Możliwe, że Castets byłaby do przyjęcia dla części prezydenckiego obozu, jednak sama zainteresowana stanowczo wyklucza jakąkolwiek formę koalicji z macronistami. Zarówno ona, jak i stający za nią partyjni liderzy, zdają sobie sprawę, że takie porozumienie oznaczałoby bankructwo projektu Nowego Frontu Ludowego i przysporzyłoby poparcia skrajnej prawicy.
Odbywające się na przełomie czerwca i lipca przedterminowe wybory parlamentarne we Francji przyniosły niespodziewane zwycięstwo Nowego Frontu Ludowego – sojuszu najważniejszych lewicowych ugrupowań w kraju. Koalicja zdobyła 193 mandaty, więcej niż jakakolwiek inna lista, ale znacznie poniżej absolutnej większości (289). Pod koniec lipca, po ponad dwóch tygodniach intensywnych negocjacji i wewnętrznych przepychanek, lewica ogłosiła wspólną kandydatkę na urząd premierki. Padło na Lucie Castets – mało znaną 37-letnią działaczkę społeczną i dyrektorkę biura finansów w paryskim ratuszu, która w chwili nominacji nie miała nawet własnej strony na Wikipedii.
czytaj także
Jej przeciwnicy określili tę decyzję jako unik liderów koalicji, którzy, nie mogąc się dogadać i chcąc uniknąć wizerunkowej kompromitacji, w popłochu ogłosili przypadkowe nazwisko. Sama Castets deklaruje jednak, że swoją misję traktuje śmiertelnie poważnie, a zwolennicy tej kandydatury przypominają polityczną drogę prezydenta Macrona, początkowo również mało znanego szerszej publiczności. Na razie – ze względu na Igrzyska Olimpijskie – trwa ogłoszony przez Macrona rozejm polityczny, na czas którego na czele rządu pozostaje ustępujący premier Gabriel Attal. Castets skupia się na intensywnym kampaniowaniu, objeżdżając francuskie miejscowości i udzielając się w mediach w celu zbudowania społecznego poparcia, które wymusi na prezydencie powołanie jej na liderkę rządu.
Ideowa aktywistka i apolityczna fachowczyni w jednym
O samej postaci nominantki lewicowego sojuszu w dalszym ciągu wiadomo stosunkowo mało. Dopiero kilka dni temu, w wywiadzie udzielonym Paris Match, Castets wyznała, że ma żonę i dziecko. Jej epizod w polityce partyjnej był dość efemeryczny. Przez kilka lat była członkinią Partii Socjalistycznej, z której list startowała do lokalnego zgromadzenia w Normandii. Mimo że szeregi PS miała rzekomo opuścić w akcie sprzeciwu wobec polityki prezydenta Hollanda, to przez ostatnie lata pozostawała bliską współpracowniczką socjalistycznej mer Paryża, Anne Hidalgo, w której (katastrofalną) kampanię prezydencką zaangażowała się w 2022 roku. Dla bardziej radykalnego odłamu francuskiej lewicy spod znaku Niepokornej Francji Jean-Luca Melanchona, Castets była do przyjęcia jako orędowniczka porozumienia po tej stronie sceny politycznej, kojarzona z lewym skrzydłem PS. Przez „niepokornego” Michela Bomparda chwalona była jako „nieuosabiająca żadnej z partii NFP bardziej niż pozostałych”, co dobrze wyraża najważniejszy element starannie pielęgnowanego przez nią samą wizerunku.
czytaj także
Rzeczywiście, przez większość swojej kariery Castets była przede wszystkim społeczniczką, od początku zaangażowaną w służbę publiczną. Lewicowy tygodnik „L’Obs” określił jej profil jako „techno-zaangażowany”, tj. łączący cechy ideowej aktywistki i apolitycznej fachowczyni. Doświadczenie Castets obejmuje m.in. pracę we francuskim konsulacie w Szanghaju, w Banku Światowym, w agencji skarbu Ministerstwa Gospodarki i Finansów oraz innych agencjach państwowych. Ma również bogaty dorobek aktywistyczny. Od czterech lat należy do organizacji monitorującej aktywność grup skrajnej prawicy, którą współtworzy z grupą naukowców i polityków różnych partii lewicy. W 2021 roku, rozczarowana sposobem traktowania sektora publicznego przez obóz prezydenta Macrona, współzakładała stawiający sobie za cel przedefiniowanie polityki państwa w tym obszarze kolektyw Nos Services Publics (Nasze Usługi Publiczne).
Castets sama deklaruje, że sanacja usług publicznych jest jej osobistą ambicją i będzie stanowić jeden z priorytetów jej rządu. Potrafi jednak wyrażać bardzo wyraźne poglądy również na inne tematy, przede wszystkim w zakresie ekonomii. W wywiadzie dla tygodnika ekonomicznego „La Tribune” sceptycznie wypowiedziała się o procedurze nadmiernego deficytu, którą Unia Europejska objęła Francję, i zapowiedziała, że będzie dążyła do przeprowadzenia wielkiej reformy fiskalnej. Miałaby ona polegać przede wszystkim na zwiększeniu progresji podatkowej, tak aby do 2027 roku do budżetu państwa wpłynęło nawet 150 miliardów euro, umożliwiających sfinansowanie obiecanych projektów socjalnych Nowego Frontu Ludowego.
Castets chce również wycofania przeprowadzonej dwa lata temu przez Macrona i premierkę Elisabeth Borne reformy emerytalnej. Francuskie media określają ją jako feministkę i zwolenniczkę transformacji klimatycznej. Na tematy budzące kontrowersje wewnątrz lewicowego sojuszu Castets, sama określająca się jako reprezentująca „centrum” NFP, prezentuje wyważone poglądy, zgodne z kompromisowym programem koalicji – np. w obliczu konfliktu w Strefie Gazy nie ma problemu z określeniem Hamasu jako organizacji terrorystycznej (co z trudem przychodzi wielu politykom partii Melanchona), domagając się jednocześnie zaprzestania wymierzonych w palestyńskich cywilów działań dokonywanych przez siły zbrojne Izraela.
Macron nie podzieli się władzą?
Według badania przeprowadzonego zaraz po nominacji, 41 proc. Francuzów uważa, że Emmanuel Macron powinien powołać Castets na urząd premierki (przeciwnego zdania było 58 proc.). To mniej niż połowa respondentów, ale i tak znacznie więcej, niż wynosi poparcie dla któregokolwiek z obozów politycznych, i więcej niż odsetek aprobaty dla samego Macrona. Wydaje się, że wybierając młodą, nieznaną szerszej publiczności Castets, francuska lewica kierowała się właśnie chęcią wystawienia osoby budzącej mniej skrajne emocje, niż sam NFP i jego charyzmatyczni, lecz polaryzujący przywódcy. Jako doskonale wykształcona ekonomistka (studiowała między innymi na London School of Economics i w elitarnej Ecole Nationale d’Administration), która na służbie publicznej zjadła zęby, polityczka ma także robić wrażenie wiarygodności i fachowości, co jest szczególnie istotne w obliczu zarzutów o odrealnienie programu gospodarczego lewicy.
Dlaczego zgilotynowana Maria Antonina budzi takie oburzenie?
czytaj także
Mimo to Castets zdążyła już stać się obiektem ataków francuskiej prawicy. Pierwszą kontrowersję wywołał fakt, że decydując się na objazd po kraju w celu budowania poparcia dla swojej kandydatury, zatrudniona w stołecznym ratuszu polityczka zdecydowała się wziąć przysługujący jej płatny urlop. Wywołała tym oburzenie polityków skrajnej prawicy, którzy zdecydowali się nawet wnieść zawiadomienie do prokuratury, ale sama kandydatka zarzuty przyjęła ze spokojem, tłumacząc, że jej sytuacja nie budzi żadnej prawnej kontrowersji. Niektórzy oskarżają ją także o niegospodarność, przytaczając, że obecnym roku – w trakcie sprawowania przez nią funkcji dyrektorki finansów paryskiego ratusza – zadłużenie miasta wzrosło o 600 mln euro, z 8,2 do 8,6 miliarda.
Tymczasem Emmanuel Macron, któremu konstytucja z 1958 roku daje pełną swobodę w nominowaniu „swojego pierwszego ministra”, w wywiadzie udzielonym stacji France 2 wykazał sceptycyzm wobec kandydatury Castets. Tłumaczył, że nie chodzi mu o samą postać, ale o brak stabilnej większości gotowej ją poprzeć. Taka argumentacja wydaje się o tyle paradoksalna, że przez ostatnie dwa lata Macron opierał się na rządach mniejszościowych, najpierw Elisabeth Borne, następnie Gabriela Attala. Prezydent uważa jednak, że jego legitymacja do prowadzenia własnej wizji polityki obowiązuje do końca jego kadencji w Pałacu Elizejskim i wszystko wskazuje na to, że nie zamierza rezygnować z władzy, ani nawet się nią dzielić. „Le Parisien” podaje, że na czele swojego rządu Macron postawi „kogoś, kto nie ma ambicji, szczególnie na 2027 rok [data następnych wyborów prezydenckich]”. W jego interesie byłoby szerokie porozumienie z uwzględnieniem partii umiarkowanej prawicy i lewicy, ale bez Francji Niepokornej Melanchona. Takie rozwiązanie równałoby się rozpadowi Nowego Frontu Ludowego i zagwarantowałoby stronnictwu prezydenta dominującą rolę.
Koalicja z macronistami wykluczona
Możliwe, że Castets byłaby do przyjęcia dla części prezydenckiego obozu, jednak sama zainteresowana stanowczo wyklucza jakąkolwiek formę koalicji z macronistami. Zarówno ona, jak i stający za nią partyjni liderzy, zdają sobie sprawę, że takie porozumienie oznaczałoby bankructwo projektu Nowego Frontu Ludowego i przysporzyłoby poparcia skrajnej prawicy, która bez przeszkód mogłaby prezentować się jako jedyna rzetelna opozycja wobec polityki Macrona. Zamiast tego Castets sugeruje, że jej rząd będzie gotowy do szukania większości ustawa po ustawie, współpracując ze wszystkimi poza środowiskiem Marine Le Pen, i jednocześnie umożliwiając uczestnictwo w procesie legislacyjnym organizacjom społecznym i związkom zawodowym. Taki model ma według niej pozwolić na zmianę obecnego, „wertykalnego” systemu sprawowania rządów, gdzie najważniejsze decyzje są często podejmowane jednoosobowo przez prezydenta republiki.
czytaj także
W sytuacji braku możliwości porozumienia z macronistami, argument o legitymacji największej grupy parlamentarnej do utworzenia rządu wydaje się najmocniejszą kartą, jaką lewica ma do zagrania. Taka narracja mogłaby jednak bardzo szybko upaść w sytuacji, w której na wspólnego kandydata z frakcją prezydencką zgodziliby się prawicowo-centrowi republikanie, co razem dałoby im około 220 głosów. Z podobnym mechanizmem mieliśmy już do czynienia przy okazji wyborów na przewodniczącą Zgromadzenia Narodowego, które wygrała sprawująca ten urząd w ubiegłej kadencji Yaël Braun-Pivet, którą po pierwszych turach głosowania wyprzedzał wspólny kandydat lewicy. Stało się tak właśnie za sprawą republikanów, którzy w minionej kadencji niejednokrotnie rzucali Macronowi koło ratunkowe.
W ostatnich dniach coraz częściej w kontekście nominacji pada nazwisko Xaviera Bertranda, przewodniczącego regionu Hautes-de-France, politycznego weterana i umiarkowanego polityka republikanów, znanego z ostrej krytyki Zjednoczenia Narodowego i Marine Le Pen. Wywodzący się ze środowiska centroprawicy, a obecnie związany z ruchem Macrona minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin stwierdził, że Bertrand na stanowisku premiera mógłby „ogromnie wysłużyć się Francji”. Oprócz niego mówi się także o potencjalnej nominacji dla Michela Barniera oraz Gérarda Larchera, równie doświadczonych gaullistowskich polityków, a także byłego socjalisty (opuścił partię w sprzeciwie wobec sojuszu z ugrupowaniem Melanchona) Bernarda Cazeneuve.
Jeżeli Macron – a wszystko na to wskazuje – nie zgodzi się na powołanie Castets, lewica stanie w sytuacji dramatycznego wyboru: albo jej część zdecyduje się na taką lub inną formę współpracy z prezydentem, tracąc całą wiarygodność, albo na kolejne cztery lata pozostanie w opozycji wobec centroprawicowego rządu, narażając się na oskarżenia o zaprzepaszczenie historycznej szansy i ucieczkę przed odpowiedzialnością w krytycznym momencie dla kraju. Bardzo możliwe, że rodząca się w bólach decyzja o wyborze wspólnej kandydatki na premierkę była znacznie łatwiejsza od tych, które francuska lewica będzie musiała podjąć w najbliższych tygodniach.