Jak to zwykle bywa na naszym niesprawiedliwym i nieprzyjaznym zwykłemu człowiekowi świecie, na kryzysie żywnościowym stracą głównie najubożsi. Państwa rozwinięte nie są specjalnie zależne od dostaw surowców rolnych z Ukrainy i Rosji. Za to Armenia, Mongolia, Kazachstan i Erytrea niemal sto procent importowanej pszenicy sprowadzają z Rosji i Ukrainy.
Jednym z rosyjskich oligarchów, który wypowiedział się przeciw wojnie w Ukrainie, jest Andriej Mielniczenko. Rosyjski bogacz tradycyjnie użył niesprecyzowanych wyrażeń, takich jak „wydarzenia w Ukrainie”, które według niego są tragiczne, ale on nie ma z nimi nic wspólnego, gdyż sam „nie ma żadnych politycznych afiliacji”. To oczywiście mydlenie oczu, ponieważ w Rosji nikt, kto nie ma pleców na Kremlu, nie może się dorobić jachtu za pół miliarda euro – szczęśliwie zarekwirowanego już przez włoską policję. Słowa właściciela koncernu EuroChem są jednak o tyle istotne, że zwracają uwagę na palący problem – wojna w Ukrainie doprowadzi do głodu milionów osób żyjących tysiące kilometrów z dala od Dniepru.
„Jedną z ofiar tego kryzysu będzie rolnictwo oraz produkcja żywności” – stwierdził Mielniczenko, który wie, o czym mówi, gdyż jego koncern jest jednym z czołowych eksporterów nawozów. Według niego te bliżej niesprecyzowane, ale dramatyczne, „wydarzenia w Ukrainie” już teraz „doprowadziły do wzrostu cen nawozów, które przestaną być dostępne dla rolników”. Oczywiście trudno posądzać oligarchę o troskę o losy świata – on troszczy się jedynie o własne interesy. Dla świata byłoby najlepiej, gdyby ludzie tacy jak Mielniczenko, którzy wydają pół miliarda euro na jacht, w ogóle nie istnieli. Nie zmienia to faktu, że akurat w tym przypadku oligarsze udało się powiedzieć troszkę prawdy.
Wojna w Ukrainie to konflikt, który ma najgorsze miejsce i czas, jaki można byłoby w ogóle wymyślić. Zmęczony pandemią świat właśnie zderzał się z globalnymi niedoborami towarów, które między innymi doprowadziły do wzrostu cen żywności, jak i wielu innych podstawowych produktów. Rozgrywa się też w obszarze nazywanym nawet nie spichlerzem Europy, jak określił to w swoim tekście Kacper Nowicki, ale spichlerzem świata.
czytaj także
Niepojęta brutalność Rosjan doprowadzi więc nie tylko do śmierci tysięcy niewinnych ludzi w Ukrainie oraz utraty dachu nad głową milionów mieszkańców tego kraju, ale też do głodu milionów osób, które zapewne ledwo kojarzą nazwisko „Putin”.
Nawozy i rakiety
Według raportu FAO kryzys żywnościowy wywołany wojną w Ukrainie jest właściwie pewny. Pytanie tylko o jego skalę. Rosja i Ukraina są ważnymi producentami najważniejszych surowców rolnych. Łącznie odpowiadają za ponad połowę światowej produkcji ziaren słonecznika. Jak również jedną piątą produkcji jęczmienia, jedną dziesiątą rzepaku oraz kilkanaście procent pszenicy. Produkują również sporo soi i kukurydzy.
Nie licząc słonecznika, udział w globalnej produkcji pozostałych surowców rolnych może się wydawać na pierwszy rzut oka nie aż tak ogromny. Problem w tym, że oba kraje produkują potężne ilości tych towarów na eksport. Oba są eksporterami netto produktów rolnych, i to absolutnie czołowymi. Rosja jest zdecydowanie największym eksporterem pszenicy na świecie, a Ukraina piątym co do wielkości. Ukraina jest też drugim co do wielkości eksportem jęczmienia, po Australii, oraz trzecim kukurydzy – po USA i Argentynie.
„Pamiętajcie, że to nie jest wojna lokalna” [rozmowa z kijowską dziennikarką]
czytaj także
Rosja i Ukraina łącznie zapewniają także ponad dwie trzecie eksportu oleju słonecznikowego, przy czym sama Ukraina odpowiada za niemal 40 proc. Ukraina jest też trzecim co do wielkości eksporterem rzepaku, za to Rosjanie, poza niszczeniem, zabijaniem i sianiem ogólnego terroru, są niezrównani w produkcji nawozów. Zdecydowanie przodują w eksporcie nawozów azotowych, a także są na drugim miejscu pod względem eksportu nawozów potasowych i fosforowych. Być może dlatego właśnie użyli w Ukrainie zakazanych prawem międzynarodowym bomb fosforowych – po prostu mają go za dużo.
Bogatsi sobie poradzą
Jak to zwykle bywa na naszym niesprawiedliwym i nieprzyjaznym zwykłemu człowiekowi świecie, na tym kryzysie żywnościowym stracą głównie najubożsi. A to dlatego, że państwa rozwinięte nie są specjalnie zależne od dostaw surowców rolnych z Ukrainy i Rosji. Za to państwa biedne lub rozwijające się wręcz przeciwnie – to dla nich kwestia życia i śmierci, i to nie w przenośni. W Armenii, Mongolii, Kazachstanie i Erytrei niemal 100 proc. importu pszenicy pochodzi z Rosji i Ukrainy. Seszele, Gruzja, Somalia i Azerbejdżan ponad 90 proc., a Kongo, Turcja, Kirgizja i Białoruś ponad 80 proc. Dodatkowo Białoruś i Mongolia sprowadzają z Rosji dobrze ponad 90 proc. swoich nawozów, a Kazachstan i Mołdawia ponad 80 proc.
Jedynym krajem szeroko rozumianego Zachodu, którego produkcja rolno-spożywcza w znacznej mierze zależy od dostaw z obu państw, jest Finlandia – z tych kierunków pochodzi 80 proc. jej importu pszenicy oraz nawozów. Można jednak przypuszczać, że ewentualne niedobory w Finlandii zostaną uzupełnione przez dostawy z innych państw Unii Europejskiej. Chociaż oczywiście dostawy te będą droższe. Najwięksi importerzy pszenicy na świecie to Egipt, Turcja, Bangladesz oraz Iran. Ich średnia zależność od importu tego zboża z Rosji i Ukrainy to 60 proc.
Co gorsza, wojna wybuchła w czasie, gdy globalne ceny żywności są na rekordowych poziomach z powodu postpandemicznych niedoborów i barier podażowych. W zeszłym roku ceny pszenicy, jęczmienia oraz kukurydzy wzrosły w stosunku do 2019 roku o ponad jedną trzecią. W tym czasie niemal dwukrotnie wzrosły też ceny oleju rzepakowego i słonecznikowego.
Bomby na polach pszenicy
W okresie marzec–czerwiec 2022 Ukraina powinna wyeksportować 6 mln ton pszenicy, a Rosja 8 mln ton. Z powodu wojny oraz zamknięcia portów Ukraina tego celu nie zrealizuje, podobnie jak Rosja, w której przypadku sankcje co prawda nie obejmują rolnictwa, jednak znacznie ograniczają możliwości dokonywania transakcji międzynarodowych. Pozostali czołowi eksporterzy nie zapełnią powstałych luk, gdyż sami mają własne problemy. Australia osiągnęła już prawie maksimum swoich zdolności logistycznych, zapasy w Kanadzie i USA są ograniczone z powodu słabszych zbiorów w ubiegłym roku, a Argentyna zmaga się z krajowymi problemami gospodarczymi.
Poza tym wojna uniemożliwi przeprowadzenie niezbędnych prac rolniczych, takich jak aplikacja nawozów (późny marzec) czy siew zbóż jarych (kwiecień). Obwody winnicki, doniecki, zaporoski, kirowogradzki, mikołajowski, chersoński i charkowski odpowiadają za połowę produkcji pszenicy w Ukrainie. Właściwie wszystkie objęte są intensywnymi działaniami zbrojnymi, a większość z nich bardzo intensywnymi. Okolice Winnicy, Żytomierza, Kijowa, Połtawy, Sum, Czerkas i Czernihowa dostarczają 70 proc. ukraińskiej produkcji kukurydzy. Tereny objęte działaniami zbrojnymi odpowiadają także za niecałe dwie trzecie produkcji nasion słonecznika. Według FAO jedna piąta potencjalnej produkcji z obszarów zasianych zbożami ozimymi w Ukrainie nie zostanie zebrana z powodu utrudnionego dostępu, braku zasobów lub zniszczeń wojennych.
Miliony kolejnych głodnych
W rezultacie wojna w Ukrainie doprowadzi do bardzo wyraźnego wzrostu cen najważniejszych surowców rolnych. W najczarniejszym scenariuszu cena pszenicy wzrośnie prawie o jedną czwartą, kukurydzy i innych zbóż o jedną piątą, a oleju słonecznikowego niemal o jedną piątą. W scenariuszu umiarkowanym wzrosty będą mniej więcej o połowę niższe. Wyższe ceny utrzymają się także w kolejnych latach – do 2026 roku nie powinny już spaść do obecnych poziomów. W przypadku pszenicy maksimum osiągną dopiero w 2023 roku.
Ostatecznym skutkiem agresji Rosji na Ukrainę będzie więc nie tylko tragedia milionów ludzi nad Dnieprem, ale też kolejnych milionów na tak zwanym globalnym Południu. Z powodu wzrostu cen oraz niedoborów liczba osób niedożywionych wzrośnie o 8 mln w scenariuszu umiarkowanym i o ponad 13 mln w scenariuszu czarnym. W tym drugim aż 5 mln dodatkowych niedożywionych to mieszkańcy Afryki Subsaharyjskiej, a prawie 6,5 mln regionu Azji i Pacyfiku. Głód zajrzy też w oczy milionowi mieszkańców Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. O tych ofiarach również nie należy zapominać, podliczając zbrodnie, których dopuszczają się obecni włodarze Kremla oraz wszyscy ich sojusznicy.