Narkopolityka

Problem z narkotykami, czy z wykluczeniem?

Co zrobić, jeśli w życiu jest tak źle, że syntetyczne narkotyki są najlepszym, co może ci się przydarzyć?

 „Inwazja dopalaczy w Budapeszcie”, „Nowy narkotyk sieje spustoszenie”, „Rośnie liczba zgonów spowodowanych nową niebezpieczną substancją”, „Policja zatrzymała dilera sprzedającego nowe dopalacze” – oto kilka nagłówków węgierskich gazet z ostatnich kilku dni minionego lata. Opublikowano już setki artykułów opisujących przypadki wymagające hospitalizacji bądź przypadki śmiertelnego przedawkowania powiązane z użyciem nowych substancji psychoaktywnych, zwłaszcza wśród najbardziej zmarginalizowanych grup w Budapeszcie. Niektóre z artykułów cytują wypowiedzi oburzonych mieszkańców, którzy w tramwajach byli nagabywani o pieniądze przez „agresywnie zachowujących się narkomanów”. Większość dziennikarzy twierdzi, że to całe zamieszanie wiąże się z rozpowszechnieniem nowego syntetycznego narkotyku, który sprzedaje się w Budapeszcie zwłaszcza w okolicy Hős utca (ul. Bohaterów). W odpowiedzi na burzę rozpętaną w mediach policja zaczęła regularnie patrolować tamte rejony i przeprowadziła tam zakrojone na szeroką skalę obławy, w wyniku których aresztowano ponad osiemdziesiąt osób. Większość z nich była w posiadaniu niewielkich ilości zabronionych substancji, kilka osób zatrzymano za ich sprzedaż.

Podsumowując, policja podjęła zdecydowane działania, przestępcy znaleźli się za kratkami. Czy problem został rozwiązany? Niezupełnie. Większość artykułów prasowych nie zgłębiła sprawy wystarczająco, żeby wskazać, na czym ten problem naprawdę polega. Nie mieliśmy szans przeczytać o czynnikach społecznych, które doprowadzą do kolejnego kryzysu narkotykowego i kolejnych przestępstw. To typowy przykład zjawiska określanego przez socjologów mianem moralnej paniki. Polega to na wywoływaniu przez masowe media społecznego oburzenia, skupiającego się na konkretnej grupie ludzi, która staje się wrogiem publicznym, ściganym przez policję, bez nakreślenia strukturalnych powodów danych zachowań. Zwiększające się problemy zdrowotne i przestępstwa, o których donoszą media, rzeczywiście mają miejsce, ale wynikają one z przyczyn o wiele szerszych niż po prostu dostępność nowej substancji. Cała ta historia wymaga osadzenia jej w kontekście.

Spójrzmy najpierw na budapesztańską okolicę Hős utca, epicentrum problemu. To jedna z najbiedniejszych części miasta – jedno z kilku gett etnicznych zamieszkałych głównie przez Romów, klepiących niesłychaną biedę. Na okolicę składają się dwa kwartały wybudowane jeszcze przed II wojną światową w celu zapewnienia schronienia najbiedniejszym mieszkańcom Budapesztu. Większość mieszkań jest mała (od 25 do 31m2), a często jeden pokój zamieszkuje więcej niż jedna rodzina. Niektóre z mieszkań nie mają doprowadzonej ciepłej wody, a toalety są wspólne. Przez kilka dziesięcioleci ta okolica była uboga, ale nie miała specjalnie złej reputacji. Jednak po 2000 roku wielu mieszkańców wyprowadziło się do innych części miasta. Zastąpili ich ubodzy Romowie pochodzący z dotkniętych segregacją osiedli w węgierskich wioskach, gdzie nie mieli żadnej możliwości zarobienia na godne życie. W miejscowym języku ulicznym mówi się o nich „imigranci”. Etniczny skład okolicy szybko się ujednolicił. Stała się ona oknem, punktem tranzytowym pomiędzy dotkniętymi biedą wioskami a stolicą.

Większość tych „imigrantów”, bez wykształcenia ani lokalnych kontaktów, nie zdołała zintegrować się z budapesztańskim społeczeństwem. Większość ich marzeń o normalnym życiu obróciła się w pył, a oni sami pozostali tak samo wykluczeni ze społeczeństwa jak na wsi. I wtedy pojawiły się narkotyki. Po 2008 roku Europa doświadczyła napływu nowych syntetycznych narkotyków, takich jak stymulanty na bazie pochodnych katynonu (m.in. mefedron, klefedron, alfa PVP) oraz syntetyczne kannabinoidy (m.in. Mocarz, Spice), które częściowo zastąpiły klasyczne nielegalne substancje. W przeciwieństwie do innych części Europy, gdzie dopalaczy używali głównie młodzi ludzie na imprezach, w Budapeszcie stały się one bardzo popularne wśród wyrzuconych na margines użytkowników heroiny i amfetaminy.

Iwan kontra rosyjski rejestr narkomanów

czytaj także

Do 2011 roku amfetamina prawie zniknęła z ulic, w miarę jak większość użytkowników przerzuciła się na wstrzykiwanie katynonu, a ostatnio także na palenie tzw. „Spice’a” (syntetycznych kanabinoidów), potocznie zwanych „magicznym tytoniem”. Mieszkańcy okolic Hős utca wyczuli potencjał finansowy związany ze sprzedażą tych środków. Jedna porcja magicznego tytoniu kosztuje 500 forintów (1,8 dolara amerykańskiego), o wiele mniej niż alkohol. Jako że syntetyczne kanabinoidy są regularnie poddawane kontroli i wpisywane przez rząd na listę nowych substancji psychoaktywnych, producenci dopalaczy stale polują na nowe importowane z Azji środki.

Wbrew temu, co twierdziły media, nie potrzeba było żadnego nowego i bardziej niebezpiecznego środka, żeby spowodować zgony z powodu przedawkowania i antyspołeczne zachowanie użytkowników narkotyków. Rynek narkotyków stale się zmienia, nowe substancje dają różne efekty w różnych dawkach, a ludzie, którzy je importują, nie są zawodowymi chemikami. Zamawiają biały proszek, który rozpuszczają następnie w kwasowym płynie, którym spryskują materiał roślinny (niemający działania psychoaktywnego, na przykład damianę). Cały proces jest niewyobrażalnie niehigieniczny i nieprofesjonalny: policja zatrzymała nawet betoniarkę, której używano do mieszania nowego koktajlu z dopalaczy… Najmniejszy błąd w tej procedurze wystarczy, aby wyprodukować środek znacznie mocniejszy od zamierzonego, co może prowadzić do zatruć.

Dlaczego ciągle zamiast jazdy mamy zjazd?

Rozmawiałem na ten temat ze swoimi znajomymi, którzy znają się na chemii i orientują na węgierskim rynku substancji psychoaktywnych. Twierdzą, że środkiem, przez który tak wiele osób trafiło do szpitala, był 5F-MDMB-PINACA, mocny syntetyczny kanabinoid, obecnie objęty na Węgrzech kontrolą jako nowa substancja psychoaktywna. Przypuszczają, że powodem tak wysokiej liczby przedawkowań były właśnie błędy w procesie produkcji roztworu. Nadużycie tych substancji może prowadzić do zachowań paranoicznych i agresywnych, a w niektórych przypadkach do objawów psychotycznych wymagających interwencji klinicznej. Nic dziwnego, że niektórzy użytkownicy dziwnie zachowywali się w tramwajach.

Rozmawiałem z Zsuzsanną Urbanowkszy, szefową stowarzyszenia Kontúr, organizacji pozarządowej, która pomaga mieszkańcom Hős utca. Potwierdziła, że w Hős utca używanie narkotyków napędzane jest przez biedę – „Ci ludzie są tak bardzo wykluczeni ze społeczeństwa, że grupy użytkowników są jedynymi kręgami społecznymi, w których mają poczucie przynależności i są szczęśliwi”. Organizacja dysponuje jednym pokojem w bloku, gdzie stara się organizować imprezy społecznościowe dla miejscowych dzieci (w blokowisku Hős utca mieszka ponad 150 dzieci!). Ich praca jest jednak kroplą w morzu potrzeb – otrzymują niewiele funduszy i wsparcia od władz lokalnej gminy. Co gorsza, radni nie chcą rozmawiać ani z nimi, ani z mieszkańcami tej okolicy. Gmina nie ma jakichkolwiek planów rewitalizacji budynków mieszkalnych, choć większość tamtejszych mieszkań należy do niej. Rada usiłuje pozbyć się najemców, a puste mieszkania zamurowuje. Ponad 20 osób obecnie czeka na eksmisję na bruk, nie mając alternatywnego miejsca zamieszkania. Inne pustostany są własnością prywatną i są zajmowane nielegalnie, co jeszcze pogarsza zadłużenie wspólnoty mieszkaniowej.

Długi już teraz są ogromne: zdarzyło się, że gmina odmówiła zapłacenia za naprawę pękniętej rury bądź wywóz śmieci ze względu na wysokie zadłużenie. Władze mają nadzieję, że poprzez zwiększanie tego długu uda im się pozbyć niechcianych najemców i problem będzie rozwiązany. Rząd Orbana znacząco ukrócił autonomię i budżet gmin, które uważają, że nie mają ani środków, ani zasobów, żeby temu zaradzić. Gminy nie wspierają więc organizacji takich jak Kontúr ani nie wysyłają pracowników socjalnych do pracy z lokalną społecznością. Ośrodki opieki społecznej, przedszkola i żłobki pękają w szwach, a rotacja wśród ich pracowników jest zastraszająca.

Tak nagłaśniany obecnie „problem narkotykowy” wcale nie wynika z samych narkotyków – to problem walących się ciasnych budynków, biedy, bezrobocia, szkolnictwa, wykluczenia społecznego i strukturalnego rasizmu. Nie ma tam dostępu do żadnych programów redukcji szkód dla użytkowników narkotyków – służby obawiają się, że jeśli zaczną działać w okolicy, o której tyle pisano w mediach, same staną się kozłami ofiarnymi i będą musiały zakończyć działalność, tak jak to miało miejsce kilka lat temu w ósmej dzielnicy, gdzie zamknięto program dostarczania użytkownikom narkotyków czystych igieł i strzykawek. To najsmutniejsza część tej historii: ludzie, którzy próbują pomagać, są na Węgrzech zastraszani.

Bez programów zapewniających tanie mieszkania socjalne, edukację i pracę w ramach społeczności, bez działań przeciwdziałających dyskryminacji rasowej i tak nie można byłoby zmniejszyć skali spustoszeń wyrządzanych przez narkotyki. Okolicę tę należy uznać za środowisko o wysokim ryzyku, dla którego należałoby wypracować zintegrowaną strategię koordynującą prace miejscowych graczy, w tym publicznej służby zdrowia i pracowników socjalnych, organizacji pozarządowych, lokalnej społeczności oraz policji i sądów.

Obecnie to jedynie czcze marzenie. Większość debaty publicznej toczącej się wokół Hős utca została zdominowana przez strategie polegające wyłącznie na egzekwowaniu prawa. Policja w tej sytuacji sama staje się częścią problemu, a nie jego rozwiązaniem. Policjanci konfiskują sterylne igły, przez co użytkownicy muszą korzystać z brudnego sprzętu. Na policję wywierana jest polityczna presja, by aresztowała jak najwięcej użytkowników w celu poprawy statystyk, by można to było potem przedstawić w mediach jako sukces. Dotyczy to nie tylko tego jednego rejonu Budapesztu, ale całego kraju. Społeczeństwo węgierskie jest jednym z najbardziej nieegalitarnych w Unii Europejskiej. Obecny rząd Węgier nie tylko finansowo zaniedbuje opiekę społeczną, służbę zdrowia i edukację, ale stosując podejście polegające wyłącznie na egzekwowaniu przepisów, podkopuje wysiłki zmierzające do integracji grup zmarginalizowanych.

**
Tekst pierwotnie ukazał się na politicalcritique.org. Przełożyła Kasia Byłow-Antkowiak.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij