Nie mam wątpliwości, że demokratyczna, postępowa lewica musi sprzeciwiać się dyktatowi G20. I irytuje mnie spłaszczanie problemu do dyskusji o wandalizmie – mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w wywiadzie dla Krytyki Politycznej.
Jakub Majmurek: Polskie media obiegły dramatyczne obrazy z Hamburga: starcia z policją, akty przemocy i wandalizmu, spalone samochody. W trakcie protestów przeciw szczytowi G20 znajdowałaś się w mieście, brałaś udział w konferencji organizowanej przez DiEM25. Na ile te dominujące zwłaszcza w polskich, prawicowych mediach obrazy są zgodne z tym, co widziałaś na miejscu?
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk: W trakcie szczytu organizowanych było około trzydziestu różnych demonstracji. Obraz wydarzeń zależał od tego, na którą z nich się poszło. Słyszałam oczywiście o zamieszkach, ale ta część miasta, gdzie odbywała się większość protestów i wydarzeń, była raczej spokojna. W sobotę na ulicach Hamburga odbyła się wielka demonstracja pod hasłem „Solidarność bez granic”, miała całkowicie pokojowy przebieg. Była radosna, kolorowa, podnosiła te problemy, na które zgromadzony na G20 establishment polityczny i gospodarczy albo nie zwraca uwagi, albo sam jest ich istotnym źródłem: zmiany klimatu, ograniczenia wolności w sieci, kryzys ekonomiczny itd.
Jak wobec tych pokojowych wydarzeń zachowywała się policja?
Władze Hamburga wprowadziły w mieście coś na kształt stanu wyjątkowego. W promieniu prawie 40 km zawieszono prawo do zgromadzeń. Część miasta została całkowicie zamknięta, także dla mieszkańców. Mieszkańcy Hamburga jeszcze przed szczytem wielokrotnie wyrażali swoje niezadowolenie, a znaczna część chciała po prostu przed szczytem uciec.
czytaj także
Pierwsze, co uderzało przy wjeździe do miasta, to uzbrojona po zęby policja i wojsko na każdym rogu. Stworzono atmosferę ogromnego zagrożenia. Brałam udział w organizowanej przez DiEM25 debacie na uniwersytecie, która także nie mogła się spokojnie odbyć, bo w pewnym momencie, nie wiadomo czemu, zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia sali. A chcieliśmy tylko spokojnie porozmawiać i zastanowić się, czy pomysły prezentowane na szczycie naprawdę rozwiązują problemy.
Policja, przygotowana na stan wyjątkowy, sprawiała wrażenie skłonnej do natychmiastowej i brutalnej interwencji.
Medialne doniesienia na temat szczytu całkowicie zdominowały doniesienia o przypadkach wandalizmu i przemocy. Nawet jeśli faktycznie odpowiadają za nie skrajne, marginalne grupy – takie jak anarchistyczny Czarny Blok – to obciążają one konto całego ruchu alterglobalistycznego. Nie irytuje cię, że Czarny Blok i jego sojusznicy psują pracę tysięcy pokojowo nastawionych aktywistek i aktywistów?
Myślę, że można i należy dyskutować na temat adekwatności różnych form protestu i oporu. Bez wątpienia my w Razem czy w DiEM25 jesteśmy zwolennikami sięgania po inne, pokojowe środki. Wiemy, że podchwytywane przez media obrazy starć policji z protestującymi nie pomagają wizerunkowi lewicy.
czytaj także
Ale to jest dyskusja o formach. A dla mnie kluczowa jest dyskusja o celach protestu. Pytanie o to, po której stronie chcemy stanąć w sporze, jaki rysuje się dziś w Hamburgu. Nie mam wątpliwości, że demokratyczna, postępowa lewica musi sprzeciwiać się dyktatowi G20. I irytuje mnie spłaszczanie problemu do dyskusji o wandalizmie, tak jak robią to polskie prawicowe media i politycy. To tylko dowodzi, jak płytka jest ich analiza sytuacji na globalnej scenie politycznej.
O co w Hamburgu toczył się więc spór?
Zobaczmy, o czym debatowano w trakcie szczytu, kogo tam zaproszono. Przyjechał między innymi Donald Trump, który niedawno jednostronnie wypowiedział porozumienia paryskie. Trudno się chyba było spodziewać, że nie wywoła to protestów osób, wiedzących jakie zagrożenia niosą zmiany klimatu.
Ale w kwestiach klimatycznych Stany były w Hamburgu raczej izolowane. Stanowisko rządów Niemiec czy Francji w sprawie porozumień paryskich jest przecież zupełnie inne.
To prawda i sądzę, że nawet najbardziej radykalni protestujący zdają sobie z tego sprawę. Co nie zmienia faktu, że działania także tych rządów w zakresie przeciwdziałania katastrofie klimatycznej są niewystarczające.
Na szczycie podejmowano też przedstawicieli niedemokratycznego, łamiącego prawa człowieka rządu Arabii Saudyjskiej, z którymi zakulisowo negocjowano porozumienia zbrojeniowe. Jak można ufać pokojowym deklaracjom politycznego establiszmentu dogadującego się z przedstawicielami represyjnego reżimu?
Sama zakulisowość też budzi ogromny opór. Masowe protesty przeciw G20 pokazują, że wyczerpuje się społeczna akceptacja dla polityki, w której prezydenci, szefowie rządów i globalne elity ponad głowami obywateli podejmują decyzje mające wpływ na przyszłość całej planety. Zgromadzonym na szczycie G20 rządzącym brakuje demokratycznej legitymacji. Protestujący mają poczucie, że ich głos nie jest słyszany, że nie przekłada się na politykę. To się musi zmienić.
Współczesna demokracja opiera się jednak na zasadzie reprezentacji. Negocjujący różne kwestie w ramach szczytu, mają przecież – przynajmniej wśród krajów demokratycznych – demokratyczny mandat do tego.
Oczywiście, ale prawdziwa demokracja musi tworzyć przestrzeń, w której może wybrzmieć społeczna krytyka władzy dysponującej najsilniejszym nawet społecznym mandatem. W Hamburgu takiej przestrzeni zabrakło, w znacznej mierze z winy niemieckich władz. Każdy, kto szedł nawet na najbardziej pokojowe wydarzenie, mógł zostać zatrzymany, przeszukany i przesłuchany przez policję. Niemieckie władze wysłały wyraźny sygnał, że obywatele nie są mile widziani w miejscu, gdzie ich przedstawiciele dyskutują o losach świata.
Od pierwszych alterglobalistycznych protestów w Seattle w 1999 roku minęło osiemnaście lat. Czy za pomocą takich ulicznych demonstracji – pokojowych i nie – udało się ruchom społecznym jakkolwiek realnie wpłynąć na zmianę polityki rządów?
Ruchom protestu nie udało się powstrzymać wielu kluczowych decyzji, były one raczej symboliczną manifestacją sprzeciwu. Zwykle nie wpływały bezpośrednio na globalną politykę. Stąd też częste poczucie frustracji i braku sprawczości, ale także coraz silniejsze przekonanie o wyalienowaniu władzy od głosu obywateli.
A drugiej strony można się też zastanawiać, o czym dyskutowalibyśmy w Polsce po Hamburgu, gdyby nie masowe, a czasem gwałtowne protesty? Czy czasem nie o smacznych, ale niewiele znaczących szczegółach, na przykład że za stołem negocjacyjnym zamiast Donalda Trumpa zasiadła jego córka, Ivanka? Albo kto komu ile czasu ściskał dłoń?
Może jednak czas zmienić taktykę?
Zarówno Razem na gruncie polskim, jak i ruch DiEM25 na europejskim proponują taką zmianę. Praktykujemy coś, co nazywamy „konstruktywnym nieposłuszeństwem”. Jest to „pozytywistyczna” praca wykuwania i przedstawiania namacalnych alternatyw dla globalnych polityk, z którymi się nie zgadzamy.
Od protestów w Seattle minęło sporo czasu, mamy dziś nowe instrumenty działania i zaangażowania, także instytucjonalnego. Możemy wykorzystywać władze lokalne, by prowadzić progresywną politykę klimatyczną, walczyć z polityką zaciskania pasa, a w Polsce na przykład przeciwstawiać się skandalicznemu stanowisku rządu Beaty Szydło w sprawie uchodźców. DiEM25 z kolei jest przykładem, jak można działać na ponadnarodowym poziomie.
Gdyby DiEM25 miał przedstawić swoją agendę na alternatywny szczyt G20, to co by się w niej właściwie znalazło?
W kluczowej sprawie zmian klimatu propozycje DiEM25 są zawarte w dokumencie Nowego Ładu dla Europy. Zakładamy nie tylko przestrzeganie porozumienia paryskiego, ale proponujemy również powszechne odejście od systemu energetycznego opartego o paliwa kopalne, na rzecz zielonej energii. W programie zawarte są konkretne propozycje finansowania nowych, zielonych technologii. O szczegółach i sposobie wdrażania w konkretnych państwach i regionach Europy trzeba dyskutować, ale dokument wskazuje słuszny kierunek.
Jeśli chodzi o stosunek do Saudyjczyków, to domagalibyśmy się stanowczej, politycznej decyzji o niesprzedawaniu broni takim rządom, jak ten w Rijadzie. Na alternatywnym szczycie DiEMu poruszona zostałaby także kwestia niedostatku demokracji w Europie – np. w dziedzinie politycznych praw migrantów. Dla nas, dla Razem, to szczególnie istotna kwestia, bo dotyczy tysięcy Polaków, którzy żyją poza krajem. Spójrzmy na Polaków na Wyspach Brytyjskich. Nie ma wątpliwości, że decyzja o Brexicie dotknie ich szczególnie, a – choć wielu z nich od dawna ma swoje życie w Wielkiej Brytanii – nie mieli oni w jego sprawie nic do powiedzenia. Warto porozmawiać, czy tak to powinno wyglądać, czy nie czas, aby Europa stała się bardziej demokratyczna i solidarna także w sensie politycznych praw swoich mieszkańców. Takich tematów jest oczywiście wiele.
Społeczeństwo polityczne zastępuje społeczeństwo obywatelskie
czytaj także
DiEM25 ma ambicje być nie tylko programową, ale i organizacyjną alternatywą dla panującej dziś kultury politycznej. Dlatego wszystkie propozycje poddawane są szerokiej, politycznej dyskusji w międzynarodowym gronie – jedną z przestrzeni takich dyskusji były wydarzenia zorganizowane przez DiEM25 w ostatnich dniach w Hamburgu. Udział w nich wzięły setki aktywistek, działaczy, samorządowców i polityczek nowej lewicy z całej Europy i nie tylko. To właśnie – demokracja, oddolność, zakorzenienie społeczne, otwartość na krytykę i autentyczną debatę różni nasz model polityki od tego, jaki dominuje na salonach G20.
**
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk – filozofka i pedagożka, członkini zarządu partii Razem. Badała działalność oświatową samorządów, działała w organizacjach aktywizujących młodzież z małych miast. Członkini DiEM25.
Fotorelacja Jakuba Szafrańskiego: Protesty na szczycie G20 w Hamburgu