Kultura, Weekend

Mechanizmy generujące faszyzm tkwią głęboko w logice nowoczesnych społeczeństw [rozmowa]

To nie jest tak, że nowoczesność albo kapitalizm „prowadzą do faszyzmu”. Moim zdaniem jest on trwale związany z nowoczesnością, kapitalizmem i mieszczaństwem, ale ta trwała więź nie usuwa wieloznaczności – mówi Michał Herer, autor książki „Skąd ten faszyzm?”.

Jakub Majmurek: Zatytułowałeś swoją książkę Skąd ten faszyzm? Czy nie należałoby najpierw zapytać „czym jest faszyzm”?

Michał Herer: Przez rok prowadziłem na Wydziale Filozofii UW zajęcia zatytułowane dokładnie Czym jest faszyzm? Przyglądaliśmy się różnym definicjom i sposobom rozumienia faszyzmu. Za każdym razem okazywało się jednak, że tym definicjom coś umyka, że faszyzm jest tak wieloaspektowym zjawiskiem, że próba zdefiniowania go w kategoriach czy to społecznych, czy politycznych, czy ekonomicznych pomijała jakieś wymiary faszyzmu i pozostawała niepełna.

Okazywało się, że różne zjawiska, które wiązalibyśmy z faszyzmem, łączy raczej sieć podobieństw rodzinnych niż to, że wszystkie posiadają jakąś wspólną cechę. Gdy patrzymy na portret rodzinny, to widzimy podobieństwo, ale nie jesteśmy w stanie wskazać konkretnej cechy fizycznej, która pozwoliłaby na pewno określić, kto jest, a kto nie jest członkiem rodziny. Tak samo jest z różnymi zjawiskami, ruchami czy partiami określanymi jako faszystowskie: ktoś na tym portrecie ma podbródek dziadka Benito, ktoś inny – spojrzenie wujka Adolfa, ale trudno wskazać jedną wspólną cechę czy nawet zestaw cech.

Uznałem więc, że zamiast definicyjnego podejścia do faszyzmu, poznawczo bardziej użyteczne będzie przyjrzenie się temu, jakie mechanizmy wytwarzały go w przeszłości i czy działają one także dziś.

Co w takim razie wytwarza faszyzm? Co znajduje się na początku tej historii rodzinnej?

Właściwie cała moja książka jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Ona składa się z kilku rozdziałów, w których przyglądam się, kolejno, nowoczesności, dynamice kapitalizmu oraz mieszczaństwu, rozumianemu zarówno jako klasa społeczna, jak i pewien etos. Moja odpowiedź na pytanie „skąd faszyzm?” mieści się w trójkącie wyznaczanym przez te pojęcia. Bo faszyzm wiąże się bezpośrednio z dynamiką tych trzech zjawisk.

W jaki sposób?

Modernizacja, historyczna ewolucja kapitalizmu i rozwój kultury mieszczańskiej niosą ze sobą pewne problemy – faszyzm był próbą ich rozwiązania. Próbą błędną i zbrodniczą, a jednak odpowiadającą na pewne rzeczywiste wyzwania, które trzeba zrozumieć, by pojąć, skąd bierze się faszyzm, oraz – co równie ważne – jak mu zapobiegać, szukając innych rozwiązań i sposobów rozładowania napięć.

Mężczyzna gotowy znosić i zadawać ból. O antymieszczańskim rysie faszyzmu

Poprzestanę na ich ogólnej charakterystyce – żeby nie „spoilować”. Na najogólniejszym poziomie chodzi o – nowoczesne, ale też typowe dla formacji kapitalistycznej – napięcie między ciągłym upłynnianiem i rozregulowywaniem rzeczywistości na wszystkich poziomach a ponowną regulacją, kodowaniem na nowo tego, co się zdekodowało. Pisali o tym Marks i Engels w Manifeście komunistycznym, a potem Deleuze i Guattari w Anty-Edypie. Faszyzm może się wiązać z jedną i drugą tendencją, przybierając rozmaite formy. Jako reżim stał po stronie regulacji, narzucał nowy ład. Ale jako ruch odnosił się i nadal odnosi do tendencji upłynniających – najczęściej próbując je blokować. Z kolei w przypadku mieszczaństwa w grę wchodzą napięcia, które prowadzą do wytworzenia w jego łonie rozmaitych postaci antymieszczańskiego buntu. Historyczny faszyzm pod pewnymi względami był arcymieszczańskim (drobnomieszczańskim) fenomenem, pod innymi zaś sprzymierzał się z owymi buntami. Wreszcie, dla jego historycznej genezy – a także, jak sądzę, aktualności – wielkie znaczenie miał proces pauperyzacji mieszczaństwa albo klasy średniej.

Ważne przy tym, żeby nie fiksować się na upraszczających i mylących formułach. To nie jest tak, że nowoczesność albo kapitalizm „prowadzą do faszyzmu”. Moim zdaniem jest on trwale związany z nowoczesnością, kapitalizmem i mieszczaństwem, ale ta trwała więź nie usuwa wieloznaczności. Raz jeszcze: faszyzm rodzi się z wewnętrznych napięć kapitalistycznej nowoczesności, wiąże się z określonymi (ale na szczęście nie jedynymi możliwymi) sposobami ich rozładowywania.

Czy do tych trzech zjawisk w przestrzeni, w której tworzy się faszyzm, nie należałoby dodać kryzysu dziewiętnastowiecznego liberalizmu politycznego i nacjonalizmu?

Diagnoza, zgodnie z którą faszyzm kieruje się przeciw liberalizmowi i liberalnej demokracji, podobnie jak świadomość tego, że jest on skrajną postacią nacjonalizmu, są obecne zarówno w literaturze fachowej, jak i w publicystycznej dyskusji. Dlatego nie poświęcałem zbyt wiele miejsca tym kwestiom, podobnie jak antysemityzmowi, który odgrywał przecież bardzo istotną rolę w formowaniu się historycznych faszyzmów.

Ponieważ zależało mi przede wszystkim na uzyskaniu poznawczo produktywnego spięcia między historią a teraźniejszością, potraktowałem ten ostatni wątek raczej pobieżnie. Wydaje mi się, że współcześnie dla mechanizmów faszyzacji istotniejszą rolę niż antysemityzm odgrywają fobie antyimigranckie, lęk przed wymieszaniem się „rdzennych Europejczyków” z migrantami z Bliskiego Wschodu i Afryki. Oczywiście w Polsce antysemityzm wciąż nie jest sprawą do końca przepracowaną, ale globalny trend jest taki, że w procesach faszyzacji akcent z antysemityzmu przesuwa się na islamofobię. Można wręcz zaobserwować wylew ciepłych uczuć liderów skrajnej prawicy pod adresem Izraela.

Sprawa jest jednak skomplikowana, a dziś komplikuje się jeszcze bardziej w związku z sytuacją w Gazie. Mówi się o nowej fali antysemityzmu w Europie, której źródłem ma być mniejszość arabska. Jest to rzeczywiście bardzo niepokojące, jednak wydaje mi się, że ów nowy antysemityzm (jeśli chcemy pozostać przy tym słowie) różni się od tego, który był paliwem dla historycznego faszyzmu – tak samo zresztą jak ten nowoczesny (w sensie Baumanowskim), faszystowski antysemityzm był różny od przednowoczesnego. Nawet tam, gdzie w tzw. środowiskach imigranckich wrogość wobec Izraela przybiera postać antysemityzmu, wątpię, czy wiąże się to akurat z faszyzacją.

Faszyzm oznacza dla mnie lęk przed wymieszaniem i pragnienie homogeniczności. Nowe formy antysemityzmu wydają się mieć inny charakter (co nie oznacza, że można je lekceważyć). Z drugiej strony rozmaite faszyzujące ugrupowania spod znaku „białej Europy” potrafią z podziwem spoglądać na politykę Izraela, natomiast mówiąc o mniejszości arabskiej w swoich krajach, posługują się językiem nazistów. Jaki byłby jednak ich stosunek do diaspory żydowskiej, gdyby ta wciąż istniała w takim wymiarze jak przed wojną? Coraz trudniej się w tym wszystkim połapać…

Dobrym przykładem jest tu chyba Viktor Orbán, który straszy zalewem islamskiej migracji, na potrzeby węgierskiej polityki odpala kampanie posługujące się antysemickimi stereotypami, a z drugiej strony budował przyjazne relacje z rządem Netanjahu.

Tak, antysemityzm wciąż dostarcza języka rosnącym dziś w siłę rozmaitym formom ksenofobii. Piszę o tym trochę, odwołując się do Nowoczesności i Zagłady Baumana, w której pojawia się teza, że diaspora żydowska była „obiektywną” przeszkodą dla nowoczesnego projektu budowy państwa narodowego, jako państwa z jedną, dominującą narodową kulturą, w którym co najwyżej istnieją pewne tolerowane mniejszości. Dlatego też ci, którzy postanowili realizować ten projekt bez względu na koszty, doszli w końcu do takiego wniosku jak naziści w Niemczech.

Dziś mamy oczywiście do czynienia z głębokim kryzysem zarówno idei, jak i instytucji państwa narodowego, ale różne faszyzujące ruchy ciągle ożywia pragnienie narodowej czy etnicznej homogeniczności. Tylko że obecnie to nie diaspora żydowska postrzegana jest jako zagrożenie dla tego ideału, tylko migracje. One są i będą, nie da się ich zatrzymać, ale właśnie dlatego te fantazje o homogeniczności powinny nas tak niepokoić.

Bardzo ciekawa wydała mi się myśl, jaką znalazłem u Adorna, który pisał, że już nacjonalizm nazistów był pewną fikcją, biorąc pod uwagę, jak wyglądała społeczna dynamika Niemiec lat 30. Ale im bardziej pewne polityczne idee mają fikcyjny czy fantastyczny charakter, tym częściej próbuje się je wprowadzać przy pomocy radykalnych, jeśli nie zbrodniczych środków.

Jeśli przyjmiemy schemat faszyzmu jako złej odpowiedzi na wyzwania nowoczesności, kapitalizmu i kultury mieszczańskiej, to czy potrafimy powiedzieć, czemu niektóre społeczeństwa – Niemcy, Europa Południowa, spora część Europy Wschodniej – sięgnęły po faszystowskie rozwiązania, a inne – Anglosasi, w dużej mierze Skandynawowienie?

Faszyzm niekoniecznie musi być „faszyzmem zwycięskim”, zdobywającym władzę w państwie i odgórnie ustanawiającym swój porządek, tak jak to się stało w Niemczech i Włoszech. Możemy też mieć do czynienia z „faszyzmem pełzającym”, rozproszonym.

Michał Herer. Fot. Jakub Szafrański

W państwach, gdzie udało się powstrzymać „faszyzm zwycięski”, łącznie ze Stanami, funkcjonowało przecież wiele elementów należących do faszystowskiego pakietu: eugenika, rasizm, obozy, imperializm. Jean-Louis Vullierme w Lustrze Zachodu pokazał, że to brytyjski kolonializm był źródłem i laboratorium wielu praktyk, które później wprowadzały w życie faszystowskie reżimy.

Pytanie jest jednak zasadne. Faszyzm nie zwyciężył i nie ustanowił swoich porządków w Stanach czy w Wielkiej Brytanii. Nie doszło do integracji różnych faszystowskich praktyk, która umożliwiłaby zwycięstwo faszyzmu nad innymi opcjami leżącymi na stole. Nie mam prostej odpowiedzi, czemu tak się stało. Bez wątpienia w Niemczech kluczową rolę w zwycięstwie nazizmu odegrał Wersal – sytuacja, w jakiej Niemcy znalazły się po I wojnie światowej, sprzyjała narastaniu resentymentów. Ci, którzy skupiają się na politycznym wymiarze faszyzmu, wskazaliby np. na siłę demokratycznych idei i instytucji w państwach, gdzie udało się nie dopuścić do zwycięstwa faszyzmu. Można też argumentować, że państwa te lepiej poradziły sobie z kryzysem gospodarczym na przełomie lat 20. i 30.

Jeśli faszyzm jest pewną siecią zjawisk połączonych podobieństwami rodzinnymi, to jaki jej przedstawiciel byłby najbardziej typowy? Kiedy słyszymy „ptak”, wyobrażamy sobie raczej sokoła niż strusia, kiedy słyszymy „faszyzm” – myślimy o nazistach. Czy jednak nazizm nie był nawet na tle faszyzmu wyjątkowym przypadkiem – choćby ze względu na szczególną obsesję antysemicką – i skupianie się na nim, a nie na innych faszyzmach może utrudnić nam uchwycenie natury faszyzacji?

Myślę, że to, czy słysząc „ptak”, myślimy o wronie czy np. o pingwinie, najwięcej mówi o nas, a nie o samych ptakach. Ja skupiam się w książce na przypadku niemieckim, bo ten obszar kulturowy mam najlepiej rozpoznany. Można się jednak faktycznie zastanawiać, czy więcej na temat istoty faszyzmu ujawniają nam przypadki faszyzmów zwycięskich czy pełzających.

Albo czy ze zwycięskich raczej Hitler, czy raczej Salazar i jego portugalskie Nowe Państwo.

Przypadek niemiecki wydaje mi się o tyle ważny, że możemy w nim prześledzić różne stadia rozwoju faszyzmu. Naziści zdobywają przecież władzę dopiero po ponad dekadzie aktywności w ramach Republiki Weimarskiej. Faszyzm w Niemczech zaczyna się nie pod postacią reżimu, ale ruchu, od form „pełzających”. Przyglądając się różnym stadiom faszyzmu w Niemczech, można prześledzić jego ewolucje, odmienne stanowiska, jakie w różnych swoich stadiach przyjmował np. wobec mieszczaństwa.

A gdzie na tej mapie historycznych faszyzmów umieścilibyśmy międzywojenną Polskę?

Bez wątpienia mieliśmy w niej do czynienia z ruchami o charakterze faszystowskim i faszyzującym. Myślę, że do analizy II RP dobrze pasują Baumanowskie narzędzia. W 1918 roku państwo po ponad wieku odzyskuje niepodległość. Elity podejmują próbę budowy państwa narodowego, z katolicyzmem jako główną siłą spajającą narodową wspólnotę. Mniejszości, zwłaszcza żydowska były postrzegane jako przeszkoda dla tego projektu – stąd szczególna rola antysemityzmu w międzywojennej Polsce. Byłoby wręcz dziwne, gdyby tendencje faszystowskie nie pojawiły się w kraju, który niejako w trybie przyspieszonym dążył do ukonstytuowania się jako nowoczesne państwo narodowe. Skoro sukcesy nazizmu w Niemczech tłumaczy się ich słynnym „zapóźnieniem” (zgodnie z formułą verspätete Nation)…

Czy późna sanacja była reżimem faszyzującym lub faszystowskim? 

Faszyzm w polskim międzywojniu zazwyczaj kojarzy się z ONR-em, ewentualnie ze Stronnictwem Narodowym, rzadziej z sanacją. Trudno jednak nie zauważyć, że reżim polityczny w Polsce po przewrocie majowym, a jeszcze bardziej po procesie brzeskim, nosił znamiona autorytaryzmu. Prześladowanie opozycji, łamanie praw obywatelskich, obóz w Berezie Kartuskiej, a do tego obowiązkowy kult munduru – skojarzenie z faszyzmem samo się narzuca, przy czym bardziej pasuje chyba jednak słowo „faszyzujący”.

Stanley: Bardziej niż ustroje faszystowskie interesuje mnie faszystowska kultura

Powiedziałbym, że faszyzowali zarówno narodowcy, jak i zwolennicy sanacji, były to jednak dwa różne style. Pierwszy – w wydaniu narodowców – bazował na antysemityzmie i rojeniach o Wielkiej Polsce Katolickiej (tudzież o Katolickim Państwie Narodu Polskiego); drugi – w wydaniu sanacji – jako że był stylem sprawowania realnej władzy w państwie, przybierał postać autorytaryzmu politycznego.

Faszyzm jest dla ciebie problemem nie tylko historycznym, ale też aktualnym? Dziś ciągle kształtuje się w trójkącie kapitalizm-nowoczesność-mieszczaństwo?

Z pewnością procesy faszyzacji wiążą się z logiką i dynamiką kapitalizmu – bo chyba nikt poważny nie ma wątpliwości, że ciągle żyjemy w systemie kapitalistycznym. Bardziej dyskusyjne jest to, czy i na ile nasze społeczeństwa ciągle są nowoczesne i mieszczańskie, ale współczesny kryzys kapitalizmu pozostaje kluczowym punktem odniesienia także dla analizy procesów faszyzacji. Chodzi przy tym o kryzys w podwójnym znaczeniu: zarówno w sensie potocznym (kryzys gospodarczy), jak i szerszym (moment, w którym następuje jakaś istotna przemiana, mutacja). Samo pojęcie kryzysu ma swoje źródło w medycynie, gdzie oznaczało ono kluczowy moment, w którym decydowało się to, czy pacjent przeżyje i wyzdrowieje, czy umrze. W przypadku współczesnego kapitalizmu chodzi nie tyle o życie i śmierć, co o przejście z jednej formy życia – a mówiąc ściślej: formy akumulacji kapitału – do innej.

Kapitalizm przechodzi dziś przez oba te kryzysy. Z jednej strony, od 2008 roku mamy do czynienia z rozciągniętym kryzysem ekonomicznym. Z drugiej, kapitalizm zmienia się, mutuje, co wiąże się także z rewolucją technologiczną, wyłanianiem się jakiegoś nowego oligarchicznego info-kapitalizmu. Oba te procesy wywołują gniew i niepokój, które faszyzm, tak jak czynił to już wcześniej, przekierowuje dziś na rozmaite obiekty zastępcze.

Czy jednak do opisania współczesnych form radykalizacji związanych z kryzysem kapitalizmu faktycznie potrzebujemy pojęcia faszyzmu? Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak jest ono obciążone i nadużywane w debacie publicznej? Nie lepiej mówić o skrajnej prawicy albo prawicowym populizmie?

Rzeczywiście, to pojęcie było nadużywane, czasem stosuje się je do opisu wszelkich autorytarnych czy opresyjnych praktyk. Z drugiej strony można spotkać purystów upierających, że faszyzm jest wyłącznie fenomenem włoskim i nawet naziści nie byli faszystami. Między tymi skrajnościami jest jednak całkiem spora przestrzeń, w której można sensownie posługiwać się pojęciem faszyzmu.

Jestem zwolennikiem podejścia nominalistycznego: pojęcia takie jak faszyzm są ostatecznie tylko słowami. Słów używamy, by coś sobie uporządkować na poziomie teorii, ale też, by móc działać, coś zmienić. I z tego punktu widzenia pojęcie faszyzmu wydaje mi się przydatne. Porzucenie go na rzecz pojęć takich jak „skrajna prawica” czy „prawicowy populizm” wiązałoby się jednak z pewnymi stratami.

Sierakowski: Nasz faszyzm

Faszyzm jest oczywiście wariantem skrajnej prawicowości. Ale jest jednocześnie złożonym zjawiskiem, nieograniczającym się do wymiaru politycznego, gdzie przynależy podział lewica-prawica.

Nie mam też zaufania do pojęcia populizmu. Ono zbyt łatwo ulega przechwyceniu przez dyskurs liberalny. Skojarzenie faszyzmu z populizmem może prowadzić do wniosku, że jedynym sposobem na powstrzymywanie faszyzmu są rządy liberalnych „fachowców” (przede wszystkim od zaciskania pasa). Oczywiście, lewica dyskutuje o konieczności zbudowania „lewicowego populizmu”, ale w głównym nurcie debaty publicznej, przynajmniej w Polsce, temat ten nie istnieje. Populizm pojawia się w niej jako coś, co przeciwstawia się rządom liberalnych technokratów. To skądinąd zastanawiające, że „populistami” nazywa się oligarchów, którzy lud (populus) mają w… głębokim poważaniu.

Wreszcie, słowo „faszyzm” brzmi jak mocne ostrzeżenie. Czasy są mroczne i niebezpieczne, więc chyba potrzebujemy takich ostrzeżeń.

Teoria, jaka powstała do opisu historycznych faszyzmu – sam powołujesz się silnie na szkołę frankfurcką – dobrze nadaje się do opisania współczesnych mechanizmów faszyzacji? Czy społeczeństwo za bardzo się zmieniło i takie pojęcia jako „osobowość autorytarna” niewiele nam dziś wyjaśniają?

Wielką zaletą badań szkoły frankfurckiej nad faszyzmem było jej interdyscyplinarne podejście. Frankfurtczycy badali faszyzm jako zjawisko zarówno polityczne, jak i psychologiczno-afektywne, ekonomiczne, społeczne czy estetyczne. Dzisiaj podobnie interdyscyplinarnego podejścia trochę brakuje. W dziedzinie psychologii dokonał się postęp w rozumieniu faszyzmu od czasu, gdy pisał o tym zjawisku Fromm, ale brakuje łączenia różnych perspektyw.

Na gruncie jakiej teorii miałoby się to dokonać? Na ile aparat teoretyczny stworzony do analizy historycznych faszyzmów ciągle jest przydatny?

Nie jestem przywiązany do żadnej konkretnej teorii faszyzmu, jednak pewne koncepty bardzo pomogły mi zrozumieć jego genealogię. Są one przydatne także dziś, choć nie trzeba stosować ich „jeden do jednego”. Na przykład ukute przez Friedricha Pollocka pojęcie faszyzmu jako „kapitalizmu państwowego”. Nie do końca przyjęło się ono nawet w samej szkole frankfurckiej (odrzucał je Franz Neumann w Behemocie), a jednak pozwala ono dostrzec, do jakiego stopnia faszyzm wpisywał się w szerszy proces mutacji kapitalizmu w latach 20. i 30. ubiegłego stulecia, prowadzącej do zrekonfigurowania relacji między rynkiem i państwem, gospodarką i polityką, własnością i zarządzaniem. Dziś kapitalizm znów mutuje, czemu mogą towarzyszyć nowe formy faszyzacji.

Bójmy się faszyzmu. Ale nie bójmy się o nim mówić

czytaj także

Innym ważnym punktem odniesienia są dla mnie wciąż Męskie fantazje Theweleita i wszystkie koncepcje wskazujące na związek faszyzmu z mizoginią.

Faszyzm jest dziś zjawiskiem wyłącznie „pełzającym”? Czy istnieje zjawisko, że realnie „udzieli” on odpowiedzi na szereg wyzwań, przed którymi stoją zachodnie społeczeństwa?

Na razie przeważa ta forma faszyzacji, którą nazywam „reaktywną” i która sprowadza się do często lękowych reakcji na wszystkie procesy związane z późnonowoczesnym upłynnianiem rzeczywistości. To upłynnianie zachodzi na wielu poziomach – w związku z rozchwianiem tożsamości płciowej, erozją koncepcji homogenicznej wspólnoty narodowej itp.

Jednocześnie te reaktywne działania, obliczone na powstrzymywanie dokonujących się zmian, przywracanie dawnych porządków, okazują się niewystarczające. I wtedy może pojawić się przestrzeń dla ustanowienia faszystowskiego porządku nowego typu.

Myślę, że dziś będziemy mogli to obserwować szczególnie w związku z migracją. Gdy okaże się, że w związku z kryzysem klimatycznym, a być może nawet wojnami klimatycznymi, masowych migracji nie da się powstrzymać, to może dojść do wyłonienia się nowego porządku opartego na jakiejś formie rasistowskiej segregacji. Zachęcam czytelników, by ćwiczyli się w dystopijnej wyobraźni po to, by przewidując rozwój podobnych scenariuszy, zawczasu im przeciwdziałać.

Co obok migracji może być zjawiskiem, prowokującym faszystowskie odpowiedzi?

Faszyzm jest odpowiedzią na kryzys, a dziś mamy do czynienia z czymś, co badacze nazywają polikryzysem, z nałożeniem się na siebie kryzysu ekonomicznego, politycznego i klimatycznego. A do tego można dodać jeszcze kryzysy związane właśnie z migracjami czy upłynnianiem tożsamości genderowych.

Znamy już przyszłość. To wielopiętrowy kryzys

Już historyczny faszyzm miał w sobie silny genderowy komponent, napędzała go reakcja przeciw powojennej emancypacji kobiet. Podobne mechanizmy, jakie Klaus Theleweit opisywał w związku z historycznym faszyzmem w Męskich fantazjach, dziś wracają w tzw. manosferze – w głównie internetowych przestrzeniach, w których dokonuje się radykalny antyfeministyczny backlash. Narastający męski resentyment, rosnąca – ideologiczna, polityczna, edukacyjna – przepaść między płciami to jest coś, czemu warto blisko się przyglądać.

Gdzie widzisz dziś największe zagrożenie związane z faszyzacją? Czy byłoby to drugie zwycięstwo Trumpa albo wybór Marine Le Pen na prezydentkę Francji?

Trump to bardzo ciekawy przypadek. Ja bym go chyba nie określił mianem faszysty. Postrzegam go jako polityka, który flirtuje z faszyzmem, chce mieć po swojej stronie te różne uzbrojone milicje i bojówki, a jednocześnie wierzy, że do końca zachowa nad tym kontrolę. Oczywiście, jak wiemy, w Niemczech Weimarskich wielu liczyło na to, że posłużą się Hitlerem do swoich celów, i się boleśnie przeliczyli.

Trump mówi na przykład na wiecu: „pogonimy komunistów…”; po czym robi krótką pauzę i dodaje: „…oraz faszystów”. Człowiek zadaje sobie pytanie, w jakim celu on dodaje faszystów do tej wyliczanki? Czy mruga w ten sposób okiem do faszystów i mówi im: „nie bójcie się, nawet jak was pogonimy, to jednak trochę mniej”? Czy też zabezpiecza się w ten sposób przed krytyką ze strony liberałów? A może robi jedno i drugie?

A przypadek francuski?

We Francji, podobnie jak w Niemczech migracja rodzi wielkie lęki przed etnicznym i kulturowym przemieszaniem czy wręcz „zastąpieniem” „rdzennej” populacji przez migrantów. I mam wrażenie, że poważny problem w tych państwach polega dziś na tym, że główny nurt, próbując – jak sam to nazywa – „odciąć paliwo” antyemigranckim partiom, sam przejmuje ich język i politykę. To bardzo niebezpieczna gra i nie wiadomo, jak się skończy. To samo obserwujemy zresztą w Polsce, gdzie mówiąc o ochronie granic, Tusk posługuje się często językiem niewiele tak naprawdę różniącym się od języka PiS.

Tusk mówi po rasistowsku

czytaj także

W latach 30. zarówno liberalne centrum, jak i lewica okazały się w wielu miejscach bezradne wobec wzrostu potęgi faszyzmu. Czy dziś te siły mają dobrą odpowiedź na współczesne procesy faszyzacji?

Nie, nie mają. I biorąc pod uwagę złożoność zjawiska faszyzmu, to, że nie ogranicza się ono do pola polityki czy ekonomii, że ma też swój wymiar afektywny, psychologiczny, nie wiem, czy jest w ogóle jakaś jedna odpowiedź. Chodziłoby raczej o zbiór skoordynowanych praktyk obliczonych na hamowanie różnych form i procesów faszyzacji.

Jak te praktyki miałyby wyglądać?

Ja w książce powstrzymałem się od dawania konkretnych recept, bo mam głębokie przekonanie, że żadne proste recepty po prostu nie działają. Oczywiście, rację mają tacy autorzy jak Adorno, kładący nacisk na edukację w duchu demokracji, tolerancji, poszanowania praw mniejszości. Ale to nie wystarczy.

Mechanizmy generujące faszyzm tkwią głęboko w logice nowoczesnych społeczeństw. Nie pozbędziemy się łatwo widma faszyzmu. Pozostaje nam jego odpychanie, ciągłe egzorcyzmowanie. Jeśli uda się nam wyjść z obecnego polikryzysu, nie dopuszczając do politycznego zwycięstwa faszyzmu, jeśli będziemy musieli się zmagać tylko z różnymi pełzającymi faszyzmami, to będzie to już można traktować w kategoriach historycznego sukcesu.

**

Michał Herer – filozof i tłumacz związany z Wydziałem Filozofii UW. Publikował teksty poświęcone myśli i kulturze współczesnej, w tym książki: Gilles Deleuze. Struktury – Maszyny – Kreacje (2006), Filozofia aktualności. Za Nietzschem i Marksem (2012) oraz Pochwała przyjaźni (2017). Przekładał m.in. Althussera, Deleuze’a, Foucaulta i Theweleita.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij