Psychologia, Zdrowie

W minutę można przegrać fortunę

Hazardzista nie gra dla pieniędzy, tylko dla emocji. Marta przekonała się o tym dopiero podczas terapii, na którą poszła po przegraniu 100 tysięcy złotych z lokaty rodziców. Internetowe strony z hazardem pomagają kontrolować wydatki, ale tylko te, które działają legalnie. W szarej strefie nie liczy się, że pieniądze przegrywa człowiek uzależniony.

Zaczęło się tak: do siostry przyszedł chłopak i powiedział, że idzie obstawiać mecze u bukmachera. Marta* znała się na sporcie, więc też zaczęła obstawiać. Nie dość, że na takim Rolandzie Garrossie mogła zarobić, to przy oglądaniu turnieju było więcej emocji. Jako nastolatka w gry hazardowe grała w weekendy. I w rodzinnym mieście na Podkarpaciu, i w Warszawie, dokąd wyjechała na studia. Ale po kontuzji i operacjach kolana musiała przeprowadzić się z powrotem do domu rodzinnego.

– Przerwałam studia, wróciłam do rodziców, miałam problemy w relacjach – opowiada Marta. Poczucie krzywdy zaczęła zagrywać – grała już nie tylko w weekendy, ale w tygodniu w internecie. Obstawianie stało się jej jedyną rozrywką.

Po powrocie do Warszawy zrobiła licencjat. I przegrała pieniądze na czynsz. Wzięła chwilówkę, ale tę spłacała z kolejnego kredytu. – Czułam się wtedy odrzucona, a o tarapatach nikomu nie chciałam mówić. Grałam coraz więcej, na coraz większe kwoty – tłumaczy. Odwiedzała głównie internetowe zakłady bukmacherskie i kasyna, na końcu byli jednoręcy bandyci. W tym czasie chodziła do psychologa i opowiadała o problemach w związkach i w rodzinie. O grach ani słowa. Długi rosły, Marta zaczęła liczyć się z wizytą komornika i wyrzuceniem z mieszkania. O jej kłopotach rodzice dowiedzieli się po tym, jak z ich lokaty zniknęło 100 tys. złotych.

Leczenie albo śmierć

– Przegrałam wszystko, ale nie widziałam w tym problemu. Ciągle nie docierało do mnie, że jestem chora. Rodzice nie chcieli, żebym zwracała pieniądze, tylko żebym poszła na terapię – opowiada. Poszła. Zagrała pierwszego dnia po jej skończeniu. Trzeciego dnia zaczęła okradać siostrę z drobnych sum. Z czasem wygrana nie powodowała już euforii, przegrana nie wpędzała w złość.

Użytkownicy narkotyków coraz częściej kupują je w darknecie

– Patrzyłam w lustro i myślałam, że jestem śmieciem. Z terapii wiedziałam już, że to etap kompletnego wyłączenia emocji. Zrozumiałam też na niej, że to nie świat jest zły, tylko że to ja mam problemy – mówi.

Maj 2017 roku. Marta wspomina, że czuła się, jakby była w amoku. – Nie wiedziałam, w ilu bankach mam konta, gubiłam się w kłamstwach, kiedy tłumaczyłam, na co pożyczam kolejne pieniądze. Dwa miesiące nie zapłaciłam za mieszkanie – relacjonuje. 9 maja dostała premię w pracy, a dzień później przegrała ją do ostatniej złotówki. W weekend nie miała już za co grać. W poniedziałek podczas przerwy na papierosa pomyślała, że jest już tak wyniszczona, że potrzebuje albo się leczyć, albo zabić. Odezwała się do siostry, a ta kazała Marcie natychmiast zwolnić się z pracy i przyjechać do siebie. Jeszcze tego samego dnia siostra zawiozła ją do ośrodka leczenia uzależnień dla kobiet w Gnieźnie.

Dwa miesiące terapii były wypełnione konsultacjami psychiatrycznymi, indywidualną i grupową pracą z psychoterapeutą, zajęciami naukowymi o mechanizmach uzależnień i środkami uspokajającymi.

– Przez rok żyłam na krawędzi, a tu nagle budzę się w rzeczywistości, w której tego nie ma. Konfrontowałam się ze sobą, że to nie ktoś mnie odrzuca, ale ja samą siebie – opowiada.

Po terapii wyjazdowej od razu zaczęła terapię dochodzącą – kilka godzin dziennie przez cztery miesiące. W sumie pół roku zwolnienia z pracy i budowanie wszystkiego od nowa. W czasie wolnym nie można siedzieć przed komputerem, więc trzeba wyjść do ludzi. Tylko jak to zrobić, jak u wszystkich ma się długi. Kiedy już je pospłacała, nadal czuła się gorsza, bo wszystkich oszukała. – Było głupio, ale trzeba się przełamywać. Poznałam ludzi na mityngach: tam nikt mnie nie oceniał. W zeszłym roku spłaciłam wszystkie długi w instytucjach. Dostałam awans w pracy. Wróciły dawne znajomości i przyjaźnie. Od 10 maja 2017 roku nie grałam ani razu.

Kobiety grają w milczeniu

Zaangażowanie Polaków w hazardowe gry internetowe analizował w latach 2018–2019 Katolicki Uniwersytet Lubelski. – Wyniki tych badań sugerują, że hazard internetowy ma o wiele większy potencjał uzależniający niż ten stacjonarny. Liczbę osób najprawdopodobniej uzależnionych od hazardowych gier online oszacowano na ok. 27 proc. wszystkich graczy. Skala ta jest alarmująca – mówi Maja Ruszpel, ekspertka i terapeutka uzależnień, prezeska Fundacji Inspiratornia.

Legalizacja marihuany w Polsce? Na razie jest szansa na depenalizację

Ruszpel podkreśla, że współczesnemu hazardziście daleko jest do stereotypowego mężczyzny grającego w kasynie. Obecnie coraz więcej osób gra w internecie, co oznacza spadek bariery wejścia, bo nie trzeba się nigdzie wybierać – wszystko można załatwić w kapciach przy domowym biurku. Hazard przestaje też być domeną mężczyzn. Wedle badań CBOS-u z 2015 roku kobiety stanowiły prawie połowę (45,9 proc.) graczy. Problemowe granie było wtedy udziałem 9 proc. grających kobiet i 21 proc. mężczyzn.

– Kobiety najczęściej próbują poradzić sobie na własną rękę i bardzo rzadko zgłaszają się na terapię. To pokłosie przekonania, że kobiecie przecież tak nie wypada. Wstydzą się, że zostaną nazwane np. wyrodnymi matkami, które nie zajmują się rodziną – tłumaczy Ruszpel.

W Polsce działalność firm świadczących usługi hazardowe jest regulowana przez Ustawę o grach hazardowych z 2009 roku z późniejszymi nowelizacjami. Na jej podstawie z usług mogą korzystać tylko pełnoletni gracze, a salony z automatami, kasyna internetowe i strony z zakładami bukmacherskimi muszą umożliwić graczom ustalanie indywidualnych limitów czasu gry i stawek. Ale poza regulacjami istnieje szara strefa internetowych kasyn zarejestrowanych w krajach, w których nie obowiązują żadne obostrzenia.

– Jak wyskakiwał mi komunikat, że przez godzinę przegrałam daną kwotę, to przenosiłam się na inną stronę. Gdyby wszystkie miały takie mechanizmy, to może byłoby lepiej. Łatwo od tego uciec – mówi Marta. Ponadto w takich miejscach grać może nawet dziecko, bo błyskawiczna rejestracja nie zakłada weryfikacji dowodu tożsamości.

Dzieci wręcz zachęca się do gry. Jak piszą autorzy badań CBOS-u z 2017 roku, oferta wirtualnych kasyn internetowych dla nastolatków jest duża: w odpowiedzi na pytanie o kasyna, w których zazwyczaj korzystają z darmowych gier, respondenci wymienili nazwy ponad 40 hazardowych portali. Jednak co czwarty nastoletni gracz nie pamiętał ich nazwy. Dzieje się tak głównie dlatego, że na strony kasyn są przekierowywani z portali społecznościowych albo wchodzą na nie po wpisaniu ogólnikowego hasła w przeglądarce.

Nałogowe granie i oglądanie porno przynoszą ulgę w napięciu. Tym trudniej z nich zrezygnować w pandemii

Istnieją też kasyna internetowe o estetyce atrakcyjnej dla młodszych nastolatków. – Są nastolatki, które grają na serio. Rodzice ok. 90 proc. z nich nie mają o tym pojęcia. Mechanizmy hazardu są też wplatane w gry komputerowe. W niektórych krajach istnieje obowiązek ostrzegania o tym na opakowaniu. W Polsce nie – tłumaczy Ruszpel.

Jednoręki bandyta wciąga najbardziej

W hazardzie chodzi nie tylko o ryzyko. Chodzi o pieniądze. – W kwadrans można stracić miliony. Nie da się wydać tyle i tak szybko na alkohol czy narkotyki. Przez to wśród uzależnionych hazardzistów jest zdecydowanie wyższy wskaźnik myśli i prób samobójczych oraz samych samobójstw. I odnosi się to do każdego kręgu kulturowego – mówi ekspertka od uzależnień. Zaznacza, że dla gracza najważniejsze nie są pieniądze, ale emocje. Spośród różnych gier najbardziej wciągają te, w których jest dużo elementów dźwiękowych i sensorycznych, zasady są proste, a gra toczy się szybko i obstawiać można często, jak np. jednoręki bandyta, gdzie rozdanie goni rozdanie. Idąc tym tropem, najmniej uzależniające jest granie w lotka – na losowanie trzeba czekać kilka dni.

W korzystaniu z usług hazardowych oraz w walce z uzależnieniami od nich coraz popularniejsze jest stosowanie redukcji szkód – podejścia, które wywodzi się ze świata substancji psychoaktywnych. To właśnie tu źródła ma informowanie klientów o czasie i kwotach, które przeznaczyli na grę. Dalej poszedł jeden z dwóch licencjonowanych norweskich operatorów hazardowych.

– Wynajęci przez niego pracownicy telefonowali do użytkowników, którzy przegrywali największe kwoty, i informowali ich o możliwościach podjęcia terapii czy stosowania narzędzi do kontrolowanego grania. Rozwiązaniem stosowanym w Szwecji jest jedna karta gracza używana we wszystkich podmiotach świadczących usługi hazardowe w kraju, co utrudnia przenoszenie się między różnymi zakładami.

Wojna z narkotykami: czas zakopać topór

czytaj także

– Najważniejszym elementem powinno być to, że to firma edukuje gracza, jak ma sobie radzić w świecie hazardu. Wysyłają one użytkownikom mnóstwo reklam i ofert promocyjnych. Chciałabym, żeby miały obowiązek bieżącego informowania o tym, jakie jest ryzyko uzależniające danej gry oraz czym jest odpowiedzialna gra – dodaje Ruszpel.

Sny hazardowe

Dla osób uzależnionych od hazardu szczególnie trudnym czasem jest pandemia. Izolacja społeczna oraz sprowadzenie interakcji społecznych do ekranu komputera to dla wielu powrót do warunków sprzyjających uzależnieniu. Grupy anonimowych hazardzistów na wybuch pandemii zareagowały błyskawicznie: codzienne mityngi online ruszyły już w połowie marca ubiegłego roku, krótko po ogłoszeniu lockdownu. Osoby uzależnione potrzebują stałych i przewidywalnych okoliczności życia, a pandemia wywróciła je do góry nogami. – Wielu hazardzistów abstynentów powróciło wtedy do grania – przyznaje Marta.

Do dzisiaj ma sny hazardowe. – Budzę się wtedy przerażona. Bo nie chcę wracać do tamtego życia – mówi. Mimo że nie gra już kilka lat, ciągle spotyka się ze stygmatyzacją. Kiedy o jej uzależnieniu przypadkowo dowiedziała się szefowa, chciała ją zwolnić. – Obawiała się, że będę kraść. Zajęło jej trochę, żeby zrozumieć, że to krzywdzące. A ja oczekuję, że nikt mnie nie będzie potępiał. Ja nie byłam ani słaba, ani głupia, tylko chora. I ani silna wola, ani inteligencja nie są żadnym lekiem, bo uzależnienie zmienia funkcjonowanie mózgu. Żałuję wielu rzeczy, m.in. tego, że okradłam rodziców, ale przepracowałam to i jestem dumna z tego, jakim człowiekiem jestem dzisiaj.

Problem z dopalaczami nie zniknie, dopóki nie zniesiemy kar za tradycyjne narkotyki

 * Imię zmienione.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Mateusz Kowalik
Mateusz Kowalik
Dziennikarz Krytyki Politycznej
Dziennikarz, stały współpracownik Krytyki Politycznej. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu i europeistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Wcześniej dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
Zamknij