Kultura

Pawłowski: Awangarda w gminie

Projekt „Wielkopolska: Rewolucje” to jedno z najlepszych przedsięwzięć kultury partycypacyjnej, jakie pojawiły się w Polsce w ostatnich latach.

Polskie samorządy mają żałośnie mało pomysłów na kulturę, ich aktywność w tej dziedzinie ogranicza się zazwyczaj do standardowego finansowania instytucji i festiwali. Wyjątkiem na tym tle jest projekt „Wielkopolska: Rewolucje”, realizowany w tym roku przez wielkopolski Urząd Marszałkowski i zakończony w miniony weekend pokazami i debatą w Poznaniu. To jedno z najlepszych przedsięwzięć kultury partycypacyjnej, jakie pojawiły się w Polsce w ostatnich latach.

Pomysł jest nienowy: chodzi o spotkanie wielkomiejskich artystów z lokalnymi środowiskami w małych miejscowościach, które na co dzień mają utrudniony dostęp do wysokiej kultury. Spontanicznie realizowali go artyści i animatorzy kultury na przełomie lat 80. i 90, kiedy popularna była idea małych ojczyzn. W ten sposób powstawały takie zjawiska, jak Fundacja Pogranicze w Sejnach, Teatr Wierszalin w Supraślu czy Teatr Wiejski Węgajty. „Wielkopolska: Rewolucje” to upgrade tamtego myślenia o kulturze na prowincji. Zamiast spontanicznych wypraw do małych ojczyzn samorząd organizuje całą serię wydarzeń w małych miejscowościach, których istotą jest długofalowa praca artystów z lokalnymi wspólnotami wokół lokalnych tematów i problemów.

Projekt wymyśliły dwie menedżerki kultury: Agata Grenda, była wicedyrektorka Instytutu Polskiego w Nowym Jorku, od niedawna szefowa wydziału kultury wielkopolskiego Urzędu Marszałkowskiego i Agata Siwiak, kuratorka teatralna, znana z programowania wielkich prestiżowych przeglądów takich jak Festiwal Czterech Kultur w Łodzi, baz@rt w Krakowie czy program towarzyszący Europejskiemu Kongresowi Kultury we Wrocławiu. Mimo że żadna z nich nie miała wcześniej do czynienia z działaniami społecznymi, wykazały się świetną intuicją i wyczuciem lokalnego kontekstu. Do Wielkopolski zaprosiły grupę współczesnych artystów teatru, sztuki, filmu, tańca, którzy nie występowali z pozycji wielkomiejskiej wyższości, ale podjęli współpracę z lokalnymi środowiskami na równych prawach.

Efekty przerosły oczekiwania. Tancerz Mikołaj Mikołajczyk zrealizował fantastyczny spektakl dokumentalnego tańca z seniorami ze wsi Zakrzewo Teraz jest czas, w którym przywrócił obecność starszych ludzi w społeczeństwie. Powtarzany był już kilkakrotnie i wciąż publiczność z Zakrzewa i okolicznych miejscowości chce go oglądać. Ważny projekt przygotowała w Koninie kuratorka Joanna Warsza, współautorka tegorocznego Berlińskiego Biennale. Jego tematem była społeczność polskich i europejskich Romów. W Koninie doszło w 1981 roku do pogromu Romów, z miasta wypędzono kilkanaście romskich rodzin. Projekt Warszy przywracał choć na chwilę ich obecność, pokazywał mniejszość – większości. W opuszczonej willi romskiej miała miejsce wystawa i seria spotkań z aktywistami romskimi, a koło dworca przy linii kolejowej z Warszawy do Berlina zawisła romska flaga.

Lokalnym tematem zajął się też reżyser Bartek Frąckowiak, z gimnazjalistami z  Krzyża zrealizował warsztaty medialne wokół postaci zapomnianego niemieckiego bohatera Wielkopolski, Hansa Paasche, pochodzącego z tych okolic.

Paasche mógłby być prekursorem dzisiejszych alterglobalistów,

przeszedł drogę od oficera pruskiej armii tłumiącego powstanie w Afryce Wschodniej do pacyfisty, zwalczającego niemiecki kolonializm. Nauczycielka z gimnazjum w Krzyżu od kilku lat robi z uczniami lekcje i wystawy o Passche. Frąckowiak zastosował inną strategię: gimnazjaliści realizowali zdjęcia i filmy o swojej miejscowości, widzianej z perspektywy przybysza z innej kultury. Inspiracją była książka Paasche Wyprawa Afrykanina Lukangi Mukary w głąb Niemiec, pokazująca Prusy doby kolonialnej z punktu widzenia przedstawiciela podbitego narodu. Była to żywa lekcja na temat kolonializmu i europocentryzmu.

Głównym celem „Rewolucji” nie było wystawienie samego spektaklu, nakręcenie filmu czy zrobienie wystawy (choć taki rezultat pojawił się w finale pracy), ale sam proces polegający na szukaniu wspólnego języka między współczesną sztuką a społecznością. Chodziło o przełamanie barier między elitarną sztuką i odbiorcami z małych miejscowości, o wzajemne czerpanie energii i inspiracji. I to się rzeczywiście udało. Okazało się, że artystom z awangardy łatwiej nawiązać dialog z lokalnymi środowiskami, niż z elitarną publicznością wielkomiejską. Może dlatego, że nie dzieli ich bariera konwencji, a odbiorcy są zaangażowani w proces tworzenia.

Drugą stawką była budowa więzi społecznych, z którymi w Polsce mamy olbrzymi problem. Grupy, z którymi pracowali artyści, niesamowicie się mobilizowały, czy to byli seniorzy z Towarzystwa Śpiewaczego w Zakrzewie czy kobiety z sołectwa Kołata. Monice Jakubiak, projektantce, która realizowała w Swarzędzkim Muzeum Pszczelarstwa efemeryczną instalację na temat pszczół, udało się zbudować międzypokoleniową grupę, w której była i niepełnosprawna młodzież, i starsze panie, pełniące rolę wolontariuszek. Te kontakty trwają mimo zakończenia projektów: kobiety z Kołaty chcą same zorganizować sobie kolejny warsztat choreografa Janusza Orlika, a jedna z romskich aktywistek zamierza z pomocą kuratorki Agaty Siwiak założyć punkt przedszkolny.

Awangardowa sztuka odkryła potencjał, jak tkwi we wspólnotach, ale nie jest rolą artystów podtrzymywanie tych więzi.

To zadanie dla samorządu. Jego rola nie powinna kończyć się na tym projekcie, ale zaczynać. Potrzebne są szkolenia i centra kompetencji, które pomogą ludziom w gminach zorganizować się. Kultura jest tylko punktem wyjścia.

Wielkopolski projekt realizuje w znakomity sposób ideę demokratyzacji kultury i może być wzorem dla innych samorządów. Jest tylko jedno ale. Podczas debaty, podsumowującej „Rewolucje” okazało się, że spotykają się tu dwie kompletnie różne strategie. Dla Urzędu Marszałkowskiego najważniejszy okazał się efekt promocyjny, czyli to, że w wyniku projektu o Wielkopolsce w pozytywnym kontekście napisały ogólnopolskie media. Mówiła o tym z dumą Agata Grenda z departamentu kultury. Tymczasem dla kuratorki Agaty Siwiak najważniejszy jest efekt zmiany społecznej, ujawnienie ukrytych czy nie słyszanych na co dzień głosów, integracja społeczności wokół wspólnych działań.

Wbrew pozorom trudno pogodzić obie funkcje. Zaprzęgnięcie do promocji regionu projektu artystycznego, zwłaszcza z dziedziny sztuki współczesnej, która w naturalny sposób jest krytyczna wobec rzeczywistości, może rodzić nieuniknione napięcia między artystami i urzędnikami. Tak było w Poznaniu: tuż przed finalną prezentacją projektu o Hansie Paasche w lokalnej „Gazecie Wyborczej” pojawiła się informacja o pomyśle odbudowy pomnika cesarza Prus Fryderyka III, który stał w Poznaniu do 1919 roku. Odbudową miałoby się zająć Towarzystwo Rzeźby Społecznej Poznania, które założyli reżyser Bartek Frąckowiak i dramaturg Piotr Grzymisławski, realizujący „Rewolucje” w Krzyżu. 

Chociaż wkrótce wyjaśniło się, że Towarzystwo Rzeźby Społecznej jest mistyfikacją, wzorowaną na utopijnych koncepcjach Josepha Beuysa, a propozycja odbudowy pomnika – elementem gry dokumentalnej, pokazującej życie i czasy Hansa Paasche, jednak część opinii publicznej ostro zareagowała. Na forum Gazeta.pl pojawiła się lawina komentarzy, w większości antyniemieckich, oskarżających inicjatorów o poglądy lewackie, czy nawet nazistowskie. Nerwowo zareagowali też organizatorzy projektu, w prasie ukazało się sprostowanie, że pomysł z pomnikiem nie ma nic wspólnego z „Wielkopolską: Rewolucjami”. Najwyraźniej Urząd nie chciał być posądzony o wspieranie odbudowy pruskiego dziedzictwa w Poznaniu.

Okazało się, że nie da się wejść bezkarnie na zaminowane pole debaty o przeszłości Wielkopolski.

Frąckowiak i Grzymisławski swoją prowokacją ujawnili tabu niemieckiej tożsamości, które w Poznaniu jest nawet silniejsze od tabu pieniędzy. Jasne, że tego rodzaju gest nie mieści się w myśleniu o kulturze jako narzędziu promocji regionu. Podobnie jak trudno wpasować w promocję kwestię Romów, zepchniętych w Polsce na margines. Mówili o tym aktywiści romscy podczas debaty w Poznaniu: o dyskryminacji Romów w Urzędach Pracy, o niechęci gmin do występowania o europejskie środki na projekty dla Romów, o problemach z edukacją. Na temat kultury nie chcieli dyskutować.

Od dojrzałości wielkopolskiego samorządu będzie zależeć przyszłość „Rewolucji”, czy ta świetna inicjatywa rozwinie się w projekt społeczny, czy też zostanie zredukowana do miłego, promocyjnego działania, pokazującego lokalny koloryt, tradycje i amatorską twórczość. Niestety, tych dwóch rzeczy nie da się pogodzić, jeśli działanie ma zachować swój krytyczny wymiar. Bastylii nie da się wysadzić po cichu.

Obejrzyj fotorelację i przeczytaj o romskiej rewolucji w Koninie

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Roman Pawłowski
Roman Pawłowski
Krytyk teatralny, publicysta
Krytyk teatralny, literacki, telewizyjny i filmowy, publicysta. Autor dwóch antologii polskiego dramatu współczesnego "Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne" (2003) i "Made in Poland" (2006) oraz leksykonu "New Polish drama. Polish drama in the face of transformatio" (2008).
Zamknij