Dlaczego nie pamiętamy o tych najbardziej wyklętych?
Świat jest pełen paradoksów. Jedne zwierzęta kochamy, drugie zjadamy. Gdy Heinz Heger zwierzył się swojej matce ze swoich homoseksualnych skłonności, ta go uspokajała:
Nie można wyjść ze swojej skóry i zmienić jej na jakąś inną, trzeba się z tym pogodzić. Jeśli sądzisz, że tylko mężczyzna może dać ci szczęście w miłości, nie jesteś z tego powodu żadnym potworem. (…) Spróbuj znaleźć sobie kogoś na stałe, to cię uchroni od wielu niebezpieczeństw. Poza tym od pewnego czasu przeczuwałam, jak to z tobą jest. Nie pogrążaj się w rozpaczy, że jesteś «taki». Posłuchaj moich rad i pamiętaj, że cokolwiek się stanie, jesteś moim synem i zawsze możesz do mnie przyjść ze swoimi zmartwieniami.
Zapewne miał w tym więcej szczęścia niż wielu chłopców i dziewcząt we współczesnej Polsce, gdzie wciąż brakuje zrozumienia, że homoseksualizm jest czymś zupełnie naturalnym i nie powinien być powodem do jakiejkolwiek dyskryminacji.
Niestety Heinz Heger miał nie tylko fajną matkę, ale też nieszczęście żyć w III Rzeszy. I choć jego chłopak Fred był synem wysokiego dygnitarza nazistowskiego, to nie uchroniło go przed wizytą Gestapo, aresztowaniem i osadzeniem w obozie koncentracyjnym we Flossenburgu. Wspomnienia Hegera są krótkie i dramatyczne, dlatego warto się z nimi samemu zapoznać. Okazuje się, że wcale nie żołnierze wyklęci, są najbardziej wyklęci. Znacznie bardziej wyklęci są homoseksualiści, a może nawet jeszcze bardziej lesbijki. Dość powiedzieć, że nie znamy wspomnień żadnej polskiej lesbijki, która przeżyłaby obóz.
Niestety na tyle dobrze znamy historie żołnierzy wyklętych, żeby wiedzieć, że nie wszyscy byli grzecznymi chłopcami. Według znanych danych zabili około 187 dzieci. Czego nie można powiedzieć o homoseksualistach. Homoseksualiści trafiali do obozów tylko za to, że kochali osoby tej samej płci, a jednak byli w obozach traktowani jak najgorszy sort ludzi. Gorszy nawet od KOD-owców. Z kolei utrzymywanie kontaktów erotycznych z osobami tej samej płci nie było w obozach koncentracyjnych ani czymś rzadkim, ani żadnym tabu. Wielu kapo miało swoich chłopaczków. Ale to nie czyniło z nich homoseksualistów, „ciepłych”, którymi można bezkarnie pogardzać.
Wygląda na to, że ruchanie chłopaków jest OK, dopóki nie narodzi się między nimi uczucie. Jak bardzo jest to chore? Chyba tak jak ludzie, którzy potępiają homoseksualizm, a tęsknią za wojną. Znam przynajmniej jednego takiego.
Czy miałby on swojego chłopca, z którego usług seksualnych by korzystał? Raczej nie. Jako osoba pochodzenia żydowskiego raczej nie zostałby też kapo. Choć kto wie? Teoretycznie nie powinien też zostać PiS-owskim agitatorem, a jednak nim został. Życie bywa zaskakujące. Jednak bardziej prawdopodobne, że jako uroczy chłopiec to on wpadłyby w oko jakiemuś jurnemu kapo. Podobno przytrafiło się to wielu polskim chłopcom, choć nie słychać o nich tyle, co o Żołnierzach Wyklętych. Cóż. Chyba szkoda.
Heger wspomina:
Zimą 1940/41 przybyły do obozu pierwsze transporty Polaków. Wysyłano ich do obozów koncentracyjnych za opór przeciwko niemieckiej okupacji lub za działalność w partyzantce. (…) Już po kilku dniach blokowi i kapo, przynajmniej większa ich część, powybierali sobie po jednym młodym Polaku. Mieli być oni osobistymi służącymi, zwano ich sprzątaczami, lecz przede wszystkim służyli jako „cukierek na dobranoc” – musieli dzielić łoże ze swoimi „szefami” i spełniać wszystkie ich zachcianki. Dla chłopców z Polski, z których wkrótce wszyscy byli zajęci, nie było to tak całkiem nieprzyjemne, gdyż szybko zrozumieli, że bez swoich funkcyjnych przyjaciół i ich paczek żywnościowych musieliby głodować i pracować tak samo ciężko, jak reszta więźniów. Dlatego też ci Polacy, a nieco później – także młodzi Rosjanie, chętnie przyjmowali takie oferty ze strony obozowej elity. Te „kociaki” czy też „panienki”, jak nazywano ich w innych obozach, miały przeważnie od 16 do 20 lat.
Bardzo szybko chłopcy ci stali się bezczelni jak wszy, bo mieli ważnych partnerów, którzy zawsze stawali po ich stronie, nawet kiedy ci młodzi ludzie zachowywali się arogancko lub prowokowali współwięźniów. A inni więźniowie niewiele mogli wskórać przeciwko panienkom, gdyż musieli się obawiać zemsty ich szefów – tak więc wszyscy woleli schodzić tym chłopcom z drogi. Wkrótce można było zauważyć, który z nich był w związku z blokowym lub kapo, ponieważ byli wręcz regularnie dokarmiani. I tak polscy chłopcy wkrótce zaokrąglili się jak kapłony, podczas gdy tysiące więźniów w tym samym obozie musiały głodować.
Ciekawe, ilu z nich przeżyło i wróciło do lasu? Ilu nie chciało podporządkować się rozkazom złożenia broni i walczyło dalej, by ostatecznie zyskać status wyklętych? Homoseksualizm był w Niemczech nielegalny jeszcze 30 lat po wojnie. Homoseksualni więźniowie nigdy nie dostali odszkodowań. W Polsce ciągle nie ma żadnego pomnika pomięci homoseksualnych ofiar Zagłady. Nie robi im się uroczystych pogrzebów, jak dzieciobójcy Łupaszce. Co więcej, ich szanse przeżycia były mniejsze niż innych więźniów, bo gdy więźniowie sami mogli decydować, kto zostanie wysłany na śmierć, homoseksualiści byli pierwsi na liście, ponieważ więźniowie „polityczni” uznawali ich za mniej wartościowych.
Jak można kogoś wysyłać na śmierć tylko za to, jakiej płci ludzi kocha, pewnie nigdy nie dane będzie mi zrozumieć. Ale tak się działo, więc musimy o tym pamiętać i takie historie innym powtarzać. Bo historia się lubi powtarzać.
PS. Wszystkim, którzy wyobrażają sobie, że są żołnierzami wyklętymi, poleciłbym też wyobrazić sobie, że są wyklętymi homoseksualistami. W przeciwieństwie do żołnierzy, oni są dalej wyklęci, a wy możecie pomóc zachować o nich pamięć i odzyskać ich godność. No i chyba lepiej wyobrażać sobie miłość niż karabiny czy mordowanie dzieci. Prawda?
Zapraszamy w środę 29 czerwca 2016 o godz. 18.00 na spotkanie „Mężczyźni z różowym trójkątem”, ul. Foksal 16, Warszawa
Czytaj: fragment posłowia Joanny Ostrowskiej do wspomnień Heinza Hegera: Różowe trójkąty
**Dziennik Opinii nr 179/2016 (1379)