Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Populizm i okrucieństwo lub sprawiedliwość. Czy powrót szafotów zapewniłby nam bezpieczeństwo?

Publiczne egzekucje, przemoc w polityce karnej i populistyczna punitywność. Prof. Jarosław Utrat-Milecki przestrzega przed brutalizacją prawa i złudnym poczuciem bezpieczeństwa.

Rozmowa
Kontekst

☠️ Brutalne egzekucje nie powstrzymują przestępczości, a jedynie brutalizują całe społeczeństwa.

👀 Punitywność populistyczna to przesuwanie granic stosowania przemocy, często bez naukowego uzasadnienia, służące konsolidacji władzy przez wykorzystywanie lęku społecznego.

🪙 Tendencje punitywne nasilają się z poczucia zagrożenia, a nie rzeczywistego wzrostu przestępczości, jako tańsza alternatywa dla programów społecznych.

Aleksandra Herzyk: Czy gdyby w każdym polskim mieście stał szafot, na którym publicznie łamalibyśmy przestępców kołem, to byłoby bezpieczniej?

Jarosław Utrat-Milecki: Nie. Wystarczy zobaczyć, jak było, kiedy to robiono. Wyjeżdżając w podróż ludzie pisali testamenty, obawiając się napaści – mimo że szafoty stawiano głównie z myślą o rabusiach dokonujących rozbojów na drogach. W dodatku, jako że spektakle na szafotach traktowano jako rozrywkę i gromadziły one na rynkach mnóstwo gapiów, często dochodziło tam do kradzieży.

Brutalizacja życia publicznego idąca za egzekucjami, podobnie jak wojna i inne tego typu potworne doświadczenia, przesuwała granice okrucieństwa dla nas wszystkich – także dla zbrodniarzy. Jest taka teza Norberta Eliasa dotycząca postępu cywilizacyjnego, zgodnie z którą „cywilizujemy się” do pokojowego rozwiązywania problemów i dotyczy to zarówno przestępców, jak i organów ścigania. Konsekwencje powrotu do okrutnych metod karania byłyby fatalne i gwarantuję, że większość z nas źle odnajdywałaby się w takiej rzeczywistości.

W swoich pracach naukowych dużo pisze pan o populizmie penalnym. To zjawisko dobrze znane karnistom, którego krytyka niezbyt często pojawia się poza murami uniwersytetów. Jak pan je definiuje?

Ja częściej posługuję się pojęciem szerszym – punitywność populistyczna. Mówiąc o populizmie penalnym mówimy o emocjach, które istnieją w społeczeństwie lub są celowo wywoływane, o panice moralnej. Kiedy mówię o punitywnosci populistycznej, mam na myśli instytucjonalne przesuwanie granic stosowania przemocy. Punitywność populistyczna to nie tylko populizm penalny. Sama punitywność oznacza tendencję do szerokiego posługiwania się represją karną do ograniczania zjawisk społecznie niepożądanych, uciekanie się przy zwalczaniu przestępczości do środków raczej bardziej niż mniej surowych.

Czytaj także Markiewka: USA mogą torturować, Polska zawiesić prawo do azylu. Czy prawa człowieka cokolwiek znaczą? Tomasz S. Markiewka

Punitywność możemy określić jako populistyczną po pierwsze wtedy, gdy – jak w przypadku populizmu penalnego – nie ma żadnego rzeczywistego uzasadnienia w aktualnym stanie wiedzy, jest sprzeczna z wiedzą teoretyczną i wynikami badań. Jest też jej druga postać, trudniejsza do identyfikacji. W tym drugim wariancie punitywność populistyczna może odwoływać się w uzasadnieniu zaostrzania kar kryminalnych do specyficznej wiedzy, jest więc jakoś uzasadniona teoretycznie, logicznie, empirycznie. Jednak rozwiązania przyjęte na podstawie tych koncepcji mogą prowadzić do zmian kulturowych i ustrojowych dających szerokie przyzwolenie na posługiwanie się przemocą i przymusem w życiu społecznym.

Niestety, ten drugi nurt punitywności populistycznej, wiązany ze zmianą „filozofii karania”, może dotyczyć też części środowisk naukowych. Wymaga stałego odnoszenia propozycji reform prawa karnego do standardów praw człowieka, które też przecież mogą być przesuwane, na przykład pod hasłami o bezpieczeństwie, walce z terroryzmem czy nielegalną migracją.

A kiedy wzmacniają się punitywne tendencje? Czy to ma związek ze wzrostem przestępczości?

Ma to związek z rozpadem więzi społecznych i poczuciem zagrożenia. Zaczyna dominować przekonanie, że system nie działa, więc należy zaostrzyć kary. Symbolicznie można kogoś powiesić czy rozstrzelać i to „przywróci poczucie bezpieczeństwa i porządku”. Ten rozpad więzi nie musi się wiązać z realnym wzrostem przestępczości. To dzieje się zarówno w Polsce, jak i w USA – za politycznymi podziałami idą różne wizje kulturowe. To poszukiwanie korzeni i tożsamości, walka kulturowa, wchodząca też na grunt prawa karnego, od którego wymaga się bardziej stanowczego umocnienia pewnych wartości. Nie musi być to związane ze wzrostem przestępczości i wcale nie musi pociągać za sobą jej spadku.

Istnieją różne hipotezy mające wyjaśnić źródła penalnego populizmu. Pierwsza zakłada, że istotnie wykorzystuje się pewien istniejący już w społeczeństwie lęk. Może jest więcej mordów, może pojawił się jakiś wampir, może powstają slumsy – za czym stoją nieraz strukturalne problemy, jak bezrobocie czy wojna. Można wówczas obiecać, że przyjdzie szeryf i nas wszystkich obroni.

Druga teoria zakłada, że mechanizm działa odwrotnie – najpierw celowo nagłaśnia się niektóre problemy, przedstawia makabryczne sprawy i nakręca panikę, a później bada w sondażach reakcje społeczeństwa, które można politycznie wykorzystać, aby na przykład odciągnąć uwagę od innych, strukturalnych problemów. Można obiecywać, że jak kupimy jeszcze jeden czołg i złapiemy kilku złodziejaszków, to wszyscy będziemy żyli długo i szczęśliwie. Do tego dochodzi interes mediów. Wiadomo, że zła wiadomość to dla nich dobra wiadomość, na panice moralnej można świetnie zarobić. Czasem warto też coś podpalić, żeby móc zostać bohaterem, który pożar ugasi.

Jest jeszcze trzecie podejście, trochę mniej spiskowe i mi chyba najbliższe, które zakłada, że to taka po prostu bezradność, nasza i polityków. Rozmawiałem z profesorem Marianem Filarem, kiedy jeszcze był w Sejmie, miał ogromny autorytet i pozycję ustrojową jako przewodniczący Komisji Reformy Prawa Karnego. Opowiadał, że czasami czuje się bezradny i że tak naprawdę ma bardzo ograniczony wpływ na to, co przechodzi przez Sejm. Chciałoby się zidentyfikować „winnych” penalnego populizmu, ale nie zawsze jest to możliwe. Nawet ludzi, którzy w tym siedzą po uszy, niekoniecznie można wskazać jako twórców tych zjawisk. Obywatele za nimi idą, politycy za nimi idą, a jeżeli wyjdziesz naprzeciw pewnym tendencjom, to znikniesz z polityki i tyle.

Ma się jednak wrażenie, że populiści penalni wykorzystujący dla celów politycznych lęk przed przestępczością w szczególności skupiają się na pewnym konkretnym typie przestępcy – raczej nie na biznesmenie oszukującym na podatkach.

Tak jest prościej. Ale nie oznacza to, że nie istnieje zjawisko kierowania społecznego gniewu na elity. To było widoczne nawet w kampanii Donalda Trumpa. W tych narracjach pojawiają się globalne spiski bogatych czy korporacji. Tylko że sprawczość działań przeciwko takim grupom jest nieporównywalna. Można dużo mówić na ten temat w kampanii, ale to, w jakim stopniu jest możliwe wyegzekwowanie czegokolwiek w przypadku takiego wroga, to inna sprawa.

Czytaj także Kolejne morderstwo sądowe w USA. Marcellus Williams może i był niewinny, ale za to czarny Aleksandra Herzyk

Łatwo też popisywać się represyjnością w kierunku migrantów.

Patrząc na Europę Zachodnią widzimy, że poparcie dla ugrupowań takich jak Front Narodowy wynika często z obaw przed konkurencją ekonomiczną. Łatwo wokół tego konsolidować władzę i podobnie działa to w populizmie penalnym. Częste są też przypadki wykorzystywania w ten sposób na przykład problemów z narkotykami.

Chyba najbardziej spektakularny przykład takiego populizmu w kwestii narkotykowej dał nam filipiński prezydent Duterte, który niedawno stanął przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym.

Tak, on też wybrał ten sposób konsolidacji społeczeństwa, i koszty tego były ogromne. Podobny przykład to prezydent Bukele z Salwadoru. Tam nastąpił całkowity rozkład społeczeństwa. Przerażenie, wojny gangów, rzecz dla nas zupełnie niewyobrażalna. Społeczeństwo w tak ekstremalnej sytuacji zachowuje się zupełnie inaczej. Oni naprawdę się bali i on im zapewnił rozwiązanie problemu. Jaka będzie cena? To już niewielu interesuje.

W swojej książce pisze pan, że wzrost tendencji punitywnych wiąże się z rozpadem państwa dobrobytu.

Prawo karne, jak mówi profesor Krajewski, to tylko jeden z systemów kontroli społecznej. Jeżeli te systemy nie działają, to pojawiają się inne. Państwo dobrobytu to też forma takiej kontroli, niektórzy nawet posuwali się do mówienia o jego opresyjności – weźmy słynne sprawy interwencjonizmu kończącego się odbieraniem dzieci. Wraz z zanikaniem tej formy kontroli grup defaworyzowanych społecznie były one zastępowane przez inne, punitywne, tańsze.

Czytaj także Początkujący dyktator szuka wroga we własnym kraju Agata Popęda

Tym mniej było środków na pomoc osobom karanym, które, powiedzmy, na liście społecznych sympatii nie znajdowały się wysoko, chociaż dla dobra wszystkich wymagały resocjalizacji. Szczególnie że koszta tego rodzaju programów społecznych dla przestępców są wysokie, a skutki, wobec braku odpowiedniego nakładu pieniędzy, nie tak spektakularne, jak niektórzy by sobie życzyli. Programy resocjalizacyjne są nie tylko kosztowne. Aby dawać efekty, muszą być też dobrze dobrane do osób odbywających karę. Wymagają nakładów i specjalistów. Jeżeli podejdzie się do nich „na pół gwizdka”, to niewiele z nich będzie.

Ten nurt odwrotu od opiekuńczości państwa był popierany również przez liberałów, socjaldemokratów. Różne były tego motywacje, niektóre zakładały, że opiekuńczość odbiera podmiotowość i sprawczość jednostce, która z czasem staje się bezradna. Jednak jak by nie było, to z tego odwrotu się ostatecznie narodziły systemy bardzo represyjne, jak w USA chociażby.

Co w Stanach poszło nie tak? Dlaczego ta „kraina wolności” stała się tak represyjna?

Ten stan rzeczy próbuje się tłumaczyć z różnych perspektyw. Jedna z nich szuka wyjaśnienia w kulcie przemocy, który z konieczności musiał występować w społeczności, która, jak mówił psychiatra James Gilligan, swoją ziemię zdobyła siłą, kradzieżą lub oszustwem i to stosunkowo niedawno. Niektórzy szukają też źródeł amerykańskiej represyjności w specyfice protestanckich grup uciekających z Wielkiej Brytanii i innych krajów Europy przed prześladowaniami religijnymi i politycznymi, ich czarno-białej wizji świata. Od początku, jak wskazywał nawet raport Alexisa de Tocqueville’a i de Beaumont z lat 30. XIX wieku, więzienia amerykańskie na tle europejskich wyglądały na dużo bardziej represyjne, nawet jeśli ze względu na swój systemowy, zorganizowany charakter były jednocześnie wzorem dla reform penitencjarnych w Europie.

Wpływ na punitywność polityki karnej mógł mieć też ustrój USA, większa decentralizacja władzy. Można wskazać również zależność sędziów i prokuratorów od społeczności lokalnej, często o bardzo konserwatywnym religijnym nastawieniu czy konstytucyjną, szeroko rozumianą gwarancję dostępu do broni palnej. Podkreśla się często innowacyjność społeczeństwa amerykańskiego, ale warto zauważyć, że wszystkie nowe pomysły w polityce karnej – czy to więzienia celkowe, czy korekcjonalizm, czy różne koncepcje represyjnego zwalczania recydywy, zwłaszcza przestępczości narkotykowej, jak three strikes and you are out – realizuje się bardzo radykalnie. Kiedy promowano resocjalizację, to w USA w połowie XX wieku mogło to oznaczać wycinanie przestępcom i chorym psychicznie części mózgu, kastrację czy stosowanie bolesnych elektrowstrząsów. Podobne praktyki w krajach takich jak Polska nie miały miejsca, a w innych były ograniczone.

W literaturze podkreśla się też ogromny wpływ doświadczenia niewolnictwa i podziałów rasowych. Więzienia w USA, zwłaszcza na południu, były kontynuacją systemu niewolnictwa. Do lat 60. XX wieku w doktrynie dominowało traktowanie więźniów jako niewolników państwa, a więc ludzi de facto bez praw podmiotowych. Do dzisiaj skutki prawne skazania w USA obejmują pozbawienie osób – czasami na zawsze – wielu praw, prowadząc do ich trwałego wykluczenia z życia społecznego i obywatelskiego.

 Z drugiej strony do początku lat 70. XX wieku wskaźniki uwięzienia w Europie i w Stanach Zjednoczonych były porównywalne. Ameryka przyjmująca w XIX i XX wieku ogromne rzesze migrantów, żeby chronić się przed upadkiem wielkich ośrodków przemysłowych, rozwijała intensywnie badania na temat kontroli społecznej. Stała się miejscem rozwoju teorii i badań kryminologicznych będących dla Europy inspiracją przez cały XX wiek.

Czytaj także Czy Palestyńczycy zrzucają gejów z budynków? Aleksandra Herzyk

Jednak w momencie załamania się projektu Roosevelta i idei Great Society w latach 70. XX wieku zamiast resocjalizacji sprawców oraz walki z biedą i wykluczeniem jako źródłami patologii skoncentrowano się na walce ze skutkami tych patologii, czyli z przestępcami. W literaturze podkreśla się, że zwalczanie przestępczości stało się też wraz z rozwojem turbokapitalizmu – w rozumieniu Jocka Younga – bardzo intratnym źródłem dochodów dla prywatnych firm, zaczęto więc w profesjonalny sposób uprawiać marketing na rzecz rozwoju mocno punitywnej polityki karnej.

Przejawem tego może być tendencja do prywatyzacji więzień. Wydatki na więziennictwo w niektórych stanach – na przykład w Kalifornii – przekroczyły wydatki na edukację, a zyski szły w dużej mierze do prywatnych firm dostarczających różnych usług więziennictwu i szerzej wymiarowi sprawiedliwości. Jeśli ktoś w korporacji zarabia miliardy na wojnie czy zwalczaniu przestępczości, to niekoniecznie martwi się kolejną interwencją zbrojną czy zaostrzeniem polityki karnej.

Przełomem była trwająca od końca lat 80. XX wieku wojna z narkotykami, w której masowo używano środków karnych. Nie rozwiązało to problemu narkomanii w Stanach, za to przyczyniło się do rozwoju zjawiska mass incarceration i szerokiego stosowania represyjnej kontroli osób defaworyzowanych społecznie.

Użyteczne tutaj może być porównanie społeczeństw amerykańskiego i kanadyjskiego, powstałych względnie niedawno w wyniku migracji, których polityka karna jest diametralnie różna. Kanada w polityce społecznej i karnej bliższa jest Europie. W latach 90. i na początku XXI wieku, gdy w USA wskaźnik przestępczości przekraczał już 700 na 100 tysięcy mieszkańców, w Kanadzie był od 6 do 7 razy niższy, zbliżony do krajów Europy Zachodniej. Od tego czasu zaczęto podkreślać wyjątkowość współczesnej polityki karnej w USA, która osiągnęła swoje apogeum represyjności około 2015 roku. Później jej punitywność zaczęła nieco tracić impet, pojawiły się na szerszą skalę inne pomysły na rozwiązanie problemu przestępczości. Trudno powiedzieć, czy ten kierunek się utrzyma. Na razie to raczej Europa wzoruje się na USA w polityce karnej, niż odwrotnie. Chociaż są dowody, że niektóre dobre praktyki europejskie znajdują zastosowanie w USA, na przykład przy reformach zakładów karnych.

Jak pan sądzi, jakie będą kolejne trendy w prawie karnym? Czy wrócimy do łamania kołem na szafocie?

Myślę, że nie. Ale nie lubię czynić przewidywań co do przyszłości, bo na ogół się nie sprawdzają.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie