To dalszy ciąg polaryzacji czeskiej sceny politycznej wokół linii „populizmu” i „antypopulizmu”, która zastępuje tradycyjne podziały programowe w polityce.
Rok 2023 z pewnością nie będzie należał do spokojnych w środkowoeuropejskiej polityce, również ze względu na kalendarz wyborczy. Seria tegorocznych pojedynków rozpoczyna się w Czechach, gdzie po raz trzeci w historii mają miejsce bezpośrednie wybory prezydenta.
Zażarta walka o wejście do drugiej tury trwała do samego końca. Ostatecznie pod koniec stycznia zmierzą się ze sobą emerytowany generał Petr Pavel oraz były premier Andrej Babiš. Obaj uzyskali po 35 procent głosów i zostawili w tyle ekonomistkę Danuše Nerudovą, która wbrew oczekiwaniom przekonała do siebie jedynie niespełna 14 procent głosujących.
Czechia, Presidential election (first-round) today:
Preliminary Final results
Pavel (*): 35.4% (new)
Babiš (ANO-RE): 35.0% (new)
Nerudová (*): 13.9% (new)
Fischer (*): 6.8% (-3.5)
Bašta (SPD-ID): 4.5% (new)
Hilšer (MHS-*): 6.8% (-6.3)#Czechia #Volby2023 pic.twitter.com/kWJncAmThj— Europe Elects (@EuropeElects) January 14, 2023
Prezydent filozof upadły
W teorii urząd prezydenta Republiki Czeskiej należy do prezydentur czysto reprezentacyjnych. Istotne politycznie prerogatywy głowy państwa ograniczone są do mianowania członków niektórych organów oraz prawa weta, które jednak może zostać odrzucone przez Izbę Poselską zwykłą większością głosów.
Choć ustępujący prezydent Miloš Zeman próbował testować granice swojej władzy i wpływać na skład rządu lub odmawiać mianowania konkretnych osób na stanowiska, to jednak nie udało mu się stworzyć precedensu. Czeski porządek konstytucyjny nie przewiduje wielkiego pola manewru dla prezydenta.
Zupełnie inaczej niż na papierze wygląda natomiast symboliczna pozycja głowy państwa. Urząd ten sprawowały bowiem w przeszłości osobistości takie jak Tomáš Garrigue Masaryk, Eduard Beneš czy wreszcie Václav Havel, urzeczywistniające ideał „filozofa na tronie” – nie tylko ojca narodu, ale również aktywnej politycznie figury o międzynarodowym znaczeniu. W tym sensie prezydent republiki, nie przez przypadek rezydujący na praskim zamku, jest kontynuatorem tradycji królów i cesarzy oraz istotnym składnikiem czeskiej tożsamości państwowej.
Można się spierać, czy wprowadzenie w 2013 roku bezpośrednich wyborów prezydenta nie odarło tego urzędu z jego „magii” lub dystansu wobec bieżącej, partyjnej polityki, ale wielu Czechów i Czeszek w dalszym ciągu oczekuje od głowy państwa więcej niż tylko bycia sprawnym politykiem, a część wyborców i wyborczyń liczy na odbudowę prestiżu tej funkcji po dziesięcioleciu wpadek i prowokacji w wykonaniu Zemana.
Spośród ośmiorga kandydatów ubiegających się o urząd prezydenta tylko Andrej Babiš mógł być pewien dostania się do drugiej tury. Były premier, miliarder i przewodniczący ruchu ANO 2011 prowadził kampanię na długo przed formalną rejestracją swojej kandydatury.
Właściwie od przegranych wyborów parlamentarnych w 2021 roku Babiš, cieszący się stabilnym poparciem sięgającym 30 proc. dba o to, by o nim nie zapomniano. Objeżdża kraj, krytykując każde posunięcie centroprawicowego rządu oraz głosząc iście Trumpowskie hasło: „Za Babiša było lepiej”. Zbiera w ten sposób elektorat protestu, celując głównie w osoby w gorszej sytuacji ekonomicznej i mieszkające na prowincji.
Na ostatniej kampanijnej prostej mógł liczyć na pomoc dwóch dość niespodziewanych sojuszników – praskiego sądu, który uniewinnił go od zarzutów wyłudzenia dotacji unijnych w 2008 roku, oraz… francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona, który trzy dni przed wyborami przyjął go w Pałacu Elizejskim.
Jeden z dziewięciu. Odcinek specjalny: czeskie wybory prezydenckie
czytaj także
Populizm konta antypulizm
Ewentualna prezydentura Babiša byłaby trudnym sprawdzianem dla czeskiego systemu konstytucyjnego, znacznie poważniejszym niż obecne próby rozszerzania swoich prerogatyw podejmowane przez Zemana.
Nie wynika to jedynie z populistycznego charakteru polityki byłego premiera, ale przede wszystkim z jego głównego celu, jakim jest doprowadzenie do przedterminowych wyborów i odzyskanie większości w parlamencie. W przypadku jego wygranej obserwowalibyśmy więc bezprecedensowe zaangażowanie prezydenta w codzienną politykę i bezustanne testowanie granic wyznaczonych prezydentowi przez konstytucję.
Pomimo fiaska próby przekształcenia jesiennych wyborów samorządowych w „referendum” na temat działań rządu, Babiš ewidentnie postanowił wykorzystać ten motyw raz jeszcze i spróbować popłynąć na fali niezadowolenia z rządów Petra Fiali.
To zadanie utrudnia mu fakt, że obóz rządzący nie poparł oficjalnie żadnego z kontrkandydatów Babiša. Nie można tu jednak mówić o żadnym sprytnym ruchu, mającym na celu pokrzyżowanie planów przeciwnika. Po prostu złożona z pięciu partii koalicja nie potrafiła uzgodnić wspólnego stanowiska, zadowalając się kilkoma ciepłymi słowami pod adresem Pavla i Nerudovej – dwojga bezpartyjnych kandydatów z największym poparciem w pierwszej turze.
To dalszy ciąg polaryzacji czeskiej sceny politycznej wokół pojęć „populizmu” i „antypopulizmu”, które przykrywają dawne i obecne podziały programowe.
Pavel, przez długi czas faworyt w wyścigu prezydenckim, to generał w stanie spoczynku i były szef sztabu generalnego oraz przewodniczący Komitetu Wojskowego NATO. Jego kampania od samego początku oparta była na jasnym przeciwstawieniu go Zemanowi i Babišowi. Stateczny generał miał uosabiać bezpartyjną służbę państwu oraz spokój i doświadczenie, tak potrzebne w czasach kryzysu.
Na tym tle mściwy i małostkowy Zeman, a także choleryczny i prostacki Babiš mieli wypaść jako całkowite przeciwieństwa stworzonego do prezydentury oficera. Nie bez znaczenia był również wizerunek pełnego sił i dbającego o zdrowie dojrzałego mężczyzny, tak silnie kontrastujący z wątpliwościami wokół stanu zdrowia poruszającego się na wózku Zemana.
Po stronie wad kandydatury Pavla należy z pewnością wymienić brak doświadczenia politycznego oraz całkowitą nietransparentność jego kariery. Nie chodzi tu nawet o jej kontrowersyjne początki, związane z czechosłowackim wywiadem wojskowym, ale o sam charakter pracy wysokiego rangą oficera, który ze swej natury pozostaje w dużej mierze ukryty przed opinią publiczną.
W związku z tym głosujący nie dowiedzą się o dotychczasowej pracy generała właściwie niczego poza ogólnikami o wiernej i nienagannej służbie Republice. Ogólnikowy program wyborczy i dotychczasowe wystąpienia Pavla również nie pomagają wyrobić sobie zdania na temat kandydata.
Trzeba natomiast przyznać, że Pavel z roli „idealnego antypopulisty“ wywiązuje się nienagannie, podkreślając na każdym kroku wagę wartości, spokoju i doświadczenia w sprawowaniu urzędu prezydenta.
Tak prowadzona kampania nie uwzględniła jednak zagrożenia płynącego z własnego, antypopulistycznego obozu. W ostatniej fazie kampanii to Danuše Nerudová, młodsza o pokolenie od Babiša i Pavla profesorka ekonomii, miała szansę okazać się czarnym koniem.
Ostatecznie była rektorka Uniwersytetu Grzegorza Mendla w Brnie osiągnęła jednak wynik poniżej oczekiwań, a na ostatniej prostej zaszkodziła jej afera związana ze sprzedażą dyplomów doktorskich przez jej macierzystą uczelnię. Jej kampania, jakby żywcem wyjęta z podręczników PR, oparta była na cukierkowej wizji uśmiechniętego liberalizmu bez jakichkolwiek wyrazistych poglądów oraz luźnym skojarzeniu z szanowaną w Czechach prezydentką Słowacji Zuzaną Čaputovą.
To być może niewiele, ale w połączeniu ze sprawną strategią komunikacyjną wystarczyło, żeby Nerudová w ciągu kilku miesięcy wyrosła na wschodzącą gwiazdę czeskiej polityki. Czas pokaże, jak uda jej się wykorzystać tę pozycję.
Żyrandol na Zamku
Podstawowe pytania przed drugą turą wyborów, zaplanowaną na 27-28 stycznia, to pytanie o potencjał mobilizacyjny Andreja Babiša oraz potencjał sumowania głosów kandydatów antypopulistycznych.
Wszystko wskazuje na to, że druga tura rzeczywiście będzie czymś w rodzaju referendum – jeśli Babišowi uda się ją pokazać jako sąd nad źle ocenianymi rządami centroprawicy, to ma wielkie szanse na zwycięstwo, pomimo swojego negatywnego elektoratu.
Jeśli to natomiast generałowi Pavlowi uda się zaprezentować ten wybór jako wybór między godnym prezydentem a demagogicznym krzykaczem, Babiš będzie musiał obejść się smakiem, a byłemu wysokiemu dowódcy NATO wyborcy wybaczą nawet brak wizji i doświadczenia politycznego.
Jak widać, obie te role są już od dawna rozpisane i uwzględnione w zaplanowanych na wiele miesięcy strategiach sztabów wyborczych. W pewnym sensie bowiem kampania prezydencka okazała się na razie znacznie bardziej starciem strategii PR-owych niż osobowości oraz bardziej polem testowania nowych rozwiązań w polityce niż klasyczną rozgrywką opartą na strukturach partyjnych. Co koniec końców odpowiada rzeczywistej pozycji prezydenta w parlamentarno-gabinetowym systemie politycznym Republiki Czeskiej.
Starcie populisty Babiša z „prezydentem idealnym“ Pavlem będzie również starciem czeskich wyobrażeń o prezydenturze z przykrą rzeczywistością Zamku ostatnich dziesięciu lat. Wynik tych wyborów zaważy więc nie tylko na kształcie kolejnej kadencji, ale również w dłuższej perspektywie rozstrzygnie, czy urząd wybieranego w bezpośrednich wyborach prezydenta będzie się trzymał swoich bezpartyjnych korzeni czy może jednak, wzorem polskim, stanie się mocno powiązany z bieżącą polityką partyjną.