Praca nauczycielki w Danii to coś zupełnie innego niż w Polsce. Czy duński serial może więc powiedzieć nam coś ważnego o kosztach tego zawodu? Justyna Drath uważa, że tak.
W przeddzień rozpoczęcia roku szkolnego przypomniałam sobie serial Rita, duńską produkcję Netflixa. Rita jest nauczycielką po czterdziestce. Uczy duńskiego i przedmiotów ogólnie rozumianych jako humanistyczne. W Polsce taka bohaterka nosiłaby szary kardigan, spódnice w kolorach ziemi, powinna też rozmawiać o weekendzie na działce i nowych kolorach szafek w łazience i gorszyć się, kiedy ktoś używa słowa „folołersi”.
Rita jest jednak nauczycielką w Danii, nosi więc kraciaste koszule, bardzo obcisłe dżinsy i buty na obcasach. Ma wyraz twarzy i sposób bycia bardzo pewnej siebie i świadomej swojej przewagi intelektualnej nastolatki, która uwielbia dogryzać ludziom, szczególnie tym, którzy wydają jej się do przesady spięci i poukładani – niezależnie od tego, czy to jej uczniowie, przełożeni czy irytujący rodzice. Nie chce się jej przesadnie dbać o zdrowy tryb życia czy jedzenie, a seks jest dla niej jedną z ulubionych form spędzania czasu wolnego. Pali papierosy w szkolnej toalecie, poprawiając błędy ortograficzne w wulgarnych napisach. Przemieszcza się bardzo szybko, a siada najczęściej w sposób, w jaki w warszawskim metrze siedzą młodzi mężczyźni, niespecjalnie respektujący prawo innych do przestrzeni.
Rita jest przy tym prawdziwą nauczycielką. Proces uczenia sprawia jej widoczną przyjemność. Przechadzając się po klasie, siadając na stole, niezależnie od tego, czy czyta uczniom wiersze czy próbuje sprzedać wiedzę dotyczącą demokracji – żyje. Funkcjonuje, myśli, wydaje się spokojna – bycie w tym świecie jest dla niej pierwotną tożsamością. Inaczej w swojej prywatnej przestrzeni – tam czuje się zazwyczaj obco, samotnie albo dziwacznie i nieustannie wpada na nowe pomysły na to, jak nadwątlić i tak już skomplikowane relacje z trójką dzieci lub też jednym z kolejnych partnerów.
Niemal w każdym odcinku Rita mierzy się z innym problemem spośród tych banalnie kojarzonych z pracą z nastolatkami: niechciana ciąża, prześladowania, przemoc, problemy rodzinne, wymagający rodzice. Ale serial konfrontuje też bohaterkę z jej własną strategią uczenia i rzuca w wir szkolnych rozgrywek władzy, które wcale nie są poczciwsze czy łagodniejsze od tych korporacyjnych.
Rita próbuje stawić temu wszystkiemu czoło przede wszystkim za pomocą celnych uwag, zdecydowanych działań, pospiesznych rozmów i troski. Ta ostatnia nie oznacza wcale przyjmowania sentymentalnej figury Poświęcającej Się Siłaczki, ale nie jest też przyjmowaniem wzorca tzw. Fajnego Nauczyciela w wydaniu psychologizującym, pod pozorem partnerstwa traktującego swoich uczniów pobłażliwie. Taką pozornie wyrozumiałą i fajną partnerską postawę reprezentuje z początku znienawidzona przez Ritę wicedyrektorka Helle. Rita gardzi jednym i drugim wzorcem. Jej rozmowy z uczniami wymagającymi jakiejkolwiek interwencji są zazwyczaj krótkie i rzeczowe, a rzeczy, które dla nich wykonuje, robi mimochodem, odruchowo, jakby stanowiły część jej rozkładu dnia.
Nienawidzi nowomowy i utartych schematów postępowania, niezależnie od tego, jak dobre są w założeniu. W Polsce zapewne doprowadzałaby ją do pasji biurokratyczna mowa rad pedagogicznych omawiających problemy uczniów czy zaściankowość, w Danii denerwują ją korporacyjne pogadanki, doradca motywacyjny, który poniża dzieci, albo pomysły, które mają na sztandarach budowę świadomego i otwartego społeczeństwa, ale brakuje im pokrycia w nakładach finansowych na nauczycieli czy sprzęt.
Jak doprowadzić do tego, by polski system edukacji sprostał wyzwaniom XXI wieku?
czytaj także
Zresztą stosunek do pieniędzy i władz samorządowych pomógłby jej na pewno znaleźć wspólny język z polskimi koleżankami. Kiedy lokalna burmistrzyni, matka jednego z wymuskanych uczniów, zjawia się na szkolnej debacie, Rita nie ma skrupułów w obnażeniu jej hipokryzji – polityczka ma w swoimi programie atencję wobec szkół publicznych, ale swojemu synowi obiecuje, że w razie wygranej przeniesie go do lepszej szkoły prywatnej; głosi, że będzie dbała o integrację, jednak brakuje jej jakiejkolwiek determinacji, by zdobyć środki na nauczycieli wspomagających.
To ostatnie może brzmieć znajomo, ale lepiej się nie rozpędzać. W drugim sezonie serialu mamy do czynienia z epizodem, w którym Rita próbuje wpłynąć na decyzję swojej uczennicy dotyczącej świadomego macierzyństwa, dając jej do opieki niemowlę. Być może na gruncie psychologicznym, jak reszta wątków tego typu, opowieść o relacji z zagubioną nastolatką nie wydaje się szczególnie pogłębiona, ale sfera, po której porusza się Rita, może być dla polskich odbiorców ziemią obiecaną – a wizja duńskiej szkoły kojarzy się z przestrzenią, w której z młodszymi ludźmi wolno otwarcie rozmawiać o wszystkim, w której jest przestrzeń na szczerość i wsparcie, a takie wartości, jak tolerancja, integracja, transparentność czy zaufanie względem instytucji opieki, nie są podważane.
czytaj także
Dlatego polskiego widza może drażnić nonszalancja, z jaką Rita traktuje te oczywistości, wydając się ich nie doceniać: łamie reguły szkolnych wyborów, popełniając oszustwo i decydując o wygranej pakistańskiego chłopaka, nie zgłasza do opieki społecznej sytuacji ucznia, bo wie, że lepiej dla niego będzie, jeśli przez najbliższe kilka miesięcy pozostanie z matką. Rita może łamać te reguły właśnie dlatego, że w świecie duńskiej szkoły pozostają one oczywiste. Jest oczywiste, że uczennicę należy przekonać, że każde ciało jest piękne; że nazwanie kogoś pedałem pociąga konsekwencje w postaci pogadanki, czym właściwie jest homoseksualizm; że po śmierci nauczycielki należy z dziećmi porozmawiać o umieraniu; że uderzenie ucznia absolutnie dyskwalifikuje nauczyciela.
Rita ma jednak w tym świecie luksus autonomii i jednocześnie – bardzo dobrze osadzone poczucie brania odpowiedzialności za własne decyzje oraz świadomość, jak te decyzje wpływają na innych, coś, czego w polskiej szkole bardzo często brakuje. Mądrość Rity polega na tym, że nie stara się wykształcić kogoś, kto będzie bardziej oczytany, milszy, bardziej tolerancyjny, nie buduje żadnego nierealnego obrazu nastolatków, wydaje się trzeźwo, a nawet pesymistycznie patrzeć na zdolność człowieka do zmiany. To sprawia, że rozmawiając z prawdziwymi ludźmi, nie tymi opisanymi w podstawach programowych i ustawach – naprawdę potrafi do nich dotrzeć.
Seks, kłamstwa i Messenger – czego boją się ludzie młodsi ode mnie?
czytaj także
Oczywiście często się myli. Relacja z początkującą poczciwą nauczycielką Hjordis, do której Rita ma z początku pobłażliwy stosunek z porządku relacji: mistrzyni – uczennica, błyskawicznie zmienia się w równorzędną wymianę różnych podejść i stylów nauczania. To Helle, która według Rity jest idiotką, potrafi porozmawiać z jej synem i okazać mu wsparcie, kiedy ona sama zawodzi. Jednocześnie pokazuje to, że relacje budowane przez Ritę w szkole wydają się dużo bardziej stabilne, serdeczne, oparte na lojalności niż te budowane poza nią.
Jest to bowiem również serial o nauczycielskiej samotności. Rita, która mieszka w odległości 100 metrów od szkoły, w starym domu woźnego, często mimochodem zaciera granice pomiędzy zawodowym i prywatnym. Zaprasza irytującą uczennicę na pizzę albo chmarę dzieci na korepetycje, bo nie może znieść pustego domu.
Zaangażowanie w proces uczenia oznacza nieustającą potrzebę otrzymywania bodźców przy jednoczesnym braku wymiernego efektu swoich działań. To zaczyna izolować człowieka od normalnego świata, który funkcjonuje trochę inaczej. Rita w szkole czuje się doceniana, rozumiana i zwyczajnie lubiana, nawet przez najmłodsze dzieci. Nie potrafi natomiast serio traktować relacji w prywatnym życiu. Może dlatego, że sama mentalnie pozostaje zbuntowaną nastolatką, z którą trudno wytrzymać. A nie tylko widz serialu zgodzi się, że to najgorszy okres w życiu, nawet jeśli żyjemy w Danii.
czytaj także
Kiedy nagle na zawał umiera starsza nauczycielka Inga, okazuje się, że nie miała rodziny ani właściwie żadnych przyjaciół, a nawet jej koledzy i koleżanki niewiele o niej wiedzieli. Hjordis, zawsze emocjonalna i szczera, angażując się w jej pogrzeb, pyta: czy to musi tak wyglądać? Przemijamy i nic nie zostaje? Rita odpowiada, że najwyraźniej tak. Na pogrzeb Ingi przychodzi jednak tłum byłych uczniów. Produkcja Netflixa wydaje się nas przekonywać, że uczenie to najskuteczniejszy sposób na nieśmiertelność, jaki mogliśmy dla siebie wynaleźć. Ale płaci się za nią wysoką cenę – równie wysoką w Polsce i w Danii.
Czy polska szkoła może być tak fajna jak fińska? [rozmowa z Martą Zahorską]