Świat

To tutaj może się rozpocząć trzecia wojna światowa

Wojna o Tajwan to kosztowne i niepewne przedsięwzięcie. Dlatego chińska machina państwowa swój konflikt z demokracją prowadzi innymi środkami. Na razie.

Rosyjska inwazja na Ukrainę pokazała, jak kruchy jest porządek międzynarodowy i do czego jest zdolny totalitarny reżim, aby urzeczywistnić staroświecką geopolityczną fantazję. Po drugiej stronie świata narastają teraz podobne napięcia.

Chodzi o Tajwan – młodą demokrację typu zachodniego, którą chciałyby podporządkować sobie autorytarne Chiny. To właśnie tutaj może się rozpocząć trzecia wojna światowa. Komunistyczna Partia Chin nie kryje, że któregoś dnia (zdaniem wielu ekspertów w perspektywie pięciu lat, według niektórych już w przyszłym roku) dokona inwazji na demokratyczną wyspę.

Wojna o Tajwan w tym roku raczej nie wybuchnie – ale wyspa pozostanie punktem zapalnym

Tajwan jest testowany niemal codziennie. Wiadomości o chińskich prowokacjach i naruszaniu tajwańskiej strefy identyfikacji powietrznej co jakiś czas obiegają świat. W historii relacji obu państw są to działania bez precedensu – wystarczy przypomnieć, że linia środkowa Cieśniny Tajwańskiej, czyli de facto granica chińsko-tajwańska, pozostawała nieprzekroczona przez ponad 40 lat.

Demokratyczny Tajwan solą w oku Chin

Tajwan samym swoim istnieniem zaprzecza tezom Komunistycznej Partii Chin o tym, że liberalna demokracja typu zachodniego nie jest dla Chińczyków. Bo skoro Tajwan jest chiński, co komunistyczna machina propagandowa powtarza do utraty tchu, to dlaczego demokracja w Tajwanie ma się tak dobrze? Ten dysonans można rozwiązać, albo samemu się demokratyzując, albo przeprowadzając inwazję. Pierwsza opcja nie wchodzi dla KPCh w grę.

Inwazja to jednak kosztowne i ryzykowne przedsięwzięcie. Dlatego chińska machina propagandowa usiłuje dezinformować i urabiać opinię publiczną w Tajwanie w nadziei, że uda się jej wprowadzić zamęt, w którym duża część społeczeństwa będzie skłonna sama zaakceptować zwierzchność KPCh. Zdobyć Tajwan bez jednego wystrzału – to jednak fantazja tak oderwana od rzeczywistości jak ta putinowska, w której Ukraińcy mieli witać wkraczających Rosjan kwiatami.

Tajwan ma fascynującą historię, często będąc w centrum najważniejszych wydarzeń w Azji. Za swoje strategiczne położenie pomiędzy Dalekim Wschodem a Azją Południowo-Wschodnią Tajwańczycy płacili wysoką cenę. Część wyspy była pod nominalnym zwierzchnictwem dynastii Qing przez około 300 lat do 1895 roku, a po przegranej wojnie została oddana Japończykom. Ci administrowali tu do końca drugiej wojny światowej.

W 1945 roku wyspa została oddana (bez pytania Tajwańczyków o zdanie) w ręce Czang Kaj-szeka – przywódcy chińskiej partii nacjonalistycznej (Kuomintang lub KMT). Kiedy Kuomintang przegrał wojnę domową z komunistami, Czang Kaj-szek uciekł do Tajwanu ze swoimi zwolennikami. Dla lokalnej społeczności była to katastrofa.

W 1947 roku Kuomintang dokonał rzezi elit miejskich, która przeszła do historii jako Masakra 28 Lutego, w której zginęło około dwudziestu kilku tysięcy ludzi. Wprowadzony przez Kuomintang „stan wojenny” trwał nieprzerwanie przez 38 lat: od maja 1949 do lipca 1987 roku.

W czasach Białego Terroru wdrażano w życie przypisywaną Czang Kaj-szekowi frazę, że „lepiej omyłkowo zabić 1000 niewinnych niż pozwolić uciec jednemu komuniście”. W rzeczywistości chodziło nie tyle o walkę z komunizmem, ile o konsolidację władzy na wyspie i podporządkowanie sobie lokalnej ludności.

Jak uniknąć najgorszego w Ukrainie i na Tajwanie

Dopiero od 1987 roku nastąpiła najpierw powolna, a później coraz szybsza zmiana życia społecznego i demokratyzacja Tajwanu. Pierwsze wolne wybory prezydenckie odbyły się tutaj dopiero w 1996 roku. Tajwańczykom udało się uciec z objęć autokratycznego, skorumpowanego reżimu, który „zaimportował się” z Chin. Nic więc dziwnego, że nie mają wielkiej ochoty znaleźć się pod kontrolą kolejnego totalitaryzmu.

Demokracja kontra armia trolli i hakerów

O tym, że systemy autokratyczne usiłują wpływać na wybory w demokracjach, wiemy coraz więcej. Chińska gra o globalną hegemonię już się rozpoczęła. Inicjatywa Pasa i Szlaku (z ang. Belt and Road Initiative, BRI) obliczona na rozszerzenie wpływów, to jedna, ekonomiczna, strona medalu. Siła militarna i zastraszanie sąsiadów na Morzu Południowochińskim to druga.

Wielki plan Xi Jinpinga

czytaj także

Wielki plan Xi Jinpinga

Joseph S. Nye

Jest to przedsmak tego, co może wkrótce nastąpić. W tej chwili jednak polem najostrzejszej walki jest internet. Chiński reżim panicznie boi się niezależnych przejawów życia społecznego i postrzega je jako źródło potencjalnego przyszłego buntu. Dziś w Chinach można zostać uprowadzonym lub uwięzionym za rzeczy tak pozornie z polityką niezwiązane jak działalność na rzecz osób zakażonym żółtaczką typu B.

Obywatelskie sprzątanie w sieci

Podczas kiedy chińska armia czeka na rozkaz, armia jej cyfrowych trolli pracuje non stop. Parlamentarna Komisja Spraw Międzynarodowych i Obrony Narodowej Tajwanu ocenia, że każdego dnia dochodzi do 20 milionów (!) cyberataków na wyspę.

Tajwańczycy na razie się opierają. I nie chodzi tu wyłącznie o działania rządu, który uczynił cyberbezpieczeństwo jednym ze swoich priorytetów, ale także o działania zwykłych Tajwańczyków, którzy na co dzień „sprzątają” krajobraz informacyjny swojego kraju. Tajwan jest przykładem, że cyfrowe narzędzia mogą zostać użyte dla dobra obywateli, rządu, kraju i ludzkości.

Problem dezinformacji dotyka wszystkich, ale kiedy rządy chcą się zbytnio zaangażować w regulacje, rodzi to nieufność. Rządowy projekt regulacji internetu w Tajwanie został w 2022 roku wycofany, bo społeczeństwo zbyt dobrze pamięta czasy dyktatury i jest bardzo wyczulone na punkcie wolności słowa. Punkt oporu przeciw dezinformacji przeniósł się na stronę zwykłych obywateli.

Tak powstał Cofacts – jeden z najbardziej znanych i docenianych projektów mających na celu oczyszczanie przestrzeni informacyjnej. Cofacts to czatbot działający na aplikacji Line, popularnym w Azji komunikatorze stworzonym w Japonii. Line ma ponad 90 proc. udziału w rynku tajwańskim, jest miejscem prywatnych rozmów z przyjaciółmi, współpracownikami i członkami rodziny. Oczywiście – łatwo w takim miejscu o linki i wiadomości, które są po prostu fałszywe.

Platforma Line jest zaszyfrowana metodą end-to-end, więc walka z dezinformacją jest tam trudniejsza niż na platformach publicznie dostępnych, jak Facebook czy Twitter. Użytkownicy szyfrowanej aplikacji nie są w stanie zweryfikować innych wpisów tego samego autora lub rozważyć, czy konto jest wiarygodne.

Ulica w Tajpej. Fot. Mathias Apitz/flickr.com

System Cofacts znalazł na to rozwiązanie. Każdy może dodać chatbota Cofacts do swoich znajomych i przesłać mu budzącą wątpliwości wiadomość. Cofacts sprawdza, czy była już ona wcześniej weryfikowana. Jeśli tak, to wysyła komunikat z oceną wiarygodności. Trwa to kilka sekund. Użytkownik może od razu przekazać tę wiadomość znajomym, chroniąc pozostałych uczestników rozmowy przed dezinformacją. Weryfikacja bota często kończy transmisję fałszywych wiadomości.

Chatbota Cofacts można również bezpośrednio dodać do każdej rozmowy, aby robot automatycznie przedstawiał ocenę wiarygodności przesyłanych w niej linków czy faktów. Do 2022 roku, przez sześć lat swojego istnienia, w projekcie wzięło udział ponad 2 tysiące wolontariuszy, a baza danych ma ponad 87 tysięcy podejrzanych artykułów. „Mamy nadzieję, że uda nam się przebić bańki społecznościowe” – podkreśla Billion Lee, współtwórczyni projektu.

Na otwartym kodzie źródłowym projektu powstały inne chatboty czerpiące wiedzę z bazy danych Cofacts. Z tej wiedzy korzystają m.in. dziennikarze i instytucje badawcze analizujące dezinformację w Tajwanie.

Projekt Cofacts to jeden z projektów obywatelskiego ruchu cyfrowego g0v (czytaj „gov zero”), który miał swoje skromne początki przy okazji Yahoo Open Hack Day w 2012. W jego powstaniu pomogła lekceważąca obywateli buta prezydenta Ma, który miał powiedzieć, że polityka ekonomiczna państwa jest zbyt skomplikowana, aby ją szary obywatel rozumiał, więc niech nawet nie próbuje.

Hakerzy zaprezentowali w odpowiedzi budżet państwa w przystępny sposób, który umożliwiał szybkie znalezienie konkretnych informacji, bez wertowania tomów nieprzejrzystego i napisanego trudnym językiem dokumentu. Za pieniądze z wygranej nagrody, programiści-aktywiści zakupili domenę g0v.tw i przyjęli na siebie, między innymi, rolę audytora rządowych poczynań.

Tajwan a sprawa polska

Często Polskę porównuje się do „dojrzałych demokracji” i młody wiek tej naszej jest wskazywany jako źródło pewnych bolączek lub zaniechań. Może więc warto porównać się do młodej demokracji tajwańskiej, która narodziła się mniej więcej w tym samym czasie co nasza.

Chińczycy już swoje wiedzą – Putin uznawany jest za słabszego [rozmowa z Michałem Lubiną]

W tym krótkim czasie Tajwańczycy zdążyli wybudować jeden z najlepszych na świecie, obejmujący wszystkich, system opieki zdrowotnej oraz aktywne społeczeństwo obywatelskie. Impulsem do najnowszego obywatelskiego przebudzenia Tajwańczyków były dwie kadencje prezydenta Ma Ying-jeoua, w których duża część społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży, poczuła się wykluczona z udziału w życiu publicznym. Tajwański ruch g0v – cyfrowego społeczeństwa obywatelskiego – zrodził się właśnie w takim opresyjnym „mikroklimacie”.

W Polsce trwa druga kadencja PiS-u, za chwilę wybory parlamentarne. Czy i u nas coś takiego mogłoby powstać w odpowiedzi na sytuację polityczną? Droga jest otwarta – projekty g0v, w tym Cofacts, są projektami typu open-source. Każdy może po nie sięgnąć i wykorzystać, szczególnie w dobrej sprawie.

*

Paweł Sendyka jest antropologiem. Badania terenowe w Tajwanie, na których podstawie powstał ten artykuł, były możliwe dzięki wsparciu ze strony programu Taiwan Fellowship.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij