„Wędrówka” to powieść paragrafowa. Czytelnik musi w kluczowych momentach wybierać, co zamierza zrobić, i to odsyła go do właściwych miejsc w powieści. Czy ta konstrukcja to tylko takie udziwnienie, czy jednak coś z tego wynika? Kinga Dunin czyta „Wędrówkę” Intan Paramadithy i „Mógłby spaść śnieg” Jessiki Au.
Intan Paramaditha, Wędrówka, przeł. Marianna Lis, Tajfuny 2023
Najdroższy Iblis przychodzi do ciebie, kiedy zamierzasz uciec.
Iblis to szatan – w islamie. Można z nim zawrzeć pakt, chociaż wiadomo, że zwykle się to źle kończy. Bohaterka Wędrówki mieszka w Dżakarcie, jest nauczycielką angielskiego, ma dwadzieścia siedem lat i poczucie, że jej życie jest całkowicie jałowe, chciałaby, żeby coś się zmieniło, a przede wszystkim chce opuścić swoje miasto, ruszyć gdzieś w świat.
Kiedy pojawi się w jej życiu Iblis, najpierw da jej świetny seks, kwiaty i czekoladki, ale ona będzie prosiła o więcej, o coś, co odmieni jej życie, o przygody. Tym razem Iblis, ostrzegając, że z tym prezentem wiąże się też klątwa, da jej wspaniałe, czerwone buty. (Takie jakie miała Dorotka grana przez Judy Garland w filmie Czarnoksiężnik z krainy Oz). Włożone na nogi przenoszą bohaterkę i nas do Nowego Jorku. A co dalej? Sami będziemy musieli podjąć tę decyzję – którą z proponowanych trzech dróg wybierzemy? Jeśli używacie kindla, wystarczy kliknąć.
Książki pisane w drugiej osobie często wydają mi się irytujące, ale w tym wypadku jest to zabieg, który pozwoli nam jeszcze bardziej cieszyć się lekturą. Powiedzmy, że przypomina ona grę RPG, czyli jest to książka – gra paragrafowa. Znam takie, ale głównie są to pozycje przeznaczone dla młodszych odbiorców. Czytelnik musi w kluczowych momentach wybierać, co zamierza zrobić, i to odsyła go do właściwych miejsc w powieści.
Postanowiłam iść za głosem serca, czyli wybierać tak, jakbym była na miejscu bohaterki. Wygląda na to, że mam skłonność do dokonywania nie najlepszych wyborów, bo moja pierwsza przygoda skończyła się bardzo szybko, chociaż naprawdę zaskakująco. Zostały mi jeszcze dwie propozycje, każda z nich z rozwidleniami i kolejnymi rozwidleniami rozwidleń. W pewnym miejscu trzeba wykonać krótki test i możesz dostać ostrzeżenie, że dalsza część ci się nie spodoba, albo takie, że nie zawsze ciekawość popłaca, więc lepiej zawrócić. Zresztą zawsze można zawrócić i wybrać inną możliwość.
Poza tym, że to książka paragrafowa, to jeszcze szkatułkowa – spotykasz kogoś, kto coś opowiada, a w tym może być i kolejna historia. Błądziłam po tej powieści długo i wcale nie jestem pewna, czy dotarłam do wszystkich przebiegów akcji i zakończeń. I to była frajda! Myślę, że jeszcze kiedyś wrócę do tej książki, bo czuję, że nie wykorzystałam wszystkich możliwości.
czytaj także
Czy ta konstrukcja to tylko takie udziwnienie, czy jednak coś z tego wynika? Co dość oczywiste, nieustannie uświadamiamy sobie, że wybierając, jednocześnie tracimy inne możliwości. W życiu niestety trudno cofnąć się do poprzedniego rozwidlenia i wybrać inaczej, w książce to wciąż kusi – mnie w każdym razie kusiło.
Czy zatem zyskujemy, bohaterka zyskuje, nieograniczoną wolność? Jednak nie, bo jest wciąż sobą i różne strukturalne uwarunkowania ma już wpisane w swoją społeczną tożsamość czy określoną prawnie pozycję. Zna angielski – to plus, inaczej żadna z tych historii, w których nie ma kłopotów z komunikacją, nie mogłaby się wydarzyć. Może nie jest z bogatej rodziny, ale z takiej, która mogła zapłacić za jej naukę. Ma indonezyjski paszport i czasowe wizy, to może być problemem. Jest kobietą, dzięki temu zajmą się nią czasami jacyś mężczyźni.
Gdziekolwiek się pojawia, ostatecznie jej najbliższym środowiskiem okazują się inni imigranci. Jedne symbole kulturowe są dla niej oczywiste, inne ktoś jej musi wyjaśnić. Świat, po którym się porusza, jest globalny. Kiedy była mała, oglądała serial Domek na prerii i inne podobne, chyba także Czarnoksiężnika z krainy Oz. Potem słuchała Nirvany i Kurta Cobaina. Zabiera ze sobą jednak też wiedzę o islamie, mimo że jest niewierząca, o indonezyjskich mitach, o polityce i ofiarach dyktatury Suharto.
czytaj także
Wydaje się, że jest bardziej „globalna” niż my, skoncentrowani na kulturze Zachodu. Zresztą, czy życie klasy średniej w Dżakarcie jest aż tak odmienne? Owszem, jej siostra nosi hidżab, z wyboru, ma troje dzieci, prowadzi sklep z muzułmańską odzieżą, należy do rozmaitych stowarzyszeń szkolnych i sąsiedzkich. Jej mąż obsługuje social media pewnego muzułmańskiego duchownego celebryty i organizuje kursy motywacyjne. Do czego niby będą motywować? – dziwi się bohaterka. Mają też oczywiście dom z ogródkiem, którego strzeże gipsowy krasnal. Bohaterce bliżej jest jednak do Ruchu Wyzwolenia Krasnali, który uwalnia je z ogródkowej niewoli.
Wędrująca między różnymi miejscami i historiami bohaterka nie jest turystką – czasem flanerką, albo osobą, która może wtopić się w otoczenie, pracować, żyć jak inni. Klątwą, która wiąże się z czerwonymi butami, jest to, że nie będzie mogła wrócić do domu. To nie znaczy, że nie będzie mogła wrócić do Dżakarty, ale to już nie będzie jej dom, tylko jedno z wielu miejsc na świecie.
Intan Paramaditha obecnie mieszka w Australii, wykłada na uniwersytecie w Sydney i specjalizuje się w filmie i teorii gender. Jej książka, jak zapewnia wydawnictwo, jest pierwszą w Polsce przełożoną z języka indonezyjskiego. To nie znaczy, że pierwszą indonezyjską, ale dotąd znaliśmy przekłady zapośredniczone głównie przez angielski.
czytaj także
*
Jessica Au, Mógłby spaść śnieg, przeł. Aga Zano, Wydawnictwo ArtRage 2023
Kiedy wyszłyśmy z hotelu, padał deszcz; drobniutka mżawka, jaka zdarza się w Tokio w październiku. Powiedziałam, że nie wybieramy się daleko – trzeba tylko dojść do dworca, tego samego, na który przyjechałyśmy wczoraj, a potem złapiemy dwa pociągi i pokonamy spacerem kilka uliczek i już, będziemy w muzeum.
Córka zabiera matkę na wycieczkę do Japonii. Lubi Japonię, próbowała nawet nauczyć się języka, wszystko jest zaplanowane, muzea, zabytki. Będą też przysiadały w kawiarniach, zaglądały do sklepików, i nic szczególnego się nie wydarzy, również między nimi. Na co dzień mieszkają w różnych miastach i rzadko się widują, więc córka postanowiła spędzić jakiś czas z matką. To ona jest narratorką. Kim są? Co o nich wiemy?
Matka urodziła się w jakieś biednej wsi pod Hongkongiem, zna chiński kantoński, miała chorego na serce brata, z którym wiąże się pewna legenda, ma jakąś rodzinę w Hongkongu. Córka w dzieciństwie była tam na pogrzebie dziadka, ale niewiele z tego pamięta. I to tyle, w Australii, gdzie mieszkają, te wspomnienia są już niepotrzebne, może angielski nie nadaje się do ich opowiedzenia.
Wspólna podróż nie jest jednak dla córki okazją do dowiedzenia się czegoś więcej, matka nie snuje żadnych wspomnień, córka o nic nie pyta. Chyba już nie potrzebuje tych korzeni, a może wcale nie są one takie ważne? Literatura pełna jest historii: opowiem wam o mojej rodzinie. Może nie wszyscy aż tak bardzo tego potrzebujemy.
czytaj także
Córka wychowała się w Australii, w katolickiej szkole średniej, zakochała się w grece, byłą najlepszą uczennicą, jednak na studiach odkryła, że wielu rzeczy nie wie, nie zna różnych kontekstów kulturowych, więc zaczęła czytać i uczyć się, pracując jednocześnie w restauracji. Ale nie narzeka, zawsze była pracowita i zdyscyplinowana, po prostu robiła, co trzeba. Z czasem zdobyła też to coś, co wykracza poza erudycyjną wiedzę – swobodę w podejściu do dzieł kultury. Nie ma żadnych nieprzepracowanych traum z dzieciństwa. Jest jeszcze siostra, z którą ma dobre relacje. I mąż, z którym też wszystko dobrze się układa.
Ten wyjazd chyba nie spełnił jej oczekiwań, ale czego właściwie oczekiwała? Nie wie, czy matce ta wycieczka się podoba, ale przecież też nie narzeka. Pochodzą z różnych generacji, ich doświadczenia są nieporównywalne, w ogóle ludzie są różni i nie mamy do nich aż tak łatwego dostępu. W pewnym momencie córka wyobraża sobie, jak będzie porządkowała mieszkanie matki po jej śmierci – ale przecież taka jest kolej rzeczy.
Spokój, dystans, łagodność, troska córki, ale nie nadmierna – to określa ich relacje i nastrój tej powieści. Jest jak jest i nie ma tu pola dla rozliczeń, tożsamościowych odkryć i rodzinnych albo historycznych dramatów. Awans społeczny wymagał wysiłku, ale to nie była jakaś trauma.
czytaj także
Bardzo, bardzo mi się to podobało, chociaż pewno niektórzy uznają, że jest to nudne. Tyle jest książek, w których to wszystko, co wymieniłam powyżej, występuje, i faktycznie bywały nudne.
Jessica Au mieszka w Australii, nie udało mi się znaleźć żadnych prywatnych informacji o niej, ale chyba w tej powieści korzysta ze swojej biografii. Za Mógłby spaść śnieg dostała ważną australijską nagrodę, a książka została przetłumaczona na kilkanaście języków.