Unia Europejska

Gdy Polska wykreśla „cięcia” ze słownika, Czechy oszczędzają

Biorąc pod uwagę dość słabą na tle sąsiadów skalę popandemicznego odbicia gospodarki, sytuacja rzeczywiście zaczęła wyglądać nieciekawie, a nowy rząd „antypopulistycznej” koalicji postawił sobie za punkt honoru poprawę kondycji finansów publicznych.

W Polsce ostatnie tygodnie mijają pod hasłem waloryzacji świadczeń socjalnych, a rozpoczynająca się kampania wyborcza wykreśliła z politycznego słownika słowa „cięcia” i „oszczędności”. Tymczasem w Czechach rozgorzała wielka debata wokół rządowego projektu zrównoważenia finansów publicznych. Na razie koncentruje się jednak na wizerunkowej i komunikacyjnej katastrofie rządu Petra Fiali, nie zaś na sensowności konkretnych rozwiązań.

Czechy przez lata mogły się pochwalić dobrą kondycją finansów publicznych. Gdy w 2017 roku władzę przejął ruch ANO Andreja Babiša, kraj dysponował znaczną nadwyżką budżetową, wypracowaną zresztą częściowo w okresie, gdy Babiš był ministrem finansów w rządzie socjaldemokratów. W wyniku wzrostu wydatków socjalnych, częściowo inspirowanego polityką Polski i Węgier, a wymuszonego pandemią, budżet zaczął jednak notować spory deficyt (prawie 420 mld koron w 2021 roku). Biorąc pod uwagę dość słabą na tle sąsiadów skalę popandemicznego odbicia gospodarki, sytuacja rzeczywiście zaczęła wyglądać nieciekawie, a nowy rząd „antypopulistycznej” koalicji postawił sobie za punkt honoru poprawę kondycji finansów publicznych.

Liberalny czeski prezydent odwiedzi dziś quasi-autorytarną Polskę. Co z tego wyniknie?

Prawdopodobnie w zamyśle rządowych pijarowców reforma podatkowa miała być sygnałem, że rząd w końcu bierze się do pracy. Choć centroprawicowo-liberalna koalicja rządzi już 1,5 roku, trudno było oprzeć się wrażeniu, że jak dotąd zajmowała się głównie zarządzaniem różnego rodzaju kryzysami (wojna w Ukrainie, inflacja, pandemia). Ten wyraźny rozdźwięk między merytokratyczną retoryką rządzących a ich rzeczywistymi nieco chaotycznymi działaniami, dodatkowo zwiększył presję na szybkie przedstawienie obiecanych systemowych reform. Ewidentnie czeska prawica nie przyswoiła sobie jeszcze mądrości polskiego przysłowia: co nagle, to po diable.

Chaos, ale bez neoliberalnej ortodoksji

Projekt, zwany powszechnie pakietem oszczędnościowym, obejmuje podwyżki niektórych podatków oraz cięcia budżetowe. Na ostatnią chwilę dorzucono do niego także podwyższenie wieku emerytalnego. Do tego ograniczenie wydatków – ministerstwa mają ciąć dotacje i fundusz płac, a emeryci pogodzić się z niższą niż zakładana waloryzacją. To wszystko miałoby sprawić, że Czechy nie wpadną w spiralę zadłużenia i zbliżą się do osiągnięcia zrównoważonego budżetu.

Rząd chwali się, że zmiany oznaczają uproszczenie systemu podatkowego – znikną 22 ulgi w PIT, a liczba stawek VAT ma zostać zmniejszona z trzech do dwóch. Jednocześnie planowane jest podniesienie CIT oraz podatku od nieruchomości. Wzrosnąć miałaby także akcyza na alkohol, papierosy i gry hazardowe. W ramach reformy emerytalnej planowane jest podniesienie składek dla jednoosobowych działalności gospodarczych oraz ograniczenie śmieciówek, a także ustanowienie stałego mechanizmu podnoszenia wieku emerytalnego na podstawie statystyk przewidywanej długości życia.

Jak widać po tym krótkim wyliczeniu, mowa o dość różnorodnym zestawie reform, które nie do końca odpowiadają neoliberalnej ortodoksji. Z perspektywy lewicowej cieszy choćby chęć pełnego oskładkowania JDG i walka z umowami śmieciowymi – oba te problemy znamy aż za dobrze z polskiego podwórka. Z drugiej strony niepokojąco brzmią zapowiedzi cięć wydatków na płace w administracji państwowej, szczególnie że i w tym aspekcie Czechy nie różnią się zbytnio od Polski.

„Drugie Bergamo”, lockdown i przeciążone szpitale. Czechy osuwają się w przepaść COVID-19

Jednak główny problem z powyższymi propozycjami nie polega na sensowności lub bezsensowności tej czy innej z nich, ale na kompletnie nieudanej próbie zakomunikowania ich opinii publicznej. Wszystko zaczęło się jeszcze przed oficjalną prezentacją reformy. Przez kilka tygodni w mediach omawiane były przecieki z prac nad zmianami. Były wśród nich wyjątkowo niefortunne pomysły w stylu drastycznego podniesienia VAT na wodę i ścieki albo książki.

Gabinet Fiali szybko przekonał się, że próba uproszczenia skomplikowanego i z natury rzeczy uznaniowego systemu klasyfikacji towarów i usług może prowadzić wyłącznie do stworzenia szeregu nowych wyjątków, z których każdy będzie efektem długich dyskusji i lobbingu. W efekcie rząd jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem reformy wycofał się ze zwiększenia akcyzy na wino oraz obniżył VAT na książki. W „uproszczonym” systemie czasopisma mają być objęte niższą stawką niż gazety, a woda mineralna taką samą jak cola.

Jest świetnie, potrzeba reform

Sama prezentacja reformy przebiegła jeszcze gorzej. Na trwającej łącznie 2,5 godziny konferencji prasowej przemawiało sześcioro przedstawicieli koalicji rządzącej i czworo doradców gospodarczych rządu. Większość z nich w kółko powtarzała hasła o obowiązkowym zestawie neoliberalnych zaklęć – „zrównoważonym budżecie”, „małym państwie”, „ograniczeniu zbędnej biurokracji” i „usunięciu przeszkód dla przedsiębiorców”. Kompletną klapą okazało się też zwołanie konferencji na 11.55, czyli „za pięć dwunasta”, co miało sugerować palącą konieczność przeprowadzenia reform.

W wypowiedziach rządzących alarmistyczny ton mieszał się z zapewnieniami o tym, że sytuacja gospodarcza Czech jest dobra jak nigdy dotąd. Nie udało się zresztą nie tylko wyjaśnienie powodu, dla którego rząd chce przeprowadzić reformę, ale nawet sprzedanie opinii publicznej jej nazwy – mało kto poza dziennikarzami pamięta, że pakiet oszczędnościowy nosi oficjalną nazwę „Czechy w formie”.

Całość propozycji sprawia wrażenie zbioru losowo wybranych obszarów w budżecie, w których, z bliżej nieznanych powodów, postanowiono szukać oszczędności. Patrząc z zewnątrz nie sposób dostrzec jakiegokolwiek klucza doboru tematów ani ich hierarchii. Brakuje także wizji – z wyjaśnień rządu nie wynika, czy mamy do czynienia z prostą konsolidacją budżetową, czy może z epokowym projektem, który zmieni Czechy. Oba te hasła podnoszone są jednocześnie. Do tego dochodzi reforma emerytalna komunikowana w dokładnie taki sam sposób – raz jako drobna korekta, raz jako historyczny przełom w polityce społecznej. W takich okolicznościach trudno również o skuteczny opór wobec zmian, ponieważ organizacje branżowe czy związki zawodowe nie do końca wiedzą, z czym mają do czynienia.

Projekty ustaw mają jeszcze przed wakacjami trafić do Izby Poselskiej. Wszystko wskazuje na to, że tam utkną – zarówno z powodu trwającej od wielu miesięcy obstrukcji opozycji, jak dalszego lobbingu i kolejnych kompromisów, na które koalicja będzie musiała pójść sama ze sobą. Bardzo możliwe, że wersja pakietu oszczędnościowego, która trafi na biurko prezydenta Pavla, nie będzie w niczym przypominać prezentowanego w ostatnich dniach „uproszczenia systemu podatkowego”. Niewykluczone, że jakaś część projektu nie znajdzie poparcia wszystkich posłów i posłanek koalicji i w ogóle nie będzie procedowana.

Pakiet oszczędnościowy lub kompromitacja?

Niezależnie od ostatecznego losu proponowanych reform obecna sytuacja może być ważną lekcją również dla osób obserwujących polską politykę. Ewentualne przejęcie władzy przez liberalno-lewicową opozycję oznaczałoby powstanie koalicji podobnie różnorodnej jak ta czeska. Projekty wypracowane w ramach zgniłych kompromisów i wymuszonych sojuszy również mógłby czekać opisany wyżej scenariusz.

Przykład Czech uczy, że koniec końców najistotniejsza jest właśnie komunikacja i przedstawienie jasnej wizji przyszłości. Zresztą wymiana doświadczeń przebiega tu chyba w obu kierunkach. Obecne zamieszanie w Pradze do złudzenia przypomina bowiem Warszawę z 2022 roku, kiedy to kompleksowy program reform podatkowych, znany jako Polski Ład, najpierw wywołał olbrzymie dyskusje skupiające się na jego niedopracowanych szczegółach, a następnie stał się jednym z największych wizerunkowych obciążeń ekipy Mateusza Morawieckiego i był po cichu zamiatany pod dywan. Jak widać, dobre relacje czeskiego i polskiego premiera opierają się również na wymianie know-how.

Choć trudno ocenić, jaka część z proponowanych przez rząd Petra Fiali reform zostanie ostatecznie wprowadzona w życie, to sam sposób ich prezentacji z pewnością nie pomoże coraz mniej popularnemu premierowi utrzymać wizerunku odpowiedzialnego merytokraty, który miał być kompletnym przeciwieństwem populisty Andreja Babiša. Jednocześnie ryzyko całkowitej kompromitacji w tak drażliwej dla centroprawicy kwestii jak finanse publiczne będzie prawdopodobnie motywować rządzących do przepchnięcia pakietu oszczędnościowego za wszelką cenę. Czas pokaże, czy aby nie za cenę resztek własnej popularności i wiarygodności.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kajetan Stobiecki
Kajetan Stobiecki
Historyk, publicysta
Historyk specjalizujący się w historii Czech i Europy Środkowo-Wschodniej. Obecnie pracownik Instytutu Herdera w Marburgu oraz doktorant na Justus-Liebig-Universität w Gießen.
Zamknij