Nie mam najmniejszych wątpliwości, że prohibicyjne podejście do środków psychoaktywnych oparte na „wojnie z narkotykami” jest nieskuteczne i przynosi efekt przeciwny do zamierzonego – mówi Doblin.
Maciej Lorenc: Założył pan organizację non-profit Multidisciplinary Association for Psychedelic Studes (MAPS) w 1986 roku, a więc niemal czterdzieści lat temu. Jaki cel panu przyświecał?
Rick Doblin: Od początku działamy na rzecz włączenia psychodelików do systemu opieki zdrowotnej, ale oprócz tego dążymy do reformy prawa narkotykowego, żeby ludzie mogli legalnie korzystać z nich również poza kontekstem medycznym. Popieramy między innymi starania dotyczące możliwości przyjmowania tych substancji w ramach Kościołów. Liczba związków wyznaniowych skupionych wokół tych substancji w USA szybko wzrasta. Zasadniczo naszym celem jest więc legalna dostępność psychodelików w wielu różnych kontekstach, choć włączenie ich do systemu opieki zdrowotnej jest dla nas szczególnie ważne.
czytaj także
Jak mogłoby to wyglądać w kontekście amerykańskiej specyfiki?
W USA nie istnieje powszechna ochrona zdrowia, ale po zatwierdzeniu przez Food and Drug Administration (FDA) możliwe byłoby finansowanie terapii psychodelicznej w leczeniu PTSD, depresji, stanów lękowych, fobii społecznych i innych problemów psychicznych w ramach ubezpieczeń zdrowotnych. Od lat 60. amerykańskie instytucje rządowe coraz mniej chętnie finansowały projekty badawcze dotyczące psychodelików i ostatecznie eksperymenty nad ich wpływem na ludzi przerwano – zarówno w USA, jak i innych krajach. Naukowcy z różnych uczelni bezskutecznie próbowali uzyskać od FDA zezwolenie na wskrzeszenie badań nad tymi substancjami. Postanowiłem więc założyć MAPS, żeby pomóc w tych staraniach, a zmobilizowała mnie do tego przede wszystkim delegalizacja MDMA przez amerykańskie instytucje rządowe w 1985 roku.
W latach 80. i 90. media powszechnie ostrzegały przed zagrożeniami związanymi z zażywaniem MDMA w formie czarnorynkowych tabletek ecstasy. Czy obawy dotyczące wysokiej neurotoksyczności tej substancji okazały się bezzasadne?
W ówczesnej narracji na temat MDMA faktycznie dominowały twierdzenia, że jest ono silnie neurotoksyczne i że nawet jedna jego dawka może wywoływać trwałe uszkodzenia mózgu oraz poważne problemy w ogólnym funkcjonowaniu. Przeciwnikom tej substancji coraz trudniej było jednak podtrzymać tę alarmistyczną narrację opartą na strachu, ponieważ przeczyły jej doświadczenia użytkowników. Przyjmowanie MDMA – zwłaszcza w formie tabletek ecstasy – wiąże się oczywiście z realnymi zagrożeniami, ale ogromna liczba ludzi przyjmowała je rekreacyjnie i stosunkowo niewielu z nich uskarżało się na jakiekolwiek znaczące negatywne konsekwencje.
Czy pojawiały się badania, które to kwestionowały i pokazywały ryzyko związane ze stosowaniem tej substancji?
W tym kontekście warto wspomnieć o szeroko nagłośnionym badaniu, którego wyniki ukazały się w piśmie „Science” w 2002 roku. Jego autorzy, George Ricaurte i Una McCann z Johns Hopkins University, stwierdzili na podstawie swoich eksperymentów, że MDMA wywołuje poważne uszkodzenia układu dopaminergicznego u ssaków z rzędu naczelnych, przez co może sprzyjać chorobie Parkinsona. Od początku wiedzieliśmy, że coś jest nie tak z tym badaniem.
Dlaczego?
Kilka użytych w nim zwierząt po podaniu MDMA zmarło, co było nietypową i niespodziewaną reakcją na podane im dawki. Na dodatek dane zgromadzone we wcześniejszych eksperymentach nie wskazywały na wysoką neurotoksyczność dopaminergiczną tej substancji. Poprosiliśmy więc o wyjaśnienie sytuacji.
Autorzy badania przez rok bronili swoich wyników, aż w końcu przyznali, że nie udało im się ich zreplikować, a na dodatek odkryli, że z jakiegoś powodu przypadkowo podawali zwierzętom metamfetaminę zamiast MDMA. Z tego względu można podejrzewać, że w swojej pracy nie kierowali się naukowym obiektywizmem, lecz po prostu chcieli uzyskać od instytucji rządowych pieniądze na projekty potwierdzające zasadność wojny z narkotykami.
To sprawa, w której skupiają się różne wątki i obszary działalności MAPS od początku istnienia. Dlaczego jest tak istotna?
Ponieważ zakończyła debatę o potencjalnej neurotoksyczności MDMA. W 1985 roku kwestia neurotoksyczności służyła jako jeden z głównych argumentów na rzecz pilnego zdelegalizowania tej substancji. Bardzo mnie więc cieszy, że obecnie ten temat nawet nie pojawia się w naszych rozmowach z FDA o potencjalnym użyciu MDMA w leczeniu PTSD. Wykazaliśmy, że podanie kilku dawek nie prowadzi do żadnych znaczących konsekwencji funkcjonalnych, a może być bardzo pomocne w terapii.
Czy psychodeliki uratują świat? Na razie pomagają leczyć depresję [rozmowa]
czytaj także
Jak wyobrażacie sobie proces wdrażania terapii wspomaganej MDMA na szeroką skalę?
W ubiegłym roku zakończyliśmy trzecią fazę badań nad użyciem MDMA w leczeniu PTSD. Obecnie FDA analizuje uzyskane przez nas wyniki i mamy nadzieję, że najpóźniej w sierpniu oficjalnie zatwierdzi kurację z użyciem MDMA w leczeniu PTSD. Jeśli się to stanie, agencja Drug Enforcement Administration (DEA) będzie zobowiązana w ciągu 90 dni dokonać reklasyfikacji tej substancji.
Jaką rolę w tym procesie odgrywa pańska organizacja?
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że nie jesteśmy firmą farmaceutyczną, ale raczej firmą psychoterapeutyczną. Nasze badania trzeciej fazy prowadzili terapeuci po specjalnym szkoleniu, w ramach którego mieli możliwość przyjęcia MDMA, aby lepiej zrozumieć wywoływane przez nie doświadczenia. Zależy nam na tym, żeby analogiczne szkolenie musiały przejść również wszystkie osoby, które miałyby pracować z pacjentami po zatwierdzeniu kuracji z użyciem MDMA przez FDA.
Później terapeuci mogliby zacząć samodzielnie pracować z pacjentami bez nadzoru z naszej strony. Warto zaznaczyć, że nie musieliby ograniczać się wyłącznie do metod, których używaliśmy w naszych badaniach trzeciej fazy. Chcemy, żeby byli z nimi zaznajomieni, ale później mogliby je modyfikować, ponieważ FDA nie kontroluje praktyki medycznej, a tym bardziej nie ma nic do powiedzenia w kwestii praktyki psychoterapeutycznej. Z tego względu wspieramy badania nad użyciem MDMA w ramach podejść psychoterapeutycznych, które pod pewnymi względami różnią się od protokołu zastosowanego w naszych badań trzeciej fazy – takich jak na przykład przedłużona ekspozycja czy terapia przetwarzania poznawczego. Postrzegamy MDMA jako narzędzie, którego można używać na wiele różnych sposobów.
Wasze badanie trzeciej fazy obejmowało trzy sesje z użyciem MDMA. Po zatwierdzeniu kuracji przez FDA terapeuci mogliby jednak podawać klientom tę substancję dowolną liczbę razy?
Zgadza się. Terapeuci dysponowaliby swobodą nie tylko w odniesieniu do stosowanych przez siebie technik, ale również liczby sesji z użyciem MDMA. W tym kontekście warto dodać, że bierzemy pod uwagę również możliwość podawania tej substancji w ramach sesji grupowych.
Czego na ten temat dowiedzieliście się w ramach badań?
Dopiero zaczynamy zgłębiać ten obszar. Dotychczas trzymaliśmy się protokołu polegającego na tym, że z jednym pacjentem pracuje dwoje opiekunów, z których co najmniej jeden musi posiadać certyfikat psychoterapeutyczny. Prowadzimy obecnie eksperymenty nad grupową terapią wspomaganą MDMA w leczeniu PTSD, a oprócz tego pomagamy sfinansować duży projekt badawczy w Izraelu, dotyczący tego zagadnienia.
W nadchodzących dekadach będziemy musieli stawić czoła wielu stresującym wyzwaniom związanym między innymi z migracjami klimatycznymi i koniecznością konkurowania o kurczące się zasoby naturalne, w związku z czym jako jednostki i jako cała ludzkość pilnie potrzebujemy korzystnych zmian w świadomości, a psychodeliki używane w sprzyjających warunkach mogą pomóc w ich wywołaniu. Z tego względu jako MAPS dążymy do tego, żeby możliwie najwięcej osób mogło legalnie przyjmować je w różnych kontekstach, o których mówiłem na początku naszej rozmowy.
czytaj także
Przez wiele lat zaznaczał pan, że celem MAPS jest przeprowadzenie badań nad MDMA w leczeniu PTSD i zarejestrowanie tej kuracji wyłącznie dzięki wsparciu finansowemu pozyskiwanemu na zasadach filantropijnych. Aby jednak pomóc w zbieraniu funduszy na dalsze badania, założyliście w 2014 roku przedsiębiorstwo użyteczności publicznej MAPS Public Benefit Corporation, działające for-profit, ale w pełni należące do MAPS. W styczniu 2024 roku przekształciliście je natomiast w firmę Lykos Therapeutics, otwierając się na innych udziałowców i gromadząc ponad 100 milionów dolarów od inwestorów. Jakie były powody tej decyzji i jak wpłynie ona na wasze dalsze działania?
Lykos Therapeutics będzie skupiać się na robieniu tego, co robią firmy farmaceutyczne, czyli świadczyć komercyjne usługi dla ludzi, którzy mogą za nie zapłacić. Będziemy jednak również starali się w możliwie największym stopniu realizować programy pomocy pacjentom w trudnej sytuacji finansowej, a oprócz tego planujemy wiele działań humanitarnych na rzecz osób zmagających się z traumami. Należą do nich między innymi ukraińscy uchodźcy przebywający w Polsce.
Mówimy tutaj o około milionie ludzi, wśród których znajdują się psychoterapeuci. Chcemy więc podjąć próbę przeprowadzenia szkoleń dla ukraińskich i polskich terapeutów, a następnie zainicjowania w Polsce badań nad leczeniem PTSD z użyciem MDMA. W tym kontekście bylibyśmy zainteresowani zwłaszcza terapią grupową.
Rozważamy podobne projekty również w innych miejscach, na przykład w Rwandzie i innych krajach afrykańskich, w których znajduje się ogromna liczba osób, a nawet całych rodzin zmagających się z traumami, ale stosunkowo niewielu psychoterapeutów i psychiatrów. Z tego względu bierzemy pod uwagę możliwość współpracy przy grupowych sesjach z tamtejszymi lokalnymi uzdrowicielami.
Co w praktyce zmieni się za sprawą powstania Lykos Therapeutics?
Decyzja o zmianie sposobu działania była bardzo trudna zarówno dla mnie, jak i innych osób związanych z MAPS. W pewnym sensie padliśmy ofiarą własnego sukcesu. Na początku istnienia MAPS nie dysponowałem szczegółową wiedzą o komercjalizacji leków i udostępnianiu ich pacjentom po tym, jak już zostaną zatwierdzone przez FDA.
Firmy farmaceutyczne wydają ogromne pieniądze na wprowadzanie substancji leczniczych na rynek. Jako MAPS musieliśmy ponieść takie same wydatki, ale finansowaliśmy swoje działania wyłącznie z filantropijnych darowizn. Po konsultacjach z ekspertami od wprowadzania leków do obrotu uważam, że był to błąd. Jako MAPS potrzebowaliśmy bowiem tak dużych środków finansowych, że od pewnego momentu nie byliśmy dłużej w stanie pozyskiwać ich od darczyńców. W miarę rozwoju i postępującej komercjalizacji medycyny psychodelicznej ludzie byli coraz mniej skłonni przekazywać nam pieniądze na zasadach filantropijnych. Postanowiliśmy więc otworzyć się na inwestorów, aby w ogóle móc zarejestrować terapię wspomaganą MDMA w leczeniu PTSD dla dobra pacjentów.
czytaj także
Za sprawą tej decyzji musimy znacząco zmienić nasz sposób działania, zwłaszcza nasze podejście do strategii patentowej i do dzielenia się informacjami. Będziemy dalej kierować się pożytkiem publicznym, ale musimy odejść od idei otwartej nauki, czyli nieodpłatnego udostępniania wyników badań i innych kluczowych danych. Niedawno jeden z naszych potencjalnych sponsorów powiedział, że znaleźliśmy się w trudnym położeniu pomiędzy altruizmem a kapitalizmem, czyli między chęcią działania na rzecz pożytku publicznego za darowizny filantropów a koniecznością pozyskania środków finansowych od inwestorów myślących o zyskach. Zgadzam się z tym stwierdzeniem.
Czy na podstawie dotychczasowych badań jest pan w stanie ocenić, w jakim stopniu skuteczność terapii wspomaganej MDMA wynika z farmakologicznego działania substancji, a w jakim z opieki psychoterapeutycznej?
Taka ocena jest bardzo trudna. Niewątpliwie jednak kontekst jest ważniejszy niż substancja sama w sobie. Jeśli jest bezpieczny i wspierający, zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia korzystnej reakcji i może pomóc w przepracowaniu traumy.
W zeszłym roku opublikowaliśmy w „Nature Medicine” artykuł o naszych badaniach trzeciej fazy, w których uwzględniliśmy pacjentów z PTSD o umiarkowanym lub wysokim nasileniu. Nasza metoda obejmowała trzy ośmiogodzinne sesje terapeutyczne z MDMA lub placebo, a także trzy wcześniejsze 90-minutowe sesje przygotowujące i łącznie dziewięć późniejszych 90-minutowych sesji integrujących. W wyniku kuracji objawy PTSD ustąpiły u nieco poniżej połowy osób z grupy kontrolnej, które nie otrzymały substancji czynnej, a jedynie wsparcie psychoterapeutyczne. W grupie eksperymentalnej odsetek ten wyniósł natomiast niemal trzy czwarte.
Psychodeliki nie działają jak leki, do których się przyzwyczailiśmy
czytaj także
Nasze wyniki wydają się więc sugerować, że we wspierającym kontekście terapeutycznym wielu ludzi może doświadczyć wyraźnej poprawy nawet bez przyjmowania jakiejkolwiek substancji. Kiedy jednak doda się substancję, skuteczność terapii będzie jeszcze większa.
Entuzjastyczne doniesienia o terapeutycznym użyciu psychodelików zbyt często koncentrują się na potencjalnych korzyściach, a potencjalne zagrożenia wydają się bagatelizować lub zupełnie pomijać, przez co przyczyniają się do tego, że coraz więcej ludzi jest zainteresowanych przyjmowaniem tych substancji na własną rękę bez jakiegokolwiek nadzoru terapeutycznego. Jakie widzi pan zagrożenia związane z rosnącym zainteresowaniem psychodelikami i szumem medialnym na ich temat?
Główne zagrożenie związane z psychodelikami polega na tym, że przyjmowanie ich bez odpowiedniego przygotowania i bez zadbania o bezpieczne warunki zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia trudnych reakcji, które mogą długofalowo wpływać negatywnie na dobrostan. Warto pamiętać, że doświadczenia psychodeliczne mogą wiązać się z intensywnymi zmianami świadomości i wywoływać silne negatywne emocje, takie jak strach. Ludzie nie zawsze są gotowi na tak głębokie i poruszające przeżycia.
Jak zapobiegać takim „terapiom” na własną rękę na poziomie systemowym?
Ogromne znaczenie mają działania edukacyjne dotyczące tego, jak można dbać o bezpieczeństwo podczas sesji z użyciem psychodelików i jakiego rodzaju reakcje mogą przytrafić się w jej trakcie. Warto też dodać, że pod ich wypływem ludzie często skupiają się na własnym wnętrzu, przez co stają się bardziej narażeni na różnego rodzaju nadużycia ze strony innych. Przyjmowanie psychodelików w kontekście terapeutycznym pozwala uniknąć wielu zagrożeń, ale również nie jest w pełni bezpieczne. Nawet w naszych badaniach nad MDMA zdarzyły się przypadki nadużyć seksualnych, które spotkały się z szybką i zdecydowaną reakcją z naszej strony.
W przypadku pozamedycznego użycia psychodelików zagrożenia wiążą się oczywiście również z kwestiami czysto fizycznymi, na przykład potencjalnie niebezpiecznymi interakcjami farmakologicznymi pomiędzy psychodelikami a niektórymi lekami. Oprócz tego niektóre tabletki ecstasy dostępne obecnie na czarnym rynku zawierają domieszki niebezpiecznych substancji, takich jak fentanyl, które zwiększają ryzyko reakcji zagrażających zdrowiu, a nawet życiu.
Zalegalizowana terapia z użyciem psychodelików byłaby wolna od podobnych problemów?
Uregulowanie legalnego dostępu do psychodelików – zarówno w kontekstach medycznych i religijnych, jak i poza nimi – dotyczyłoby wyłącznie czystych substancji. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że prohibicyjne podejście do środków psychoaktywnych oparte na „wojnie z narkotykami” jest nieskuteczne i przynosi efekt przeciwny do zamierzonego. Powinniśmy więc sprawdzić inne modele polityki narkotykowej.
**
Rick Doblin – aktywista, działacz społeczny, założyciel i były dyrektor wykonawczy MAPS, jedna ze 100 najbardziej wpływowych osób na świecie w dziedzinie zdrowia według magazynu „Time”.