Pierwsze antyaborcyjne prawo we Francji wprowadzono już w 1810 roku. Kolejne 200 lat to niemal nieustanna walka kobiet o wyzwolenie z obsesji przyrostu naturalnego, narodowego szowinizmu i systemowej opresji. Jej symbolami są m.in. dwie kobiety prześladowane przez państwo Vichy – Marie-Louise Giraud i Louise D., żona brata mego dziadka.
4 marca 2024 roku w Wersalu odbyło się ważne wydarzenie: do francuskiej konstytucji wpisano prawa gwarantujące kobietom wolność i dysponowanie swoim ciałem. Francja stała się pierwszym krajem zapewniającym to prawo kobietom, które tego dnia manifestowały na ulicach Paryża. „Kobiety są wolne” – zadeklarował na antenie radia France Info minister sprawiedliwości, Éric Dupond-Moretti. Prawo weszło w życie 8 marca 2024 roku, w Międzynarodowy Dzień Praw Kobiet.
Sprawa IVG, czyli świadomego przerwania ciąży, nie jest we Francji niczym nowym i temat pojawił się już na początku XIX wieku, ale obsesja na tym punkcie rozpoczęła się od przegranej wojny prusko-francuskiej. Od 1871 roku we władzach francuskich wzmogło się przekonanie o zagrożeniu wynikającym z mniejszego przyrostu ludności w porównaniu z Prusami, które od początku XIX wieku faktycznie kwitły – nie tylko jeśli chodzi o przyrost naturalny, ale i gospodarczo, co mogło budzić zazdrość i niepokój.
Laury za pomaganie są dla milionerów filantropów, dla aktywistki mamy ciupę lub prace społeczne
czytaj także
We Francji, w połączeniu z mniej spektakularnym rozwojem industrialnym, ten sam przyrost spowodował spadek jakości życia, ale władze wolały nie wyciągać z tego właściwych wniosków. Francja była krajem przeludnionym i cierpiała z tego powodu jeszcze przed wzrostem pruskiej potęgi.
Kościół i prawica przeciw Malthusowi
Pierwsze antyaborcyjne prawo we Francji wprowadzono już w 1810 roku, co doprowadziło jedynie do eskalacji problemu, gdyż zwiększenie populacji nie polepszyło sytuacji w kraju. Przeludnienie powodowało niedostatek zasobów, ale władze nie brały tego faktu pod uwagę, tym bardziej po przegranej z Prusami.
Francja potrzebowała rąk do pracy i do obrony granic. Potrzeby na poziomie państwa nie były jednak zgodne z powszechnie dominującym przekonaniem, związanym z ograniczonym i świadomym zaludnianiem kraju, rozpropagowanym przez angielskiego pastora Malthusa, który we wzroście demograficznym widział zagrożenie prowadzące do klęski głodu oraz nędzy. Idee Malthusa nie podobały się francuskiej władzy, która przestała mieć wpływ na liczbę urodzeń. W związku z tym od 1870 roku Kościół katolicki i prawicowi politycy zaczęli podsycać przekonanie, iż wszyscy niedługo we Francji wyginą, a jedynym ratunkiem jest zwiększenie liczby urodzeń.
Motorem tej propagandy miała być nienawiść do Prusaków i obawa przed ich dominacją, jednak większy był strach przed głodem, dlatego po I wojnie światowej i kolejnych dotkliwych stratach 31 lipca 1920 roku wprowadzono prawo, według którego przerywanie ciąży zostało uznane za zbrodnię – nie tyle już indywidualną, ile przeciwko całemu narodowi francuskiemu. Przy okazji zabroniono kobietom antykoncepcji i wpojono ludziom przekonanie, iż to dobrowolne przerywanie ciąży, a nie chociażby I wojna światowa, było główną przyczyną wyludniania kraju. Żeby wzmocnić ten przekaz, z kobiet uczyniono głównego wroga narodu i kozła ofiarnego i zamieniono je w maszyny do rodzenia dzieci.
Na celowniku kolaborantów
Przyjęcie w 1939 roku Kodeksu Rodzinnego jeszcze bardziej zaostrzyło represje. W czasach kolaboracji z nazistami Państwo Vichy kontynuowało antyaborcyjny kierunek, nie biorąc pod uwagę wojennych okoliczności łagodzących. Nie wystarczało już, że kobieta była wrogiem narodu: zgodnie z prawem z 15 lutego 1942 roku kobieta, która poddawała się aborcji, zagrażała bezpieczeństwu Francji. Powołana w 1940 roku Rada Medyków przeprowadzała istne polowania na czarownice, a kilka kobiet dla przykładu skazano na karę śmierci, w tym Marie-Louise Giraud, która została zgilotynowana 30 lipca 1943 roku w Paryżu za pomoc w usuwaniu ciąży. Było to ostatnie zgilotynowanie kobiety we Francji [1].
Brudne morderczynie: przemyślenia Wyszyńskiego o kobietach i aborcji
czytaj także
Trudne czasy wojenne pozbawiały kobiety we Francji wszelkiego wsparcia, a prawa antyaborcyjne dodatkowo demonizowały je w oczach społeczeństwa. Taka polityka doprowadziła do zwiększenia liczby nielegalnych aborcji. W 1940 roku liczba osób skazanych za aborcję wynosiła 1225, w 1941 – 2135, w 1942 – 3831, w 1943 – 4055 i 1701 w 1944 [2].
Zarówno osoby pomagające w świadomym przerywaniu ciąży, jak i kobiety poddające się zabiegowi, były napiętnowane. Ich nazwiska podawano do publicznej wiadomości. Miało to pokazać innym kobietom oraz osobom im pomagającym, jaki los je czeka. W ten sposób opinia publiczna mogła się dowiedzieć o procesie Marie-Louise Giraud, praczki z Cherbourga [3].
Aby skutecznie realizować swoją politykę zwiększenia przyrostu demograficznego, państwo Vichy gloryfikowało instytucję rodziny. Ojcowie dostawali pracę i premie, matki obdarzano honorami, nagrodami i medalami za pożycie i liczbę dzieci, przy jednoczesnym wprowadzaniu praw, które konsekwentnie eliminowały je z życia publicznego [4].
„Staruch” [5], jak pejoratywnie nazywano Pétaina, chciał, aby rola francuskiej kobiety ograniczała się do strażniczki moralności i rodzenia dzieci. Nie każda kobieta i nie każde dziecko jednak Pétaina interesowały. Dzieci pochodzące z nieprawych związków były kłopotliwe dla moralizatorskiego państwa, więc niejako przy okazji 2 kwietnia 1941 roku zabroniono także rozwodu przez pierwsze trzy lata pożycia.
czytaj także
Niestety, życie w okresie wojennym dalekie było od wyobrażeń pétainistów i trudno to było zmienić paroma medalami. Nawet kobiety ze środowisk wiejskich sięgały po książkę doktora Jeana Carnota W służbie miłości, opublikowaną w 1939 roku, która w sposób przystępny przedstawiała kwestie dotyczące pożycia i narodzin [6], a idea neomaltuzjanizmu cieszyła się dużym poparciem.
Czerpiący z przekonań Malthusa neomaltuzjanie stali się więc wrogiem numer jeden państwa Vichy, które zakazało „szerzenia tej propagandy” i wysyłało do więzienia jej propagatorów. I tak, 13 marca 1943 roku, do więzienia trafił m.in. mąż znanej aktywistki Jeanne Humbert, Eugène. Został on zatrzymany przez żandarmów w swoim domu „za propagowanie antykoncepcji” i skazany na 18 miesięcy więzienia i 6000 franków grzywny. Miał wtedy 73 lata. Więzienie, do którego trafił, było przepełnione, brakowało pożywienia. Do domu już nie powrócił.
Louise D.
W podobnie przepełnionym więzieniu znalazła się też dnia 17 kwietnia 1943 roku niejaka Louise D. W toku postępowania skazano ją za „współudział w aborcji”, co prasa nazwała „manewrami antynatalnymi”. W rejestrze więziennym widnieje, iż Louise D. przybyła do więzienia ubrana w niebieski płaszcz, szary sweterek, czarną spódnicę, beżowe pończochy i żółte pantofle. Nie wiadomo, w jakim była stanie emocjonalnym, ale podano, iż była katoliczką, zatrudnioną jako sprzątaczka. Pobrano jej odciski palców i poddano ją pomiarom według metody antropometrii kryminalnej, która w tamtej epoce była już anachroniczna.
Technikę takiego pomiaru wymyślił Alphonse Bertillon w 1879 roku. Bertillon zasłynął bardziej, na szczęście dla niego, z wykorzystania fotografii w kryminalistyce. Metoda pomiarów nie przyniosła mu uznania, na jakie liczył, mimo wielu jego wysiłków. W 1943 roku więźniom takie antropometryczne pomiary z pewnością nie kojarzyły się dobrze. Louise D. doznała więc kolejnego upokorzenia. Zmierzono jej skrupulatnie obwód głowy, przyjrzano się czołu, nosowi, owalowi twarzy i uszom, niemal zgodnie z teorią eugeniki niemieckiej i higieny rasowej. Louise D. miała wtedy 34 lata.
Louise D. ze stron rejestru więziennego, który dziś odnaleźć można w archiwach, to żona brata mego dziadka, Władysława K., urodzonego we wsi pomiędzy Augustowem a Suwałkami. Brat dziadka wyemigrował w 1926 roku w ramach umowy z 1919 roku pomiędzy Francją i Polską i od samego początku pracował dla Société métallurgique de Normandie w Caen, czyli w hucie żelaza, otrzymując za swoją pracę dniówkę w wysokości 30 franków. Po pewnym czasie otrzymał też mieszkanie pracownicze, gdyż huta przerabiała 600 tys. ton węgla rocznie i za wszelką cenę potrzebowała pracowników, mieszkanie mu się zresztą należało wedle umowy podpisanej jeszcze w rodzinnym kraju.
We Francji Władysław K. poznał Louise D., Francuzkę urodzoną w małej wsi w Normandii. Pobrali się w 1930 roku i rok później urodziło się im dziecko. Władysław K. szybko nauczył się płynnie mówić po francusku, szybko też odnalazł się we Francji. Życie pary nie zawsze było różowe, gdyż ostracyzm spotykał ich prawdopodobnie zarówno ze strony emigrantów polskich, jak i ze strony francuskiej – mieszane małżeństwa w środowisku prostych robotników były wówczas niemile widzianą rzadkością.
Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:
Jednak gdy Louise D. trafiła do więzienia, była już wdową. Po śmierci męża zatrudniła się najpierw w tej samej hucie co mąż, następnie pracowała jako kucharka lub kucharko-sprzątaczka. Prawa Vichy wyraźnie określały miejsce kobiety w społeczeństwie, a ona była wdową samotnie wychowującą małe dziecko, jakoś musiała sobie radzić. Wcześniej zajmowała się domem. Taki panował wówczas porządek, nie miała szansy na emancypację, niemniej cieszyła się swobodą. Jej mąż, który przez wiele lat pracował w trudnych warunkach, zmarł na pylicę płuc 20 grudnia 1939 roku, ponad trzy miesiące po tym, jak Hitler zaatakował Polskę.
W jakich okolicznościach została zatrzymana Louise D. – nie wiadomo. Trudno także sobie wyobrazić, co odczuwała, gdy przebywała w areszcie, a następnie w więzieniu, w czasach najostrzejszej polityki antyaborcyjnej rządu Vichy. W tym samym czasie zgilotynowano Marie-Louise Giraud. Ta sama kara groziła również Louise. Informacje o jej procesie zamieszczono w prasie. Zarzucono jej wynajmowanie pokoju do celów aborcyjnych [7].
Państwo Vichy demonizowało takie kobiety jak Marie-Louise Giraud czy Louise D., ale nie interesowało się ich życiem. Nie wiadomo, z czego żyła samotnie wychowująca dziecko Louise, zanim trafiła do więzienia. Dorabianie jako sprzątaczka czy kucharka z pewnością nie wystarczało na przeżycie, tym bardziej że dziecko potrzebowało jej obecności. W momencie śmierci męża straciła także prawo do pracowniczego mieszkania. Zaledwie cztery dni po śmierci męża pisała błagalnie do dyrektora huty, w której pracował mąż i przez którą stracił zdrowie i życie, prosząc go o jakąkolwiek pracę. Inaczej już kilka dni później byłaby na bruku. Pomimo tych wysiłków mieszkanie straciła po kilku miesiącach.
Zróbmy z aborcji temat numer jeden (zamiast czepiać się stypendium dla Jasia Kapeli)
czytaj także
Nie wiadomo, gdzie było jej dziecko i kto nim się opiekował, gdy Louise przebywała w więzieniu. Miała jednak więcej szczęścia niż Marie-Louise Giraud: wyszła na wolność po czterech miesiącach. Jej dalsze losy są nieznane, nie wiadomo, gdzie mieszkała i z czego się utrzymywała, wciąż trwała wojna, być może miała jeszcze jakąś rodzinę. Jak była traktowana i czy mogła znaleźć w kimś oparcie i zrozumienie? Być może nie miała już żadnej szansy na zatrudnienie po tym, jak podano jej dane do wiadomości publicznej. Wiadomo, iż udało się jej przetrwać lądowanie w Normandii i bombardowanie, doczekać końca wojny.
Sprawa wagi narodowej
Jeśli chodzi o Marie-Louise Giraud, to dziś wiadomo, że skazana na śmierć nie poniosłaby tak srogiej kary, gdyby nie splot politycznych ambicji i działań konkretnych osób: nazbyt ambitnego politycznie prokuratora, któremu kolaboracja Francji przyśpieszyła karierę, Demangeot z Caen, który postanowił nadać sprawie wartość przydatną politycznie dla Trybunału Stanu [8], Paulowi Devise, przewodniczącemu Trybunału Stanu, tak znudzonemu na emeryturze i tak próżnemu, że było mu obojętne, iż wydaje wyroki, jakie dyktuje mu państwo Vichy [9], oskarżycielowi o niskim poziomie inteligencji, ale oddanemu i lojalnemu Pétainowi – pułkownikowi Farge, Georges’owi Dayrasowi zajmującemu wysokie stanowisko w Ministerstwie Sprawiedliwości i wreszcie samemu Pétainowi, który odmówił Marie-Louise Giraud aktu łaski [10].
czytaj także
Śmierć Marie-Louise Giraud była elementem jego świadomej manipulacji i propagandy, wszak według książki Aborcja, plaga narodowa doktora Roya, mimo ostrej polityki antyaborcyjnej wyludnienie zagrażało Francji. Rząd Vichy wraz z nadgorliwymi sędziami i prokuratorami musiał pokazać Francuzom i Francuzkom, że nie tędy droga. Sprawa Marie-Louise Giraud stała się sprawą narodową.
Decyzja o jej propagandowym wykorzystaniu zapadła 6 maja 1943 roku. Marie-Louise Giraud przebywała w areszcie od października 1942 roku, zupełnie nieświadoma, iż będzie małym trybikiem w wielkiej polityce rządu Vichy. Z jej procesu zrobiono proces pokazowy, aby dać lekcję innym kobietom, które chciałyby pozbawić Francję dzieci.
Sprawa Marie-Louise Giraud nie miała wpływu na powojenną Francję. Po wyzwoleniu uchylono prawa z 1941 i 1942 roku i kobietom nie groziła już kara śmierci, ale nie zmieniło to faktu, iż IVG oraz antykoncepcja wciąż pozostały zakazane i kobietom groziła za nie kara nawet do 10 lat więzienia.
W miarę upływu czasu wiele osób, które ucierpiały w wyniku represji państwa Vichy, otrzymało zadośćuczynienie, ale nikt nie przywrócił czci skazanym za IVG kobietom. Polityka antyaborcyjna Vichy stała się tematem tabu, podobnie jak losy kobiet, które poddały się zabiegowi usunięcia ciąży lub w nim w jakikolwiek sposób pomagały. Stało się tak też dlatego, że po wojnie państwu francuskiemu dalej przyświecała idea zaludnienia kraju oraz konserwatyzm poglądów. Kobiety wciąż redukowano do roli matki i gospodyni domowej, którą euforycznie nazywano pozycją „strażniczki moralności”.
Ciągle ograniczano też rozwój kobiet, np. w klasach niższych posyłając młode kobiety do szkół, w których uczyły się, jak prasować koszule i gotować obiady mężom – ale nic ponadto. Takie nauczanie po wojnie kontynuowała huta Société Métallurgique de Normandie.
Zmiany przyszły dopiero w 1967 roku. Antykoncepcja została zalegalizowana i stała się symbolem emancypacji kobiet. Nie bez problemów, gdyż jeszcze w 1979 roku, pomimo praw wywalczonych przez kobiety na czele z Simone Veil w wielu departamentach na prowincji Francji lekarze powoływali się na tzw. klauzulę sumienia, doprowadzając do dramatycznych sytuacji.
„Jako kobieta nie mam kraju”
Virginia Woolf pisała: „Jako kobieta nie mam kraju”, bo świat wokół nie był skrojony dla niej i odczuwała to na każdym kroku. Dziś kobiety we Francji odczuwają, iż dobrze jest mieć swój kraj i być w nim zauważonym. Louise D. i Marie-Louise Giraud nie miały takiego szczęścia.
Temat ich losów i państwowej przemocy nie był po wojnie poruszany. Nieśmiało zaczął przebijać się w publikacjach czy filmach pod koniec lat 80., jednak dopiero w 2022 roku Annie Ernaux została doceniona za książkę, w której ukazała wyobcowanie i ograniczenia pamięci zbiorowej i indywidualnej, jeśli chodzi o sytuację kobiet i IVG.
czytaj także
Louise D., podobnie jak wiele kobiet w zbliżonej sytuacji, prawdopodobnie nigdy z nikim nie rozmawiała o tym, co ją w życiu spotkało. Mogła obserwować pierwsze wysiłki kobiet związane z uzyskaniem należnych im praw, nie wiadomo natomiast, jaki miała stosunek do zachodzących zmian. Prawdopodobnie pozostawała w cieniu, pragnąc jedynie spokoju.
3 kwietnia 1971 roku została opublikowana petycja „Le manifeste des 343”, w której 343 kobiety francuskie przyznały się publicznie do aborcji. Louise D. zmarła parę miesięcy później, 14 grudnia 1971 roku. Pochowano ją na cmentarzu Aiguillons, w jednoosobowym grobie, który dziś już nie istnieje. W 2021 roku jej szczątki zostały przeniesione do ossuarium, a w 2024 roku, na innym cmentarzu i w innym mieście, umieszczono w ossuarium szczątki jej syna, który zmarł w 1990 roku.
Cherbourg, w którym Louise D. żyła po wojnie i gdzie zmarła, to obecnie jedyne miasto we Francji, które jedną ze swoich ulic nazwało imieniem Marie-Louise Giraud. Może to nie przypadek, iż Louise D. wybrała to miasto, aby dożyć w nim swoich dni.
W konstytucji i żółtych pantoflach
Więzienie la Petite Roquette w 11. dzielnicy Paryża, w którym została zgilotynowana Marie-Louise Giraud, dziś już nie istnieje. Zburzone w latach 70., zostało zastąpione skwerem. Pozostała tylko brama wejściowa, na której widnieje tablica informująca o tym, iż mieściło się tam początkowo więzienie dla nieletnich, później więzienie dla kobiet, lecz wciąż ani słowa o zgilotynowaniu Marie-Louise Giraud.
Dopiero dziesięć lat po śmierci Louise D. Francja zaczęła się konfrontować z sytuacją kobiet w czasie okupacji, kiedy jak pisał F. Szpiner, sprawiedliwość niewiele miała wspólnego z instytucją prawa, gdyż w czasach, kiedy miliony ludzi ginęło w obozach, a reszta cierpiała na niedostatek, rząd Pétaina dodatkowo skazywał kobiety na śmierć.
Louis D. nie miała niestety szansy doczekać nowych czasów, gdzie chociażby hasło „praca, rodzina, ojczyzna” wreszcie przestało być motorem napędowym konserwatywnej władzy i propagandą dla mas, która obarczała kobiety odpowiedzialnością za wyludnianie się kraju i zapaść gospodarczą. Nie doczekała też zrewidowania wyroku i rehabilitacji ani dekonstrukcji stygmatyzacji, której doświadczyła [11]. Zmarła w szpitalu im. Pasteura, który dziś wciąż istnieje i wygląda tak samo.
czytaj także
Pozostaje mieć nadzieję, iż Louise D. doświadczyła także licznych momentów szczęścia w swoim życiu. Być może bywała w tych café w Cherbourgu, które odwiedzała w latach 40. Marie-Louise Giraud, być może spacerowała po ulicach Grande-Vallee, Emmanuel Liais czy des Fossés, zatrzymywała się przy café Hotel de Ville na rogu ulicy de la Paix czy w Continentalu, gdzie Marie-Louise Giraud nieraz szukała zapomnienia i ukojenia. Może spotkała kobiety podobne do siebie, szukające pomocy. Kobiety, które aby przetrwać, skazane były na półświatek i powszechną pogardę.
W 2024 roku dla kobiet we Francji rozpoczęły się nowe czasy. I jeśli żółte pantofle, w których Louise D. stawiła się w 1943 roku do więzienia, były jej symbolem walki z szarą i trudną rzeczywistością, gwarancją godności, może jakimś buntem, to warto mieć nadzieję, iż w podobnych pantoflach została pochowana.
**
Ewa Kozłowska – romanistka, fotografka, tłumaczka języka francuskiego oraz autorka poematów prozą. Współpracowała z „Biuletynem fotograficznym”, publikowała m.in. w „Polityce”, „Borussii” i „Undergruncie”.
*
[1] Marie-Louise Giraud pomagała kobietom w Cherbourgu (prokuratura ustaliła nazwiska 27 z nich), na podstawie anonimowego donosu aresztowano ją w jej własnym domu w październiku 1942 roku.
[2] Inne, późniejsze źródła podają liczbę 4000 w 1944 roku: C. Olivier, Le vice ou la vertu; 2005.
[3] «Le 30 juillet 1943 dans la cour de prison de la Roquette, a 5h25 du matin, Pétain ayant refusé sa grâce, Marie-Louise Giraud, quarante ans, mère de famille, habitant à Cherbourg, fut guillotinée». Pl.: «30 lipca 1943 roku o 5:25 rano na dziedzińcu więzienia la Roquette, po niezastosowaniu przez Pétaina aktu łaski, zgilotynowano czterdziestoletnią Marie-Louise Giraud, mężatkę i matkę, mieszkającą w Cherbourgu”. Informacja ukazała się w «Le Petit Parisien», 31 lipca 1943 roku.
[4] Np. prawo z 11 października 1940 roku zabraniało zatrudniania kobiet zamężnych na stanowiskach państwowych.
[5] P. Pétain – moralista w kwestii rodziny, sam był starym kawalerem, ożenił się w późnym wieku z rozwódką, bezdzietny.
[6] Uzyskany w Bibliothèque M. Durand „Témoignage d‘une scoute” zaświadcza o tym, iż książka była ogólnie dostępna i bardzo rozchwytywana wśród kobiet. „Témoignage” to m.in. reakcja 18-letniej dziewczyny, która w 1941 roku ma już za sobą lekturę książki doktora Carnot i nie chce, aby jej życie przypominało życie jej 22-letniej sąsiadki, która już urodziła czwórkę dzieci, a przy tym jedną ciążę potajemnie usunęła, prawie nie przypłacając tego życiem.
[7] W kilku lokalnych dziennikach zarzucono jej udostępnienie pokoju dla niejakiego Jeana L., który przeprowadził w nim zabiegi, aż do zabiegu na wdowie V., która w wyniku komplikacji zmarła. Jean L. został skazany na siedem lat więzienia i 60 tys. franków grzywny, Louise D. na pięć miesięcy więzienia. Kara Jeana L. została zredukowana do 36 miesięcy, zaś Louise D. spędziła w więzieniu prawie cały zasądzony okres.
[8] Tribunal d’État – organ powołany w 1941 roku przez Pétaina, w pełni oddany nazistom (dekret z 14 sierpnia 1941 zobowiązywał cały wymiar sprawiedliwości do zaprzysiężenia wierności państwu Pétainowi, co pozbawiało sędziów całkowitej niezależności).
[9] Paul Devise uniknął po wojnie procesu tylko dlatego, że był nie tyle już „stary, ile rzekomo już dotknięty demencją w czasie procesu Marie-Louise Giraud”.
[10] Przed rządami Vichy, za czasów III Republiki Francuskiej, wszystkim kobietom skazanym na śmierć zamieniano karę na karę więzienia. Pétain rozpoczął jednak nową tradycję i bez oporów skazał wiele kobiet na śmierć.
[11] Aktualnie zbierane są podpisy przez Fondation des Femmes w celu rehabilitacji kobiet skazanych w czasach rządów Vichy i do 1975 roku: https://fondationdesfemmes.org/petitions/rehabilitation-avortement.