Świat

Reich: Czy oddaliśmy już rynek w ręce monopoli?

Wolny rynek? Niezupełnie – rządzą nami korporacje, a gra jest ustawiona.

Zeszłotygodniowa ugoda między Departamentem Sprawiedliwości a pięcioma wielkimi bankami pokazuje olbrzymią słabość dzisiejszego prawa antymonopolowego. Banki brały udział w największej zmowie cenowej znanej współczesności. Członkowie „kartelu” – jak sami się określili – używali zamkniętego kanału czatowego i posługiwali się kodem, aby manipulować wartym 5,3 tryliona (tysiąc miliardów) rynkiem wymiany walut. „Bezwstydną zmową” nazwała ten proceder amerykańska prokurator generalna, Loretta Lynch.

A jednak: nie będzie w tej sprawie procesu, żaden prezes nie pójdzie siedzieć, a banki będą mogły dalej grać na tych samych rynkach. Wymierzone im kary – choć niemałe – to zaledwie ułamek ewentualnych profitów, a same banki wliczą je w koszty prowadzenia biznesu. Mieliśmy kiedyś w Ameryce prawo antymonopolowe, które skutecznie powstrzymywało wielkie firmy przez monopolizowaniem rynku, a największe z winnych korporacji po prostu rozbijało. To już przeszłość. Dziś to korporacje rządzą gospodarką – a przy tym nie szczędzą wysiłku, by osłabić zabezpieczenia antymonopolowe.

Słabsze prawo monopolowe skutkuje wyższymi cenami dla większości z nas oraz większymi zyskami dla nielicznych. Tak działa ukryta redystrybucja „do góry” – od zwykłych Amerykanek i Amerykanów do prezesów korporacji i bogatych udziałowców.

Pięć największych banków Wall Street posiada dziś 44% aktywów w USA – przed kryzysem z 2008 było to 25%, a w 1990 roku 10%. To powoduje wzrost oprocentowania kredytów i większe opłaty, a także prowadzi do sytuacji, w której ryzykujemy, że „zbyt dużych, by upaść” będziemy musieli wykupić z publicznych pieniędzy. Politycy nie odważą się jednak rozbić tych banków, bo Wall Street dokłada się do ich kampanii wyborczych.

Pieniądze wędrują w górę także w innych dziedzinach gospodarki. Amerykanin i Amerykanka płacą więcej za leki niż obywatele któregokolwiek kraju rozwiniętego , nawet pomimo tego, że statystycznie rzadziej sięgają po leki na receptę. Jednym z powodów, dla których się tak dzieje, jest korzystanie z ochrony patentowej nad lekami przez czas dłuższy niż ustawowe dwadzieścia lat. Koncerny farmaceutyczne płacą wytwórcom generycznych odpowiedników leków, aby opóźniali wprowadzanie swoich tańszych odpowiedników na rynek. Mechanizm „płatnej zwłoki” [pay for delay] jest nielegalny w innych rozwiniętych gospodarkach, ale nikt w Ameryce nie sięgnął po antymonopolwe narzędzia, by mu przeciwdziałać. Nikt nie kiwnął palcem. Ta bezczynność kosztuje nas, jak się szacuje, trzy i pół miliarda dolarów rocznie.

Nie inaczej jest z ubezpieczeniami zdrowotnymi. Kilkadziesiąt lat temu ubezpieczycielom udało się wymóc na Kongresie wyjęcie ich spod działania prawa antymonopolowego, a to z kolei umożliwiło im ustawianie cen, dzielenie między siebie rynku i umawianie się między sobą na warunki świadczenia usług. Wiedzieli, że nadzorować będzie ich tylko komisarz stanowy, nie ogólnokrajowy. Ubezpieczyciele wyrośli ponad możliwości regulacji stanowej. Połączyli się w kilka dużych firm operujących w całej Ameryce, zyskując przy tym znaczącą siłę polityczną i wpływ na gospodarkę.

Dalej: dlaczego w Ameryce mamy najwyższe ceny dostępu do szerokopasmowego internetu, a przy tym najwolniejsze prędkości transferu? Bo 80% Amerykanek i Amerykanów nie ma wyboru dostawcy internetu innego niż ten, od którego już wykupili dostęp do telewizji kablowej – zazwyczaj jest to Comcast, AT&T, Verizon albo Time-Warner. A firmy te należą do najlepiej umocowanych politycznie korporacji w Ameryce (choć, na szczęście, wciąż nie tak mocnych, by przepchnąć projekt połącznia Comcastu z Time-Warner).

Zastanawialiście się może, dlaczego ceny biletów lotniczych pozostają tak wysokie, mimo że ceny paliwa lotniczego spadły o 40%? Dlatego, że rynek lotniczy skurczył się do garstki wielkich przewoźników, którzy dzielą się między sobą trasami i zmawiają co do cen. W 2005 było dziewięciu dużych przewoźników. Dziś mowa o zaledwie czterech. I cała czwórka ma dobre koneksje polityczne.

Dlaczego żywność jest tak droga? Ponieważ cztery największe firmy kontrolują 82 % pakowania wołowiny, 63% wieprzowiny i 53% drobiu , a także 85 % przetwórstwa soi. Monsanto jest posiadaczem ponad 90% patentów genetycznych na uprawianą w Ameryce soję oraz 80% kukurydzy. Wielkiemu agrobiznesowi zależy, aby ta sytuacja trwała w najlepsze.

Wyszukiwarka Google ma tak dominującą pozycję na rynku, że „googlowanie” stało się czasownikiem określającym wyszukiwanie treści w internecie.

Trzy lata temu Federalna Komisja Handlu zalecała pozwanie Google za „postępowanie, które poskutkowało – i będzie w przyszłości skutkować – szkodami dla użytkowników i dla innowacyjności”. Komisarze nie zdecydowali się jednak na złożenie pozwu, po części dlatego, że Google jest największym lobbystą w Waszyngtonie.

Tę listę można ciągnąć i ciągnąć, jedna branża po drugiej. Prawo antymonopolowe zostało pokonane przez te firmy, które w zamierzeniu miało trzymać w ryzach.

Kongres obciął budżet antymonopolowym komórkom w Departamencie Sprawiedliwości i w biurze ds. konkurencji Federalnej Komisji Handlu. Interes polityczny przyczynił się do zdławienia kilku większych śledztw i pozwów. Konserwatywni sędziowie wycofali się lub zmniejszyli zasięg spraw w kilku procesach, do których doszło.

Żyjemy w kolejnej „pozłacanej erze”, podobnej do tej pierwszej [z przełomu XIX i XX w. – przyp. tłum.], gdy pojawiła się potrzeba wprowadzenia praw antymonopolowych. W odróżnieniu od tamtych czasów, dziś największe korporacje mają tyle siły, by zrównoważyć lub utrącić takie prawa.

Konserwatyści dalej będą rozpływać się nad „wolnym rynkiem” i potępiać interwencje rządu. A przecież ten rynek jest ustawiony. I jeśli rząd nie przywróci konkurencyjności dzięki odważnym posunięciom antymonopolowym, redystrybucja do góry będzie coraz większa.

Przeł. Jakub Dymek

Tekst pochodzi ze strony robertreich.org

Robert Reich – profesor polityki społecznej na Uniwersytecie w Berkeley, były sekretarz pracy w administracji Billa Clintona. Magazyn „Time” uznał go za jednego z dziesięciu najskuteczniejszych członków amerykańskiego rządu w ostatnim stuleciu.

 

**Dziennik Opinii nr 172/2015 (956)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Robert Reich
Robert Reich
Amerykański polityk i ekonomista
Profesor polityki społecznej na Uniwersytecie w Berkeley, były sekretarz pracy w administracji Billa Clintona. Magazyn „Time” uznał go za jednego z dziesięciu najskuteczniejszych członków amerykańskiego rządu w ostatnim stuleciu.
Zamknij