Narzekasz na „lex Szyszko” i antyekologiczny PiS? Musisz wiedzieć, że proceder masowego wyrębu ma wymiar międzynarodowy, a nie lokalny. Jego przyczyną jest niesłuszne zaliczenie biomasy leśnej do odnawialnych źródeł energii.
Na początku było „lex Szyszko”, które umożliwiło wszelkim podmiotom cięcie, czego dusza zapragnie. Nowelizacja ustawy o ochronie przyrody obowiązywała tylko od stycznia do czerwca 2017 roku, ale – jak raportowała Najwyższa Izba Kontroli – na długi czas spowodowała kompletny brak pieczy i wglądu w to, ile i co się wycina.
czytaj także
Z szacunków dr. hab. Zbigniewa Karaczuna ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego wynika, że w ciągu pół roku ofiarą fatalnego prawa paść mogło nawet trzy miliony drzew. Równolegle odbywał się zamach na Puszczę Białowieską. Nie do końca udany – dzięki heroicznej obronie obywatelskiej. Następnie przyszedł atak na Puszczę Karpacką, który trwa do dziś, mimo pandemii. Można było mieć wrażenie, że to wszystko efekt PiS-owskiego szaleństwa spod herbu siekiery i dubeltówki.
Puszcza może i powinna odnowić się sama [rozmowa po wyroku Trybunału Sprawiedliwości]
czytaj także
Ale dwa lata temu cięcia odbywały się na niespotykaną skalę również w Niemczech. Wycięto przepiękne stare drzewa nad strumieniem w Bad Urach, zdziesiątkowano aleję leśną nad potokiem Goldersbach, zniszczono połowę międzypolnej alei na polderze Neckaru. Cięto drzewa w mieście i drzewa przydrożne. Stosy gotowych do wywózki pni zaczęły piętrzyć się na drogach leśnych w parku Schönbuch i w lasach Jury Szwabskiej. Zacząłem dokumentować wycinki na zdjęciach i szukać informacji, co się właściwie dzieje.
czytaj także
Wkrótce stało się oczywiste, że proceder masowego wyrębu ma wymiar międzynarodowy, a nie lokalny. Telewizje Arte i Euronews nakręciły dokumenty o mafii leśnej działającej w Karpatach, ze szczególnym uwzględnieniem Rumunii. Tam sprawy idą na ostro – są ofiary śmiertelne. Podobnie alarmujące wieści docierały z Ukrainy. Lasy znikają tam w oczach, choć ich areał to zaledwie 16 procent powierzchni kraju, a radykalna deforestacja była już powodem powodzi i podtopień. Skalą przestępczości zainteresował się Interpol. Ustalono, że prawo łamane jest na każdym etapie łańcucha dostaw.
Biomasa szkodzi klimatowi
W poszukiwaniu wspólnego ekonomicznego mianownika dla rabunkowego procederu pozyskiwania drewna podpowiedź mogą dać cenniki. Ceny drewna faktycznie systematycznie rosły, mimo że zwiększała się również podaż. Boom drzewny w Polsce uzasadniano ekspansją polskiego przemysłu meblarskiego. Jednak Lasy Państwowe przyznawały, że ceny kształtują się w odniesieniu do poziomu tych na rynkach zachodniej Europy. Na wykresach widać, że drastycznie skoczył eksport. Skala wywozu drewna z Polski po 2017 roku wzrosła tak, że Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego informowała o braku surowca na rynku krajowym i wskazywała na błędną politykę Lasów Państwowych.
Dzięki algorytmom społecznościówek zaczęły do mnie docierać sponsorowane artykuły amerykańskiego przemysłu drzewnego zachwalające „zieloną politykę Unii Europejskiej”. Wycinki to nie tylko problem wschodniej i środkowej Europy. Na amerykańskim południowym wschodzie również znikają całe lasy. W ciągu ostatniej dekady wyrosły tam jak grzyby po deszczu zakłady przetwarzające drewno na pelet. Fundusze amerykańskiego Stowarzyszenia Przemysłu Wytwórców Peletu wydatkowane na lobbing w UE wzrosły w latach 2013–2016 o 700 procent. Ich produkt przewożony jest statkami do Europy, by spłonąć w piecach elektrowni. Wszystko sumuje się w haśle „biomasa”.
W 2009 roku Dyrektywą o Energii Odnawialnej (Renewable Energy Directive – RED) Unia Europejska zobowiązała się, by do 2020 roku 20 procent energii pochodziło ze źródeł odnawialnych. Deklaracja to chwalebna i zgodna z zaleceniami wynikającymi z zagrożenia katastrofą klimatyczną, przed którą ostrzega m.in. IPCC – Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu złożony z setek naukowców z całego świata.
Za wzór stawiana była wtedy niemiecka Energiewende, rewolucyjna zmiana polityki energetycznej, która czwartą gospodarkę globu skierować miała na niskokarbonowe tory. Jednak idylliczny obraz świata napędzanego przez wiatraki i ogniwa fotowoltaiczne psuje nie tylko fakt, że potrzebują one stabilizatora wahań zasilania w postaci np. elektrowni gazowych (Nord Stream jest zatem niezbędnym elementem tej układanki), ale także to, że do planów wpisano biomasę. Potraktowano ją jako paliwo z odnawialnego źródła niewliczane w bilans emisji CO2.
Stoi za tym absurdalne przekonanie, że biomasa – w związku z tym, że nie jest surowcem kopalnym – nie zwiększa zawartości dwutlenku węgla w atmosferze. Bo drzewa mogą odrosnąć. A gdy odrosną, to na powrót wychwycą uwolniony wcześniej CO2. Jednak dla powstrzymania zmian klimatycznych to nie ma najmniejszego sensu. To jest przeksięgowywanie emisji, a nie jej redukcja.
Popkiewicz: Polska musi przestać trzymać się zębami węglowej futryny
czytaj także
Na dobitkę użytkowanie biomasy jako materiału opałowego może proces zmian klimatycznych przyśpieszyć. Emituje ona bowiem – jak wskazują naukowcy – więcej CO2 niż spalanie węgla. Również ponowny wychwyt dziś uwolnionego z biomasy dwutlenku węgla zajmie od kilkudziesięciu lat do ponad stulecia. Tymczasem nie mamy na to czasu.
Brytyjski eksperyment
Kilka krajów, w tym Wielka Brytania, subsydiowało przetwarzanie biomasy, kreując nowy rynek dla przemysłu drzewnego. W 2011 roku niemiecki koncern energetyczny RWE przekształcił zbudowaną jeszcze w latach 60. w angielskim mieście Tilbury, na wschód od Londynu, elektrownię węglową na pierwszą w UE elektrownię spalającą wyłącznie biomasę. W związku z niższą kalorycznością tejże wydajność elektrowni zamiast poprzednich 1062 MW zmniejszyła się do 742 MW, ale miał być to przykład rewitalizacji, nowego życia dla starego pieca. Wsad przypływał do portu na Tamizie statkami, z których był na bieżąco spalany podczas wyładunku.
czytaj także
Elektrownia miała być największym zakładem energetycznym na biomasę na świecie i pokrywać 10 procent angielskiego zapotrzebowania na energię elektryczną. Przez ponad dekadę miała spalać 750 tys. ton biomasy na rok. W tym w 80 procentach tej pochodzącej z USA i Kanady, a w 20 procentach – z państw nadbałtyckich i południowej Europy. Praca zakładu została wstrzymana po dwóch latach. Przyczyny nie do końca są jasne, ale oficjalnym powodem było nieudzielenie subsydiów rządowych. Wyburzono ją ostatecznie za pomocą środków wybuchowych w latach 2017–2019.
Porażka Tilbury wcale nie zatrzymała brytyjskiego boomu na biomasę. Dawała ona złudzenie możliwości utrzymania na haju rozkręconego na paliwach kopalnych wzrostu gospodarczego. Zjednoczone Królestwo zobaczyło w tym szansę na ostateczne porzucenie brudnej technologii węglowej i zajęcie czołowego miejsca w awangardzie „zielonych” przemian.
czytaj także
Dla przemysłu drzewnego i energetycznego biomasa stała się nową żyłą złota. Koncerny energetyczne zaczęły inwestować w wytwórnie peletu. Przykładem jest brytyjski gigant Drax Group, który przyjął taktykę współspalania. Jego elektrownie miały konsumować węgiel z odrobiną biomasy, by krok po kroku dojść do momentu, gdy spalana jest głównie biomasa z odrobiną węgla.
Drax zaspokaja 10 procent zapotrzebowania na elektryczność na Wyspach i jest beneficjentem rządowych subsydiów w wysokości miliarda funtów brytyjskich rocznie. Dwie trzecie przepalanego przez nią peletu przypływa zza oceanu. Przewozić drewno statkami zużywającymi dziesiątki ton ropy na dobę, by spalić je w europejskich elektrowniach, napędzając w ten sposób elektryczne auta? To nie ma sensu jako alokacja zasobów, ale ma sens rynkowy.
Użytkowanie biomasy jako materiału opałowego może proces zmian klimatycznych przyśpieszyć.
Tu mała dygresja, by uprzedzić sarkania wolnorynkowców. Nie ma nic zdrożnego w długoterminowym finansowaniu przez państwo przedsięwzięć, które przynoszą przełom technologiczny. Jak udowadnia Mariana Mazzucato w książce Przedsiębiorcze państwo, tak było z systemem GPS, internetem, ekranem ciekłokrystalicznym – z dosłownie każdą technologią, której używamy dziś w smartfonach.
Widnokrąg czasowy państwa jest wielokrotnie szerszy, a jego zasoby praktycznie nieskończenie większe od jakiegokolwiek prywatnego kapitału, który ze swej natury liczy wyłącznie na krótkoterminowe zyski. Dzięki tym cechom państwo może przez dekady finansować np. badania naukowe, które nie przynoszą żadnego zysku finansowego, jednak ostatecznie otwierają nową przestrzeń technologiczną, w której pojawiają się nieistniejące wcześniej gałęzie przemysłu. Nowe rynki powstają przez finansowanie państwowe. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z aberracją. Subsydiuje się downgrade cywilizacyjny: powrót do spalania lasów, zbiorową wycieczkę do ery sprzed rewolucji przemysłowej.
Jak jest u Wuja Sama?
W Stanach Zjednoczonych wciąż stosuje się „zrąb zupełny”, czyli koszenie lasu jak zboża. Część spala się na miejscu, mieszając z innego typu „nie-do-końca-bio-ale-masą”, taką jak stare podkłady kolejowe czy opony. Resztę przerobioną na pelet wysyła się do europejskich elektrowni. Historię tego procederu opowiada poruszający dokument Alana Datera i Lisy Merton Burned: Are Trees the New Coal?, nakręcony w 2017 roku. Autorzy przyznają, że zostali zaskoczeni skalą problemu, który przeoczyli, choć uważali się za osoby dobrze poinformowane.
Rozległa gałąź przemysłu rozwinęła się błyskawicznie za pomocą subsydiów w USA w ostatnim dziesięcioleciu. Korzysta z kruczków prawnych oraz rozumienia wycinki lasów jako… działalności ekologicznej. Jak stwierdza jeden z bohaterów filmu: „Jedyne, co tu jest zielone, to kolor banknotów”. „Zrównoważone” gospodarowanie lasem w warunkach agresywnego rynku jest mitem.
Jak podaje magazyn „New Scientist”, dopiero niedawno zaczęto prowadzić pionierskie badania na temat emisyjności przemysłu drzewnego, które liczyłyby emisję CO2 podczas całego cyklu życia plantacji drzew, włączając w to bilans rozkładu korzeni pozostawionych pod ziemią czy zastosowanie nawozów, pestycydów i herbicydów podczas odnawiania lasu. Zeszłoroczne badanie dotyczyło Karoliny Północnej i według jego autora w tym jednym stanie karczowane jest rocznie 80 tys. hektarów lasu z przeznaczeniem na pelet. Objętościowo to 500 tys. ciężarówek z drewnem. Czyni to przemysł drzewny trzecim najbardziej emisyjnym w stanie. Podobne badanie wykonane zostało rok wcześniej w Oregonie przez stanowy uniwersytet i wykazało, że tamtejszy przemysł drzewny jest numerem jeden pod względem emisyjności dwutlenku węgla.
8 mld dolarów dziennie i śmierć 4,5 mln ludzi rocznie – tyle tracimy przez brudne powietrze
czytaj także
Kolejny dokument, Planet of the Humans, został uwolniony dla widzów na Dzień Ziemi 22 kwietnia tego roku i natychmiastowo stał się hitem (w momencie pisania tekstu tydzień po premierze miał 3 miliony wyświetleń na liczniku YouTube’a). Jego autorem jest Jeff Gibbs, wcześniej produkujący filmy Michaela Moore’a (m.in. Bowling for Columbine, Fahrenheit 9/11), a teraz przez niego wspierany i promowany.
Film opowiada o wielkim odczarowaniu. Według Gibbsa odnawialne źródła energii (OZE) – wliczając energię słoneczną i wiatrową, których wcześniej był zwolennikiem – nie są w stanie zapewnić nam sensownych ilości energii potrzebnych do utrzymania naszej cywilizacji. Sektory OZE zaś same są częścią materiało- i energochłonnego konglomeratu organizowanego przez miliarderów powiązanych z przemysłem wydobywczym i chemicznym.
Najważniejszym jednak tropem pojawiającym się w połowie dokumentu, pozwalającym łączyć kolejne kropki, jest ten dotyczący biomasy. Obok gazu naturalnego i węgla stała się ona trzecim głównym źródłem energii w USA, podczas gdy wiatr i Słońce to wciąż znikomy procent. Gibbs pokazuje, jak wielkiemu kapitałowi udało się przekonać ruchy ekologiczne, by stały się adwokatami utowarowienia odpadów, które jak za dotknięciem magicznej różdżki przemieniły się w cenne paliwo nowej ery.
Ponieważ stały się cenne, to nie-tak-cenne lasy można było przerabiać na „odpad-paliwo”, a następnie spieniężać, wysyłając do Europy. Ta przecież chętnie kupuje biomasę także z Brazylii i Indonezji. Jeszcze niedawno kraje te ganione były za przemysłową wycinkę swoich bezcennych dla Ziemi lasów. Dziś stają się sprzedawcami „ekologicznego paliwa”. Tyle że są to te same tropikalne lasy. Koło zależności się zamknęło. Ci, którzy dawniej walczyli z działalnością motywowaną przez zysk, zaczęli współpracować i promować tych, których napędza wizja gigantycznych finansowych zysków.
W tej galerii postaci z wąskiego, lecz bogatego spektrum politycznego Stanów Zjednoczonych znajdziemy zarówno byłego wiceprezydenta i ekoliberała Ala Gore’a, liberalnego miliardera Michaela Bloomberga czy równie zasobnego „doradcę przemysłu drzewnego” Jeremy’ego Granthama, Davida Blooda z banku Goldman Sachs, jak i braci Koch, najbogatszych przemysłowców Stanów Zjednoczonych, a przy okazji prawicowych ekstremistów wspierających swoimi fortunami Partię Republikańską.
Aby rzetelności stało się zadość, dodam, że Bill McKibben – przedstawiony w filmie jako pars pro toto skorumpowanych ekoaktywistów – odciął się od przyprawionej mu gęby płatnego „pięknoducha”. W dementi zamieszczonym na stronie organizacji 350.org udowadnia, że od lat również jest zdecydowanym krytykiem zastępowania źródeł nieodnawialnych biomasą.
Obóz dla Klimatu: Jest nas garstka przeciw ogromnej machinie
czytaj także
Trzeba i to podkreślić: film ma wady. Prezentuje dane wybiórczo, a jednocześnie przemyca między wierszami z ducha maltuzjańskie przesłanie, że głównym problemem świata jest przeludnienie. Co, poza czającymi się za nim wątpliwymi etycznie implikacjami, niepotrzebnie rozprasza uwagę, słusznie skupioną na krytyce powszechnego utowarowienia i urynkowienia, skutkujących fatalną alokacją zasobów.
W USA lasy kosi się harwesterami, ale sprzedać swój „drzewny odpad” może każdy. Także i u nas. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę hasło „skup biomasy”. W jej przypadku jakość materiału nie ma znaczenia. Nowy rynek na równi uwzględnia przemysłowych gigantów, jak i najdrobniejszych gospodarzy działek, miedz, młodników, pasów drogowych, miejskich zieleńców – którzy w najbardziej niewymiarowym, poskręcanym, próchniejącym drzewie zobaczą sposobność zarobku.
czytaj także
Może to być po piracku wycięte drzewo w Karpatach czy „zmodernizowany” plac w miasteczku, gdzie likwiduje się „komunistyczny” skwer obsadzony drzewami i zastępuje brukiem z badylami w donicach. Stare drzewo o nierównym pniu, pełne dziupli, zgrubień i napływów, nie jest rarytasem na tradycyjnym rynku drzewnym, ale nagle nabiera wartości jako biomasa. Tu liczy się głównie ilość, a stare drzewo dużo waży. To urynkowienie zabija okazy, które wrosły przez dziesięcio- i stulecia w nasze społeczności. Każdy strumyczek dostawy zasila mechanizm rynkowy. Każdy krzywy pień i konar można zmonetyzować.
Europejski Zielony Ład?
Obecnie 60 procent zasobów OZE Unii Europejskiej pochodzi nie z wiatru, nie ze Słońca, ale właśnie z biomasy. W Polsce ten udział jest nawet wyższy i sięga niemal 70 procent. Komisja Europejska uznała biomasę za element bezpieczeństwa energetycznego, uzasadniając, że większość jest pochodzenia rodzimego, unijnego. Największymi konsumentami biomasy są Niemcy, Francja, Włochy, Szwecja i Wielka Brytania. Wliczane są w to po pierwsze odpady rolnicze, a wśród nich – wytłoczyny i „odpady zwierzęce”. Po drugie odpady leśne, czyli teoretycznie pozostałości po pozyskaniu drewna, produkty uboczne obróbki oraz przemysłu celulozowo-papierniczego, ale również „drewno opałowe”. Po trzecie inne biologiczne odpady, w tym resztki jedzenia, odpady przemysłu spożywczego, cała organiczna frakcja odpadów komunalnych.
czytaj także
W styczniu 2018 roku Parlament Europejski zagłosował za podniesieniem poziomu odnawialnej energii dwukrotnie w stosunku do tego z 2015 roku, tak aby w 2030 roku wynosiła ona 32 procent (Renewable Energy Directive – RED II). Przegłosował również, że wycinka lasów na cele pozyskania energii przez poszczególne państwa, elektrownie i fabryki będzie kwalifikowana jako niskoemisyjna. Uczyniono tak wbrew protestom środowisk naukowych, które bezpośrednio zwróciły się do PE, by tego rodzaju regulacje odrzucić.
W liście do Parlamentu Europejskiego 800 naukowców i naukowczyń ostrzega, że takie rozwiązanie zamiast spowolnić zmiany klimatyczne – przyspieszy je. Również wtedy, gdybyśmy całkowicie zrezygnowali z paliw kopalnych. „Nawet jeśli pozwolimy lasom odrosnąć, używając drzewa celowo ścinanego na spalenie, zostanie podniesiony poziom dwutlenku węgla w atmosferze, powodując jej ogrzanie na stulecia – jak już wiele badań to wykazało – nawet jeśli drewno zastąpi węgiel kamienny, ropę i gaz naturalny. I niezależnie od tego, czy gospodarka leśna będzie prowadzona w sposób »zrównoważony«. Spalanie drewna będzie miało skutek odwrotny od zamierzonego, jeśli z każdą kilowatogodziną energii elektrycznej będziemy produkować więcej dwutlenku węgla niż ze spalania zasobów kopalnych”.
Obecnie 60 procent zasobów OZE Unii Europejskiej pochodzi z biomasy.
Sygnatariusze listu podkreślają, że będzie to miało szkodliwy wpływ na lasy całej planety. Ponieważ roczna objętość drzewa pozyskiwanego na terenie UE zaspokoiłaby w tym wymiarze jedynie jedną trzecią zapotrzebowania na leśną biomasę, drewno musiałoby być kupowane na rynkach zewnętrznych (co już się dzieje).
Profesor zarządzania zasobami naturalnymi na Uniwersytecie Oxfordzkim sir John Beddington, główny doradca naukowy rządu Wielkiej Brytanii w latach 2008–2013, wyjaśnia, że „istnieje realne ryzyko, że polityka ta może nawet doprowadzić do przyspieszenia globalnych emisji. Błąd polega na zastosowaniu ekspansywnej klasyfikacji produktów bioenergetycznych”. Spalenie samych resztek drewna, które rozkładając się, i tak uwolniłyby CO2, mogłoby pozytywnie wpłynąć na bilans gazów cieplarnianych, jednak ukształtowanie dyrektywy w sposób umożliwiający cięcie drzew na potrzeby energetyczne wywołuje skutki odwrotne od deklarowanych intencji. Ponowne związanie uwolnionego w ten sposób dwutlenku węgla może zająć nawet setki lat.
Na koniec listu naukowcy wspominają, że już przed 1850 rokiem europejska gospodarka oparta głównie na drewnie doprowadziła do znacznego wylesienia kontynentu przy znacznie mniejszym zapotrzebowaniu energetycznym niż dzisiaj. I tu dochodzimy do cywilizacyjnej ściany. To węgiel i ropa naftowa umożliwiły rewolucję przemysłową i bezprecedensowy rozwój populacji oraz cywilizacji na całym świecie. Jeśli mielibyśmy się cofnąć do spalania drewna, możemy od razu pożegnać się z naszą cywilizacją i wrócić do chat krytych słomą. I to nie jest licentia poetica – w alarmowe dzwony uderza naukowy magazyn „Nature”.
czytaj także
Również porozumienie paryskie – milowy dokument na drodze do zmniejszenia tempa przyrostu globalnej temperatury – w niezdrowy sposób pobudziło zwolenników rynku biomasy i pilarzy. W dokumentach unijnych konferencji można przeczytać okrągłe zdania w stylu: „Lasy państwowe mają dobrą pozycję wyjściową, aby znaleźć się w centrum unijnej agendy zmian klimatu, i mogą odgrywać wiodącą rolę w rozwoju tętniącej życiem europejskiej biogospodarki”.
Wtórują temu lobbyści tacy jak Jean-Marc Jossart z European Biomass Association: „Dzięki ponad 50 tys. podmiotom gospodarczym i rocznym obrotom w wysokości 60,6 miliarda euro bioenergia może stać się kluczowym sektorem przemysłowym stymulującym rozwój gospodarczy UE”. W Rosji, która dołączyła do porozumienia paryskiego, w gospodarkę leśną będzie teraz inwestować nie kto inny jak gigant energetyczny Łukoil.
Dani Rodrik: Czy możliwy jest wzrost gospodarczy bez uprzemysłowienia?
czytaj także
Ekstrakcja światowych kompleksów leśnych obudowana retoryką o rzekomej niskoemisyjności, odnawialności biomasy i nowoczesnej gospodarce została również wpisana w Europejski Zielony Ład, który zobowiązuje Europę do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku.
Zrobiono tak, chociaż ostrzeżenia padały od dawna. Jednak podobnie jak we wspomnianym dokumencie Gibbsa Planet of the Humans poparcie dla biomasy nadchodzi z nieoczywistych kierunków. W 2011 roku raport naukowego komitetu Europejskiej Agencji Środowiska wskazywał, że dyrektywy zachęcające do przechodzenia z paliw kopalnych na biomasę roślinną opierają się na poważnych błędach kalkulacyjnych. Wypunktowano, że przyjęcie tej taktyki spowoduje podniesienie ilości dwutlenku węgla w atmosferze, a co za tym idzie – przyśpieszy zmiany klimatyczne.
Ostolski: To nie zieloni poszli do centrum, to polityczne centrum przyszło do zielonych
czytaj także
Natomiast Claude Turmes, europarlamentarzysta w latach 2009–2018, będąc wiceprzewodniczącym Europejskiej Partii Zielonych, mówił na ten temat jednym głosem z przedstawicielami przemysłu drzewnego, takimi jak Filip De Jaeger, sekretarz generalny europejskiej federacji tej branży (European Confederation of Woodworking Industries). Będąc gorącym zwolennikiem zaliczenia biomasy do odnawialnych źródeł energii, odegrał kluczową rolę w uchwalaniu pierwszej Dyrektywy o Energii Odnawialnej.
Z kolei Greenpeace w swoich dorocznych raportach zatytułowanych Energy [R]evolution promowało biomasę, niefrasobliwie wrzucając ją do jednego worka z innymi OZE i nie poświęcając zbytniej uwagi potencjalnym zagrożeniom. Później co prawda – właśnie w okolicach uchwalenia przez UE dyrektywy RED w 2009 roku, czyli gdy de facto było za późno, bo rynek na biomasę drastycznie się rozszerzał – do działaczy dotarło, jakie konsekwencje ma zawarcie paktu z diabłem.
– Wykorzystywanie lasów do wytwarzania energii jest jak gaszenie pożaru benzyną – alarmował Larry Edwards, działacz Greenpeace, komentując wydany przez organizację w 2011 roku raport zatytułowany Fueling a BioMess. Jakie były nowe zalecenia organizacji? „Zakazać pozyskiwania całych drzew na rzecz biomasy i wykluczyć je z definicji biomasy. Niezależnie, czy z upraw komercyjnych czy nie, chore czy nadpalone, drzewa nie mogą być używane do celów energetycznych”.
Greenpeace blokował wycinki drzew, brał udział m.in. w zatrzymywaniu wywózki drewna z Puszczy Białowieskiej, za co należą się biorącym w tych akcjach działaczkom i działaczom najwyższe wyrazy uznania. Jednak o zmasowanej kampanii przeciwko nazywaniu biomasy leśnej odnawialnym źródłem energii, ze spektakularnymi akcjami, z jakich organizacja słynie, nigdy nie słyszałem. [Jak poinformowała nas rzeczniczka Greenpeace Katarzyna Guzek, w 2012 roku aktywiści i aktywistki Greenpeace przeprowadzili akcję na chłodni kominowej elektrowni Turów, apelując do ministra gospodarki Waldemara Pawlaka o wyłączenie ze wsparcia zielonymi certyfikatami współspalania węgla z biomasą. Kampanię sprzeciwiającą się traktowaniu biomasy leśnej jako OZE Greenpeace kontynuował w 2016 roku, sprzeciwiając się wprowadzeniu do ustawy o OZE przez ministra środowiska Jana Szyszkępoprawki, dzięki której więcej drewna miało trafić do energetyki – przyp. red.].
Nawet jeśli w wersji zielonych polityków biomasa miała być używana w niewielkich urządzeniach bazujących na faktycznych resztach z obróbki drewna czy pól, to nie da się ukryć, że pomogli stworzyć Golema – chociaż najprawdopodobniej nieświadomie.
Innym niby nieoczywistym sojuszem było zgodne i zwieńczone sukcesem lobbowanie przez Polskę, Hiszpanię i Wielką Brytanię przeciwko próbie wprowadzenia limitów na spalanie biomasy do drugiej dyrektywy RED. Wydawałoby się, że przedstawiciele Polski niezależnie, czy z opcji prowęglowej czy nie, protestowaliby przeciwko eksploatacji lasów na potrzeby energetyczne. Tymczasem biznes biomasowy dobrze splata się ze źródłami konwencjonalnymi. Przez wiele lat współspalanie biomasy z węglem stworzyło dla polskich elektrowni eldorado dzięki systemowi zielonych certyfikatów. System rozliczeń miał być raz reformowany, raz likwidowany, jednak trwał. A Polska nawet importowała biomasę z innych kontynentów.
Jak podaje magazyn WysokieNapiecie.pl, „gdy w Polsce królowało współspalanie biomasy jako największego źródła »zielonego« prądu, energetycy zamawiali biomasę nie tylko z Indonezji, ale także Malezji, Togo, Nigerii, Ghany, Ekwadoru i Kamerunu”. Ostatecznie ze względu na nadpodaż samych certyfikatów, wywołaną także szybkim wzrostem niezwykle dochodowego współspalania, ceny ich spadły o niemal 90 procent i współspalanie w wielu elektrowniach przeszło do historii.
Koniec negocjacji ws. wycinki drzew w Warszawie. Mimo protestów piły poszły w ruch
czytaj także
PiS również próbował na swój chaotyczny sposób ugryźć temat OZE, jednak wyszło jak zwykle. Nowelizacja prawa zdławiła energetykę wiatrową, a w obliczu konieczności dotrzymania wymagań dyrektyw unijnych rząd postanowił wskrzesić współspalanie. W zeszłym roku rząd przeznaczył 20 mld złotych na przywrócenie współspalania biomasy z węglem w istniejących elektrowniach. Branżowi eksperci zastanawiali się, czy znów będziemy palić lasem z Syberii czy może łupinami orzechów z Indonezji.
Jaka alternatywa?
Czy oznacza to, że unijna koncepcja przestawienia energetyki na źródła nieemisyjne i odnawialne jest błędna i należy z niej zrezygnować? Nic bardziej mylnego. Polska już w tej chwili jest ofiarą zmian klimatycznych, o czym świadczy m.in. z roku na rok coraz drastyczniejsza susza. Odejście od węgla musi być jak najszybsze, ale biomasa nigdy nie powinna być zaliczona do źródeł energii niskoemisyjnej ani odnawialnej.
czytaj także
Jeśli jednak energia ze Słońca i wiatru to wciąż niewielki procent źródeł energii, które zawsze będą potrzebowały backupu ze strony źródeł konwencjonalnych, a biomasa jest materiałem emitującym CO2 podobnie jak źródła kopalne, tylko w krótszym cyklu obiegu, to czy pozostaje nam wyłącznie zderzenie ze ścianą katastrofy klimatycznej i wojna o resztki zasobów?
Wielką nieobecną filmu Gibbsa czy raportów Greenpeace jest energia jądrowa. Atom zniknął z rozmowy o wysokowydajnych, niskoemisyjnych źródłach energii, które pomogłyby nam zatrzymać katastrofę klimatyczną. Sam należę do pokolenia, które w wieku szkolnym łykało płyn Lugola, i przez długi czas uran jako źródło pozyskiwania energii traktowałem z niechęcią i wyjątkowym sceptycyzmem. To ostatni dzwonek, by zrobić rachunek cykli życiowych źródeł energii oraz sumienia. Wykreowanie bowiem globalnego rynku na biomasę, którą stały się zasoby leśne planety, to po prostu zbrodnia.
czytaj także
**
Łukasz Dąbrowiecki – absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, projektodawca i twórca spółdzielni, emigrant. Publikował m.in. w edycji polskiej „Le Monde diplomatique”, „Przeglądzie”, krakowskim dodatku do „Gazety Wyborczej” i „Autoportrecie”.