Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Nadzieja dla świata to science fiction

Historie kobiet w powieściach Brendy Navarro to wnikliwa analiza ambiwalencji, kulturowych przymusów i wieloznaczności związanych z macierzyństwem. Choć ostatecznie ich ból jest prawdziwy, a obraz meksykańskiego społeczeństwa dość przerażający.

Brenda Navarro, Puste domy, przeł. Agata Ostrowska, Art Rage 2025

Daniel zniknął trzy miesiące, dwa dni i osiem godzin po swoich urodzinach. Miał trzy lata. Ostatni raz widziałam go między huśtawkami a zjeżdżalnią w parku, do którego zabierałam go popołudniami.

Isabel, nieźle sytuowana, właśnie rozmawiała przez telefon z kochankiem, który postanowił ją rzucić, kiedy jej synek został porwany. Zniknął – jak wiele dzieci w Meksyku bezskutecznie poszukiwanych przez zrozpaczone matki. To Iloronas, płaczki, wspierające się i zrzeszające, gdyż policja zazwyczaj jest bezradna. To dewastujące doświadczenie, gorsze niż potwierdzona śmierć dziecka, i poznamy wszystkie jego niszczące konsekwencje dla Isabel. Ale czy naprawdę pragnęła tego dziecka? Dowiedziała się o tym, że jest w ciąży, kiedy pojechała z mężem do Hiszpanii, żeby ten mógł przejąć opiekę nad sześcioletnią córką swojej siostry zabitej przez męża. I tak Isabel nagle stała się matką dwójki dzieci – tego nienarodzonego i nieplanowanego oraz dziewczynki, której nie potrafiła pokochać. Tym bardziej po stracie własnego dziecka.

Czytaj także Żydówka i lesbijka. I Tetris Kinga Dunin

Maria, ta, która porwała, nie jest biała, pochodzi z najbiedniejszych warstw meksykańskiego społeczeństwa, chociaż potrafi na siebie zarobić – przygotowuje słodycze na sprzedaż. Jej świat jest pełen przemocy i prymitywnego machismo. Mąż ją bije, a ona nie pozostaje mu dłużna (ale jest słabsza), wykorzystuje ją także finansowo. Bierze od niej pieniądze, żeby przedostać się do Stanów, ale wraca, bo nie udało się pokonać granicy. Jej samotna matka jest potworem, ojcem biologicznym wuj, przemoc wobec dzieci jest normą, brat zginął podczas pracy na budowie, a po wypadku zalano jego ciało betonem, bo i tak nie dałoby się go uratować; zalano i zapomniano. Maria marzy o dziecku, córeczce, a tak naprawdę o normalnej rodzinie, takiej, jakie powinny być rodziny. Ona, w przeciwieństwie do Isabel, pragnie tego dziecka, ale co może mu zaoferować? I czy da jej to szczęście? Raczej przyniesie jeszcze więcej nieszczęścia.

I wreszcie dziecko – piękne i autystyczne, bez kontaktu. Nie jest w tej powieści podmiotem, lecz symbolem niedającej się zasypać pustki, braku, niemożliwych do spełnienia marzeń. Przeplatające się historie tych dwóch kobiet to też bardzo wnikliwa analiza wszystkich ambiwalencji, kulturowych przymusów i wieloznaczności związanych z macierzyństwem. Choć ostatecznie ich ból jest prawdziwy, a obraz meksykańskiego społeczeństwa dość przerażający. Język tej prozy też bywa brutalny, ale opowieść rwana, oscylująca między całą gamą emocji.

Autorka urodziła się w Meksyku (1980), studiowała socjologię i ekonomię feministyczną, ale od lat mieszka w Madrycie. Puste domy to jej pierwsza powieść. Jest też druga, równie mocna, może nawet lepsza, którą zadedykowała swoim dwóm matkom.

Brenda Navarro, Prochy w ustach, przeł. Agata Ostrowska, Art Rage 2025

Ja tego nie widziałam, ale tak jakbym widziała, bo wwierca mi się w głowę i nie daje spać. Zawsze ten sam obraz: spadający Diego i odgłos jego ciała uderzającego o ziemię.

Diego miał kilkanaście lat i popełnił samobójstwo. Historię jego i swoją, swojej rodziny, opowiada bezimienna bohaterka, jego siostra. Jej zadaniem jest zawiezienie do Meksyku prochów brata. To też nie jest linearna opowieść, przeplatają się w niej obrazy codziennego życia, dłuższe retrospekcje, nagłe flashbacki.

To opowieść o emigrantach, a właściwie emigrantkach z Meksyku pracujących w Hiszpanii. Sprzątają, opiekują się dziećmi albo osobami starszymi, często bez zezwolenia na pracę. Przeciwko nim jest też ich etniczność. Poznając codzienne życie bohaterki, poznajemy cały zestaw klasycznych problemów – biedę, dyskryminację, wyzysk, rasizm, brak perspektyw. Pomocy próbują udzielać im studentki-aktywistki, ale są protekcjonalne i może bardziej robią to dla siebie niż dla tych kobiet. Prawdziwym wsparciem są „kuzynki”. Ponieważ dla bogatych Hiszpanów wszystkie te kobiety są takie same, mimo że często pochodzą z różnych miejsc, z różnych krajów Ameryki Łacińskiej, szukając dla którejś z nich lepszej pracy, zawsze polecają je jako swoje kuzynki, za które mogą ręczyć. Mieszkają razem, czasem razem bawią się i odpoczywają, czasem tez wykorzystują te nowe, gorzej ustawione, ich przyjaźnie łatwo się rwą.

A jednak matka bohaterki, która pierwsza wyemigrowała, nadal uważa, że była to najlepsza decyzja jej w życiu. Wyjechała jako młoda wdowa, zostawiając dwójkę dzieci pod opieka rodziców. Dzieci, szczególnie młodszy syn, tęskniły, czekały, marzyły o wizycie mamy, ale to ona ostatecznie postanowiła sprowadzić je do Hiszpanii. Wtedy zaczęły myśleć o Meksyku jako raju dzieciństwa, które spędziły na osiedlu wojskowym, może nie bogatym, ale w domu dającym stabilność. Kiedy bohaterka wraca, okazuje się, że jest to bardziej piekło niż raj – kobiety giną bez śladu, przemoc jest na porządku dziennym, są narcos i wojskowi, ale czasem to te same osoby. Jej życie jest zagrożone i wraca do Hiszpanii, gdzie raczej nic dobrego na nią nie czeka. Ale czy ma jakiś wybór?

Jej matka jest tu postacią drugoplanową, a jeszcze bardziej drugoplanową jest jej partnerka, „ta druga”, czyli druga matka. One są głosem, który mówi bohaterce, że przecież da się tu przeżyć. „Ta druga” ma jeszcze bardziej bolesną historię, o której nie chce opowiadać, jest Kolumbijką. Matce w końcu udaje się dostać etat opiekunki w przedszkolu i ubezpieczenie. Ma obywatelstwo, córce opowiada, że to dzięki fikcyjnemu małżeństwu, ale domyślamy się, że wbrew temu, co mówi, to nie był dowód dobrej woli jakiegoś mężczyzny – dopiero niedawno udało jej się spłacić zaciągniętą od niby-męża „pożyczkę”. Jednak bohaterka wciąż czuje w ustach smak prochów swego brata (i nie jest to tylko metafora).

Naomi Alderman, Przyszłość, przeł. Małgorzata Glasenapp, Marginesy 2025

Rano w dniu końca świata Lenk Sketlish – dyrektor generalny i założyciel serwisu społecznościowego Fantail – siedział pod sekwojami w specjalnie wybranym miejscu o szczególnych walorach krajobrazowych i próbował oddychać z pępka.

Siedział i ćwiczył jogę z uczestnikami idiotycznej konferencji ekologicznej, którą sam zorganizował, nie dlatego, że chciał, ale żeby wykazać dobrą wolę. Udowodnić, że jest miłym facetem i nie ma problemów z panowaniem nad gniewem – bo takie były standardy Fantailu: greenwashing i dobra komunikacja. Fantail to jedna z dwóch ogromnych korporacji, które tak naprawdę rządzą światem.

Tak więc zirytowany Lenk udaje, że oddycha pępkiem, kiedy jego zegarek wydaje cichy, ale naglący dźwięk. Może będzie to wymówka, która pozwoli mu na przerwanie sesji? Jest! Sygnał alarmowy, że nadchodzi koniec świata – jakaś globalna katastrofa. Jednak Lenk (na pewno kogoś wam przypomina) i kilku innych najbogatszych ludzi jest na to przygotowanych. Na taki sygnał udają się natychmiast z rodzinami i gronem wybrańców do prywatnych samolotów, które dostarczą ich do znakomicie ukrytych i świetnie wyposażonych schronów.

Czytaj także Czy porządek na Ziemi mogą zrobić tylko kosmici? Kinga Dunin

Liczycie na to, że zaraz dowiecie się, co się wydarzyło, czy świat przetrwał i jak się żyje w schronach? Uzbrójcie się w cierpliwość, dowiecie się, ale zajmie to kilkaset stron. Po drodze poznacie portal przetrwaniowy Sądny Dzień, pewną sektę, mającą mnóstwo followersów dziewczynę, która udziela w internecie porad, jak przetrwać w najtrudniejszych warunkach, oraz grupę spiskowców, którzy chcą uratować świat.

Alderman już znamy z dwóch powieści: prowokacyjnej Siły (najlepsza!) i poczciwego Nieposłuszeństwa. Tym razem jest to miejscami przegadane, z niepotrzebnymi wstawkami biblijnymi, ale także czasem zabawne s-f, o rządach bogaczy i nowych technologiach. Ostatecznie nieźle się bawiłam, choć jej przepisu na to, jak zapobiec globalnej katastrofie i naprawić świat, chyba nie da się zastosować w praktyce.

Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. Tao gospodyni domowej, Karoca z dyni – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne). Autorka książek Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności, Zadyma, Kochaj i rób.

Tagi:
Wydanie: 20251213

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie