Bohaterka filmu dokumentalnego „Coexistence, my ass!” nie wydaje się naiwniaczką ani ignorantką. Nie deprecjonuje ludobójstwa i nie wierzy, że zakończy bombardowanie Gazy za sprawą śmiechu przez łzy. Ma jednak ważną – jak słyszy od przyjaciółki Palestynki – rolę do odegrania.
„Nie ma czegoś takiego, jak demokracja tylko dla Żydów” – krzyczała Noam Shuster-Eliassi na jednej z demonstracji przeciwko rządom Benjamina Netanjahu w 2023 roku. Od współprotestujących Izraelczyków słyszała, że jest zdrajczynią narodu. Powód? Chce równości bez okupacji i dla wszystkich – w tym dla Palestyńczyków.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że jej niepopularny postulat okaże się fundamentalny dla walki z ludobójstwem, którą poprowadzi dalej na swój specyficzny, komediowy sposób.
czytaj także
W filmie dokumentalnym Coexistence, my ass! (można go obejrzeć online w ramach trwającego właśnie festiwalu Millenium Docs Against Gravity, zaś zwiastun dostępny jest tutaj) osoba, z którą Noam wymyśla żarty do swoich występów, mówi, że stand-up nie jest dziś już tylko beztroskim dowcipkowaniem, bo przechodzi metamorfozę.
Stał się – jak słyszymy – jedną z głównych form storytellingu, a dla Shuster-Eliassi, która zainspirowana satyrykiem wybranym na prezydenta Ukrainy porzuciła pracę w ONZ na rzecz kariery komiczki i w ten sposób próbuje zmieniać świat, jest także politycznym i humanistycznym manifestem w świecie wymierającego humanizmu.
Buntowniczka z Oazy Pokoju
Jeśli naprawdę zamierza trafić do szerokiej publiczności, zwłaszcza tej żydowskiej, nad którą – jak sama przyznaje – najtrudniej się jej pracuje, musi wyjść poza zabawne puenty, być autentyczna i opowiedzieć własną historię.
Biografia Noam miesza szyki wszystkim, dla których konflikt izraelsko-palestyński jest zbyt skomplikowany i przez to niemożliwy do zakończenia, a samo dyskutowanie na ten temat to przejaw antysemityzmu. Shuster-Eliassi prezentuje zupełnie inną perspektywę. „To proste” – mówi. Prześladowca musi przestać prześladować prześladowanego i nauczyć się – po odkupieniu win i rozliczeniach – tytułowego współistnienia.
czytaj także
Czy to w ogóle możliwe? Bohaterka Coexistence, my ass! nie wydaje się naiwniaczką ani ignorantką. Nie deprecjonuje ludobójstwa i nie wierzy, że zakończy bombardowanie Gazy za sprawą śmiechu przez łzy. Ma jednak ważną – jak słyszy od przyjaciółki Palestynki – rolę do odegrania.
Jako osoba, która wychowała się w izraelsko-palestyńskiej Oazie Pokoju (Newe Szalom) – jedynej osadzie, gdzie te dwa narody (z wyboru!) żyją ze sobą w zgodzie, stanowi żywy przykład na to, że spektakl wzajemnej nienawiści reżyserują polityczni dyktatorzy, a nie zwykli ludzie. Musi więc nieść swoje świadectwo nawet wtedy, gdy zrozpaczona odwiedza spaloną szkołę, w której uczyła się z palestyńskimi rówieśnikami.
Noam to córka rumuńsko-irańskiej pary tych Żydów, których, jak dowiadujemy się z filmu, „Izraelczycy nienawidzą najbardziej” – za bycie postępowymi „woke” lewakami i posiadanie radykalnych poglądów, takich jak żądanie równych praw dla wszystkich mieszkańców Izraela i okupowanych ziem palestyńskich. Jakby tego było mało, od dzieciństwa działa na rzecz pokoju (ale nie w duchu naiwnego pacyfizmu), w nastoletniości odmówiła służby w izraelskiej armii, a do tego biegle włada arabskim, hebrajskim, perskim i angielskim.
„Zabiorę wam 7 minut, nie 70 lat”
Noam śmieje się, że ze znajomością tylu języków powinna zostać agentką Mossadu. Potencjalne szpiegostwo ustąpiło jednak długiej i wypalającej pracy w organizacjach pozarządowych, wspomnianym ONZ (dostała się tam jako dwudziestoparolatka), a w końcu takim wybrykom, jak śpiewanie po arabsku viralowej piosenki Dubai, Dubai, w której komiczka bezceremonialnie drwi ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które wybrały znormalizowanie stosunków z Izraelem kosztem Palestyńczyków w ramach wynegocjowanych pod patronatem Trumpa porozumień abrahamowych z 2020 roku.
Innym razem Noam stała się sensacją, gdy podczas jednego z występów powiedziała, że „Benjamin Netanjahu zawsze zabiera ze sobą brudy do Białego Domu”. Żartem jej autorstwa, powtarzanym na całym świecie, staje się także ten, w którym przekonuje palestyńską widownię, że zajmie jej tylko 7 minut, a nie – jak Izrael – 70 lat.
czytaj także
38-letnia dziś Shister-Eliassi nie jest pierwszą osobą, która poszukuje innych niż standardowe i wydeptane przez ekspertów i aktywistów broniących praw człowieka ścieżek do społecznej przemiany. Nad tym, jak twórczo je wprowadzać, pracują w pocie czoła akademicy na tak prestiżowych uczelniach, jak Harvard, gdzie do niedawna Noam pisała w ramach programu Peace Initiative swój komediowy monodram. Do niedawna, bo najpierw przyszedł 7 października 2023 roku, a potem reelekcja Trumpa i podobne inicjatywy zostały skasowane.
Ani Noam, ani reżyserka Coexistence, my ass! – Amber Fares – nie mogły przewidzieć tych wydarzeń w 2020 roku, gdy zaczęły pracę nad filmem. Domknięcie opowieści o żydowskiej, propalestyńskiej komiczce mogło się wówczas wydawać nieosiągalne. Ostatecznie powstał dokument, który nie daje łatwych odpowiedzi na pytanie, jak znaleźć w sobie nadzieję na lepsze jutro. Zupełnie jasno tłumaczy jednak, jak to jutro miałoby wyglądać i dlaczego nie można przestać go sobie wyobrażać, nie zapominając jednocześnie o tym, że po 7 października 2023 roku stosunki Izraela i Palestyny nigdy nie będą już takie same.
Od Elora Azarii po masakrę ratowników. Jak Izrael przeszedł brutalizację
czytaj także
To także historia o potencjale stand-upu, o czym na naszych łamach mówiła inna komiczka, Inga Gaile, przekonując, że komedia daje siłę i przywraca kontrolę temu, kto został jej brutalnie pozbawiony i daje posłuch niepopularnym historiom, których w innym, poważnym anturażu społeczeństwo nie chce słuchać albo nazywać po imieniu.
Ze świadomością własnego przywileju
Kto wie, czy na widowni stand-upu Noam, która zdaje sobie sprawę z własnego przywileju i maksymalnie wykorzystuje go do zwracania uwagi na nierówności i krzywdę, nie było naukowców, którzy długo zwlekali z przyznaniem, czego naprawdę dopuszcza się Izrael na oczach całego świata. Oczywiście ogromnym nadużyciem wobec ofiar po obu stronach i aktywistów represjonowanych za używanie słowa „ludobójstwo” byłoby przypisywanie wszelkich zasług jednej żydowskiej komiczce. Zresztą bombardowania się nie skończyły, a Izrael nadal blokuje dostawy zagranicznej pomocy humanitarnej. Można i trzeba też zastanawiać się, dlaczego akurat ona zyskuje uwagę publiki, a dowolna inna oddana sprawie Palestynka – już niekoniecznie.
czytaj także
Nie ulega jednak wątpliwości, że takich jak one wszystkie potrzeba wielu i wiele, choćby i po to, by zapobiegać jednostkowemu wypaleniu oraz motywować bezczynną resztę – jeśli nie do działania, to chociaż do myślenia – refleksji, na którą, jak mówi Noam w swoim filmie, Netanjahu od chwili brutalnej odpowiedzi na atak Hamasu nie dał nikomu czasu.
Sama długo nie reagowała na masakrę na festiwalu w Re’im, dostając mnóstwo wiadomości z każdej strony. Dowiedziała się, że jej chwilowe milczenie to przyzwolenie na przemoc Hamasu albo przejście na stronę Netanjahu. Zależy, kogo spytać.
Ale Noam nie porzuciła swojej wiary w równość. Nie zrobiła tego także wcześniej – gdy drżała o własne życie w ostrzeliwanym przez palestyńskiego zamachowca izraelskim barze, co dość czytelnie podsumowuje jej zarejestrowana na filmie rozmowa z synem zamordowanej przez Hamas feministki, działającej na rzecz porozumienia obu krajów, Vivan Silver: „Moja matka nie robiła tego po to, by terroryści ją oszczędzili, kiedy przyjdą. Robiła to po to, by nie przyszli”. Czy jej śmierć przekreśla lata aktywistycznej działalności? Z tym pytaniem warto zostać na dłużej.