A gdyby tak dopuścić aborcję bez żadnych ograniczeń i zastrzeżeń? Bez pouczania, że „trzeba było uważać”, „aborcja to nie antykoncepcja”. Dlaczego dorosła kobieta ma swoją decyzję przymusowo z kimkolwiek konsultować, jeśli tego nie potrzebuje? Kinga Dunin czyta książkę Katarzyny Wężyk „Aborcja jest”.
Katarzyna Wężyk, Aborcja jest, Wydawnictwo Agora 2021
Młoda się naprawdę bała, ja zresztą też: że nas celnicy zatrzymają, dowiedzą się, że jedziemy na aborcję, nie wypuszczą, a mnie zamkną.
Znowu coś o aborcji? Cóż tu jeszcze można powiedzieć? Od jakichś trzydziestu lat jestem po dobrej stronie mocy, zabieram publicznie głos, chodzę na demonstracje, podpisuję, co trzeba, głosuję na dające jakąś nadzieję partie – i mam chyba prawo już być tym zmęczona. Czy naprawdę muszę jeszcze coś czytać o aborcji, na przykład książkę Katarzyny Wężyk?
A jednak przeczytałam. I muszę przyznać – jest moc! Nie chcę powiedzieć, że zupełnie nikt przedtem tego nie mówił. Mówiłyśmy to w ten czy inny sposób od lat, ale tu zostało to zebrane w jedną konsekwentną, dobrze napisaną całość. Radykalną, bez żadnych „tak, ale…”.
Przeciąganie liny między zwolennikami liberalizacji i restrykcyjnych rozwiązań (całkowity lub prawie całkowity zakaz, karanie kobiet) nie dość, że zawsze kończyło się tym, że prześladowcy kobiet umacniali swoją pozycję i przez 27 lat zabetonowało to tzw. kompromis aborcyjny, to także po stronie niby-liberalnej niewolne było od zastrzeżeń. „Tak, ale pamiętajcie, że aborcja jest złem”. „Tak, ale musisz mieć opinię lekarza/psychologa”. „Tak, ale tylko do 12. tygodnia”.
A gdyby tak dopuścić aborcję bez żadnych ograniczeń i zastrzeżeń? Bez pouczania, że „trzeba było uważać”, „aborcja to nie antykoncepcja”. Dlaczego dorosła kobieta ma swoją decyzję przymusowo z kimkolwiek konsultować, jeśli tego nie potrzebuje? I dlaczego tylko w pierwszym trymestrze? Absolutna większość zabiegów jest dokonywana właśnie wtedy. Czasem jednak aborcja potrzebna jest później. Bywa też potrzebna w trzecim trymestrze, kiedy nie ma innego wyjścia niż terminacja ciąży. Naprawdę nie ma takiego niebezpieczeństwa, że kobiety masowo zaczną przerywać ciążę na miesiąc przed porodem.
Wszystko, co chciałaś wiedzieć o aborcji, ale dziadersi woleli, żebyś nie pytała
czytaj także
Czemu kobieta, jeśli już mówi o swojej aborcji, zasługuje na wybaczenie, tylko jeśli poda właściwy powód – ciężką chorobę, płód niezdolny do życia? Zwyczajna aborcja to przede wszystkim aborcja kobiet, które po prostu w tym momencie nie chcą mieć dziecka – mają inne plany życiowe i tyle. Tak, w aborcji chodzi o życie kobiety, całe przyszłe życie, bo dziecko wszystko zmienia. A także o poczucie sprawczości.
W książce znajdziemy mnóstwo historii kobiet i jednej osoby niebinarnej, które przerwały ciążę. Czasem było to względnie łatwe – farmakologicznie, pigułki przyszły na czas, przebieg poronienia był lekki. Zawsze jednak musiały kombinować. Czasem był to prawdziwy tor przeszkód. Konieczność zdobycia pieniędzy. Poszukiwanie lekarza, nie zawsze miły kontakt z podziemiem aborcyjnym. Wyjazd za granicę. Poszukiwanie informacji w internecie. Lęk przed zgłoszeniem się do szpitala, gdyby coś poszło nie tak. Bezduszność lekarzy i klauzula sumienia. Ograniczanie możliwości wykonania badań prenatalnych. Brak wsparcia.
Co czuły potem? Ulgę, to chyba oczywiste. Poczucie winy też się zdarzało – miały poczucie winy, że nie czują się winne, a przecież wciąż im się wmawia, że przynajmniej to jest ich obowiązkiem i konieczną karą – trauma, syndrom postaborcyjny, czy jak to tam się nazywa, wyrzuty sumienia do końca życia. Z badań przeprowadzonych w innych krajach wynika, że po pięciu latach od aborcji 99 procent kobiet nie żałuje swojej decyzji. Są też dramatyczne sytuacje, kiedy kobiety były zmuszane do urodzenia dziecka chorego albo niezdolnego do życia, umierały, bo dla dobra płodu odmawiano im potrzebnego leczenia, traciły zdrowie…
Poza ulgą wszystkie te kobiety czują coś jeszcze – słuszny gniew na polskie państwo, w którym je się upokarza. Tym bardziej, im jesteś biedniejsza, bo kobiety z klas wyższych zawsze znajdowały mniej niebezpieczne i bardziej luksusowe sposoby.
Jest takie powiedzenie amerykańskich feministek, że w kwestii aborcji istnieją trzy wyjątki: gwałt, kazirodztwo i ja. Ja albo bliska osoba zawsze jesteśmy w wyjątkowej sytuacji i musimy zakończyć ciążę. A może to są te zwyczajne sytuacje, które należy uznać za normę? I na szczęście tylko czasem zdarzają się wyjątki związane ze stanem zdrowia czy przestępstwem.
Często, kiedy mówimy o normie, mamy na myśli zjawiska, które są dość częste i zawsze występowały. Według WHO, podobne są dane CBOS, około 25 procent kobiet kiedyś przerwało ciążę. Na pewno kogoś takiego znacie. I jak świat światem kobiety podejmowały takie decyzje. A te, które tego nie robiły, przynajmniej wiedziały, że jest taka możliwość.
czytaj także
Spróbujcie wyobrazić sobie świat – marzenie konserwatystów – w którym ciąża jest nieusuwalna. Nie jest to zabronione, bo tak było przez wieki w takim czy innym zakresie, ale po prostu – nie da się. Żyjemy jednak w świecie, gdzie taka możliwość zawsze istniała, również dla kobiet, które twierdzą, że nigdy by tego nie zrobiły, a życie weryfikuje te deklaracje.
Książka Wężyk zaczyna się od rysu historycznego, od starożytnego Rzymu. Z jednej strony to opowieść o tym, jak kobiety sobie radziły, jakie znały środki antykoncepcyjne i poronne albo bardziej drastyczne sposoby. Jak wspomagały je w tym inne kobiety, babki, położne, wiedźmy, dopóki nie postanowiono im tego zabrać i oddać w ręce często bezdusznych lekarzy.
Z drugiej strony to opowieść o tym, jak patriarchat zawsze próbował płodność kobiet kontrolować. Kościół straszył ogniem piekielnym, nie tylko zresztą straszył – urządzał polowania na czarownice i palił je na stosach. A potem, do dziś, wszelkimi metodami i szantażem stara się wpływać na ustawodawstwo.
czytaj także
Z kolei państwa nowoczesne chciały upaństwowić macice potrzebne im do rodzenia żołnierzy i robotników. Ultrakonserwatyści powiesili sobie na sztandarach rozszarpane płody, dołączając zakaz aborcji do innych postulatów mających chronić tradycyjną rodzinę, podporządkowanie kobiet i inne fantazmaty, czyniąc z walki z „gender” oręż polityczny.
Patriarchalni liberałowie opowiadali się za prawem do aborcji, żeby kobiety nie cierpiały z powodu nielegalnych i domowych zabiegów, żeby nie rodziły więcej dzieci, niż potrafią utrzymać, żeby były zdrowsze – niekoniecznie chodziło w tym o ich godność, podmiotowość i wolność. Dzisiejsi liberałowie z centrum poprzestali na rozmaitych „tak, ale”, uciszaniu kobiet, tropieniu „egoistek”, które nie miały wystarczająco dobrych powodów. I chętnie wdają się w jałowe spory, od kiedy zaczyna się życie. Od lat 70. wiele krajów zalegalizowało aborcję, ale to nie znaczy, że prawa raz zdobyte nie mogą zostać odebrane, o czym sami się przekonaliśmy.
Katarzyna Wężyk zygotami ani płodami się nie zajmuje, w centrum stawia kobiety, które z całą pewnością są ludźmi. A kwestia odzyskania przez nie kontroli nad własnym życiem reprodukcyjnym jest kwestią podstawowych praw człowieka i jakości demokracji. Nie dotyczy „kilku kobiet”, tylko wszystkich, przede wszystkim kobiet, ale też mężczyzn. Nie jest żadnym tematem zastępczym, czymś, co wolno przehandlować, uznawać za mniej ważne od innych praw i problemów.
Jak pokazały ostatnie uliczne protesty, coraz więcej kobiet, a przede wszystkim młodych dziewczyn, też tak myśli.
czytaj także
A poza tym uważam, że Kartagina powinna być zburzona. Tak Kato Starszy kończył każdą swoją mowę, bez względu na to, o czym mówił. I w końcu Kartagina została zniszczona, co zakończyło wojny punickie. Chciałabym, aby każdy, kto uważa się za sojusznika kobiet w wojnie o legalną i dostępną bez żadnych warunków i wyjątków aborcję, kończył tekst taką deklaracją. I wojna w końcu zostanie wygrana. A nawet jeśli jeszcze przez jakiś czas nie, to i tak aborcja jest. Była i będzie. Kobiety jak zawsze sobie poradzą.