Fakt, że największe wciąż istniejące kolonialne imperium, które podbiło pół Azji i nadal je kontroluje, stroi się w szaty lidera ruchu antykolonialnego, zakrawa na kpinę. Ale w globalnej polityce narracja nie musi być logiczna i wewnętrznie spójna. Wystarczy, że będzie przekonująca.
Czy ostatnie kolonialne imperium może próbować grać na nastrojach antykolonialnych? Oczywiście, tak właśnie robi Kreml. Największe państwo świata, które brutalnie zagarnia terytoria innych państw, bo wciąż mało mu ziemi, na zewnątrz odgrywa rolę czołowego przeciwnika „neokolonialnej dominacji Zachodu”.
Kreml zdaje sobie sprawę, że różnego rodzaju naciski gospodarcze i energetyczne nie odegrają swojej roli, jeśli nie uzupełni ich przekonująca narracja polityczna. Zresztą Rosja była w tym zawsze bardzo dobra. Całą zimną wojnę wypełniała wojna polityczna ZSRR z USA, podczas której Sowieci umiejętnie łączyli niejawne działania wywiadowcze, zwiększające wpływy na całym świecie, z przemyślaną propagandą i tworzeniem „faktów medialnych”.
czytaj także
Podczas wojny w Ukrainie Rosja jak na razie przegrywa to starcie komunikacyjne, co jest w dużej mierze zasługą niezwykle sprawnego pijarowo Kijowa. Zachód nałożył na Moskwę twarde sankcje, które odnoszą skutek, jednak wciąż jest daleko od pełnej izolacji Rosji. Kreml zamierza więc odbudować swoją pozycję międzynarodową, grając kartą antykolonialną, która dla wielu państw może być przekonująca.
Nowy lider
Niedawne wystąpienie Władimira Putina w Klubie Wałdajskim było jedną wielką tyradą przeciwko dominacji Zachodu, który wykorzystuje przewagę ekonomiczną, by podporządkować sobie cały świat. „Standaryzacja, monopol finansowy i technologiczny oraz zacieranie wszystkich różnic leżą u podstaw zachodniego modelu globalizacji, który ma charakter neokolonialny. Jego cel jest jasny – ustanowienie bezwarunkowej dominacji Zachodu w światowej gospodarce i polityce” – przekonywał prezydent Rosji.
Mówił o otwartym rasizmie państw zachodnich, który przejawiał się w stworzeniu tak zwanego świata jednobiegunowego, znanego w Polsce jako Pax Americana. Putin zaznaczał, że na Zachodzie Rosja ma swoich sojuszników – wymienił wręcz dwa Zachody. Jeden tradycyjny, chrześcijański i oparty na patriotyzmie, który Rosji wciąż jest bliski. „Ale jest też drugi Zachód – agresywny, kosmopolityczny i neokolonialny. Działa jako narzędzie neoliberalnych elit. Oczywiście Rosja nigdy nie pogodzi się z dyktatem tego Zachodu” – zapewniał prezydent Rosji.
Putin odniósł się także do traumatycznych dla Rosji lat 90., gdy przez kilka lat kremlowskiej polityce ton nadawali zwolennicy współpracy z Zachodem. Okcydentalny eksperyment nad Wołgą, jak wiemy, finalnie się nie udał. „Nie tak dawno temu sami obawialiśmy się, że staniemy się czymś w rodzaju półkolonii, w której bez naszych zachodnich partnerów nie jesteśmy w stanie nic zrobić” – przypominał Putin, który zresztą osobiście pogrzebał politykę jelcynowską.
W sukurs Putinowi poszli także zgromadzeni w Klubie Wałdajskim, którym narracja antykolonialna była miła dla ucha. Kubat Rachimow z Kirgizji nie mógł wyjść z podziwu dla przewodnictwa Rosji w starciu z Zachodem i apelował o zbliżenie Moskwy z Azją – i to dosłowne. „Panie prezydencie, Rosja jest liderem nowego ruchu antykolonialnego. Przywiązanie Rosji do tradycyjnych, konserwatywnych wartości również zyskuje globalne poparcie. […] Co myślicie o możliwości przeniesienia stolicy Federacji Rosyjskiej do centrum kraju, czyli do centrum kontynentu euroazjatyckiego, aby była bliżej państw Szanghajskiej Organizacji Współpracy?” – pytał Rachimow. Putin przyznał, że były takie rozmowy, zresztą w historii Rosji przenosiny stolicy już się zdarzały, ale w tym momencie nie widzi takiej potrzeby.
Niech jedzą nawóz!
Dyrektor „United Service Institution of India” pytał natomiast, jaką rolę w „posthegemonicznym świecie” Putin przewiduje dla Indii. Putin błyskawicznie przypomniał o kolonialnej przeszłości Indii i zależności od imperium brytyjskiego. Zaczął kurtuazyjnie rozpływać się nad patriotyzmem premiera Narendry Modiego oraz nad sukcesami gospodarczymi jego kraju. Zapewnił, że między Rosją a Indiami nigdy nie było żadnych sporów, a wzajemne relacje od zawsze opierały się na partnerstwie.
„Dzisiaj nasza współpraca gospodarcza się rozwija. Nasz handel rośnie. Jeden przykład: premier Modi poprosił mnie o zwiększenie dostaw nawozów, co jest bardzo ważne dla indyjskiego rolnictwa, i zrobiliśmy to. Jak pan sądzi, o ile? Dostawy nawozów do Indii wzrosły 7,6-krotnie. Nie o jakiś ułamek, ale 7,6-krotnie. Dwustronny handel produktami rolnymi prawie się podwoił” – wyliczał Putin.
czytaj także
I tu, niestety, miał rację. Handel Rosji z Indiami kwitnie. W okresie od kwietnia do sierpnia wymiana handlowa między oboma krajami osiągnęła wartość przeszło 18 mld dolarów, podczas gdy w całym poprzednim roku wyniosła 13 mld dolarów, a jeszcze wcześniej jedynie 8 mld dol. Rosja w ten sposób stała się siódmym co do wielkości partnerem handlowym Indii – wskoczyła na to miejsce z 25.
To wciąż nie są ogromne liczby ani dla Indii, ani dla Rosji. Roczna wymiana handlowa Indii z USA to 58 mld dolarów. Sama Unia Europejska w 2021 roku zaimportowała z Rosji towary – głównie ropę i gaz – o wartości niespełna 160 mld euro, a wyeksportowała tam towary warte kolejne 90 mld euro. Zastąpienie Europy Azją w wymianie handlowej to dla Rosji misja na wiele lat, jeśli nie dekad. Będzie wymagać budowy kosztownej infrastruktury, co Zachód może utrudniać przemyślanymi sankcjami. Nie zmienia to faktu, że ta reorientacja już zachodzi.
Pojawił się również temat współpracy z Afryką. Philani Mthembu z południowoafrykańskiego Institute for Global Dialogue pytał, w jaki sposób budować „świat wielobiegunowy” i jaką rolę Rosja chciałaby odegrać w Afryce. Tym razem Putin zaatakował Zachód za ekspansywną politykę monetarną, która królowała w ostatnim czasie w największych bankach centralnych. „W ciągu ostatnich dwóch lat wydrukowali 5,9 bln dolarów i 2,9 bln euro. Gdzie się podziały te pieniądze?” – pytał Putin. Według niego za wydrukowane banknoty Zachód zaczął skupować z całego świata towary, w tym żywność, co doprowadziło do deficytów oraz drożyzny.
Po szczycie G20: bez oferty dla państw biednych nie będzie pokoju w Europie
czytaj także
Zaatakował też europejskie sankcje, które jakoby są winne kryzysowi żywnościowemu: „W europejskich portach zatrzymano 300 tysięcy ton naszych nawozów. Nasze firmy są gotowe oddać te nawozy za darmo, także do krajów afrykańskich, ale ich nie chcą wypuścić. […] Dajcie je najuboższym krajom, one tego potrzebują”.
Bandyta chce łapać bandytów
Ustawiona dyskusja w Klubie Wałdajskim, do której zaproszono zaprzyjaźnionych ekspertów i aktywistów z niewiele znaczących organizacji, mało nam mówi o faktycznym poparciu dla Rosji w państwach niezachodnich. Jednak dowodów na przynajmniej wyrozumiałość wobec reżimu z Kremla znajdziemy mnóstwo. Jeszcze w marcu prezydent RPA Cyril Ramaphosa przekonywał w parlamencie RPA, że wojny w Ukrainie można było uniknąć, gdyby NATO powstrzymało się od „ekspansji na Wschód”, co rzekomo doprowadziło do destabilizacji w regionie. Nowy prezydent Brazylii jeszcze jako kandydat udzielił w maju wywiadu magazynowi „Time”, w którym stwierdził: „Nie tylko Putin jest winny. USA i UE również są winne. Co było przyczyną inwazji na Ukrainę? NATO? W takim razie USA i Europa powinny oświadczyć: Ukraina nie wejdzie do NATO. To rozwiązałoby problem”.
czytaj także
Ta zachodniosceptyczna narracja jest wewnętrznie sprzeczna. Przeciwnicy dominacji Zachodu z jednej strony utyskują na wtrącanie się USA i UE w wewnętrzne sprawy innych państw, z drugiej zaś domagają się, by USA i UE zabroniły wejścia do NATO innemu państwu. Opowieści Putina również są pełne luk i nie trzymają się kupy. Już sam fakt, że największe wciąż istniejące kolonialne imperium, które podbiło pół Azji i nadal je kontroluje, teraz stroi się w szaty lidera ruchu antykolonialnego, zakrawa na kpinę. Putin wytyka skutki sankcji wprowadzonych na Rosję, nie wspominając ani słowem o tym, dlaczego zostały one w ogóle wprowadzone.
Prezydent Rosji atakuje także ekspansywną politykę monetarną Zachodu, która według niego jest główną przyczyną inflacji, chociaż to Rosja przewodzi na świecie w gospodarczym protekcjonizmie, a z dostaw gazu uczyniła swój polityczny oręż – celowo nimi manipulując, doprowadziła do skokowego wzrostu cen tego surowca już pod koniec zeszłego roku. Obecne kryzysy energetyczny i żywnościowy w przeważające mierze są skutkiem działań Rosji, tymczasem Putin zapewnia biedniejszą połowę świata, że to on właśnie może zaproponować ich rozwiązanie. Rosja odgrywa więc rolę złodzieja, który krzyczy „łapać złodzieja”.
czytaj także
Jednak w globalnej polityce narracja nie musi być logiczna i wewnętrznie spójna. Wystarczy, że będzie przekonująca. A narracja Rosji w wielu miejscach może trafić do byłych „państw niezaangażowanych”. To właśnie one cierpią na skutkach zmian klimatu, które wywołała Północ beztroskim zużywaniem paliw kopalnych. Oczywiście, Rosja dołożyła się do nich w wymiernym stopniu. Odpowiada ona za 6 proc. historycznych emisji CO2, czyli za dwa razy więcej niż Indie.
Jednak umiejętne granie na realnych szkodach, które liberalny kapitalizm wywołał w państwach globalnego Południa, może te ostatnie przekonać do rosyjskiej narracji. Propaganda Rosji od zawsze była utkana po części z faktów, a po części z przeinaczeń, niedomówień, przemilczeń i zwyczajnych kłamstw. Jednak gdyby Zachód nie popełnił w niedalekiej przeszłości – i dalszej zresztą też – tylu, delikatnie mówiąc, błędów, to obecnie Moskwa miałaby utrudnione zadanie.
Na północy rakiety, na południu głód
Rosja wciąż jest daleka od międzynarodowej izolacji. Jak na razie została częściowo odcięta od zachodniego kapitału, rynków i technologii. Wciąż może jednak współpracować z państwami z innych rejonów świata – na przykład znad Zatoki Perskiej. Jak zauważył Andrew S. Weiss, tylko Kuwejt i Katar bez zwłoki potępiły agresję Rosji na Ukrainę. Na forum ONZ państwa regionu w sprawie szeregu rezolucji wymierzonych w Rosję głosują w kratkę – czasem przeciw Moskwie, a czasem się wstrzymują. Przede wszystkim jednak de facto wsparły Rosję, gdy w ramach OPEC Plus zadecydowały o ścięciu dziennej podaży ropy o 2 mln baryłek, co podniesie jej ceny, a więc i wpływy budżetowe Kremla.
Rosja może też liczyć na Ankarę. Turcja jedną nogą jest w strukturach zachodnich, ale drugą podpiera się zupełnie gdzieś indziej. Regularnie utyskuje na działania Amerykanów, rzuca kłody pod nogi NATO, blokując wejście do paktu Finlandii i Szwecji, czy grozi Grecji, że „przyjdzie po nią pewnej nocy”. Nowy plan Erdogana jest taki, że Turcja stanie nowym hubem dla rosyjskich surowców, dzięki czemu zarobi na pośrednictwie, a Kreml będzie mógł nadal eksportować gaz do Europy. Zresztą Turcja już teraz pomaga Rosji omijać sankcje. W tym roku wymiana handlowa między nimi wzrosła o 87 proc.
Žižek: Jest coś, co Zachód konsekwentnie pomija w swoich kalkulacjach
czytaj także
Państwa arabskie czy Turcja współpracują z Rosją oczywiście nie dlatego, że przekonała ich antykolonialna narracja. Reżimy autorytarne lubią ze sobą blisko współpracować, gdyż nikt im przy okazji nie wytyka, że kogoś zabito albo wsadzono do więzienia. Jednak Indie, Brazylię czy państwa Afryki antykolonialna i antyneoliberalna narracja może przekonać do większej wyrozumiałości dla poczynań Moskwy.
„Gdy na północy odpalane są rakiety, tu na południu chodzimy głodni” – stwierdził prezydent Argentyny Alberto Fernandez podczas szczytu Wspólnoty Państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Jeśli Zachód chce powstrzymać ekspansję Rosji i Chin, musi wziąć te słowa pod uwagę.