Może się okazać, że węglowo-naftowo-gazowe ambicje Trumpa storpedują jego poplecznicy, którzy sporo zainwestowali w zielone technologie, odnawialne źródła energii czy elektromobilność. Nie można jednak ignorować wyprzedzających tegoroczne wybory wysiłków republikanów na rzecz ograniczenia zielonej polityki.
Efekt Trumpa czy kolejny dowód na koniunkturalizm i hipokryzję sektora bankowego? Po tym, jak sześciu najważniejszych graczy na amerykańskim rynku finansowym zdecydowało się opuścić bankową koalicję klimatyczną, coraz trudniej wierzyć w to, że kredytodawcom kiedykolwiek chodziło o bezpieczeństwo ludzi i planety. Teraz, gdy do ponownego objęcia władzy w Stanach przymierza się negacjonista klimatyczny, jeszcze łatwiej im porzucić zielony kurs.
Płonący McDonald’s w Kalifornii to symbol schyłkowej fazy amerykańskiego turbokapitalizmu
czytaj także
Net-Zero Banking Alliance (NZBA) zrzesza największe światowe banki deklarujące dążenie do osiągnięcia neutralności klimatycznej. Głównym założeniem powołanej w ramach Inicjatywy Finansowej Programu Narodów Zjednoczonych ds. Środowiska (UNEP FI) grupy było tworzenie takich mechanizmów i regulacji w zakresie świadczenia usług bankowych, które pozwoliłyby przestawić gospodarkę na nieemisyjne tory. Tym samym przodujące korporacje miały dawać przykład pozostałym, by stawiały na społeczno-środowiskową odpowiedzialność.
Antyklimatyczny exodus zamiast ekościemy?
W praktyce miało to oznaczać m.in. zaprzestanie kredytowania inwestycji w paliwa kopalne. Niestety, realizacja proklimatycznej agendy pozostawiała wiele do życzenia. Kolejne raporty zielonych think tanków i działających w interesie publicznym NGO-sów informowały o biznesie jak zwykle: w tym o nieustającym udzielaniu pożyczek największym, wydobywającym ropę i gaz, „wiercącym kolejne szyby naftowe i szukających złóż przeznaczonych do spalenia” trucicielom planety.
Mowa o wspieraniu takich koncernów jak ExxonMobil, który o swoim niszczycielskim wpływie na klimat wiedział od lat 70. ubiegłego wieku, czy hamujące szanse na dekarbonizację krajów Bliskiego Wschodu Saudi Aramco.
Wysiłki najbardziej wpływowych bankowych korporacji w zakresie cięcia emisji gazów cieplarnianych – jak informowała organizacja ShareAction – ograniczały się głównie do tych generowanych przez własne biura i oddziały, z pominięciem działalności klientów i partnerów biznesowych. A to właśnie tym ostatnim miały stawiać zielone warunki.
czytaj także
Sektor bankowy nigdy przesadnie nie przejmował się oskarżeniami o uprawianie ekościemy, ale wszystko wskazuje na to, że w końcu będzie ją sobie mógł odpuścić. Oto zaczął się wielki antyklimatyczny exodus – z NZBA odeszły czołowe amerykańskie banki: JP Morgan, Citigroup, Bank of America, Morgan Stanley, Wells Fargo i Goldman Sachs.
Trudno o bardziej wyrazistą deklarację odejścia od troski o klimat. Tymczasem już za kilka dni prezydenturę w USA obejmuje człowiek, który nie wierzy globalne ocieplenie, republikanie wytaczają Wall Street procesy o windujący ceny energii zielony aktywizm, a Kalifornia (znowu) płonie.
Co łączy te wątki i czy rzeczywiście jest się o co bać, skoro porzucające NZBA korporacje zapewniają, że „nie zamierzają rezygnować ze swoich zielonych celów”?
Efekt chciwości koncernów naftowych albo gniew boży
Zacznijmy od tego, czy kiedykolwiek je realizowały. Jak informuje Reuters, powołując się na opracowaną przez think tank Anthropocene Fixed Income Institute analizę dochodów wielkiej szóstki – każdy z odchodzących z NZBA „zarobił więcej na paliwach kopalnych niż na zielonej energii” i ochoczo wspierał naftowo-węglowych potentatów.
czytaj także
Tych samych, którzy współodpowiadają m.in. za trwające pożary w Kalifornii, choć Amerykanie skłonni są wierzyć w teorie spiskowe. Według jednej z nich ogień podłożyli celebryci, chcący pozbyć się dowodów swojego zamieszania w przestępstwa, o które oskarżony jest P. Diddy, jak wykorzystanie seksualne małoletnich i stręczycielstwo. Inne winą za tragedię obarczają środowiska LGBT+ zatrudnione w szeregach straży pożarnej i ściągające na Amerykę gniew boży.
Widać łatwiej przełknąć odjechane hipotezy niż fakt, że jesteśmy świadkami klimatycznego terroryzmu. Kalifornia w ostatnich latach cięła budżety służb ratunkowych, choć to stan ubogi w wodę, o którą amerykańscy rolnicy toczyli wojnę z władzami Los Angeles oraz bogaczami prywatyzującymi dostęp do niej (nie pozdrawiam miliarderskiej pary Lyndy i Stewarta Resnicków), jednak skutki trwającej od dekad suszy nie byłyby tak dotkliwe, gdyby nie globalne ocieplenie, do którego w największym stopniu przyczynili się nie tylko zamieszkujący Miasto Aniołów i latający prywatnymi odrzutowcami krezusi, ale przede wszystkim goniące za zyskiem i dotowane przez banki koncerny naftowe.
Aby lepiej zobrazować, o jakie kwoty toczy się gra, spójrzmy na zarobki CEO największych i pozostających na liście kredytobiorców banków zaangażowanych ponoć w ochronę klimatu. Stojący na czele ExxonMobil Darren Woods w 2024 roku zarobił 36,9 mln dolarów amerykańskich, a szef Chevrona za rok poprzedni zainkasował 26,5 mln dolarów. Jednocześnie żadna z tych firm nie odnotowuje spadku dochodów – wręcz przeciwnie. Nic dziwnego, że banki nie chcą wypuścić z rąk tak intratnych klientów.
Procesy o „zbyt zieloną” politykę
Sytuacja polityczna sprzyja temu, by kwestie środowiskowo-klimatyczne odłożyć na dalszy plan. Czekający na zaprzysiężenie Donald Trump chce odwrócenia procesu dekarbonizacji i wiercenia tak, jakby katastrofalnego jutra miało nie być („drill, baby, drill”), a Ameryka znów mogła stać się wielką, ropą i gazem płynącą. Trump zapowiada wywracanie klimatycznego stolika m.in. poprzez deregulację krajowej energetyki na rzecz złagodzenia przepisów środowiskowych.
Pierwsza kadencja republikanina pokazała, że wiele z jego najgroźniejszych obietnic to tylko stroszenie piórek. Może się też okazać, że węglowo-naftowo-gazowe ambicje amerykańskiego przywódcy storpedują poplecznicy, którzy sfinansowali jego kampanię i jednocześnie sporo zainwestowali w zielone technologie, odnawialne źródła energii czy elektromobilność. Nie można jednak ignorować wyprzedzających tegoroczne wybory wysiłków republikanów na rzecz ograniczenia zielonej polityki, która w wykonaniu sektorów bankowego i finansowego ma naruszać przepisy antymonopolowe i prowadzić do windowania cen energii.
Politycy prawej strony, spośród których wielu sprawuje funkcje stanowych prokuratorów republikańskich, dwoili się i troili, by wybić proklimatyczne pomysły z głów członków takich grup jak NZBA czy międzynarodowych koalicji zrzeszających fundusze inwestycyjne, np. Net-Zero Asset Managers Initiative. Do tej ostatniej należała między innymi BlackRock – największa na świecie firma zarządzająca aktywami – wycofała się pod wpływem oskarżeń o klimatyczny „wokizm” (sprawa znalazła finał w sądzie).
„[…] w listopadzie [2022 roku – przyp. aut.] grupa stanów pod przewodnictwem Teksasu pozwała BlackRock, Vanguard i State Street, wszystkie duże firmy zarządzające aktywami, za przyjęcie proklimatycznej polityki w celu zmniejszenia zależności od węgla, która według powodów wywołała wzrost cen energii” – przypomina „The Guardian”.
Reuters dopowiada, że „prokurator generalny Teksasu Ken Paxton, którego biuro złożyło pozew, zarzucił BlackRock promowanie «nielegalnej broni sektora finansowego w celu realizacji destrukcyjnej, upolitycznionej agendy środowiskowej»”.
czytaj także
Do chóru krytyków rzekomej propagandy klimatycznej dołączyła republikańska komisja sądownicza Izby Reprezentantów, niższej izby Kongresu, która nazwała firmy finansowe „kartelem”, zarzucając im zmowę z aktywistami klimatycznymi i realizowanie „radykalnych celów” ESG [Environmental, Social and Corporate Governance – polityki firm prowadzona z troską o środowisko, społeczeństwo oraz ład korporacyjny.
Linia obrony BlackRock i innych firm oskarżonych o zbytnie przywiązanie do celów klimatycznych skupia się na podkreślaniu, że ich działania wcale nie są tak zielone, jak się je maluje. To oraz wycofywanie się kolejnych podmiotów z innych zeroemisyjnych koalicji wskazuje, że wysiłki republikanów przyniosły pożądany przez nich skutek.