
A skoro o konkretach mowa, to – jak podliczyli specjaliści z ClientEarth – łączne wsparcie dla Polski z budżetu UE na lata 2021–2027 może wynieść nawet 170 mld euro.
„To bardzo konkretne środki, stanowiące niemal dwukrotność dochodów budżetu państwa zakładanych na 2021 rok (483 mld zł). Jedna czwarta z nich już dziś mogłaby służyć finansowaniu odchodzenia od węgla i transformacji w kierunku neutralności klimatycznej, jednak ze względu na trwający kryzys praworządności środki te na razie nie trafiły do Polski. Ewentualny brak nawet części z tych środków spowoduje konieczność rewizji krajowego budżetu, ograniczenia potrzebnych wydatków lub poszukiwania i pozyskania finansowania z alternatywnych źródeł” – czytamy w opracowaniu fundacji.
PiS do Unii: Chcecie praworządności? To my strzelimy Polsce w łeb
czytaj także
Wśród zagrożonych środków Fundacja ClientEarth wymienia te wypłacane w ramach: Funduszu Odbudowy – Krajowego Planu Odbudowy; nowego budżetu UE, objęte Umową Partnerstwa, na które składają się środki z: Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, Funduszu Spójności, Europejskiego Funduszu Morskiego i Rybackiego; Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, wdrażanego na podstawie Krajowego Planu Sprawiedliwej Transformacji oraz środki wypłacane rolnikom w ramach Wspólnej Polityki Rolnej, to jest z Europejskiego Funduszu Rolniczego Gwarancji i Europejskiego Funduszu Rolnego na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich.
Szczególne znaczenie dla kraju, który – tak jak cały świat – będzie musiał zmierzyć się z katastrofą klimatyczną, mają środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Aby przetrwać, musimy porzucić węgiel i przestawić się na zeroemisyjne źródła energii. A to nie wydarzy się bez porządnego zastrzyku gotówki, zwłaszcza jeśli chcemy, by zamykanie kopalń nie odbywało się kosztem pracujących tam ludzi i kosmicznych podwyżek cen prądu. Istotne – jak podkreśla ekspertka – jest zwłaszcza to, jak decyzje polskich władz wpłyną na regiony górnicze. To prawdopodobnie one najbardziej ucierpią na wstrzymaniu przelewów z Brukseli.
– Polska jest największą beneficjentką Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Przypada nam z niego aż 20 proc., czyli 3,8 mld euro. Rząd bez tych pieniędzy nie będzie w stanie zapewnić zielonej transformacji dla regionów węglowych, jak Górny Śląsk, Wielkopolska Wschodnia i region wałbrzyski – wyjaśnia Małgorzata Kwiędacz-Palosz, podkreślając, że praworządność ma ogromny wpływ na wiele aspektów funkcjonowania państwa, społeczeństwa i gospodarki, w tym ochronę środowiska i walkę ze zmianą klimatu.
Nieprzestrzeganie norm i wartości Unii Europejskiej oznacza, że realizacja koniecznych dla przeprowadzenia zielonej transformacji działań, jak budowa nowych źródeł niskoemisyjnych (OZE i kogeneracyjnych), modernizacja sieci elektroenergetycznych, poprawa efektywności energetycznej, budowa gospodarki wodorowej, a także rozwój prosumeryzmu zbiorowego, nie będzie możliwa.
– Zima to także moment, w którym Polki i Polacy słyszą o wymianie tak zwanych kopciuchów na niskoemisyjne źródła energii. Tymczasem kryzys praworządności pozbawia nas środków, które miały przecież zostać przeznaczone na poprawę jakości powietrza w ramach pozbywania się pieców węglowych. Skąd rząd chce wziąć na to pieniądze? – zastanawia się nasza rozmówczyni.
Tu znów chodzi o konkretną kwotę, która miała pokryć koszty dalszego funkcjonowania Programu Czyste Powietrze. Mowa o 3,2 mld euro pochodzących z Funduszu Odbudowy. Koalicja rządząca nie przedstawiła dotąd żadnych propozycji uporządkowania kwestii praworządności. – Mimo to cały czas nawołuje obywateli do składania wniosków o dopłaty do wymiany kopciuchów – kwituje prawniczka.
czytaj także
To niemal przesądzone
W raporcie jej autorstwa czytamy zaś, że jednym z głównych celów przygotowania analizy było oszacowanie ryzyka permanentnego zamrożenia środków unijnych. Prawnicy z ClientEarth nie mają dobrych wiadomości, bo swoją ocenę opierają między innymi na sytuacji regionów, które przyjęły uchwały wymierzone przeciwko osobom LGBT+ i w związku z tym straciły fundusze.
– W tych przypadkach KE wysyłała wcześniej jasne sygnały, że dojdzie do zatrzymania przepływu środków, jednak władze lokalne nic z tym nie zrobiły. Teraz mamy do czynienia z taką samą sytuacją. Bruksela wprost upomina Polskę o przestrzeganie zasady państwa prawa i nie kryje, że zamierza wycofać się ze wsparcia – słyszymy od naszej rozmówczyni, która prawdopodobieństwo spełnienia się najczarniejszego scenariusza ocenia bardzo wysoko.
– Zmiany legislacyjne proponowane przez rząd idą w przeciwnym kierunku, niż wymaga tego KE. Gdy komisarze unijni wzywają rząd do zapewnienia niezależności sędziów, minister sprawiedliwości prezentuje projekt ustawy dotyczący wprowadzenia dwóch szczebli sądów powszechnych i ujednolicenia statusu sędziowskiego, która jeszcze bardziej ową niezawisłość uszczupli. Polska nie wykazuje żadnych chęci do porozumienia ze Wspólnotą, która jest w pełnej gotowości, by uruchomić zapowiedziany mechanizm i nie zatwierdzić Krajowego Planu Odbudowy. To na pewno nie skończy się dla nas dobrze – podsumowuje Małgorzata Kwiędacz-Palosz.