Światowa Organizacja Zdrowia już we wrześniu 2019 ostrzegała, że istnieje ryzyko globalnej epidemii, a świat nie jest na nią przygotowany. Dlaczego postanowiliśmy nie widzieć zagrożenia? Dlaczego jako społeczeństwo usunęliśmy w psychiczny niebyt doświadczenia, które były naszą codziennością jeszcze sto lat temu? Komentarz dr n. med. Przemysława Waszaka.
Wydawać się mogło, że ostatnie lata, obfitujące w wybuchy ognisk infekcji, dały wystarczająco wyraźne ostrzeżenie. Jednak epidemie SARS, MERS, gorączki krwotocznej Ebola, gorączki Zika czy grypy H1N1 niewiele nas nauczyły. Mimo że choroby te osiągały zasięgi międzynarodowe, woleliśmy traktować je jak ciekawostki z zacofanych krajów. Stało się jasne, że w dobie globalnego ocieplenia i lotów międzykontynentalnych, pojawienie się niekontrolowanej pandemii to tylko kwestia czasu. Już we wrześniu 2019 Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ostrzegała, że ryzyko globalnej epidemii istotnie wzrasta, a świat nie jest na nią przygotowany.
Zawaliliśmy sprawę. Pozostaje minimalizować straty i wyciągnąć wnioski na przyszłość
czytaj także
Wyparte niebezpieczeństwo
Zastanawiające jest, dlaczego postanowiliśmy tego zagrożenia po prostu nie widzieć. Dlaczego jako społeczeństwo usunęliśmy w psychiczny niebyt doświadczenia, które były naszą codziennością jeszcze sto lat temu. Trudno nazwać taki mechanizm inaczej niż jakąś formą zbiorowego zaprzeczenia.
W ślad za wirusami natychmiast wyruszyły również pierwotne lęki. Przekazywane z osoby na osobę, niczym koronawirus, tak samo infekują coraz szersze populacje. Pandemia przypomniała o kruchości naszego istnienia i wzbudziła przerażenie odkryciem własnej śmiertelności. Codzienne raporty z rozwoju epidemii pokazują nam, jak wiele inercji i nieznośnej bezradności istnieje w naszym świecie. Wszystko to dzieje się niezależnie od postępu techniki i technologii, o zaawansowaniu której codziennie informowały nas media, tylko utwierdzając nas w przekonaniu o naszej narcystycznej wszechmocy. COVID-19 bezlitośnie urzeczywistnił, że jesteśmy integralną częścią ekosystemu planety Ziemia i również nas obowiązują reguły natury.
Przy okazji warto zwrócić uwagę, jak podchodziliśmy do problemów epidemii w ogóle. Niestety, tutaj również nie działo się wiele. Problem zaniedbanych chorób zakaźnych jest już od wielu lat znany i był wskazywany przez WHO jako potencjalne zagrożenie dla zdrowia publicznego. WHO ukuło nawet specjalny termin – neglected tropical diseases. Owe zlekceważone choroby dotyczą przede wszystkich krajów rozwijających się i większość z nich ma charakter zakaźny. Braki w ich leczeniu biorą się nie tylko z trudności politycznych i ekonomicznych, lecz także z powodu nikłego zainteresowania koncernów farmaceutycznych opracowywaniem leków na te schorzenia.
Te zaniedbane choroby, choć są z nami od wieków, nie doczekały się dotąd wprowadzenia właściwego leczenia, a czasami nawet samego poznania mechanizmu zaraźliwości i rozprzestrzeniania. Ta sama historia dotyczy nawet programu opracowywania szczepionki na wirusa powodującego SARS (SARS-CoV-1), częściowo wyjaśniając i spowalniając nasze aktualne, ogólnoświatowe poszukiwania szczepionki na koronawirusa (SARS-CoV-2).
czytaj także
Trauma psychiczna
Wiele wskazuje, że kryzys potrwa jeszcze długie tygodnie. W obecnej sytuacji epidemiologicznej utrzymanie ogólnospołecznego „zwiększenia dystansu społecznego” oraz kontynuowania izolacji i kwarantanny to niestety jedyna udowodniona droga do uniknięcia wielotysięcznych zgonów i zapaści szpitalnictwa. Na próby forsowania rozwiązań znoszących restrykcje na obecnym etapie trudno patrzeć inaczej niż jako na kolejne przykłady zaprzeczania rzeczywistości.
Czas pandemii to czas nasilonych kryzysów psychicznych, co słusznie podsumowuje Damir Huremović w książce Psychiatry of Pandemics, jakby proroczo wydanej w 2019 roku. Wraz ze wzrostem liczby zakażonych i ofiar epidemii, rośnie liczba długotrwałych następstw psychiatrycznych w społeczeństwach. Działania izolacyjne, choć konieczne, mają niestety również swoje konsekwencje psychiczne. Mimo że nie są one tak długotrwałe, to musimy nauczyć się odpowiadać i na nie. Skala obciążenia i cierpienia psychicznego, które wywołuje pandemia koronawirusa, jest więc trudna do oszacowania.
czytaj także
Nasilone skutki załamania emocjonalnego dopiero przyjdą i będziemy musieli się z nimi mierzyć. Dodatkowo szczególnie obciążone są osoby, które już przed pandemią zmagały się z kryzysem natury psychicznej. Dysponujemy tylko wyrywkowymi danymi dotyczącymi skutków psychicznych ostatnich epidemii, jednak na podstawie badań nad SARS wiemy, że nawet jedna trzecia osób po zakończeniu kwarantanny prezentowała objawy klinicznej depresji lub zespołu stresu pourazowego (PTSD).
Psychiczne konsekwencje powikłanego zakażenia (np. wymagającego hospitalizacji i respiratora) dotyczyły zaś nawet połowy pacjentów z H1N1 i utrzymywały się co najmniej jeszcze rok po wyjściu ze szpitala, nie licząc trudności wynikających z ewentualnych niepełnosprawności fizycznych.
Ze wszystkich tych powodów nie można teraz ograniczać opieki psychiatrycznej. Wręcz przeciwnie – trzeba ją rozbudować, uwzględniając wzmożone zapotrzebowanie na wsparcie, w tym w grupie personelu medycznego. Badania nad SARS wśród tej grupy zawodowej ukazują, jakie psychiczne spustoszenie powoduje epidemia. Zespół stresu pourazowego PTDS dotyka około 10% personelu, a nadużywanie alkoholu może być problemem na lata.
Dramatyczne relacje pracowników ochrony zdrowia z frontu walki z pandemią brzmią jak relacje wojenne. Niestety, konsekwencje psychiczne tak obciążającej pracy są niewyobrażalne. A to wszystko przy stałym i realnym ryzyku zachorowania samemu i zgonu z powodu koronawirusa. Dodatkowo, zamiast szacunku, personel medyczny zaczyna być traktowany jest własność państwowa, z którą w sytuacji epidemii można zrobić, co się tylko rządzącym podoba. Zakazuje się nam wypowiadania się, oddelegowuje się w dowolne miejsca, wprowadzane są przepisy wydłużające czas pracy. A wszystko to w warunkach prowizorycznego zabezpieczenia, chaosu organizacyjnego i braku podstawowych środków ochrony osobistej.
Praca nad zmianą
Pandemia to sytuacja traumatyczna, również na poziomie zbiorowym. Wymagająca więc odpowiedniego opracowania, podobnie jak np. zaburzenia stresowe pourazowe. Duża część przedłużającego się potraumatycznego cierpienia psychicznego, prócz skutków samego wydarzenia, wynika również z tego, że na jakimś poziomie blokujemy samych siebie. Odmawiamy sobie praw do pewnych uczuć albo wyrzekamy się własnych pragnień. Spychając urazowe przeżycia poza horyzont naszych myśli, nie jesteśmy w stanie wprowadzić potrzebnych korekt w naszym życiu. Skazujemy się więc na trwanie w cierpieniu, a czasami również na odtwarzanie traum.
Nie możemy pozwolić, żeby tak stało się z pandemią COVID-19. Dlatego koronawirusa musimy po prostu przepracować jako zbiorowość – dokładnie zrozumieć co się stało i co do niego doprowadziło – nie tylko na technicznym poziomie. Musimy zrewidować swój stosunek do globalnych nierówności oraz do naszej odpowiedzialności za środowisko naturalne.
czytaj także
Warto dodać, że w chwili pandemii wirusa SARS-CoV-2, równolegle trwają lokalne epidemie: między innymi chorób takich jak Denga (Ameryka Łacińska), cholera (Jemen), odra i ebola (obie w Kongo), żeby wymienić tylko te, gdzie zgony liczy się już w tysiącach.
Bez reorientacji całości paradygmatu postępowania z chorobami zakaźnymi na świecie wygaszenie pandemii koronowarisua może długookresowo niewiele zmienić. Trudno w obecnej sytuacji nadal traktować epidemie jako wyłącznie lokalne problemy, skoro ich konsekwencje bardzo szybko mogą stać się globalne.
Wszyscy czekamy na koniec pandemii i powrót do normalności w Polsce. Jednocześnie żywimy uzasadnione obawy, że nasza codzienność może już nigdy nie być taka jak przedtem ze względu na daleko idące zmiany prawne i polityczne. Z drugiej strony powinniśmy zadbać, by w pewnych obszarach nigdy nie było już tak jak przedtem np. nie pozwolić na dalsze wypieranie problemu zagrożenia epidemią, nie pozwolić na dalsze zaniedbywanie (także finansowe) ochrony zdrowia i nauki.
Z sanepidowskiej kwarantanny,
dr n. med. Przemysław Waszak
lekarz, rezydent psychiatrii
adiunkt w Zakładzie Higieny i Epidemiologii
Gdański Uniwersytet Medyczny
Jeśli potrzebujesz natychmiastowej pomocy psychologicznej, pamiętaj o kryzysowych infoliniach: dla dzieci i młodzieży 116 111, dla dorosłych 800 70 22 22 oraz www.samobojstwo.pl. Jeśli masz silne myśli samobójcze, zgłoś się po pomoc do dowolnego szpitala z oddziałem psychiatrycznym. Nie istnieje rejonizacja, nie jest wymagane posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego.