Klub parlamentarny konserwatystów topnieje. Ostatnio znany poseł został wyrzucony po tym, jak wyszedł na jaw jego romans z doradczynią, a on sam wziął 400 tys. funtów za udział w jednym z bardziej żenujących reality show w kraju.
Mijają dwa tygodnie urzędowania Rishiego Sunaka, pierwszej osoby azjatyckiego pochodzenia na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii i drugiej z mniejszości etnicznej. Pierwszy, Żyd Benjamin Disraeli, był ochrzczony jako nastolatek – Rishi Sunak zdążył wprowadzić się na Downing Street w trakcie diwali i celebrować to ważne dla hinduistów i sikhów święto już jako premier.
Jest to kulturowo bardzo ważny moment nie tylko dla całej południowoazjatyckiej diaspory w Zjednoczonym Królestwie, ale i dla całego kraju, w którym wciąż wielu nie może pogodzić się z faktem, że kraj ma dziś niebiałego premiera.
Ale jest to też wydarzenie na skalę europejską, gdzie jak dotąd jedynie dwóch premierów miało przynajmniej częściowo azjatyckie pochodzenie: Antonio Costa rządzący Portugalią i poprzedni premier (a obecny wicepremier i minister przedsiębiorczości) Republiki Irlandii Leo Varadkar.
Borisowi nie chciało się wygrać
Historia rodziny Sunaka jest w zasadzie w całości jest produktem Imperium. Dziadkowie obecnego premiera pochodzili z indyjskiego Pendżabu, ale jego rodzice urodzili się w brytyjskiej Tanganice (obecna Tanzania), w Afryce Wschodniej. Do tego regionu brytyjska administracja sprowadzała siłą, podstępem i zachętami licznych mieszkańców północnych Indii, a konkretnie najczęściej właśnie z dzisiejszych terenów pogranicza indyjsko-pakistańskiego.
Liczni z tych osadników lub ich dzieci przeprowadzali się po drugiej wojnie światowej do Zjednoczonego Królestwa albo dobrowolnie, jak rodzina Sunaka, albo ponieważ byli skądś wyrzucani, jak rodzina byłej ministry spraw wewnętrznych Priti Patel, którą do wyjazdu z Ugandy zmusił Idi Amin, a Brytania przyjęła ich jako – o ironio – uchodźców. Zresztą rodzice obecnej szefowej MSW Suelli Braverman również przyjechali do Brytanii z Kenii i Mauritiusu.
Rishi Sunak nowym premierem Wielkiej Brytanii. Słowa kluczowe: banki, finanse, Kajmany
czytaj także
Sunak wygrał wewnątrzpartyjne wybory w pierwszej rundzie, ponieważ jako jedyny zebrał sto głosów poparcia w klubie poselskim i głosowanie nie musiało przejść w ręce szeregowych członków partii jak poprzednio. Penny Mordaunt, główna konkurentka Sunaka, zebrała ponad 90 głosów poselskich. Najprawdopodobniej, gdyż faktyczne listy poparcia złożone we władzach klubu nie zostały upublicznione. Do dyspozycji mamy tylko publiczne deklaracje poszczególnych posłanek i posłów.
Wystarczającej liczby głosów nie zebrał też Boris Johnson, który specjalnie na wybory wrócił wcześniej z wakacji na Dominikanie. Co prawda nie wiadomo, dlaczego był na wakacjach, kiedy parlament normalnie obraduje, a on ciągle jest posłem reprezentującym swój okręg, ale nawet szybki powrót przez Atlantyk nie pomógł mu zapewnić sobie wystarczającego poparcia wśród torysów.
Sam Johnson i jego zaplecze politycznie przez cały czas trwania wyborów zapewniali, że mają sto głosów w kieszeni. Po czym, na dzień przed oficjalnym ogłoszeniem, kto sprostał temu zadaniu, były premier niespodziewanie wycofał się z wyścigu. W swoim wystąpieniu, niezwykle trumpiańskim w tonie i treści, napisał, że spokojnie mógłby wygrać, gdyby tylko chciał, ale nie chciał – ze względu na jedność partii. Tak jak Trump, Johnson sugeruje, że przegrywa tylko wtedy, kiedy jest przeciw niemu zawiązany spisek.
Skład rządu przyniósł kilka niespodzianek
Zdecydowanie bez zaskoczenia przyjęto utrzymanie stanowiska przez Jeremy’ego Hunta, czyli kanclerza skarbu. Mianowanie piątej osoby na to stanowisko w ciągu ostatnich pięciu miesięcy mogłoby skończyć się katastrofą podobną w skali do projektu reform finansów publicznych autorstwa ministra Kwartenga w rządzie Liz Truss.
czytaj także
Podobnie niezagrożone okazały się pozycje Bena Wallace’a, ministra obrony i Toma Tugendhata, ministra ds. bezpieczeństwa. Koordynowane przez nich wsparcie Ukrainy jest kluczowe nie tylko dlatego, że ukraińskie zwycięstwo leży w brytyjskim interesie, ale też dlatego, że brytyjskie zaangażowanie w tym konflikcie stało się jedną z głównych podpór brytyjskiej pozycji międzynarodowej. Tak w rozmowach z Europą, jak i w kontaktach z administracją Bidena w USA.
Pewnym zaskoczeniem okazało się zatrzymanie Penny Mordaunt jako szefowej większości parlamentarnej. Jest to rola w randze ministerialnej i w obecnej sytuacji (o czym za chwilę) – kluczowa. W brytyjskim parlamencie bowiem to szefowa większości układa plan prac legislacyjnych i kieruje ustawy do kolejnych czytań. Słowem, zawiaduje parlamentarną zamrażarką.
Nie ma jednak do dyspozycji ministerstwa. A przecież Mordaunt była już ministrą najpierw rozwoju międzynarodowego, a potem obrony w rządzie Theresy May. Wydawało się więc, że dla swojej głównej partyjnej konkurentki Sunak znajdzie bardziej prestiżową pozycję, bliżej wykonawczego centrum rządu.
Dwiema dużymi niespodziankami okazały się powroty: Suelli Braverman do MSW i Gavina Williamsona jako ministra bez teki.
Braverman wróciła po dwóch tygodniach od rezygnacji z rządu Liz Truss, która to rezygnacja ostatecznie utopiła tamten układ. Rezygnacja była oficjalnie spowodowana naruszeniem zasad bezpieczeństwa komunikacji poprzez wysłanie projektu oficjalnego stanowiska ministerialnego z prywatnej skrzynki e-mailowej. W przypadku ministry odpowiedzialnej za policję i cywilny kontrwywiad (Security Service, ang. Służbę Bezpieczeństwa, znaną powszechnie jako MI5) jest to faktycznie dyskwalifikujące.
Jednocześnie mało kto w tę wersję wierzył. Rezygnacja Braverman miała mieć prawdziwe źródło w konflikcie poglądów między nią a Truss na kwestie imigracji. Po jej ponownym mianowaniu do rządu okazuje się, że kwestie bezpieczeństwa informacji nie są w przypadku Braverman bez znaczenia, a w prasie pojawiają się kolejne doniesienia o jej lekceważącym podejściu do tego obszaru. Miała się nawet dorobić przezwiska „Przeciekająca Sue” (Leaky Sue), ze względu na ciągłe łamanie zasad obiegu informacji, jak na przykład używanie prywatnego telefonu do omawiania spraw służbowych.
Sunak musiał przyjąć Braverman do rządu, bo ta ma wpływy w grupie najbardziej zatwardziałych brexitowców w parlamencie – a ci są Sunakowi potrzebni do utrzymania większości.
Z tego samego powodu trafił do rządu Gavin Williamson, który znany jest z tego, że wie, co w klubie poselskim piszczy, i umie monitorować nastroje. Co, podobnie jak rola Mordaunt, jest Sunakowi absolutnie konieczne, gdyż konserwatywny klub poselski powoli się rozłazi i już chyba jedyne, co obecnie go trzyma w całości, to strach przed utratą mandatu w razie przyspieszonych wyborów.
Poziom desperacji Sunaka w zarządzaniu większością parlamentarną pokazuje najlepiej to, że Williamson zdążył już zostać zmuszony do rezygnacji po tym, jak portal Tortoise ujawnił jego wulgarne groźby wysyłane do klubowej rzeczniczki dyscypliny, kiedy ta nie chciała załatwić dla niego wejściówki na pogrzeb królowej Elżbiety II. W ten sposób osiągnął niechlubny rekord bycia wyrzuconym z rządu przez czwórkę premierów.
Z podobnych zachowań znany jest kolejny nominat, minister sprawiedliwości Dominic Raab. Do tego stopnia, że służba cywilna zaoferowała ścieżkę przyspieszonych przenosin dla każdego urzędnika z Ministerstwa Sprawiedliwości, który nie chce pracować z nim jako swoim szefem. Raab jednak na razie musi zostać, bo reprezentuje w partii skrzydło zwolenników samego Sunaka.
Rząd sklejony na ślinę, a poseł zjada pająki
Nominacje dla Raaba i Williamsona pokazują, że Sunak musi dobierać swój rząd z ludzi, o których wszyscy wiedzą, że nie powinni się w nim znaleźć – inaczej doczeka się jawnej rebelii w szeregach Partii Konserwatywnej. Nadal podkopuje go też Boris Johnson, który po przegranych wyborach nie chce dać o sobie zapomnieć.
Johnson ogłosił, że będzie teraz orędownikiem sprawy ukraińskiej na świecie (głównie w Waszyngtonie), a także że będzie bronił swojego zielonego dziedzictwa wypracowanego podczas COP26, która odbyła się w zeszłym roku w Glasgow. Wykorzystał w ten sposób początkową niechęć Sunaka do wyjazdu na COP27 do Egiptu. Johnson ogłoszeniem swojego wylotu na tę konferencję zmusił Sunaka do zmiany zdania.
Sunak lecieć na szczyt klimatyczny początkowo nie chciał, twierdząc, że ma za dużo pracy do zrobienia w kraju. Potem ogłosił, że jednak poleci, jak się połapał, że Johnson zrobił to dzień wcześniej. Pokazuje to, które frakcje partyjne trzymają Sunaka na powierzchni, a które trzymają go w szachu.
Ewidentnie Sunak uznał, że może sobie pozwolić na zignorowanie „zielonych” torysów (do tego stopnia, że wyrzucił z rządu organizatora COP26 Aloka Sharmę), ale nie może pozwolić sobie na prymat Johnsona na żadnym polu. Żeby nie dać się umniejszyć Johnsonowi, jest nawet gotów ratować klimat na Ziemi, do czego inaczej ewidentnie nie miałby głowy.
Klub torysów powoli też topnieje. Ostatnio został z niego wyrzucony Matt Hancock, były minister zdrowia w rządzie Borisa Johnsona z czasów pandemii, który odszedł z rządu po tym, jak ujawniono jego romans z doradczynią. Ponad swoją karierę parlamentarzysty wybrał 400 tys. funtów, które zaoferowali mu producenci jednego z bardziej żenujących reality show I’m a celebrity, get me out of here! („Jestem gwiazdą, zabierzcie mnie stąd!”).
W tym programie widzowie głosują na to, którą z zebranych w australijskim buszu gwiazd producenci mają poddać kolejnej upokarzającej próbie charakteru, na przykład zjadaniu żywych pająków albo byciu obrzuconym obrzydliwym śluzem. Oczywiście wszystko to odbywa się, kiedy parlament obraduje, a Hancock pobiera dietę poselską.
Tego typu mniejsze i większe skandale nie pozwalają torysom odbić się w sondażach. Nie pomaga im ani coraz wyraźniej widoczny negatywny wpływ brexitu na brytyjską gospodarkę, ani sam Sunak, kiepsko wypadający w cotygodniowych konfrontacjach z szefem Labour Keirem Starmerem.
Partia Pracy sprawdza, czy da się to jeszcze spieprzyć
Poza parlamentem to jednak Keir Starmer najbardziej pomaga Sunakowi, na przykład udzielając wywiadów, w których cały czas nie może zaprezentować spójnej wizji kraju, jaką chciałby wprowadzać w razie wygranej Partii Pracy w kolejnych wyborach parlamentarnych. Starmer wydaje się skupiać na próbach przypodobania się głosującym za brexitem wyborcom z północy Anglii – tak jakby reszta kraju nie głosowała.
czytaj także
Na przykład ostatnio lider Labour przyznał, że NHS (brytyjska ochrona zdrowia) rekrutuje zbyt wielu imigrantów. Wszystko to, kiedy społeczne poparcie dla takiej rekrutacji jest powszechne, a NHS boryka się z katastrofalnymi brakami kadrowymi i jest tuż przed nadchodzącym sezonem grypowym.
Jest to temat, który powróci zapewne już niedługo, Sunak i Hunt zapowiedzieli bowiem na 17 listopada (przeniesione z Halloween) ogłoszenie swojego projektu reform finansów publicznych. Wedle wstępnych przecieków cięcia budżetowe mają sięgnąć nawet 60 mld funtów i z pewnością dotkną każdej dziedziny życia społecznego.
Sunak i Hunt twierdzą, że nie mają innego wyjścia, zwłaszcza po katastrofie poprzedniego rządu, która według jednej z analiz miała kosztować brytyjską gospodarkę co najmniej 30 mld funtów (czyli mniej więcej tyle, ile Kwarteng obiecywał zaoszczędzić). Wszystko to przy złej ogólnej koniunkturze gospodarczej na świecie i powszechnej inflacji. Na samym początku listopada Bank Anglii podniósł stopy procentowe o 0,75 punktu, do 3 proc., co było największym skokiem od 1989 roku.
W ten sposób Sunak ma więc stanowisko premiera i rządzi krajem, ale ze względu na brak oddanego zaplecza w partii, krótkie doświadczenie w parlamencie i krótkie doświadczenie w rządzie jest tak naprawdę zakładnikiem wszystkich otaczających go okoliczności z minimalnym polem manewru.
Wszystko to buduje obraz Sunaka jako zakładnika sytuacji na świecie, w kraju i we własnej partii, premiera, który nie cieszy się powszechną popularnością i którego sojusznicy są z nim jedynie warunkowo i zapewne tymczasowo.