Kiedy kraj jest tak podzielony politycznie jak obecne Stany Zjednoczone, to nawet katastrofa kolejowa staje się okazją do nawalanki.
Na początku lutego w East Palestine w stanie Ohio – niewielkiej, liczącej około 4700 mieszkańców miejscowości przy granicy tego stanu z Pensylwanią – doszło do katastrofy kolejowej. Wykoleił się pociąg towarowy, który przewoził chemikalia, w tym łatwopalne materiały, takie jak chlorek winylu. Wypadek spowodował pożar. Władze zarządziły ewakuację okolicznych miejscowości, a następnie, trzy dni po katastrofie, podjęły decyzję o kontrolowanym uwolnieniu części chemikaliów, by nie dopuścić do dalszych pożarów i wybuchów wraku pociągu.
Chemikalia miały zatruć ryby w miejscowych wodach i spowodować śmierć zwierząt. Sytuacja jest już podobno opanowana, mieszkańcy wrócili do domów, ale część z nich skarżyła się na wysypkę i zawroty głowy. Na ostateczną ocenę zdrowotnych i środowiskowych skutków katastrofy przyjdzie jeszcze poczekać, możemy już za to powiedzieć, że wywołała ona spore polityczne zamieszanie.
East Palestine stało się w ostatnich tygodniach sceną, na której raz jeszcze rozegrał się spektakl politycznej polaryzacji, głęboko dzielącej amerykańskie społeczeństwo i często paraliżującej politykę rozumianą jako szukanie konstruktywnych rozwiązań dla realnych problemów.
My o was pamiętamy!
Na tej scenie aktywni byli przede wszystkim republikanie z trumpowskiego, populistycznego skrzydła partii. W katastrofie zobaczyli – jak by napisał to któryś z doradców Morawieckiego w liście odnalezionym w skrzynce Dworczyka – „czyste polityczne złoto”.
Ohio jest szczególnie ważne dla republikańskiej strategii wyborczej. Stan liczący 11,7 miliona mieszkańców będzie w przyszłych wyborach prezydenckich dysponował 17 głosami w kolegium elektorskim. W dwóch ostatnich elekcjach wygrał tam Trump, ale wcześniej stan dwukrotnie głosował na Obamę i na Clintona. Choć Ohio staje się coraz bardziej republikańskie, w 2024 roku także demokraci będą tam walczyli o zwycięstwo.
Ohio należy do tych stanów, które jeszcze stosunkowo niedawno stanowiły przemysłowe serce Ameryki, ale od dekad zmagają się ze znikaniem w miarę dobrze płatnych miejsc pracy w przemyśle. Donald Trump wygrywał tam, apelując do białej klasy ludowej, która ma poczucie, że to ona najbardziej traci na gospodarczych przemianach ostatnich lat. Ten przekaz szczególnie dobrze działał poza większymi ośrodkami. W hrabstwie Columbiana, którego częścią jest East Palestine, Trump w ostatnich wyborach zdobył 72 proc. głosów, Biden 23 proc.
Przekaz republikanów w sprawie katastrofy jest prosty i kierowany do białej klasy ludowej: elity z wybrzeża nie dbają o ludzi takich jak wy, zostawili was samych sobie i nie udzielili wam koniecznej pomocy. Tylko republikanie pamiętają o soli tej ziemi, o małych miejscowościach, takich jak East Palestine, pełnych kochających swój kraj ludzi gotowych do ciężkiej pracy. Tucker Carlson, gwiazda telewizji Fox News, znana z wplatania w swoje monologi treści odwołujących się do rasistowskich uprzedzeń amerykańskiej prawicy, zasugerował nawet, że rząd nie dba o East Palestine, bo przytłaczająca większość jego mieszkańców jest biała.
Przekaz ten znalazł swoją kulminację, gdy East Palestine odwiedził 23 lutego Donald Trump, od tygodni atakujący Joe Bidena za brak prawidłowej odpowiedzi na katastrofę. Trump, w swoim stylu, rozdawał mieszkańcom poszkodowanej miejscowości butelki z wodą obrandowaną swoim nazwiskiem, atakował też Bidena, mówił o „zdradzie i obojętności” demokratycznych elit wobec katastrofy w stanie. Sugerował, że to kara za to, że Ohio poparło go dwukrotnie w wyborach. Mowa Trumpa jak zawsze była chaotyczna i intelektualnie niezborna, doczekała się też bardzo zabawnej parodii w programie Saturday Night Live. Uderzała jednak w politycznie czułe punkty dla demokratów na tyle celnie, że już po wizycie byłego prezydenta partia Bidena wysłała do Ohio sekretarza transportu, Pete’a Buttigiega.
Trump odwiedził East Palestine dzień po tym, gdy Joe Biden wygłosił przemówienie w Warszawie, dwa dni po jego wizycie w Kijowie. Republikanie wykorzystali obie te wizyty do ataków na Bidena. Argumentowali: zamiast pomóc Amerykanom dotkniętym katastrofą, prezydent bardziej wydaje się dbać o Ukrainę, której obiecał kolejną partię pomocy. Zamiast być na miejscu i ogarnąć własne podwórko, realizuje przestrzelone „globalistyczne” cele, na których zwykli Amerykanie w żaden sposób nie korzystają.
Republikanie zmieniają się w partię amerykańskiej klasy pracującej
czytaj także
Dla trumpowskiego, populistycznego skrzydła partii, które chce uczynić z republikanów partię białej klasy ludowej i wydaje się spoglądać na Rosję z co najmniej życzliwą neutralnością, katastrofa w East Palestine była też okazją do ataków na tę część swojej partii, która ciągle popiera ukraińską politykę Bidena. „Partia Republikańska może być albo partią Ukrainy i globalistów, albo partią pracujących Amerykanów i East Palestine. Nie może być obydwiema naraz” – napisał na Twitterze reprezentujący populistyczno-prawicowe skrzydło partii senator Josh Hawley z Missouri.
Demokratom zabrakło politycznego instynktu
Czy zarzuty republikanów mają jakąkolwiek merytoryczną wartość? Czy faktycznie administracja Bidena „zostawiła” mieszkańców East Palestine samych ze skutkami katastrofy? Prawda wygląda, jak się można spodziewać, nieco inaczej.
Zaraz po katastrofie Biden zadzwonił do gubernatora Ohio Mike’a DeWine’a i zaoferował mu wszelką konieczną pomoc. Sam DeWine – republikanin, ale odległy od trumpowsko-populistycznej frakcji – przyznał, że później nie rozmawiał już z administracją na ten temat, uznał bowiem, że z usuwaniem skutków katastrofy stan poradzi sobie sam. Rząd federalny, najpewniej reagując na kolejne ataki Trumpa i republikanów, wysłał w końcu do Ohio przedstawicieli Federalnej Agencji Ochrony Środowiska. Demokraci przekonują, że system zadziałał, niebezpieczeństwo zostało powstrzymane, sytuacja w East Palestine jest znów bezpieczna.
Problem w tym, że nawet jeśli merytorycznie mają rację, to taka odpowiedź jest słaba politycznie. Można zgodzić się z tym, co w The Atlantic pisze David A. Graham, który zarzucił partii Bidena, że zamiast udzielić empatycznej odpowiedzi na katastrofę, zdolną dotrzeć do ludzi i sprawić, by poczuli się, że rząd się o nich troszczy, demokraci znów mówią zimnym, technokratycznym językiem.
Oczywiście, nie chodzi o to, by Biden z powodu katastrofy odwoływał podróż do Polski i Ukrainy, ale demokraci powinni zadbać o pokazanie politycznego przywództwa w obliczu katastrofy. Z pewnością błędem było to, że zanim w Ohio zjawił się Trump, nie przyjechał tam żaden członek prezydenckiego gabinetu, że demokraci zostawili republikanom tak dużo przestrzeni i czasu na polityczne ataki związane z katastrofą.
W odpowiedzi na ataki Trumpa demokraci przypominali czasem, że to administracja byłego prezydenta wyrzuciła do kosza regulacje mające zwiększać bezpieczeństwo przewozów kolejowych, nałożone przez administrację Obamy. Opinie ekspertów są jednak sprzeczne, czy katastrofa w East Palestine miała związek z poluzowaniem akurat tych konkretnych regulacji. Nie da się też ukryć, że administracja Bidena nie zrobiła nic, by je przywrócić.
Jak zauważył lewicowy Jacobin, Biden obiecywał nową umowę społeczną określającą relację obywateli i państwa. Państwo miało ponownie wziąć odpowiedzialność za od dawna nieremontowaną infrastrukturę, za los słabszych ekonomicznie Amerykanów, miejsca pracy, politykę przemysłową itd. Choć wiele z tych celów udało się zapisać w takich ustawach jak Inflation Reduction Act czy CHIPS and Science Act, to katastrofa w Ohio nie wygląda na tym tle dobrze. A zwłaszcza odpowiedź na nią, w której zabrakło natychmiastowego, jasnego zobowiązania administracji do reform regulacji kolejowych tak, by zminimalizować scenariusz powtórki podobnego wydarzenia.
Czy skończy się tylko awanturą?
Pytanie, czy gdyby administracja Biedena przedstawiła taki plan, miałby on szansę na przyjęcie przy dzisiejszej polaryzacji? Czy amerykański system polityczny jest dziś w ogóle zdolny przetworzyć katastrofę w Ohio w taki sposób, by wyciągnąć z niej wnioski i wprowadzić sensowne zmiany w prawie?
Przez pierwszy miesiąc oglądaliśmy głównie polityczną awanturę, nie merytoryczną dyskusję. Pewną nadzieję na zmianę daje przygotowany przez dwóch senatorów z Ohio – demokratę Sherroda Browna i populistycznego republikanina J.D. Vance’a, tego od Elegii dla bidoków – projekt ustawy o bezpieczeństwie kolejowym, nakładający na spółki kolejowe nowe regulacje.
Jak jednak twierdzi „New York Times”, ustawa, choć może zostać przyjęta w Senacie, niekoniecznie musi zdobyć poparcie w zdominowanej przez republikanów Izbie Reprezentantów. Kompanie kolejowe i inne grupy interesów, którym zależy na jak najtańszym transporcie kolejowym, to ważni darczyńcy i będą starali się przynajmniej złagodzić brzmienie przepisów.
Bardziej wolnorynkowa część republikanów ciągle niechętna jest zwiększaniu regulacji. Zaś najbardziej radykalne skrzydło partii jest w Izbie przede wszystkim po to, by paraliżować działania administracji Bidena, a nie po to, by szukać rozwiązań, które w jakimś niewielkim zakresie mogłyby zmienić Stany na lepsze.
Jest więc całkiem prawdopodobne, że biorąc pod uwagę różne dysfunkcje amerykańskiej polityki, z katastrofy w East Palestine nie wyciągnie ona absolutnie żadnych wniosków.