15 kwietnia na poznańskim lotnisku Ławica wylądował pierwszy z czterech dreamlinerów z dostawą 57 ton sprzętu niezbędnego do walki z koronawirusem. Fundacja Lekarze Lekarzom, dostała na ten cel 20 mln zł od Dominiki Kulczyk. Cieszymy się?
Leo Messi i Cristiano Ronaldo to dwaj najwybitniejsi piłkarze w dziejach. Bycie na pierwszych stronach gazet to dla nich codzienność. Ostatnio jednak trafili na czołówki nie za sprawą boiskowych wyczynów, ale dzięki działalności charytatywnej. Obydwaj wpłacili po milionie euro na wyposażenie szpitali w Argentynie, Hiszpanii i Portugalii. Artykuły opisujące ich donacje na walkę z pandemią pomijają jednak kwoty, jakie ta dwójka wcześniej zaoszczędziła na niezapłaconych podatkach.
W 2016 roku, hiszpański sąd skazał Messiego na 21 miesięcy więzienia w zawieszeniu oraz grzywnę wysokości 1.7 miliona euro w związku z niepłaceniem podatków. 4 miliony ukryte przez księgowych Messiego na kontach w Urugwaju i Belize to jednak pikuś przy podatkowych przekrętach Cristiano Ronaldo. W sportowych klasyfikacjach Portugalczyk z reguły musiał oglądać plecy swojego arcyrywala, ale tutaj prześcignął go o kilka długości. W 2018 roku został skazany na dwa lata w zawieszeniu i 18 milionów euro kary za uniknięcie podatków w wysokości niemal 15 milionów euro. W artykule CNN poświęconym dobroczynnym aktom legendarnych piłkarzy nie znajdziemy jednak o tym wzmianki.
czytaj także
Messi i Cristiano nie są żadnymi wyjątkami. Każdy kryzys stanowi ponoć też szansę. Gwiazdy ze świata kultury, biznesu i sportu skrzętnie więc wykorzystują ten, spowodowany przez epidemię.
Podatki to żadna frajda
Ktoś powie, że to czepialstwo i zawiść wypominać Messim i Ronaldom tego świata, a to że kiedyś skubnęli parę baniek z podatków, a to wpłacili na walkę z pandemią tylko ułamki swoich fortun. Ale jak długo w czasach kryzysu będziemy chwalili najbogatszych za to, że oddali maluczkim swoje dwutygodniowe zarobki, choć w czasach spokoju pokazywali gdzie mają solidarność społeczną, tak długo będziemy żyli w państwach z papieru.
Pandemia koronawirusa stała się sceną dla performatywnej dobroczynności. Były premier Włoch, Silvio Berlusconi, doczekał się publicznych podziękowań za 10 milionów euro oddane na budowę szpitala w Lombardii. Ten sam Berlusconi, który jako przedsiębiorca brał udział w całej gamie przestępstw finansowych, od niepłacenia podatków aż po pranie pieniędzy i którego majątek to prawie 6 miliardów euro. Mike Bloomberg, jeden z najbogatszych ludzi na świecie, za pośrednictwem Bloomberg Philantropies, przeznaczył 40 milionów dolarów, by pomóc biednym krajom przygotować się do walki z wirusem. Dużo? Raczej blado w porównaniu z blisko miliardem dolarów, który Bloomberg wyłożył z własnej kieszeni by ufundować sobie najdroższą w dziejach Stanów Zjednoczonych kampanię prezydencką, zakończoną kompletnym fiaskiem.
Przykłady można mnożyć, ale na specjalną wzmiankę zasługują miliarderzy z Doliny Krzemowej. Najbogatszy człowiek na świecie i prezes Amazona, Jeff Bezos, przekazał aż 100 milionów dolarów na amerykańskie banki żywności, przeżywające oblężenie obecnie. To jednak mniej niż promil jego majątku. Majątku, na który nawet w czasie pandemii pracują między innymi tysiące magazynierów, również w Polsce. W takich warunkach:
23 marca. Stan epidemii w Amazon. Koniec dziennej zmiany. W przejściu do szatni mijają się setki osób. Za kwadrans od końca zmiany odjeżdża autobus pracowniczy. Wszystkie inne zabezpieczenia w takiej sytuacji tracą sens. Czy Zarząd @amazon weźmie za to odpowiedzialność? @GIS_gov pic.twitter.com/Ngpkin8PPA
— OZZ Inicjatywa Pracownicza (@pracownicza) March 23, 2020
Tesla i SpaceX, dwie firmy Elona Muska, zaczęły produkcję respiratorów i sprzętu ochronnego. Niestety, fabryki Tesli, na które firma otrzymała w Stanach Zjednoczonych ponad miliard dolarów ulg podatkowych, mają ponurą renomę ze względu na liczbę wypadków i warunki pracy. Sam Musk zaś jeszcze niedawno tweetował, że panika wokół koronawirusa jest głupia.
Non profit? A co to?
Z kolei prezes Twittera i Square, Jack Dorsey, trafił na czołówki dzięki powołaniu do życia organizacji Start Small, której przekazał akcje warte aż miliard dolarów. Pierwszym celem Start Small ma być walka z pandemią koronawirusa. I choć gestowi o takiej skali ciężko nie przyklasnąć, to krytycy wskazują, że wybór struktury organizacyjnej budzi wątpliwości. Start Small to bowiem LLC (odpowiednik spółki z ograniczoną odpowiedzialnością), nie zaś fundacja. Dzięki temu nie musi ujawniać jak wydaje pieniądze, może natomiast przekazywać je m. in. na kampanie polityczne czy inwestycje w firmy for profit.
czytaj także
Niektórzy nie potrzebują nawet wpłacać darowizn, by pozycjonować się na dobroczyńców. Larry Ellison to piąty najbogatszy człowiek świata, ale jego główny wkład w walkę z pandemią to nie ufundowanie szpitala czy zapewnienie dachu nad głową potrzebującym, a przekonanie Donalda Trumpa do hydroksychlorochiny. Prezydent Stanów Zjednoczonych po rozmowie z Ellisonem zapewniał z mównicy o skuteczności tego leku, choć w rzeczywistości jest to środek do walki z toczniem i malarią.
Jak długo w czasach kryzysu będziemy chwalili najbogatszych za to, że oddali maluczkim swoje dwutygodniowe zarobki, tak długo będziemy żyli w państwach z papieru.
Nie ma dowodów na jego efektywność przeciwko koronawirusowi, ale nagły popyt sprawił, że dostęp do hydroksychlorochiny mogą stracić Amerykanie którzy faktycznie jej potrzebują.
Na naszym podwórku palmę pierwszeństwa dzierży Grzegorz Hajdarowicz. Założyciel luksemburskiego holdingu Gremi International (właściciel wydawcy m. in. Rzeczpospolitej) w wywiadzie dla Kultury Liberalnej zachęca, byśmy poświęcali się dla dobra gospodarki. Na pytanie jak on sam się poświęci odpowiada, że wcale, bo przecież oferuje wkład intelektualny.
Ile milionów dałeś? A ile wziąłeś?
Gdy podnosi się krytykę dobroczynności, ktoś natychmiast kontruje: „skoro tak narzekasz na tych bogaczy, to ile milionów ty dałeś”? To zrozumiałe. Dzięki datkom wymienionym w tym artykule, zakupiony zostanie sprzęt który uratuje niejedno życie. Ale pytanie „a ile ty dałeś?” jest źle postawione. Nie chodzi o to, żeby ścigać się na dobroczynność z krezusami, dla których oddanie miliona tu i tam jest mniej odczuwalne niż dla przeciętnego człowieka wrzucenia paru groszy do kubka bezdomnemu.
czytaj także
Pytanie powinno brzmieć: co to za dobroczynność, jeśli w czasie kryzysu poświęcisz kilka milionów, a gdy sytuacja wróci do normy dalej będziesz podkopywał system? Przecież gdyby nie dochodzenie hiszpańskiego fiskusa, Messi i Ronaldo dalej „oszczędzaliby” na podatkach więcej niż przekazali na walkę z pandemią.
Kiedy cały świat chwieje się w posadach, zamiast całować najbogatszych po stopach powinniśmy pytać gdzie byli w poprzedzających latach. Jaki mieli wkład w to, że jesteśmy, gdzie jesteśmy? Od wyprowadzania pieniędzy do rajów podatkowych, przez gromadzenie bajońskich majątków, po bogacenie się kosztem wyzyskiwanych pracowników.
Filantropia jest ściśle hierarchiczna. Zakłada, że ktoś najpierw musi być bardzo bogaty, by potem mógł pomóc biednym.
Nie zostawia jednak miejsca na pytanie dlaczego bogaty ma tak wiele a biedny tak niewiele. Ani czy ogół działań bogatego nie sprawia czasem, że dzieląca ich nierówność stale się powiększa. Ani dlaczego jego nazwisko figuruje w Panama Papers i notatniku Epsteina. Jeśli do istnienia filantropii konieczne są wielkie nierówności, to jest ona tylko maską solidarności, kryjącą sprzeczne interesy biednych i bogatych.
Kto jest naszą największą szansą?
Balaji Srinivasan − biolog, przedsiębiorca i znany inwestor − twierdzi że naszą najlepszą szansą na szczepionkę na koronawirusa są miliarderzy z Doliny Krzemowej. Załóżmy, że ma rację i faktycznie pandemia skończy się za sprawą badań ufundowanych przez jednego z biznesowych magnatów. W tym momencie choćby ziemia się rozstąpiła i diabeł we własnej osobie zaoferował nam szczepionkę, należałoby tę pomoc przyjąć. Tylko, że to oznacza scedowanie ochrony zdrowia i odpowiedzi na kryzys − najbardziej fundamentalnych funkcji państw − na osoby prywatne.
Jeśli do istnienia filantropii konieczne są wielkie nierówności, to jest ona tylko maską solidarności, kryjącą sprzeczne interesy biednych i bogatych.
A czy chcemy żyć w państwach, których fundamenty zostały podmyte przez kapitalizm do tego stopnia, że w chwili kryzysu muszą liczyć na interwencję swoich najbogatszych obywateli, którzy do tej roli nie zostali ani demokratycznie wybrani ani mianowani? To naiwne podejście, które opiera się na złudnej nadziei że dobro ludzkości wiecznie będzie pokrywało się z widzimisię Billów Gatesów tego świata.
Anand Giridharadas, autor Winners Take All: The Elite Charade of Changing the World, w wywiadzie dla Recode mówił, że jako normalni ludzie będziemy celebrować to, że ktoś szybko kupił i dostarczył dużo masek, co rządowi mogłoby zająć więcej czasu. Ale ważne jest, by pytać jakie słabości kryzys obnażył i dlaczego uderzył nas w taki sposób.
czytaj także
Wielu z tych, którzy teraz są pierwsi do pomocy, to osoby odpowiedzialne za te słabości. Warto o tym pamiętać, kiedy w prasie czy telewizji pojawi się nazwisko kolejnego aktora, sportowca, czy przedsiębiorcy sponsorującego respiratory dla szpitali. I zastanowić się nad tym jaki jest związek między bajecznym bogactwem tych ludzi a brakami w ochronie zdrowia.
**
Wojtek Borowicz – pracuje z technologią i głównie o niej pisze (publikował między innymi w The Next Web i UX Magazine). Absolwent kulturoznawstwa na UJ.