Žižek: Strzeżmy się ludzi „szlachetnych duchem”, bo to oni kryją brutalność oprawców

Trump już nawet nie udaje, że cierpienie, którego przysparza ludziom, dzieje się dla ich dobra.
Slavoj Žižek. Fot. Jakub Szafrański

Śmierć Charliego Kirka jest przedstawiana jako ofiara niemal chrystusowa. To pozwala Trumpowi mówić: on miał w sercu dobro, dlatego ja mogę czynić, cokolwiek zechcę.

Pod koniec września 2025 roku na pogrzebie Charliego Kirka w Arizonie wdowa po zmarłym wybaczyła jego zabójcy, ale Trump już nie. Trump nazwał Kirka „szlachetnym duchem, misjonarzem z wielkim poczuciem misji”, po czym dodał: „On nie nienawidził swoich przeciwników. Chciał dla nich jak najlepiej. I tu się z Charliem nie zgadzałem. Ja swoich przeciwników nienawidzę. I nie chcę dla nich jak najlepiej” .

Ta pozorna sprzeczność stanowi kluczową cechę uniwersum Trumpa. Sam Trump, oczywiście „szlachetny duchem” nie jest: on swoich przeciwników nienawidzi, uważa ich za śmieci, które należy unicestwić. Tę brutalną nienawiść trzeba jednak jakoś uzasadnić – i dlatego Trumpowi potrzebny jest ktoś taki jak Kirk, przedstawiony jako człowiek o gołębim sercu, który nawet swoim wrogom życzy jak najlepiej. Z tego samego powodu zresztą chrześcijanie potrzebują dobrego Chrystusa, którego śmierć uzasadnia brutalne prześladowania niechrześcijan. Kirka trzeba więc wydźwignąć na męczennika o niemal boskich cechach: owo wyniesienie jest zaledwie drugą stroną medalu brutalności Trumpa.

Polscy MAGA-patrioci. Co się kryje za kultem Trumpa na polskiej prawicy?

Standardowa logika hipokrytów brzmi: atakujemy dany kraj po to, aby pomóc ofiarom opresyjnego reżimu. W latach 30. ubiegłego wieku nawet Japonia twierdziła, że okupując większą część Chin, cywilizuje ich ludność. Chińczyków, niczym krnąbrne dzieci, trzeba było zdyscyplinować dla ich własnego dobra. Bernard-Henry Lévy usiłował pójść tym samym tropem, myśląc o wojnie na Bliskim Wschodzie: Izrael robi w Gazie i na Zachodnim Brzegu to, co robi, aby pomóc Palestyńczykom, aby ich wyzwolić spod jarzma muzułmańskich fundamentalistów, którzy ich ciemiężą.

W przypadku Trumpa i Izraela maski już opadły. Dziś mówi się otwarcie, że wroga należy zniszczyć, a tu znów potrzebny jest ktoś w rodzaju Kirka. Trump nie wytycza tu nowych ścieżek – już na pierwszej stronie Państwa, Platon pięknie ilustruje to, jak trumpowscy populiści (tam w ich rolę wciela się Polemarch) traktują swych przeciwników (w tej roli Sokrates, będący narratorem):

„Otóż Polemarch powiada: – Sokratesie, zdaje mi się, że się macie ku miastu; niby chcecie wracać. – Nieźle się domyślasz – powiedziałem. – A ty widzisz – powiada – ilu nas jest? – Jakżeby nie? – No, to musicie – powiada – albo tych tutaj pokonać, albo zostaniecie na miejscu. – Noo – mówię – jeszcze jedna możliwość zostaje; może my was przekonamy, że trzeba nas puścić do domu. – A czyżbyście potrafili przekonać takich, co nie słuchają? – Żadną miarą – mówi Glaukon. – Więc, że my nie będziemy słuchali, tego bądźcie pewni.”

Majmurek: Wokół Charliego Kirka rodzi się mit podobny do smoleńskiego

v

Postawę polegającą na odmowie wysłuchania przeciwnika, kiedy jesteśmy of niego silniejsi, napotykamy raz po raz na arenie wielkiej polityki, a nawet w filozofii. Jednym ze standardowych zarzutów wobec Hegla jest to, że pojęcie ruchu dialektycznego zakłada skłonność do kontynuowania rozumowania aż po kres, w celu wydobycia wszelkich konsekwencji danej myśli czy postawy. Powiedzmy, że jestem ascetą – myślenie o tym doprowadzi mnie do wniosku, że ascetyzm to postawa egotyczna, bo oznacza całkowite skupienie na sobie, rozpaczliwą próbę wymazania wszelkich resztek przyjemności i radości.

Hegel jednak o tym wie: na samym początku swojej Nauki logiki, gdzie analizuje logiczny porządek czystych kategorii rozumowania bez jakichkolwiek empirycznych założeń, zauważa że nauka logiki jednak opiera się na (podtrzymywanym w czasie) akcie woli, na świadomie podejmowanej wciąż decyzji, aby rozumować. Asceta może po prostu stwierdzić – no dobrze, tak naprawdę to jestem egotykiem, ale nic mnie to nie obchodzi, nie będę przemyśliwał, co ta moja asceza oznacza – po prostu przyjmę, że tym właśnie jestem”.

Odmowa wysłuchania i/lub przemyślenia jest nie tylko decyzją o ogromnym podstawowym znaczeniu, ale też w sposób ciągły zachodzi w naszym życiu. Ci, którzy bezwarunkowo popierają Izrael, po prostu nie biorą pod uwagę wszystkich oczywistych dowodów na to, że mamy tu do czynienia z ludobójstwem – z góry je odrzucają jako antysemickie kłamstwa.

Co i rusz mnie to spotyka – kiedy niedawno wyłuszczyłem argumenty przemawiające za tym, że stoimy w obliczu kryzysu środowiska naturalnego, w odpowiedzi usłyszałem kolejną wariację na temat „że my nie będziemy słuchali, tego bądźcie pewni”. Krótko uzasadniono to tym, że walka z globalnym ociepleniem to kampania zasadzająca się na mrocznych knowaniach (czyli dążeniu do zniszczenia bogatego Zachodu).

W tym samym guście wypowiedział się Trump na forum zgromadzenia ogólnego ONZ 23 września 2025 roku, gdy stwierdził, że zmiana klimatu jest „największą ściemą, jaką widział świat”. Ta postawa opiera się na dokładnie tej samej wizji i pojęciu sprawiedliwości, którą w Państwie kilka stron później wyraża Trazymach: „Ja twierdzę, że to, co sprawiedliwe, to nic innego, jak tylko to, co leży w interesie mocniejszego”. Dalej Trazymach dowodzi, że:

„każdy rząd ustanawia prawa dla własnego interesu. Demokracja ustanawia prawa demokratyczne, dyktatura – dyktatorskie, a inne rządy tak samo. A jak Interes, Siła je ustanowią, wtedy ogłaszają rządzonym, że to jest sprawiedliwe dla rządzonych, co jest w interesie rządzących, a kto się z tych przepisów wyłamuje, tego karzą za to, że niby prawo łamie i jest niesprawiedliwy. Więc to jest, poczciwa duszo, to, co mam na myśli; że w każdym państwie sprawiedliwość polega na jednym i tym samym: na interesie ustalonego rządu. Rząd przecież ma siłę. Więc kto dobrze rachuje, temu wychodzi, że sprawiedliwość wszędzie polega na jednym i tym samym: na interesie mocniejszego.”

Czyż to nie trumpizm w najczystszej postaci? Sprawiedliwość, jaką narzuca słabszemu, jest arbitralną sprawiedliwością silniejszego. Jeśli Brazylia skazuje na karę więzienia kumpla Trumpa, Bolsonaro, Trump podnosi cła o 30 proc.. Wielka Brytania zaś, odkąd Starmer bije przed Trumpem pokłony, jest traktowana lepiej niż inne państwa europejskie.

27 lat więzienia dla Bolsonaro. Jak Brazylia zareagowała na moment sprawiedliwości?

Trump robi wszystko, aby jego przeciwnikom stała się krzywda – nawet już przy tym nie udając, że cierpienie, którego im przysparza, jest dla nich dobre. Nie wystarczy jednak odwrócić tę postawę i czynić to, co – można się spodziewać – przyniesie wszystkim korzyści. Tu logika się komplikuje. Przypomnijmy sobie, jak brutalnie Walter Benjamin odrzucił myśl przewodnią Goethego, że należy pilnować, aby wszystko w życiu miało konsekwencje. Ostro to komentuje:

„To bez wątpienia jedna z najpodlejszych maksym, której żadną miarą u Goethego nikt by się nie spodziewał. To imperatyw postępu w jego najmroczniejszej postaci. Nie chodzi o to, że konsekwencje to owoce, jakie rodzi właściwe działanie, ani tym bardziej o to, że same konsekwencje są już owym owocem. Wręcz przeciwnie, zrodzony oto owoc jest oznaką złego działania. Działania dobrych ludzi nie rodzą »konsekwencji«, które można by im (bądź tylko im) przypisać. Działanie owocuje, ni mniej ni więcej, tym, co ma w sobie. Wniknięcie w to, co dany rodzaj działania ma w sobie, to sposób na sprawdzenie, czym zaowocuje ”.

Dla tego stanowiska istnieje oczywisty kontrargument: a co z przeciwdziałaniem globalnemu ociepleniu, wojnie nuklearnej, czy też dominacji AI? Czyż w tych przypadkach konsekwencje nie są wszystkim, co się teraz liczy? Argumentacja Benjamina wydaje się powtarzać stare rozróżnienie między poiesis a praxis: „poiesis” to działanie zmierzające do stworzenia czegoś, co będzie nadal istnieć, gdy działanie się zakończy  (dzieło sztuki, stół, wszystko jedno), podczas gdy „praxis” to działanie, które jest celem samo dla siebie (jak artystyczny performance).

Można jednak także powiedzieć, że działania, których cel jest zewnętrzny, także mają pewną wartość same w sobie. Wyobraźmy sobie wielki, zbiorowy wysiłek zmierzający do tego, aby stworzyć coś, co zmniejszy szkody dla środowiska – nawet jeśli się nie uda, samo działanie jest urzeczywistnieniem pewnej formy społecznej solidarności, a przez to ma immanentną pozytywną wartość. Piętno zła zaś nosi wykluczające zorientowanie na cel zewnętrzny (zły lub dobry), w którym nie bierze się pod uwagę „tego, co dany rodzaj działania ma w sobie”.

Jean-Claude Milner pokazał mi, że dla państw pozaeuropejskich wojna jest normalnym stanem rzeczy, że zawsze czai się gdzieś w tle, że czas pokoju to tylko pojawiające się co jakiś czas przerwy pomiędzy konfliktami zbrojnymi, natomiast chrześcijański Zachód uważa pokój za wielkie zwieńczenie historycznego postępu, za ostateczny stan, do którego wszyscy dążymy. Najwyraźniej widać to było w nazistowskich Niemczech, które cały czas powoływały się na ewiger Frieden, wieczny pokój, który nastanie po ostatecznym zwycięstwie. Ta wizja przyszłego, trwałego pokoju stanowiła uzasadnienie (i wręcz wymagała) całkowitej mobilizacji na rzecz ostatniej wojny, która położy kres wszelkim wojnom.

Czy Palestyńczycy zrzucają gejów z budynków?

czytaj także

Dziś po świecie rozprzestrzenia się to samo szaleństwo. Trump przyniósł pokój, dając pełne poparcie Izraelowi i bombardując Iran; Netanjahu usiłuje zaprowadzić pokój na Bliskim Wschodzie, eskalując wojnę przeciwko Palestyńczykom i dokonując ludobójstwa. Jest w tym oczywiście racja – gdy Izrael zabije już wszystkich Palestyńczyków, pokój rzeczywiście nastanie. Jest więc i logika w tym szaleństwie, które kazało kilku państwom nominować Trumpa i Netanjahu do pokojowej Nagrody Nobla.

Wypada wyciągnąć trzy wnioski. Po pierwsze, nauczenie się tego, jak żyć w zagrożeniu wojną, może być jedynym sposobem na zaprowadzenie pokoju. Po drugie, strzeżmy się „szlachetnych duchem”, których rolą jest uzasadnianie brutalności. Po trzecie, w prawdziwie wyemancypowanym społeczeństwie ludzie nie podejmują działań niosących dobre konsekwencje – podejmują działania, które żadnych konsekwencji nie niosą.

** Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów. Fragmenty Państwa Platona w przekładzie Władysława Witwiskiego (utwór w domenie publicznej w ramach projektu Wolne Lektury).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Slavoj Žižek
Slavoj Žižek
Filozof, marksista, krytyk kultury
Słoweński socjolog, filozof, marksista, psychoanalityk i krytyk kultury. Jest profesorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu w Ljubljanie, wykłada także w European Graduate School i na uniwersytetach amerykańskich. Jego książka Revolution at the Gates (2002), której polskie wydanie pt. Rewolucja u bram ukazało się w Wydawnictwie Krytyki Politycznej w 2006 roku (drugie wydanie, 2007), wywołało najgłośniejszą w ostatnich latach debatę publiczną na temat zagranicznej książki wydanej w Polsce. Jest również autorem W obronie przegranych spraw (2009), Kruchego absolutu (2009) i Od tragedii do farsy (2011).
Zamknij