Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

„Opodatkować bogaczy”! AOC wietrzy szafę politycznej wyobraźni

Kiedy tylko prowincjonalny neoliberał chce dopiec lewaczce, pogrzebacz zawsze się znajdzie.

ObserwujObserwujesz

W polskim politycznym świecie wreszcie zauważono Alexandrię Ocasio-Cortez. Nie, nie z powodu jej działania, kampanii wyborczej czy słynnych przesłuchań w Kongresie, podczas których grilluje tych, co sprawili, że Ameryka stała się krajem z zapierającą dech w piersiach przemocą i niesprawiedliwością społeczną.

AOC w Polsce zauważono, albowiem na bal dla multimilionerów włożyła sukienkę ozdobioną hasłem o opodatkowaniu bogaczy (Tax the Rich).

Za swój „kontrowersyjny” gest otrzymała Ocasio-Cortez próbkę tego, co otrzymują wszyscy, którzy mają czelność użyć swego przywileju przeciwko innym, często o wiele bardziej uprzywilejowanym. Jeśli bowiem jesteś osobą biedną, nieuprzywilejowaną i podnosisz argument o opodatkowaniu bogaczy, to w powszechnej opinii musisz być zawistną nieudacznicą, która zazdrości innym sukcesu. Jeśli jesteś natomiast osobą zamożną, a takimi stają się amerykańscy kongresmeni, nazywają cię hipokrytką.

Słowem, jeśli chcesz dopiec lewaczce, pogrzebacz zawsze się znajdzie. A przecież truizmem jest tłumaczenie, że lewicową myśl robią także osoby zamożne. Nie tylko Engels. Taki na przykład Franklin Delano Roosevelt pochodził przecież z jednej z bogatszych rodzin w USA. Ważne jest nie to, że masz jakiś przywilej, ale to, co z nim w praktyce zrobisz. Przy czym w przypadku Ocasio-Cortez, która jest córką sprzątaczki i kierowcy autobusu, która pracowała jako barmanka, doprawdy trudno mówić o jakieś wielkiej hipokryzji, nawet gdy się bardzo chce.

Nie? „A przecież wydała duże pieniądze na bilet na imprezę, na której śmiała bogaczom przypomnieć o wysokich podatkach, a mogła dać na biednych” − tak dostaje się jej z lewej strony. Chociaż na galę zaproszona została oficjalnie jako kongresmenka i prawdopodobnie nie zapłaciła wcale za bilet.

Owszem, postępuje dziś w świecie inflacja gestów. Pinkwashing, kolejne apele i marsze, awatary z dzikiem na polskim fejsbuku, którymi aktywiści walczą z odstrzałem dzików. Aktywizm stał się łatwy i powierzchowny. Wystarczy kilka nic nieznaczących gestów, by uspokoić sumienie i udawać, że się o coś walczy.

Ale z drugiej strony, właśnie to uporczywe powtarzanie swojego przekazu, wbijanie go do głów i trwanie przy nim sprawia, że opinia publiczna zaczyna zmieniać myślenie. Przypomnijmy sobie, jak kilka lat temu mówiono o prywatyzacji, o miastach, o zielonej polityce. Może ktoś powiedzieć, że smażenie jajecznicy na rozgrzanym betonowym rynku to tylko gest pod publiczkę. Ale mam wrażenie, że presja na samorządy, by rozbetonowały miasta, jest coraz większa.

I wszystkie te gesty, mądrzejsze i mniej mądre, zabawne i nieco krindżowe, sprawiają, że jednak udaje się coś popychać do przodu.

Czytaj takżeAOC: To nie lewica jest problemem demokratówred., Paulina Januszewska

Podobnie z kwestią katastrofy klimatycznej, której świadomość powoli dociera do społeczeństwa i staje się kluczową sprawą polityczną. Z opodatkowaniem bogaczy powinno, ba!, musi być podobnie. Możemy się zżymać, że ktoś głosi te hasła w sposób, który nam się nie do końca podoba, ale mieliśmy właśnie w Polsce przykład dyskusji o niewielkiej podwyżce podatków przy okazji Nowego Ładu i doszło w mediach wręcz do bombardowania kłamliwą neoliberalną propagandą.

Dlatego czy to gala MET, czy to plaża w Ustce, hasło „Tax the Rich” musi się przebić i zostać w mainstreamie.

Prawica ze swoim kultem „żołnierzy wyklętych” czy dzieckiem nienarodzonym też na początku budziła śmiechy, a dziś mebluje różnym ludziom wyobraźnię. Pora, aby meblować ją także opodatkowaniem uprzywilejowanych: czy to poprzez sukienki, napisy na murach, czy hasła na demonstracjach.

W końcu, gdyby tylko Ocasio-Cortez napisała na sukience co innego, w polskich liberalnych mediach byłby same zachwyty, prawda?