Film

Mungiu: Dobre intencje to za mało

Jedynym filmem, o którym myślałem w trakcie realizacji „Za wzgórzami”, był „Egzorcysta”. Dziś do kin wchodzi nowy film Cristiana Mungiu.

Piotr Czerkawski: Za wzgórzami i 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni to oczywiście zupełnie różne filmy. Wydaje mi się jednak, że łączy je jedno bardzo ważne podobieństwo. W obu przypadkach pokazuje pan bohaterów, którzy pozostają zniewoleni przez obowiązującą w ich świecie ideologię.

Cristian Mungiu: Niektórzy bohaterowie obu tych filmów poddają się opresji, innym udaje się zachować wewnętrzną wolność. Otila z 4 miesięcy… – w swoich myślach i czynach stara się być niezależna. Alina w Za wzgórzami również rzuca wyzwanie ustalonym regułom, nie chce spocząć na laurach i ma w sobie siłę, by wystąpić przeciwko społecznemu konformizmowi. Prawdą jest jednak, że oba filmy starają się śledzić opresyjny wpływ reżimowych instytucji na postępowanie jednostek. Komunizm z pewnością nie zachęcał ludzi do tego, by myśleli samodzielnie. Nie wszystko da się jednak wytłumaczyć po prostu wpływem autorytarnego reżimu czy opresyjnością państwowych instytucji. Aktualna sytuacja w Rumunii stanowi wypadkową procesów historycznych, które trwają w nim przez ostatnie 50, 100 czy nawet 500 lat. Jednocześnie jednak jesteśmy za to wszystko współodpowiedzialni. W codziennych zachowaniach utrwalamy patologie tkwiące w jądrze systemu. Dlatego właśnie Za wzgórzami pozostaje dla mnie przede wszystkim opowieścią o niekompetencji, miernocie i zaniku wartości moralnych, które mają wpływ na całe społeczeństwo, a nie tylko funkcjonujące w nim instytucje.

Demokratyzacja kraju w żaden sposób nie wpłynęła zatem na mentalność obywateli?

Wydaje mi się, że – niezależnie od ustroju – w każdych warunkach ludzie wolą podążać za stereotypami i kliszami aniżeli myśleć swobodnie i podważać narzucane im wzorce. Tak jest po prostu łatwiej: bycie niezależnym wymaga większej determinacji, a jednocześnie nie przynosi żadnych wymiernych korzyści. Brutalna prawda jest taka, że społeczeństwo w żaden sposób nie traktuje cię lepiej, jeśli zachowujesz się bardziej etycznie.

Powiedział pan w jednym z wywiadów, że Za wzgórzami jest filmem o dobrych intencjach, które prowokują jednak podjęcie złych decyzji.  Jak dochodzi do tego paradoksu?

Dobre intencje bez wiedzy, edukacji i wolnej woli to za mało. Proszę wyobrazić sobie sytuację, w której próbuje pan pomóc osobie rannej w wypadku samochodowym, ale nie wie nic o medycynie. Bardzo łatwo może pan kogoś zabić – pomimo tego że działa pan z najszlachetniejszych pobudek. Dlatego właśnie tak ważne jest, żeby myśleć samodzielnie i zdroworozsądkowo także w codziennym życiu. Wtedy łatwiej zachować spokój w sytuacji kryzysowej, nie ulec stereotypom i irracjonalnym lękom, które mogą doprowadzić do błędów, jakie stały się udziałem bohaterów Za wzgórzami.

Motyw napięcia między pragnieniami pojedynczego człowieka a zasadami rządzącymi życiem społeczeństwa przewija się w całej pańskiej twórczości. W ostatnim czasie zaistniał on także chociażby w polsko-rumuńskiej Drodze na drugą stronę. Czy myśli pan, że poruszana w tych filmach tematyka stanowi jeden z ważnych tematów dla nowego kina rumuńskiego? 

Droga… to bardzo smutny film o obojętności, niekompetencji, zaniku empatii i braku odpowiedzialności. Opowiadana w niej historia mogłaby wydarzyć się wszędzie na świecie. Ludzie nieustannie próbują przecież przeciwstawiać się systemowi, niezależnie od jego natury. Dla filmu nie jest zresztą istotne, czy odniosą w swoich wysiłkach sukces. Zadanie artysty polega na tym, by dowartościować sam akt podjęcia przez nich walki.  

Być może rozwiązanie problemów pańskich bohaterów mogłaby stanowić ucieczka do innej, „lepszej” rzeczywistości. Tak przynajmniej wydaje się uważać Alina z „Za wzgórzami”, która myśli o ułożeniu sobie życia w Niemczech. Bardzo podobne marzenia mieli także bohaterowie pańskiego pierwszego filmu – Zachód. Skąd u nich wszystkich bierze się ta naiwna wiara w emancypacyjny potencjał emigracji?

Fascynacja światem Zachodu nie jest czymś, co można wytłumaczyć w sposób racjonalny albo powiązany z jakąś ideologią. To kwestia biologicznej skłonności, by przemieszczać się do miejsc, w których łatwiej nam o zdobycie pożywienia czy uzyskanie lepszych warunków życia. Oczywiście myślenie w ten sposób prowadzi do powstania w naszych umysłach utopijnej wizji lepszego świata, który pozostaje dla nas dostępny na wyciągnięcie ręki. Właśnie konfrontacja tych wyobrażeń z rzeczywistością była głównym tematem wspomnianego przez pana Zachodu.

Pokazywana przez pana próba poszukiwania ziemskiego raju kończy się, rzecz jasna, fiaskiem.

Doskonale rozumiem jednak potrzebę, która stoi za tą aktywnością. Ludzie desperacko łakną wszystkiego, co daje im nadzieję, że szczęście będzie możliwe do uzyskania. Próba doświadczenia ideału wyznacza ścieżkę, którą będą  podążali do końca swojego życia. Oczywiście nigdy nie dotrą do celu, ale próba jego osiągnięcia będzie porządkować ich życie i nada mu sens. 

Za wzgórzami to kolejny pański film, którego wielką zaletę stanowią złożone psychologicznie portrety bohaterek. Czy można powiedzieć, że kobiety wydają się dla pana bardziej interesujące na ekranie niż mężczyźni?

Nigdy nie uważałem się za twórcę, dla którego decydujące znaczenie miałaby płeć bohaterów. Zainteresowanie kobiecymi postaciami stanowi po prostu  konsekwencję moich artystycznych wyborów. Jako reżyser fascynuję się bohaterami, którzy muszą walczyć z zewnętrzną agresją i zostają poddane presji ze strony otoczenia. W naszych społeczeństwach kobiety po prostu stykają się z tym problemem znacznie częściej niż mężczyźni.

Charakterystyczną dla pańskich filmów atmosferę opresyjności podkreśla dodatkowo upodobanie do kręcenia w ciasnych, klaustrofobicznych wnętrzach. W 4 miesiącach… był to głównie obskurny pokój hotelowy, w Za wzgórzami złowieszczy, prawosławny monastyr.

Gdy wybieram miejsca, w których będę kręcić swój film, nie zwracam specjalnej uwagi na intelektualne aspekty tej decyzji. Na tym etapie liczy się dla mnie przede wszystkim uzyskanie jak najgłębszego wrażenia autentyzmu i logicznego powiązania z fabułą. Jeśli w Za wzgórzami czy w 4 miesiącach… można odczuć atmosferę klaustrofobii, wybór takich a nie innych lokacji stanowi zresztą wyłącznie jeden z czynników kształtujących to wrażenie. Równie istotny pozostaje chociażby styl zdjęć bądź charakter aktorskich interpretacji.

Tematyka klasztornego życia od lat inspiruje zarówno twórców wysokiej klasy kina artystycznego, jak i filmów klasy B. Czy w Za wzgórzami starał się pan w jakikolwiek sposób odnieść do którejś z tych tradycji?

Jestem oczywiście świadom istnienia takiego kina, ale nie myślałem o nim w trakcie swojej pracy. Na pewno nie wynika to jednak z mojej pogardy względem filmów klasy B. Pod pewnymi względami wydają mi się one nawet znacznie bardziej szczere i poważne niż tak zwane „kino artystyczne”. To jednak wyłącznie uwagi na marginesie, bo w swojej twórczości nie staram się nigdy świadomie nawiązywać do  innych twórców. Być może zabrzmi to zaskakująco, ale jedynym filmem, o którym w jakikolwiek sposób myślałem w trakcie realizacji Za wzgórzami był Egzorcysta. Widziałem ten film po raz pierwszy w wieku 15 lat i wywarł na mnie wyjątkowo silne wrażenie.

Żyjemy dziś w czasach postępującego kryzysu duchowości. Kościół zamiast kontaktu z sacrum coraz częściej ma nam do zaoferowania wyłącznie puste rytuały. Czy zgadza się pan, że do podobnego wniosku można dojść także po obejrzeniu Za wzgórzami?

Wydaje mi się, że często oczekujemy od Kościoła zbyt wiele i postępujemy wobec niego nieuczciwie. Kościół nadaje tylko pewne ramy, musisz odszukać poczucie duchowości na własną rękę a jeśli ci się nie uda, nie możesz mieć pretensji do Kościoła. Oczywiście nie chcę wyjść na adwokata tej instytucji. Kościół od dawna umiejętnie posługuje się przecież strachem w celu uzyskiwania posłuchu u wiernych.

Pański film został oparty na prawdziwych wydarzeniach opisanych w reportażach Tatiany  Niculescu Bran. O ile mi wiadomo, jej książki nie wzbudziły protestów rumuńskiej cerkwi. Krytyka hierarchów skupiła się za to na  filmie. Dlaczego?

Nie mam szczegółowej wiedzy o nakładach książek Niculescu Bran, ale mówimy tu o kilku tysiącach egzemplarzy. Przedstawiciele cerkwii skupili się w swojej krytyce na filmie prawdopodobnie dlatego, że zdobył znacznie większy rozgłos niż książki. Mimo wszystko widzę w tym jednak pewną niesprawiedliwość. Jeśliby porównać historię opisaną w reportażach i opowiedzianą w naszym filmie – który wprowadził do opisywanych wydarzeń elementy fikcji – można łatwo zauważyć, że prawdziwy pop i zakonnice mieli w sobie znacznie więcej winy niż nasi bohaterowie. Niektórzy ludzie wciąż mają jednak w sobie mnóstwo hipokryzji. Zamiast buntować się wobec tego, co się wydarzyło, występują przeciw naszej odwadze, by głośno o tym opowiadać.

Cristian Mungu – rumuński reżyser, scenarzysta i producent filmowy. W 2007 na MFF w Cannes zdobył Złotą Palmę za film 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Czerkawski
Piotr Czerkawski
Dziennikarz kulturalny
Dziennikarz kulturalny. Publikuje w „Kinie”, „Filmie”, „Dzienniku”, „Odrze”, a także w portalach internetowych Filmweb.pl i Dwutygodnik.com
Zamknij