Takie rankingi to zawsze zabawa, ale i opowieść. Mam nadzieję, że pomimo swojej wycinkowości okaże się różnorodna i nie bez małych zaskoczeń. Na serialowe podsumowanie roku zaprasza Klara Cykorz.
Dziwna sprawa: doświadczenie krytyczki i doświadczenie widzki bywa bardzo rozbieżne, nawet jeśli krytyczka i widzka są, tak się składa, tą samą osobą. W tym roku spędziłam bardzo dużo czasu nad artykułowaniem swojego rozczarowania telewizją i krytyką telewizyjną, napisałam też tekst o tym, czemu znajduję coraz mniej frajdy w pisaniu o serialach. A jednak kiedy przyszło do kompletowania tej podsumowującej listy, okazało się, że wyodrębnienie najlepszej dziesiątki jest podstępne i trudne z racji nadmiaru kandydatów.
Co więcej, o ile rozpisując swoje podsumowanie rok temu, miałam wrażenie, że twórcy po prostu cieszą się, że mogą znowu wejść na plan, teraz poczułam, że pojawia się dużo nowych pomysłów, znowu zaczyna buzować. (Przy co drugim serialu tego zestawienia miałam ochotę napisać, że jest „najbardziej poetyckim serialem roku”).
A i tak jest to lista gatunkowo i kulturowo ograniczona; mocno wycinając sobie z tegorocznego repertuaru współczesne amerykańskie kino, pozwoliłam sobie na zachowanie kontaktu z amerykańską popkulturą poprzez seriale i na eksplorowanie nieanglosaskich kultur telewizyjnych po raz kolejny zabrakło czasu. (W ramach noworocznych postanowień – zamierzam to zmienić i oglądać więcej seriali nieanglojęzycznych, chociaż znając siebie, skończy się to oglądaniem Chłopów). Nie ma także na mojej liście żadnego dokumentu.
Takie rankingi to zawsze zabawa, ale i opowieść. Mam nadzieję, że pomimo swojej wycinkowości okaże się różnorodna i nie bez małych zaskoczeń.
czytaj także
10. Ktoś, gdzieś (Somebody Somewhere)
Przeczytałam kiedyś gdzieś o pokrewieństwie Polski i stanu Kansas, i teraz mam dowód: serial o „zwyczajnej polskiej kobiecie”, która nie ma nic wspólnego z Polską, ale poza tym spełnia moje marzenie o współczesnym serialu z krajobrazem wiejsko-miejskim jako równorzędnym bohaterem opowieści (tu silos, tam wielki parking, amerykańska asfaltoza).
Sam (Bridget Everett, której wydarzenia z życia zainspirowały serial) jest po czterdziestce, do Manhattanu, ale tego w Kansas (50 tysięcy mieszkańców) wróciła, by opiekować się chorą siostrą. Teraz siostra nie żyje, a Sam nadal śpi na jej kanapie, pracuje przy sprawdzaniu egzaminów i nie ma siły na „co dalej”. Jej druga siostra ma sklep z duperelami na prezent, rodzice gospodarstwo, matka dodatkowo – chorobę alkoholową.
Sam zaprzyjaźnia się z kolegą z pracy, którego nie pamięta z liceum, chociaż on ją tak (była gwiazdą chóru, on oddanym fanem), ten wciąga ją do swojego świata miejscowych dziwaków, kłirów wiejskich (to określenie koleżanki, która mi ten serial najgoręcej poleciła). Drag king Murray Hill występuje tu w roli profesora gleboznawstwa na uczelni rolniczej, taki to serial. Bridget Everett i Jeff Hiller są wspaniali jako przyjaciele trochę z przypadku. Pomiędzy grudkami cierpkiego humoru rozlewają się plamy nudy. Nuda czasami okazuje się depresją.
Gdzie: HBO Max
Do poczytania: Madeline Ullrich o telewizji intymności („Los Angeles Review of Books”)
9. Derry Girls
Trzeci i finałowy sezon serialu, a zarazem społecznego fenomenu rodem z Derry (Londonderry dla protestantów) w Irlandii Północnej. W poprzednich dwóch sezonach dorastająca w mieście Krwawej Niedzieli scenarzystka Lisa McGee samodzielnie przepisała ponury wizerunek swoich rodzinnych stron – w kontekst „Kłopotów” wpisując banały i przygody dziewczyńskiego dojrzewania.
Perypetie tytułowych bohaterek (do których zalicza się czwórka dziewcząt i jeden chłopiec z angielskim akcentem), ich rodzin, sąsiadów i dyrektorki katolickiej szkoły pozwoliły oglądać polityczną przemoc i doświadczone nią miejsca z perspektywy życia, które nie tylko trwa w znoju, ale może być najpiękniejszą i najbardziej żywotną komedią omyłek, jaką widzieliście w telewizorach w ostatnim czasie.
Trzeci sezon wypuszcza nastoletnie bohaterki ku dorosłości, mówi więc i o schyłku, i o początku. Oferuje też niespodzianki, jak jeden odcinek rozgrywający się w (nie)dalekiej przeszłości (jakiej, nie zdradzę), a także więcej czasu dla postaci matki, Mary (Tara Lynne O’Neill), zapracowanej zaklinaczki chaosu i rodziny. Jest też wspomnieniem nadziei i euforii związanej z referendum w sprawie porozumienia wielkopiątkowego – taniec Orli kosmitki wzdłuż murów Derry to jeden z najbardziej wyciskających łzy momentów, jakie w tym roku widziałam na ekranie.
Gdzie: Netflix
Do poczytania: Karolina Kosińska o wielu wyprawach do Derry („Dwutygodnik”)
czytaj także
8. Branża (Industry)
Pierwszy sezon tego serialu przemknął w drugim lockdownie, gromadząc niewielki krąg wyznawców; drugi, z równie mikroskopijnymi wynikami oglądalności, powiększył ten krąg o z nagła przebudzonych krytyków. (HBO, ku zdziwieniu chyba także samych twórców, zamówiło trzeci sezon).
Nie wiem, czy to nie po prostu vibe londyńskiego City, ale jest w Branży coś głęboko dziewiętnastowiecznego; młodzi, piekielnie ambitni ludzie w świecie kapitału, ich głód sukcesu, prestiżu, ich skomplikowane, często toksyczne relacje z przełożonymi (przemocowymi potworami są tu także kobiety), walka o każdy kolejny szczebel na drabinie fortuny i władzy.
I jeszcze coś, co uwielbiam, mianowicie główna młoda obsada złożona z samych nieopatrzonych twarzy, w rolach dzieciaków z turboawansu Myha’la Herrold i Harry Lawtey, Marisa Abela jako rozpuszczona dziedziczka poliglotka i mój ulubieniec, mówiący głębokim basem David Jonsson w roli mądrali po Eton („tak, tata jest ambasadorem Ghany w Angoli”). Partnerują im Ken Leung jako jeden z przełożonych i, w drugim sezonie, Jay Duplass jako Pan Covid, miliarder, który zrobił pieniądze na pandemii; i wielu innych, ekran jest po brytyjsku ciasny od świetnych kreacji na drugim i trzecim planie.
Gdzie: HBO Max
Do poczytania: Carrie Battan o najnowszej workplace TV („New Yorker”)
Olejcie Sylwester Marzeń. Oto nasz typ na dzisiejszy wieczór
czytaj także
7. Nasza bandera znaczy śmierć (Our Flag Means Death)
Banda queerowych piratów – kryminalistów i zbiegów – nieco znudzonych rządami kapitana nieudacznika o gołębim sercu. Czarnobrody w aksamitnej podomce, który chciałby już przestać być postrachem mórz. Tajemniczy młodzieniec ukrywający się za sztucznym nochalem i brodą… Serial Davida Jenkinsa ma wszystko, czego można pragnąć od komedii o piratach, przygody, intrygi, sekretne tożsamości i romanse (dużo romansów!), ale też gęstość sitcomu, dobre dialogi i gagi. A także wspaniałą obsadę: od Rhysa Darby’ego w roli głównej, przez Taikę Waititiego w roli jego love interest, po kozacki drugi plan w postaci bardziej lub mniej znanych twarzy, Cona O’Neilla, Samnsona Kayo, Vico Ortiz(a), w końcu Rory’ego Kinneara w zaledwie podwójnej (ale za to świetnej) roli.
Nasza bandera znaczy śmierć udowadnia, że w konwencji przygodowej i komediowo-romantycznej można nie przepraszać ani za wrażliwość, ani za queer. I że można wymyślić serial, który będzie tak męski, jak antydziaderski.
Gdzie: HBO Max
Do poczytania: Klaudia Rachubińska o romantycznych hecach na łajbach i nie tylko („Ekrany”)
6. Będzie bolało (This Is Going to Hurt)
Świetnie pomyślana adaptacja wydanych także po polsku zapisków Brytyjczyka Adama Kaya, który odszedł z zawodu lekarza i dziś pisze książki niepozostawiające suchej nitki na niedofinansowaniu brytyjskiej ochrony zdrowia i zaharowywaniu jej na (dosłowną) śmierć.
Smoliście ponury żart jego dzienników, mających wręcz charakter skeczowy z elementami body horroru, został w serialu rozpisany na pełnokrwisty komediodramat, rozwijający wątki i perspektywy innych pracowników – głównie pracowniczek – oddziału położniczego, gdzie pracuje bohater, alter ego Kaya.
Ben Whishaw w roli głównej udowadnia, że do telewizji wraca tylko po złote strzały, ale to partnerująca mu młoda aktorka i komiczka Ambika Mod w roli wycieńczonej rezydentki jest jednym z moich największych tegorocznych odkryć aktorskich roku. Oboje w swoich kreacjach komunikują każdy rodzaj zmęczenia, stresu i desperacji, niedospania, wyplucia, skonania i rozpaczy. I to wszystko z akcją osadzoną kilkanaście lat temu, z laburzystami u sterów.
Gdzie: Canal+
Do poczytania: Richard Fisher o Będzie bolało na tle gatunku serialu medycznego (BBC)
czytaj także
5. Rdzenni i wściekli (Reservation Dogs)
Pisałam już tu o tym serialu w zeszłorocznym zestawieniu i później, na łamach „Dwutygodnika”, z nadzieją, że wkrótce dotrze do polskiej telewizji i na polski streaming. W międzyczasie ukazał się sezon drugi, trzeci zaraz się będzie kręcił, tymczasem polska premiera przeszła pod radarem krytyki, chociaż to jeden z bardziej osobnych seriali, jakie obecnie powstają za oceanem.
Opowieść rdzennego scenarzysty i reżysera Sterlina Harjo o rezerwacie w jego rodzinnej Oklahomie jest boleśnie intymna, a jednocześnie układa się w wielką mozaikę postaci, pętli czasowych i ciągle redefiniowanych więzi pomiędzy postaciami i ich społecznością. Nie pamiętam, czy o jakimkolwiek innym serialu pisało mi się ostatnimi czasy tak ciężko; tak trudno uchwycić jego poetykę i gęstość, niepowtarzalny, gorzki humor, różnorodność perspektyw, zupełnie oryginalny sposób pisania relacji pomiędzy nastoletnimi a dorosłymi bohaterami.
Ten wciąż niezauważony na naszym podwórku serial jest jednocześnie narracją o prowincji, której, jak mi się wydaje, piekielnie potrzebujemy; prowincji, gdzie dzieją się rzeczy najważniejsze i gdzie nie sięga spojrzenie wielkich „krytycznych” superprodukcji telewizyjnych.
Gdzie: Disney+
Do poczytania: Phillip Maciak o magicznej półgodzinie („Los Angeles Review of Books”)
4. Sprawa idealna (The Good Fight)
Szósty sezon Sprawy idealnej jest nie tylko zwieńczeniem samego serialu, co całego „prawniczego uniwersum” stworzonego przez Michelle i Roberta Kingów półtorej dekady temu w Żonie idealnej, której Sprawa… jest twórczym i artystycznie spełnionym spin-offem. Przewodnią bohaterką tego świata okazała się w toku wydarzeń (i scenopisarskich zmagań) Diane Lockhart w brawurowej kreacji Christine Baranski.
Żona idealna była serialem epoki Obamy; Sprawa… powstała z myślą o prezydenturze Hilary Clinton, ale los oczywiście pokrzyżował scenarzystom plany, diametralnie zmieniając charakter i ton serialu w kierunku dystopijnym, nierzadko psychodelicznym, absurdalnym, na granicy thrillera i spekulacji. W szóstym sezonie ta granica zostaje przekroczona i część frajdy oglądania polega na interpretacji, czy to jeszcze nasz świat, czy jakaś alternatywna rzeczywistość. Wygrana Bidena nie jest końcem ekstremistycznego koszmaru, ten trwa, bez ustanku zresztą słychać go przez okno: od pierwszego do ostatniego odcinka u stóp starego drapacza chmur, w którym znajduje się czarna kancelaria Reddick & partnerzy, trwają brutalne manifestacje białych suprematystów.
Oczywiście publicystyczne zacięcie Sprawy idealnej miało na przestrzeni lat swoje bardziej lub mniej błyskotliwe momenty. I chociaż z sezonu na sezon struktura „sprawy tygodnia” słabła, serial nigdy nie stracił z oczu odcinka jako podstawowej jednostki serialowej opowieści; każdy odcinek przynosił nową zagwozdkę. Mogłam się z tym serialem często kłócić czy politycznie nie zgadzać, ale w ciągu ostatnich tygodni uświadomiłam sobie, jak mało jest seriali poświęconych po prostu ideom. Ze wszystkich zakończonych w tym roku telewizyjnych opowieści tej będzie mi najbardziej brakować.
Gdzie: HBO Max
Do poczytania: Emily Nussbaum kreśli sylwetki showrunnerów, Michelle i Roberta Kingów („New Yorker”)
3. Misja: Podstawówka (Abbott Elementary)
Rok temu ten sitcom o perypetiach nauczycieli z państwowej podstawówki w Filadelfii zaczynał bić swoim pierwszym sezonem rekordy popularności. Obecnie trwa emisja drugiego sezonu (dwudziestoodcinkowego, jak za starych, dobrych czasów), Abbott Elementary ma na koncie dwie nagrody Emmy (w tym dla legendy czarnej popkultury Sheryl Lee Ralph), a showrunnerka i odtwórczyni głównej roli Quinta Brunson (rocznik 1989) spogląda z okładek kolorowych magazynów. Oczywiście w Stanach, bo nie u nas; streaming Disneya w Polsce promuje głównie produkcje franczyzowe, samodzielnie przebił się tylko The Bear, a ja nie ustaję w nadziei, że przyjdzie i czas na pewne ekscentryczne grono pedagogiczne (i jednego bardzo charyzmatycznego woźnego).
Brunson, córka nauczycielki, wymarzyła sobie serial, który w epoce fragmentaryzacji widowni będą oglądali i mały czarny chłopiec z Filadelfii, i biała babcia z przysłowiowego Kansas. Serial wykorzystuje formę mockumentu, ale bez szyderstwa, empatyczny humor wypływa tu z międzyludzkich niezręczności, ten bardziej gorzki – z absurdów niedofinansowanego sektora budżetówki.
Tak jak Będzie bolało, Abbott jest peanem na cześć niedosypiających i sfrustrowanych. Tych, którzy wciąż wierzą w misyjność zawodu. I tych, które już nie – ale i tak będą ratować dzień taśmą klejącą lub kijem baseballowym.
Gdzie: Disney+
Do poczytania: Quinta Brunson vs USA („Vanity Fair”)
2. Atlanta
Drugi obok Sprawy idealnej serial, który w tym roku brał na warsztat, tydzień za tygodniem, ideę za ideą, wizualizował mocne koncepty i – jak zauważyła pewna niechętna Donaldowi Gloverowi krytyczka – przekładał na ekran twitterowe flejmy.
Cztery lata po ekscentrycznej drugiej serii, Atlanta wróciła z sezonem trzecim i czwartym (ostatnim). Wiosną i jesienią, w dwóch różnych formatach. Po jednej stronie lata europejski tour niesamowitości rozbijany przez antologię nowelowych opowieści upiornych (w których nie występują główne postaci). Po drugiej – powrót do Ameryki, do Atlanty, miasta, które składa się z labiryntu dróg, parkingów, magazynów i dzikiej zieleni (i z którego na koniec, o dziwo, nie chce się już wyjeżdżać).
„Logika snu” to wytarte określenie, zupełnie niegodne rozmachu, pomysłowości i niepodrabialnej „faktury” tego serialu, ale, cholera, „coś w tym jest”: prawie każdy odcinek idzie w nieprzewidywalną stronę, kluczy, gubi się, zmienia konwencje. Nie żegnam go – mimo że nominalnie finałowy, ostatni odcinek przypomina, że Atlanta pozostaje opowieścią wciąż niedomkniętą, pełną lustrzanych odbić, pętli czasowych, ukrytych przejść.
Gdzie: Disney +
Do poczytania: Klaudia Rachubińska o afrosurrealizmie Atlanty („Dwutygodnik”)
1. Stacja jedenasta (Station Eleven)
Stacja Jedenasta miała swoją amerykańską emisję na przełomie 2021 i 2022 roku, w najciemniejszych tygodniach roku. Tak rozpoczyna się też jej akcja, zimą, wśród śnieżnych czap na ulicach Chicago; to tu poznajemy Kirsten i Jeevana, dziecięcą aktorkę i przypadkowego widza, świadków śmierci słynnego aktora, który właśnie zmarł na scenie w trakcie Króla Lira. (Ciekawe, czy ten motyw mógł się przypałętać do autorki powieści, Emily St. John Mandel, jako anegdota z teatru odległej Polski. Pewnie nie). Świat właśnie zaczyna się rozpadać, wirus zabójczej grypy zaraz wybije większość ludzkiej populacji.
W Polsce serial zadebiutował kilka znaczących miesięcy później, pojawił się na premierę platformy HBO Max w marcu i ta opowieść o żałobie, katastrofie i wędrówce szekspirowskiej trupy przez krainę wielkich jezior wydawała mi się przez chwilę jedynym odłamkiem amerykańskiej popkultury, który w ogóle jest na temat i blisko rzeczywistości. To serial o kryzysie i odbudowie świata. Wspólnotowości, przemianie i wędrówce – wędrują tu bohaterowie, spektakle, obrazy i słowa, Szekspir i poetyckie frazy z proroczego, tytułowego komiksu, który jak nić łączy postaci i rozrzucone po różnych planach czasowych odcinki. To serial przynależący do tygodni przesilenia. Musiał zwieńczyć ten ranking.
Gdzie: HBO Max
Do poczytania: Katy Waldman o sztuce ekranizacji, adaptacji i metamorfozy („New Yorker”)
*
Czytaj inne podsumowania 2022 roku: