Film, Weekend

Najder: Dobra pani na Pradze-Południe [o serialu „Aniela”]

Kapitaliści sprzedają nam nawet satyrę na siebie samych i złość pod ich adresem. Producenci seriali o marności elita wpuścili nas w pułapkę bez wyjścia, bo im bardziej się oburzamy, tym wydajniej nas eksploatują.

W kapitalizmie, którego sercem i siłą jest niekończące się pomnażanie zysków, doskonale wiedzą, że da się zarobić na wszystkim – więc i na krytyce samego kapitalizmu, i na udawaniu dystansowania się od narzucanego przez kapitalizm stylu życia.

Atrybuty, którymi niegdyś wyróżniali się ci funkcjonujący na obrzeżach systemu bądź owego systemu przeciwnicy – więźniowie, kontestatorzy, tak zwani ludzie luźni, artyści, niedostosowani, komuniści, dziwacy, anarchiści, chuligani – zostały już bodaj w komplecie przez kapitalizm przejęte, zamienione w towar i odsprzedane. Stąd właśnie drogie, markowe ciuszki, które wyglądają jak wyciągnięte psu z gardła albo zdarte z bezdomnego, wymyślne tatuaże, rebelianckie slogany na tiszertach, trendy estetyczne typu „ekskluzywny menel”, rapowe kawałki z topowych wytwórni tętniące nienawiścią do organów ścigania i sześćdziesiony, najróżniejsze „kolektywy”, „spółdzielnie”, „manufaktury” i „fabryki” oferujące produkty i usługi w cenach premium, ekskluzywne samotnie, gdzie za opłatą dane jest zaznać jedności z kosmosem lub ze swoim uprzednim wcieleniem, wielkomiejskie offy z nieodzownym muralem – peerelowskie symulakra gastronomiczne, w których można opałaszować to i owo pod twardym spojrzeniem uwiecznionego na plakacie przodownika pracy, tabliczką z Hali C1, zdjęciem pierwszomajowego marszu.

Ostatnio szczególną popularnością cieszą się filmy i seriale ostentacyjnie krytyczne wobec kapitalizmu i kapitalistycznych herosów – miliarderów, elit, majętnych próżniaków, aroganckich bananowców. Dość wymienić tylko Sukcesję, Chciwość, Biały lotos, W trójkącie, Mountainhead, Parasite, Saltburn, Rywali czy Parę idealną. Wbrew pozorom nie są to jednak produkcje oddolne; żadna z nich ryzykancka, artystyczna guerilla wymierzona w obowiązujący porządek, za którą dostaje się pozew bądź łomot. Wytwórnie filmowe i platformy streamingowe zwąchały bowiem dobry interes w monetyzacji przybierających nastrojów antykapitalistycznych, gniewu na szefów tego świata, frustracji umęczonych i wyzyskiwanych ludzi. Rewolucji z tego nie będzie, ale korpotariat, prekariusze, elektorat lewicowy, spauperyzowana inteligencja i lud mogą sobie podyszeć przed ekranem z satysfakcji na widok blazy, tępoty czy bezwzględności górnego procenta.

Nasz resentyment to dla kapitalistów żyła złota. I pułapka bez wyjścia dla nas, bo czas i emocje, jakie poświęcamy tym dziełom, przekładają się na jeszcze większe bogactwo ich producentów, dystrybutorów i gwiazd, które w nich występują. Co gorsza, najwyraźniej my sami nie wyciągamy z owych emanacji żadnej nauki, bo kiedy przyjdzie co do czego, chętniej głosujemy na obrońców i kompanów zamożnych niż na sojuszników pogubionych i biednych.

Parafrazując słynne leninowskie zdanie o kapitalistach i sznurze  – aczkolwiek przypisywane również Marksowi – kapitaliści sprzedają nam nawet żarty i złość pod własnym adresem.

Biedne dzieci kapitalizmu patrzą na seriale

Netfliksowy serial Aniela – reżyseria Kuba Czekaj i Jakub Piątek, pomysł i scenariusz Paweł Demirski – podchwytuje mnóstwo spośród buzujących akurat w zeitgeiście pojęć i wątków. Są tu zatem wyniosłe elity niepomne istnienia dwunogów o dochodzie oscylującym wokół minimalnej, które oddają się otępiającemu konsumpcjonizmowi i daremnym podróżom do swoich nieciekawych wnętrz. Jest opowieść o transferze społecznym, właściwie dwukierunkowym, bo oto tytułowa Aniela, grana przez Małgorzatę Kożuchowską, w rezultacie niekorzystnej ugody rozłąkowej z mężem spada z najwyższej półki na dno, czyli do bloku na Pradze, z kolei rdzenni mieszkańcy tamtej strony miasta łakną salonów i restauracji w Centrum. Jest kabaretowa z ducha beka z terapii, psychoanalityków, sztuki współczesnej, lewicowo-liberalnych mód i postaw, paraaktywistycznych działań; jest spięcie na linii weganka-mięsożercy; jest sztywniutkie uniwersum prawilniaków; są wreszcie takie słowa-klucze jak „ślad węglowy”, „wstyd”, „dedykowany”, „kultura przegrywu”, „gluten”, „czakra”, „konfident”. Aniela to rzecz o dwóch Polskach, o których pisał choćby Jarosław Marek Rymkiewicz, o Polsce ustawień hellingerowskich i ustawek, UHK i IKP, Polsce Ą i Polsce Ziom.

Ośmioodcinkową Anielę zaplanowano jako komedię i pewnie dlatego jej twórcy poczuli się zwolnieni z przykrego obowiązku budowania fabuły w zgodzie z logiką i realizmem. Serialem rządzą więc prawa narracji charakterystyczne dla kreskówek czy reklamy – ciach, pach, bach i już. Dość powiedzieć, że osamotniona i raptownie zubożała Aniela ot tak zostaje pijarowczynią nieistniejącego projektu oraz nauczycielką polskiego w szkole gastronomicznej, do której chodzą Viola i Lena. One zaś mają kosę z Bananem, uberpopularnym młodocianym raperem, synem prawnika Mareckiego. Tenże Marecki jest przyjacielem męża Anieli i wspólnikiem w ich nader zyskownych wałkach, zaś Aniela systematycznie obnaża prawdę o owych wałkach. W tej szlachetnej misji pomaga jej Czeczenka Layla poznana, jeśli dobrze pamiętam, w mocno szemranym i niedostępnym dla każdego salonie gier. Szczęśliwie dla rozwoju akcji rzeczona Layla po godzinach sprząta u Mareckiego, dzięki czemu potrafi zdobyć kompromitujące go dokumenty… i tak dalej.

Żabiara kontra korporacyjni Goliaci [rozmowa]

Prócz tego Aniela diluje twardymi narkotykami, zdobywa szacunek lokalnych gangsterów, wdaje się w romans z opryszkiem, kumpluje serdecznie z dziewczyną z żabkoidalnego sklepu, okazjonalnie wychowuje córkę, organizuje wycieczkę do Włoch dla całej klasy z gastronomika, z pietyzmem opracowuje misterną intrygę, dzięki której wróci do gry i pognębi Mareckiego i męża, by odzyskać mienie małżeńskie, a z Violi i Leny zrobi rewelację krajowego rapu.

Niewykluczone, że mój reakcyjny, podstarzały umysł nie pojął, a przez to nie przyjął wywrotowości postaci Anieli i dlatego w jej poczynaniach widzę tylko realizację starego dobrego mitu Białej Zbawczyni, która pojawia się wprost z finansowo-snobistycznego olimpu wśród praskich dzikich, żeby wyzwolić ich od nich samych i wszechobecnej patologii. Aniela to jakby połączenie Ireny Sendler i Peggy Guggenheim – ratuje dzieciaki z ulicy, kuratoruje im w karierze. Przy okazji ocala szkołę, w której pracuje, przed zakusami wysiedleńczo-architektonicznymi z lekka stukniętej dyrektorki, a w dalszej kolejności – kliki deweloperskiej; dzierży mentorską pieczę nad utalentowaną uczennicą, ani chybi przyszłą szefową kuchni w lokalu michelinowskim; sprawia, że nielubiany nauczyciel staje się fajny i lubiany; odblokowuje emocjonalnie i społecznie Armaniego, swojego „kochanka z klasy ludowej”, a tej przykutej do opiekacza rolkowego jest w stanie załatwić „porządną pracę”. Zasadniczo – wskazuje drogę, udziela rad etycznych, z wyrozumiałością edukuje z manier i kodu, rzekłbym, wilanowskiego, myśli kompleksowo, rozprasza ciemność światłem własnym, zwycięża. „Dzięki tobie”, „wymarzona kandydatka”, „jesteś genialna” – szczebiocą poddańczo w finałowych odcinkach współtowarzyszki Anieli zaliczającej glow up dekady.

Aniela to serial zręczny i efektowny pod względem formalnym – bywa, że zmienia się w tiktokową rolkę, instagram, nagranie a kasety VHS, animację albo slow-mo – z momentami udanego humoru i samoświadomości bohaterów, którego morał dość ciężko jednak zrekonstruować. Spotkaj na swojej drodze pańcię z koneksjami i zapnij pasy, bo wnet pomkniesz ku istnieniu 10/10? Uważaj na bogatych facetów w kryzysie wieku średniego? Rap to szansa – „Kiedyś była kmina, kiedy zwrócą podatek/Dziś kmina, czy AP, czy Patek”? Każdy z nas jest człowiekiem?

Nie podejmę się rozstrzygnięcia. Wiem natomiast, że Aniela to kolejny skok na klasę w wykonaniu mainstreamu – eksploatacja zwyklaków w zamian za przewidywalną, bezzębną satyrę na elity.

To co, Netflix i Che dziś wieczorem?

**
Łukasz Najder – redaktor, autor tekstów i książki Moja osoba. Eseje i przygody. Mieszka w Zgierzu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij