Twój koszyk jest obecnie pusty!
Dlaczego ciężko cieszyć się z nowej prezydentki Irlandii, chociaż jest lewaczką
Catherine Connolly reprezentuje praktycznie niewystępujący u nas polityczny gatunek lewicowej eurosceptyczki, kontestującej europejski projekt z lewa, zarzucając Unii „deficyty demokracji” i „neoliberalny charakter”.
 
                                    🇮🇪 Wybory prezydenckie w Irlandii, które odbyły się w piątek 24 października, wygrała ze zdecydowaną przewagą (aż 63,36 proc. głosów) niezależna lewicowa deputowana Catherine Connolly.
🗳️ Przekonujące zwycięstwo Connolly odniosła przy bardzo niskiej frekwencji i dużej liczbie głosów nieważnych.
🌈 Polityczka znana jest z walki o prawa reprodukcyjne kobiet i prawa osób LGBT+, z poparcia dla zjednoczenia całej Irlandii wokół republikańskich rządów w Dublinie, a także ze zdecydowanej krytyki działań Izraela – określanym przez nią jako „państwo ludobójcze” – w Gazie i upominania się o prawa Palestyńczyków.
Czy w informacji o zwycięstwie Connolly polska lewicowa opinia publiczna – na co dzień traumatyzowana poparciem Mentzena i Brauna, kolejnymi wyczynami Trumpa czy informacjami o wzroście poparcia dla skrajnej prawicy niemal w każdej zachodniej demokracji – może znaleźć dla siebie inspirację i pocieszenie?
Niestety, nie do końca. Głównie ze względu na poglądy prezydentki-elektki w takich kwestiach jak wojna w Ukrainie, bezpieczeństwo, NATO i przyszłość Unii Europejskiej.
„Podła rola NATO”
Connolly nie jest na szczęście neostalinowską tankistką, postrzegającą Putina jako bojownika z amerykańskim imperializmem o „wielobiegunowy świat”. Wielokrotnie potępiała rosyjską agresję na Ukrainę z 2022 roku i popełniane przy jej okazji przez Rosję zbrodnie wojenne, opowiadała się też za pomocą humanitarną – ale już nie wojskową – Ukrainie i za przyjęciem w Irlandii ukraińskich uchodźców.
Jednocześnie słuchając różnych wypowiedzi prezydentki-elektki można odnieść wrażenie, że choć rozumie ona, że to Rosja odpowiada za agresję na Ukrainę, to przy tym za największe zagrożenie dla światowego pokoju postrzega euroamerykański „kompleks przemysłowo-wojskowy” i takie organizacje, jak NATO czy Unia Europejska.
Przemawiając w irlandzkim parlamencie w trzecią rocznicę wojny, potępiając Rosję, Connolly zadeklarowała jednocześnie, że nie można także ufać Stanom Zjednoczonym, Wielkiej Brytanii i Francji – jako siłom zagrażającym pokojowi na świecie. W trakcie debaty w irlandzkim parlamencie dzień przed rozpoczęciem pełnoskalowej rosyjskiej inwazji Connolly co prawda wyraziła solidarność z Ukrainą, ale jednocześnie zaatakowała NATO jako organizację, która jej zdaniem „odegrała podłą rolę”, dokonując „ekspansji aż do granic” – w domyśle Rosji.
Z punktu widzenia Polski i naszego regionu to absurdalna narracja. Odbiera ona podmiotowość narodom Europy Środkowo-Wschodniej, pomija ich europejskie i atlantyckie aspiracje. Connolly przedstawia sytuację tak, jakby NATO zagarnęło jakieś znajdujące się w naturalnej rosyjskiej strefie wpływów tereny, nie dostrzega tego, że Polacy, Czesi, Bałtowie sami dobijali się do drzwi NATO – często musząc przełamać daleko posunięty sceptycyzm zachodnich elit politycznych – bo widzieli w nim jedyną gwarancję bezpieczeństwa przed Rosją, która prędzej czy później przypomni sobie o swoich imperialnych pretensjach.
Historia potwierdziła, że elity naszego regionu z lat 90. miały w tej kwestii rację. Gdyby nie rozszerzenie NATO na wschód, to sceny, jakie dziś oglądamy w Ukrainie, mogłyby się dziać, jeśli nie od razu w Polsce czy Czechach, to na przykład w krajach bałtyckich. Rosja nie zaatakowała Ukrainy, bo miała prawo czuć się zagrożona przez NATO, tylko dlatego, że imperialny projekt Putina nie jest w stanie zaakceptować prawdziwie niezależnej ukraińskiej państwowości, a już na pewno nie istnienie w Ukrainie demokracji liberalnej – w obawie, że patrząc na sukcesy sąsiada, Rosjanie zażądają podobnych zmian u siebie.
„Niemcy jak w latach 30”.
Connolly ma głęboko sceptyczny stosunek nie tylko do NATO, ale i Unii Europejskiej. Reprezentuje praktycznie niewystępujący u nas polityczny gatunek, lewicowej eurosceptyczki, kontestującej europejski projekt z lewa, zarzucając Unii „deficyty demokracji” i „neoliberalny charakter”. Z tego powodu Connolly występowała przeciw ratyfikacji traktatu nicejskiego, a potem lizbońskiego, ze zrozumieniem wypowiadała się też o brexicie.
Prezydentce-elektce nie podoba się zwłaszcza kierunek Unii Europejskiej pod rządami Ursuli von der Leyen, a zwłaszcza inicjatywy europejskie zmierzające do zwiększenia obronności naszego kontynentu. Connolly nieustannie powtarza, że zbrojenia służą tylko producentom i handlarzom broni, nie przyczyniają się do pokoju, gdyż temu może służyć tylko autentycznie pokojowa dyplomacja. W wakacje polityczka wywołała mały skandal, gdy porównała ogłoszony przez kanclerza Merza wzrost wydatków Niemiec na obronę ze zbrojeniami III Rzeszy w latach 30.
Można założyć, że Connolly mówi to wszystko z głębokiego przekonania, że nie realizuje jakiegoś wyrafinowanego scenariusza pisanego cyrylicą, cynicznie wykorzystującego szlachetne pacyfistyczne impulsy, by osłabić Zachód. Jednak jakie nie byłyby jej intencje, jej stanowisko jest absurdalne. Pokoju nie da się zapewnić jednostronnym rozbrojeniem – zwłaszcza gdy za sąsiada ma się Putina.
Jeśli Europa nie chce pozostać wiecznie na łasce Stanów, to musi sama budować swoje możliwości obronne – do Niemiec można mieć pretensje raczej o to, że tak długo z tym zwlekały. Rosja nie przestanie być mniej agresywna i zaborcza wobec naszego regionu, jeśli się rozbroimy i zaczniemy mówić o pokoju – wręcz przeciwnie, odbierze to jako zachętę do jeszcze ostrzejszych działań w obszarze, który uznaje za swoją naturalną strefę wpływów.
Jakie to ma znaczenie?
Oczywiście, w irlandzkim systemie politycznym prezydent pełni głównie ceremonialną funkcję. Realnie politykę zagraniczną i bezpieczeństwa prowadzi rząd. Irlandia nie jest przy tym członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, a Irlandczycy są głęboko przywiązani do własnej neutralności. Connolly rozumie ją bardziej dosłownie niż dominująca w irlandzkiej polityce centroprawica, ale objęcie przez nią urzędu niewiele zmieni w stosunku Dublina do NATO. O wiele większym problemem dla Sojuszu i Unii Europejskiej niż nowa prezydent Irlandii jest kształtująca się w naszym regionie, przychylnie zerkająca w stronę Rosji populistyczna oś Praga-Bratysława-Budapeszt.
Jednak jak pokazał choćby kończący właśnie kadencję Michael D. Higgins, urząd irlandzkiej głowy państwa można zmienić w świetnie słyszalną na świecie trybuną. Connolly wykorzysta ją pewnie – podobnie jak Higgins – głównie do upominania się o prawa Palestyńczyków i pociągnięcie Izraela za naruszenie prawa międzynarodowego.
Nie byłoby to najgorszym użytkiem z widoczności tego urzędu. Gorzej jednak jeśli Connolly zacznie atakować Unię Europejską i jej wysiłek obronny, czy wysuwać naiwne propozycje negocjacji z Rosją albo atakować NATO. Wszystko to zwiększy zamieszanie i podziały w europejskiej opinii publicznej, może też być rozgrywane przez wrogie Europie ośrodki.
Niestety, jak bardzo nie zgadzalibyśmy się ze stanowiskami, jakie Connolly zajmowała w wewnątrzirlandzkich debatach i niezależnie od stosunku do jej zaangażowania w sprawę palestyńską, to biorąc pod uwagę jej naiwny pacyfizm, poglądy na NATO i Unię, trudno w naszym kraju jednoznacznie cieszyć się z tego zwycięstwa. Czasem niestety bliscy nam ideowo politycy w kluczowych strategicznych kwestiach okazują się stać na nieakceptowalnych dla nas pozycjach – o czym polska lewica powinna pamiętać tak samo, jak zapatrzona w MAGA prawica.
































Komentarze
Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.