Kultura

Zaangażowane i niegrzeczne

„Odpowiedzią na złe porno nie jest brak porno, lecz lepsze porno”. Relacja Jakuba Dymka z Porn Film Festival w Berlinie.

Berliński Porn Film Festival, którego siódma edycja miała miejsce w ostatnim tygodniu października, nie jest typowym festiwalem filmowym. I to nie z powodu określonej selekcji filmów czy braku czerwonego dywanu. Projekcje porno można przecież znaleźć w programie wielkich europejskich festiwali, z kolei czerwony dywan i gala nie są niczym szczególnym na „branżowych” imprezach w USA. Różnicy między konwencjonalnymi festiwalami a tymi niszowymi wcale nie wyznaczają dysproporcje w ich budżetach. Całkiem poważnie różni je natomiast poziom zaangażowania.

Oczywiście w goszczącym festiwal Kino Movimento nie brakowało ostrych scen. Widzowie mogli się zapoznać z najróżniejszymi produkcjami – queerowymi, transowymi, „pedalskimi” (schwüle), dokumentami o seksbiznesie i czymś, co z braku lepszej nazwy określa się mianem „kina eksperymentalnego”. Grzeczniejsze synonimy słowa „porno” nie padały, a jeszcze niedawno popularne terminy – women’s erotica czy couple’s movies – były w całkowitym odwrocie. 

Organizatorzy festiwalu świadomie zrezygnowali też z patetycznych etykietek „alternatywny”, „offowy” czy „queerowy”. Zamiast budować wykluczającą opozycję „normalnego” i „awangardowego” porno, postawiono na zupełną otwartość.

Mniejsza o określenia, ważniejsze jest to, że w ciągu kilku dni w Berlinie udało się stworzyć przestrzeń do dyskusji i sporu o to, jak pornografia może i powinna wyglądać. Widzowie, reżyserki, aktorzy i producentki konfrontowali swoje programy, postulaty i oczekiwania, nierzadko krzywiąc się z niesmakiem lub żywiołowo wyrażając aprobatę na filmach innych twórców – sytuacja nieczęsta na głównonurtowych imprezach. Gdy australijska aktorka Zahra Stardust opowiadała z ekranu o problematycznej relacji nowego porno z teoriami gender i queer, w kinie było głośno od oklasków, dalekich od zwyczajowej kurtuazji.

W odróżnieniu od tych festiwali, które głównie sprzedają nam produkty, promują marki i nazwiska bądź  służą do motywowanej grantami „kulturalnej promocji” miasta czy regionu – berliński Porn Film Festival obiecywał zmianę. Pokazywane filmy (a także książki, komiksy, naukowe opracowania, gadżety i usługi) nie uciekały od bycia porno, a jednocześnie odpowiadały na całe spektrum odmiennych wrażliwości, preferencji, seksualnych i płciowych identyfikacji. Slogan: „Odpowiedzią na złe porno nie jest brak porno, lecz lepsze porno” mógłby być wymalowany we foyer kino Movimiento – tak często się na niego powoływano.

Debacie sprzyjała różnorodność repertuaru. Gdy w jednej z sal Saskia Quax pokazywała swoją pracę dyplomową JumpCut – oniryczny krótki metraż, w którym skakanka staje się metaforą dziewczęcej fantazji o podległości – w innych trwały maratony gejowskich shortów czy retrospektywy klasyków z lat 70. Brazylijski In Love with The City opowiadał o ekshibicjonizmie w miejskich przestrzeniach sakralnych i dzielnicach biedy. Polski duet Inside Flesh do swoich narracji o opętaniu z cyklu Possesion wykorzystał industrialną architekturę Katowic. W „uczestniczącym” dokumencie Sexing The Transman legendarny Buck Angel prezentował intymne życie osób transpłciowych.

Jeśli zdefiniujemy działanie polityczne jako wprowadzanie do obiegu obrazów, które mogą zmieniać istniejący porządek – trudno powiedzieć, że „to tylko porno”.

BPFF towarzyszyły wykłady, warsztaty i panele dyskusyjne, tematycznie sięgające od politycznej emancypacji pracowników seksbiznesu, przez doświadczenie transseksualności, po „gejowską ciotofobię” (gay queerphobia). Gala Vanting, charyzmatyczna reżyserka i producentka z Australii, wprowadziła do festiwalowych debat znany z „kobiecej” pornografii postulat, by aktorzy występujący w filmach byli regularnymi kochankami poza kamerą lub najlepiej parą. W swojej prezentacji Australijka opowiadała też o absurdach prawnych, które krępują ręce tamtejszym twórcom – lokalna legislacja dotycząca pornografii jest dosłownym odpowiednikiem amerykańskiego prawa sprzed 40 lat.

Jednym z najbardziej interesujących wydarzeń było spotkanie „In bed off screen”. Na blisko dwie godziny na pierwszym planie znaleźli się aktualni lub byli pracownicy i pracowniczki seksbiznesu: producenci, aktorzy, działaczki. Bywało zabawnie: Todd Verow powiedział, że będąc synem znanego konserwatywnego polityka, musi dostosowywać promocję swoich filmów do rytmu amerykańskiej kampanii wyborczej. Konkluzja była jednak gorzka: mierząc się z codziennymi problemami, które w każdym kraju przybierają inną formę, „sex-workers” mają bardzo utrudnioną możliwość politycznej emancypacji i walki o swoje prawa.

BPFF poruszał tematy, które nie są typowe dla dyskusji o porno toczącej się w mediach i na akademii. Powołał do życia tymczasową agorę – co wydaje mi się podstawowym i jednocześnie najbardziej polityczny zadaniem, jakie festiwal filmowy może podjąć. Pokazując przez cztery dni to, co najciekawsze w pornografii, dowiódł, że można być jednocześnie „niegrzecznym” i całkiem poważnie zaangażowanym.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij