Unia Europejska

Berlin wybrał nowe władze. Zdecydowały samochody, mieszkania i niespokojny sylwester

Berlińczykom coraz bardziej doskwierają wysokie czynsze mieszkań na wynajem, absurdalnie długi, wynoszący czasem miesiące czas oczekiwania na termin w punkcie obsługi mieszkańców czy ogromne niedobory kadrowe oświaty publicznej. To główne powody, dla których triumf w wyborach regionalnych po raz pierwszy od 24 lat odniosła centroprawica.

W niedzielę 12 lutego mieszkanki i mieszkańcy Berlina ruszyli do lokali wyborczych, by wybrać nowy parlament miejski i rady dzielnic. Pierwszy raz od 1999 roku wybory regionalne w Berlinie wygrała centroprawicowa CDU, która zdobyła 28,2 proc. głosów, czyli ponad 10 pkt proc. więcej niż w ostatnich wyborach; partia burmistrzyni Franziski Giffey, socjaldemokratyczna SPD, uzyskała jedynie 18,4 proc. (-3 pp.), co jest jej najgorszym wynikiem w powojennej historii.

Spadki zanotowali również Zieloni (18,4 proc.), postkomunistyczno-socjalistyczna Linke (12,2 proc.) i liberalna FDP (4,6 proc.); skrajnie prawicowa AfD nieznacznie poprawiła swój wynik (9,1 proc.), ale pozostaje za kordonem sanitarnym, gdyż żadna z pozostałych partii nie chce z nią współpracować. Lewicowa koalicja, rządząca miastem od 2016 roku, straciła łącznie aż 5,4 punktu, wciąż dysponuje jednak stabilną większością. O tym, kto będzie przyszłą burmistrzynią miasta, zadecydować może… 105 głosów.

Drugie wybory regionalne w ciągu 16 miesięcy

Ostatnie wybory regionalne w Berlinie odbyły się równolegle do wyborów federalnych we wrześniu 2021 roku. Skoro kadencja berlińskiego samorządu trwa pięć lat, to dlaczego mieszkanki i mieszkańcy stolicy Niemiec znów proszeni są do urn wyborczych?

16 listopada 2022 roku sąd konstytucyjny landu Berlin (Berlin jest zarówno gminą, jak i krajem związkowym) zadecydował o konieczności powtórzenia wyborów do Izby Deputowanych (czyli parlamentu miejskiego) i dwunastu rad dzielnic. Powodem tej kontrowersyjnej decyzji były liczne nieprawidłowości w dniu wyborów – w niektórych lokalach brakowało kart wyborczych, w innych zaś wydano karty z innych okręgów, a odbywający się w ten sam dzień maraton uniemożliwił szybką korektę tych ewidentnych gaf organizacyjnych.

Ponieważ 12 lutego odbyło się jedynie „powtórne głosowanie”, berlińczycy głosowali na dokładnie tę samą listę kandydatek i kandydatów co we wrześniu 2021 roku. Co ciekawe, niedzielne wybory ani nie przerwały, ani nie wydłużą aktualnej kadencji Izby, która skończy się planowo w 2026 roku.

Unieważnione wybory do Izby Deputowanych w 2021 roku wygrała SPD (21,4 proc. głosów), przed partią Zielonych (18,9 proc.), CDU (18 proc.) i Linke (14,1 proc.); w Izbie znaleźli się również przedstawiciele i przedstawicielki AfD (8 proc.) i FDP (7,1 proc.). Nową burmistrzynią Berlina została socjaldemokratka Franziska Giffey, była ministra federalna do spraw rodziny, seniorów, kobiet i młodzieży oraz burmistrzyni dzielnicy Neukölln w latach 2015–2018 (w maju 2021 roku odeszła z rządu federalnego po tym, jak Wolny Uniwersytet w Berlinie odebrał jej tytuł doktora za niewłaściwe oznaczenie cytatów w pracy doktorskiej). Po wyborach SPD, partia Zielonych i Linke podjęły decyzję o kontynuacji lewicowej koalicji, która od 2016 roku tworzyła wspólny senat (senat to oficjalna nazwa rządów miasta-landu Berlina).

Chadecja niespodziewanie łapie wiatr w żagle

Zwycięzcą niedzielnych wyborów jest niewątpliwie Kai Wegner, lider stołecznej CDU i jej kandydat na burmistrza miasta. Choć Wegner, który od 2005 do 2021 roku zasiadał w parlamencie federalnym, ani nie był znany szerszej publiczności, ani nie jest uważany za polityka charyzmatycznego, udało mu się przekonać berlińczyków o tym, że miasto „nie działa” i pilnie potrzebuje zmiany.

Nie było to szczególnie trudne zadanie: obecny senat jest jednym z najmniej popularnych rządów regionalnych w historii niemieckiej demoskopii – tylko 24 proc. respondentek i respondentów biorących udział w exit polls dla telewizji publicznej ARD zadeklarowało, że są zadowoleni z pracy senatu; aż 74 proc. stanowiły osoby niezadowolone. Berlińczykom coraz bardziej doskwierają wysokie czynsze mieszkań na wynajem, absurdalnie długi, wynoszący czasem miesiące (!) czas oczekiwania na termin w punkcie obsługi mieszkańców czy ogromne niedobory kadrowe oświaty publicznej.

Przez pierwsze tygodnie kampanii CDU nie była w stanie przekuć frustracji mieszkanek i mieszkańców Berlina na poparcie wyborcze – sondaże przeprowadzone przed końcem roku wskazywały na to, że chadecja zdobędzie około 21 proc. głosów, czyli mniej więcej tyle samo co SPD i Zieloni. Aż do nocy sylwestrowej…

Berlin. Fot. Jakub Szafrański

Sylwester marzeń w Berlinie? Nie tym razem…

Choć znakomita większość mieszkanek i mieszkańców stolicy Niemiec przywitała nowy rok w radosnej i pokojowej atmosferze, w niektórych częściach miasta, na przykład w sławetnej, zamieszkanej w sporej mierze przez migrantki i migrantów dzielnicy Neukölln, grupy młodych mężczyzn zaatakowały funkcjonariuszy policji i straży pożarnej, którzy przybyli na miejsce, by gasić pożary (szczególnie ataki na strażaków wywołały ogromne oburzenie wśród opinii publicznej).

W następstwie sylwestrowo-noworocznych wydarzeń policja aresztowała łącznie 145 osób, 41 policjantek i policjantów zostało rannych. Wśród 44 osób, które otrzymały status podejrzanych, aż 19 nie skończyło 18. roku życia; 16 osób miało wyłącznie niemiecki paszport, 10 – podwójne obywatelstwo, 18 zaś nie było obywatelami Niemiec.

Ponieważ policja nie chciała podać narodowości podejrzanych (oraz tego, czy potencjalni sprawcy mieli tzw. tło migracyjne), frakcja CDU w Izbie Deputowanych złożyła interpelację z prośbą o podanie imion podejrzanych mających obywatelstwo niemieckie. Wywołało to ogromne oburzenie – partie na lewo od centrum zarzucały chadekom rasizm, centroprawica odpierała ten zarzut, twierdząc, że lewica chce zamieść pod dywan niewygodny temat, jakim jest brak integracji z niemieckim społeczeństwem części osób z tłem migracyjnym (czyli osób nieposiadających niemieckiego paszportu lub posiadających jednego rodzica urodzonego poza granicami Niemiec).

Emocje sięgnęły zenitu, gdy przewodniczący federalnej CDU Friedrich Merz stwierdził w programie telewizyjnym Markus Lanz, że część dzieci wywodzących się z rodzin imigranckich zachowuje się wobec żeńskich nauczycielek jak „mali paszowie” (pasza to wysoki urzędnik imperium osmańskiego). Burmistrzyni Giffey, będąca zwolenniczką polityki integracyjnej „wyciągniętej ręki połączonej ze znakiem stop”, była oburzona tym, że to imię ma decydować o tym, czy ktoś jest dobrym lub złym człowiekiem – i to w szczególności w mieście, w którym prawie 37 proc. mieszkanek i mieszkańców stanowią osoby o tle migracyjnym.

Sikorski o wojnie: Co zawalili Niemcy, czego chce Putin i co się da jeszcze zrobić?

Wielka Wojna Samochodowa

Jednym z najważniejszych tematów kampanii wyborczej stała się polityka miasta wobec ruchu samochodowego. Bettina Jarasch, senatorka (ministra) do spraw ochrony środowiska i mobilności oraz kandydatka Zielonych na burmistrzynię, jest zwolenniczką ograniczania ruchu samochodowego w centrum miasta i przeznaczenia większej części przestrzeni ulic na rzecz pieszych, rowerzystek i rowerzystów. Zieloni popierają nie tylko ustanowienie nowych stref tempo 30, ale także likwidację istniejących dziś miejsc parkingowych – współprzewodniczący zielonej frakcji w Izbie Deputowanych Werner Graf zasugerował nawet, że jego ugrupowanie dąży do tego, aby w ciągu dziesięciu lat skasować połowę miejsc postojowych dla samochodów.

Wypowiedź ta niezmiernie poirytowała polityków CDU i FDP, którzy od lat zarzucają Zielonym podburzanie jednych uczestniczek i uczestników ruchu (kierowców samochodów) przeciwko drugim (rowerzystkom, pieszym). Do rangi najbardziej znanego przykładu nowej zielonej polityki transportowej urosło zamknięcie dla samochodów 500-metrowego fragmentu Friedrichstrasse, ulicy handlowej we wschodniej części śródmieścia.

Ulica, przekształcona we wrześniu 2020 roku w tymczasowy deptak, została ponownie otwarta dla ruchu samochodowego w listopadzie 2022 roku w związku z niekorzystnym dla miasta wyrokiem sądu (skargę złożyła przedsiębiorczyni z równoległej Charlottenstrasse). Senatorka Jarasch i jej resort doprowadzili do kolejnego już zamknięcia ulicy niecałe dwa tygodnie przed wyborami, co rozsierdziło kierowców samochodów i prawdopodobnie zmobilizowało wielu z nich do głosowania na prosamochodową CDU. Ponieważ ulicę zamknięto pod koniec stycznia, media społecznościowe obiegły zdjęcia opustoszałej, asfaltowej i pozbawionej zieleni ulicy, co nie zwiększyło sympatii mieszkanek i mieszkańców stolicy dla tego pomysłu:

Zamknięcie Friedrichstrasse miało też bezpośrednie konsekwencje wyborcze. W okręgu wyborczy, w którym znajduje się zamknięty fragment ulicy, mandat bezpośredni niespodziewanie zdobył… przedstawiciel CDU. Jest to jedyny okręg wyborczych ścisłego śródmieścia Berlina, w którym wygrali chadek lub chadeczka.

Główną obietnicą wyborczą w zakresie polityki transportowej SPD było utrzymanie na stałe taniego biletu miesięcznego. W okresie od 1 czerwca do 31 sierpnia 2022 roku każda mieszkanka i każdy mieszkaniec Niemiec mieli możliwość wykupienia tzw. biletu za 9 euro, który obowiązywał na terenie całego kraju i upoważniał do korzystania z komunikacji publicznej i podróżowania koleją regionalną jedynie za 9 euro miesięcznie.

Ponieważ rząd federalny miał (i wciąż ma) pewne trudności z wprowadzeniem następcy tego biletu, senat berliński przyjął tymczasowe rozwiązanie, które będzie obowiązywać co najmniej do końca kwietnia 2023 roku – kartę miejską za 29 euro, czyli za mniej niż jedno euro dziennie. Choć SPD umieściła popularny postulat utrzymania taniego biletu na co drugim plakacie wyborczym, nie uzyskał on takiego posłuchu, jakiego spodziewali się socjaldemokraci.

Nierozwiązany kryzys mieszkaniowy

Trzecim z przewodnich tematów kampanii wyborczej – podobnie jak tych poprzedzających wybory w 2016 i 2021 roku – był kryzys mieszkaniowy. W ciągu zaledwie 20 lat liczba mieszkanek i mieszkańców stolicy Niemiec zwiększyła się o niespełna 300 tysięcy osób, co jest pokłosiem boomu gospodarczego, którego w ostatnich latach doświadczył Berlin (jeszcze w 2005 roku średnia roczna stopa bezrobocia wynosiła aż 19 proc., a miasto tonęło w długach; w styczniu 2023 roku stopa bezrobocia kształtowała się na poziomie 9 proc., a budżet miejski odnotował za 2022 roku nadwyżkę budżetową w wysokości 790 mln euro).

Napływ nowej ludności wywołał jednak ogromne napięcia na rynku nieruchomości i doprowadził do eksplozji czynszów. Stolicę Niemiec dogoniły także błędy z przeszłości: jeszcze na początku lat 90. należące do miasta przedsiębiorstwa mieszkaniowe były właścicielami 480 tys. mieszkań czynszowych; po sprzedaży dwóch spółek miejskich prywatnym inwestorom berliński zasób komunalny skurczył się do zaledwie 290 tys. mieszkań. I choć udało się częściowo odbudować zasób – sześć miejskich przedsiębiorstw mieszkaniowych posiada dziś łącznie 350 tys. lokali – wciąż brakuje dostępnych mieszkań na wynajem.

Protest mieszkaniowy w Berlinie. Fot. Jakub Szafrański

Referendum niezgody

Zarówno partie lewicowe (SPD, Zieloni, Linke), jak i ugrupowania centroprawicy (CDU, FDP) zgadzają się co do tego, że w Berlinie powinno powstawać około 20 tys. nowych mieszkań rocznie (w 2022 roku powstało 16,5 tys. mieszkań, z czego 6,4 tys. stanowiły mieszkania zbudowane przez miasto). Rządząca lewica chce, aby mniej więcej połowa nowych lokali powstała w ramach budownictwa komunalnego albo spółdzielczego, czyli w tak zwanym segmencie dostępnym. CDU również postuluje zwiększenie miejskiego zasobu lokalowego, choć zastrzega, że przedsiębiorstwa komunalne powinny również budować mieszkania z opcją „dojścia do własności”.

Kwestia, która najbardziej różni partie w polityce mieszkaniowej, to ich stosunek do referendum w sprawie komunalizacji mieszkań należących do wielkich koncernów mieszkaniowych, które odbyło się równocześnie z wyborami federalnymi i lokalnymi (nie zostało ono unieważnione, ponieważ do sądu nie wypłynęła w tej sprawie skarga). Konserwatywna CDU i wolnorynkowa FDP są przeciwne wywłaszczeniu koncernów. Linke, która od samego początku wspierała ideę zorganizowania plebiscytu, domaga się możliwie szybkiej realizacji jego wyników (58 proc. wyborczyń i wyborców zagłosowało w 2021 roku za komunalizacją albo – jak nazywa to Linke – „uspołecznieniem”).

Zieloni również popierają komunalizację, choć z mniejszym entuzjazmem niż ich postkomunistyczna koalicjantka. Franziska Giffey jest prominentną przeciwniczką wywłaszczenia koncernów mieszkaniowych – wskazuje m.in. na bardzo wysokie koszty takiej operacji oraz fakt, że nie powstanie przez to ani jedno nowe mieszkanie – zadeklarowała jednak, że uszanuje wynik referendum. W 2021 roku SPD opowiedziała się przeciwko komunalizacji, niemniej w czerwcu 2022 roku zjazd partii niespodziewanie przyjął uchwałę stwierdzającą, że socjaldemokracja powinna poprzeć ustawę uwłaszczeniową, o ile komisja, która w imieniu rządu berlińskiego bada legalność komunalizacji, uzna, że byłaby ona zgodna z prawem.

Groyecka o Berlinie: Hipster i turysta szukają caffé latte

Po niedzielnych wyborach realizacja wyników referendum staje pod znakiem zapytania. Jeśli Kai Wegner zasiądzie w Czerwonym Ratuszu, siedzibie berlińskiego burmistrza, komunalizacja koncernów mieszkaniowych zniknie z agendy senatu. Na chwilę obecną trudno ocenić, co z tematem uczyniłaby koalicja lewicy, o ile znów utworzyłaby rząd miejski.

Jak 105 głosów uratowało (być może) Franziskę Giffey

Pierwsze exit polls wskazywały na zdecydowane zwycięstwo CDU, która skonsumowała elektorat swojej potencjalną koalicjantki FDP – liberałki i liberałowie po niecałych sześciu latach z kretesem pożegnali się z Izbą Deputowanych. Chadecja ma wystarczająco dużo mandatów, by utworzyć rząd zarówno z SPD, jak i z Zielonymi. Do późnych godzin wieczornych nie było jasności, które z ugrupowań zdobyło drugie miejsce, uprawniające do tego, by rościć sobie prawo do bycia liderką koalicji lewicy, również posiadającej większość w Izbie.

Kiedy około 0:30 w nocy podano ostateczne wyniki, okazało się, że zarówno SPD, jak i partia Zielonych zdobyły po 18,4 proc. głosów. Różnica między dwoma centrolewicowymi listami wynosiła 105 (!) głosów na korzyść… SPD. Jest więc raczej mało prawdopodobne, by socjaldemokraci zgodzili się na to, by być mniejszym partnerem w koalicji z CDU, skoro mogą utrzymać Giffey w fotelu burmistrzyni miasta. Co zrobią jednak Zieloni? Choć Jarasch wielokrotnie sygnalizowała, że chciałaby kontynuować obecną koalicję (pod zielonym przewodnictwem), chadecja z pewnością sowicie wynagrodziłaby jej partii wejście w „czarno-zielony” sojusz.

Dzielnica Kreuzberg w Berlinie. Fot. Jakub Szafrański

Pyrrusowe zwycięstwo Wegnera?

Berlin zagłosował paradoksalnie zarówno za zmianą, jak i za utrzymaniem lewicy przy władzy. Czy zatem SPD, Linke i Zieloni utworzą wspólny rząd miejski? Czy Kai Wegner zdoła przekonać ugrupowanie ekologów do sojuszu pod jego przewodnictwem, mając na uwadze to, że berliński aktyw jest najbardziej lewicowy w obrębie niemieckiej partii Zielonych? Co zrobi FDP, która od momentu wejścia do rządu federalnego z SPD i Zielonymi w grudniu 2021 roku uzyskuje coraz to gorsze wyniki w wyborach regionalnych? Czas pokaże, czy berlińskie wybory skończą się powrotem do (lewicowego) status quo, czy będą początkiem nowego ekochadeckiego sojuszu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kamil Trepka
Kamil Trepka
Socjolog, członek zespołu KP
Absolwent socjologii na Uniwersytecie Warszawskim, członek zespołu Krytyki Politycznej. Pisze o Niemczech i polityce mieszkaniowej.
Zamknij