Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Polska i Ukraina: Partnerstwo afektywno-strategiczne

Na tle niskich oczekiwań w obu stolicach, pierwsze spotkanie Nawrockiego z Zełenskym miało po prostu normalny przebieg. Nie doszło do pogłębienia nieufności w relacjach dwustronnych i wygląda na to, że to szczyt ambicji w relacjach polsko-ukraińskich na najbliższe lata.

ObserwujObserwujesz

Oficjalna wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie zapowiadała się nerwowo. Chociaż Polska kontynuuje wsparcie ukraińskiej armii, wymiana handlowa pomiędzy krajami rośnie – z wyraźną przewagą polskiego eksportu – a tysiące ludzi po obu stronach granicy angażuje się w samorządowe i pozarządowe projekty współpracy, to na poziomie politycznym znów jesteśmy tam, gdzie byliśmy pod koniec ubiegłej dekady. Nie da się rozmawiać o ambicjach, skoro jest tyle wzajemnych pretensji.

Napięcia na szczeblu prezydenckim

Jest już tuzin sondaży, które potwierdzają spadek polskiego poparcia dla pomocy Ukrainie i szczególnie ukraińskim uchodźcom. Jak podaje ukraiński Info Sapiens, tylko 44 proc. Ukraińców darzy zaufaniem prezydenta Polski (3 lata temu ten wskaźnik oscylował wokół 90 proc.).

Relacje Zełenskiego z Andrzejem Dudą, choć miały zmienną dynamikę, były raczej serdeczne – co miało istotne znaczenie w 2022 roku, gdy Polska jako pierwszy kraj zaczęła dostarczać Ukrainie szeroki zakres ciężkiego uzbrojenia. Choć Kijów w 2025 r. uniknął powtórzenia błędu z wyborów parlamentarnych w 2019 roku – kiedy otwarcie oczekiwał zwycięstwa Koalicji Obywatelskiej – ukraińscy politycy nadal stawiali na konkurenta Nawrockiego, Rafała Trzaskowskiego, i niespecjalnie to ukrywali.

W połączeniu z nie do końca przepracowanym w relacjach dwustronnych kryzysem zbożowym, ograniczonymi ukraińskimi wysiłkami na rzecz głębszego włączenia Polski w rozmowy pokojowe oraz narastającą antyukraińską retoryką w polskiej polityce wewnętrznej doprowadziło to do poważnych napięć na szczeblu prezydenckim.

W poprzednich latach przywódcy obu krajów zwykle spotykali się w ciągu tygodni od inauguracji nowego prezydenta. Teraz Zełenski nie spieszył się z wizytą w Warszawie, dając do zrozumienia, że to raczej Nawrocki powinien przyjechać do niego jako bardziej doświadczonego kolegi. Z kolei Nawrocki sformułował zaproszenie w sposób, który utrudniał jego przyjęcie.

Październikowa wypowiedź prezydenckiego ministra Marcina Przydacza, że prezydent Ukrainy w każdym momencie może wsiąść do pociągu i odwiedzić Warszawę, zagrzewała prawicowy elektorat, po raz kolejny udowodniając, że Ukraina w Polsce to w pierwszej kolejności temat polityki wewnętrznej, nie zagranicznej. Dlatego prezydent Ukrainy jesienią zwiedził nie tylko Paryż i Londyn, lecz nawet Dublin i Kopenhagę – tylko nie Warszawę.

Czytaj także Nic nowego pod czarnym słońcem imperializmu Przemysław Wielgosz

O spotkaniu zadecydował ostatecznie szerszy kontekst międzynarodowy: Polska i Ukraina potrzebują siebie nawzajem w celu poprawnego ułożenia relacji z USA, szczególnie gdy te serwują partnerom europejskim napisane cyrylicą plany pokojowe. Poza tym Ukraina nie jest dziś w tej samej sytuacji co w 2022 roku, gdy samo zdjęcie z Zełenskim dla przywódców zachodnich było polityczną walutą. O ile Warszawa jest zainteresowana bezpieczeństwem wschodniej flanki i odbudową Ukrainy, o tyle to Kijów bardziej potrzebował tego spotkania. Dlatego to Zełenski zrobił pierwszy krok.

Jaką atmosferę znajdzie w Warszawie – do końca pozostawało niewiadomą. Napięcie na linii prezydent-rząd sugerowało, że Nawrocki może chcieć i tu wykazać się własnymi pomysłami na to, jak należy załatwiać sprawy. Cztery dni przed wizytą w Wirtualnej Polsce ukazały się ostre wypowiedzi Nawrockiego na temat Ukrainy, że „Wołodymyr Zełenski przez ostatnie lata przywykł do sytuacji, w której bierze Polskę za pewnik”, i że „nie mogę, nie chcę i nie będę zgadzał się na stawianie Polski w roli wyłącznie »przedpokoju«  czy »korytarza«  w sprawach, które są dla nas strategicznie ważne”. Wyglądało to raczej na zapowiedź walki z udziałem Ołeksandra Usyka niż rozmów dyplomatycznych.

Sukces na miarę możliwości

A jednak wizyta 19 grudnia została szybko ogłoszona sukcesem przez wszystkich zaangażowanych.

Prezydent Polski Karol Nawrocki określił swoje pierwsze bezpośrednie spotkanie z ukraińskim odpowiednikiem jako trudną i szczerą rozmowę, która zakończyła się m.in. obietnicą Zełenskiego, że przyspieszy wydawanie zezwoleń na ekshumacje polskich ofiar rzezi wołyńskiej. Powolna, czasem wręcz nijaka reakcja Kijowa na postulaty dotyczące godnego pochowku ofiar antypolskich działań ukraińskich nacjonalistów z połowy lat czterdziestych realnie podsyca napięcia w relacjach dwustronnych od dekady.

Sukces ogłosił również polski rząd, mimo że formalnie była to wizyta prezydencka. W rozmowach w Pałacu Prezydenckim uczestniczył przedstawiciel MSZ Marcin Bosacki, który wcześniej oskarżał Nawrockiego i jego otoczenie o ignorowanie ekspertyzy resortu podczas przygotowań – mimo że to rząd kształtuje politykę zagraniczną Polski. Epizod ten niewątpliwie wpisuje się w szerszy konflikt między rządem Donalda Tuska a Pałacem, w którym główną bronią są setki w TVP, prezydenckie weta i kąśliwe wymiany zdań w mediach społecznościowych. Oczywiście, na zdjęciu z Donaldem ukraiński przywódca wyglądał jakoś bardziej na luzie.

Zełenski też nie czuje się pokrzywdzony, bo jego ekipie udało się jednak przełamać impas w relacjach z nowym prezydentem Polski, który pojawił się latem, po zwycięstwie Nawrockiego w wyborach prezydenckich. Jak podaje ukraińska redakcja BBC po rozmowach z przedstawicielami Biura Prezydenta, Zełenski, który rzadko kontaktuje się z MSZ, nie miał wcześniej świadomości, jak ważny dla Polski jest temat Wołynia i że sprawa ekshumacji się przeciąga. Ukraiński prezydent zadeklarował chęć zmian.

Kto zapłaci cenę za wcześniejsze tarcia? Plotki w Warszawie i Kijowie głoszą, że najprawdopodobniej ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Bodnar, Biuro Prezydenta na razie jednak zaprzecza.

Czytaj także Rosyjska opozycja kłóci się w Paryżu, a białoruska sprawia zawód Paulina Siegień

Poza przywróceniem kontaktu na szczeblu prezydenckim praktyczne rezultaty spotkania wydają się jednak ograniczone. Powtórzono znane formuły o strategicznej współpracy: Polska będzie nadal wspierać Ukrainę, a Ukraina podzieli się doświadczeniem w nowoczesnej wojnie dronowej – obszarze, w którym polskie wojsko jest powszechnie postrzegane jako nieprzygotowane na nowe realia pola walki. Następnie padły przewidywalne uwagi o „drażnieniu Moskwy”.

Nic nowego. Chyba że za nowość uznamy fakt, że dyskurs o rzekomej „niewdzięczności Ukraińców” został zalegitymizowany na najwyższym poziomie.

Długu wdzięczności nie spłacisz procentami PKB

Relacje polsko-ukraińskie od lat pokazują, że fakty faktami, ale ostatecznie i tak rządzą emocje. Mimo wspomnianej już rosnącej wymiany handlowej oraz licznych instytucjonalnych partnerstw, relacje polsko-ukraińskie w ostatnich latach to też niemały wkład ukraińskich migrantów zarobkowych, a później i uchodźców wojennych, do polskiego PKB. Wkład tylko tych ostatnich w 2024 roku UNHCR i Deloitte szacują na 2,7 proc. Wreszcie Ukraina, broniąc swego terytorium przed Rosją, realizuje strategiczny interes Polski bez narażenia życia polskich obywateli.

Najbardziej zapamiętanym momentem wizyty Zełenskiego w Warszawie okazały się na razie słowa Nawrockiego, że Polacy mają poczucie, iż ich pomoc nie jest wystarczająco doceniana przez stronę ukraińską. Chociaż wypowiedź prezydenta szybko spotkała się z krytyką ze strony licznych intelektualistów i ekspertów, którzy przywołali dziesiątki przykładów, kiedy Polakom dziękują i władze Ukrainy, i ukraińska diaspora, co spowodowało nawet pojawienie się wirala w mediach społecznościowych i hasztaga #dziękujemyukraińcom, nieprzyjemny posmak pozostał.

Czytaj także Ukraina ma przegrać, a Europa wyrzec się cywilizacji Slavoj Žižek

Nie ma co zaprzeczać prawdzie: wypowiedź Nawrockiego reprezentuje zdanie znaczącej części polskiego społeczeństwa. Według badań Centrum Mieroszewskiego przeprowadzonych jeszcze przed kampanią prezydencką, w której temat Ukrainy i Ukraińców żyjących na naszym garnuszku był eksploatowany właściwie przez wszystkich poza lewicą, określenia „niewdzięczni” i „roszczeniowi” – obok „pracowici” – stały się najczęstszymi skojarzeniami z Ukraińcami.  

W tym, że Polacy mogą czuć się niezadowoleni ze stanu relacji polsko-ukraińskich, jest też niewątpliwie „zasługa” Kijowa. Ukraińska władza obiektywnie poświęca Polsce mniej uwagi niż relacjom ze Stanami Zjednoczonymi czy Wielką Brytanią. Biuro Prezydenta, kierowane do niedawna przez Andrija Jermaka, w dużej mierze zmonopolizowało dyplomację dwustronną, tworząc wąskie gardło, w którym utknęły polskie sprawy – od ekshumacji po preferencje biznesowe przy odbudowie. Sama wdzięczność, nawet poparta danymi pokazującymi, że ukraińscy migranci wnoszą do polskiego budżetu 5,4 razy więcej niż z niego otrzymują, nie jest w stanie wszystkiego wyprostować. Za otwarte w 2022 polskie serca nie da się zapłacić procentami PKB.

Tyle że to nie władze ukraińskie zdecydowały się zrobić z migracji i pomocy paliwo wyborcze w Polsce. To chęć kasowania kuponów na ksenofobii zamiast reformy NFZ czy ZUS dziś pompuje dyskurs o niewdzięczności, nie jakiś spektakularny oportunizm Zełenskiego. Poza tym relacjom polsko-ukraińskim banalnie brakuje nowej narracji i nowej ramy emocjonalnej, które pozwoliłyby przełamać wypalenie w relacjach Warszawa-Kijów. Nie afektywnej historii a la braterstwo na zawsze z wiosny 2022, tylko skierowanego ku przyszłości wzajemnego szacunku.

Słuchaj podcastu:

Czy wizyta Zełenskiego taką narrację tworzy? Niewiele na to wskazuje.

Potwierdza ona natomiast, że ukraińscy migranci zarobkowi i uchodźcy w Polsce – dziś około 1,7 mln osób – pozostają zakładnikami napięć dwustronnych. Choć kwestia migracji nie pojawiła się w rozmowach, Sławomir Mentzen i spółka, witający Zełenskiego pod Sejmem, nieśli hasła takie jak „Oddajcie 100 miliardów” (które Ukraina według polskich szacunków otrzymała jako polską pomoc) oraz „Nie dla socjalu dla Ukraińców”.

Wołyń, (nie)wdzięczność i wsparcie dla uchodźców są dziś stałym elementem polskiej debaty politycznej i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. W końcu wybory mamy (tylko) za dwa lata.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie