Całą grupę demograficzną kobiet nazywa się obecnie „utraconym pokoleniem”. Na pierwszy rzut oka funkcjonują normalnie, lecz mierzą się z depresją i stanami lękowymi, które są wynikiem ich nierozpoznanych wewnętrznych przeżyć nieprzystających do tego, czego od nich oczekuje i jak je postrzega otoczenie. Publikujemy fragment książki Jenary Nerenberg „Neuroróżnorodne. Jak żyć w świecie skrojonym nie na naszą miarę”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Pewnego razu, kiedy przeprowadziłam się z powrotem do Kalifornii po sześciu latach pracy reporterskiej w Azji, moja dwuipółletnia wtedy córeczka zawołała: „Mamo, ty ciągle biegasz i biegasz, i biegasz w kółko!”. „O rany – pomyślałam – ona mnie widzi. Nie mam pojęcia, co ja u diabła robię, a ona to widzi”.
W tym samym roku Narodowe Instytuty Zdrowia (National Institutes of Health, NHI) ogłosiły, że przeznaczą 10,1 miliona dolarów na granty, których celem jest wyeliminowanie uprzedzeń płciowych z badań naukowych. Szkoda, że wtedy o tym nie wiedziałam, zgłosiłabym się na ochotniczkę jako uczestniczka badań. Byłam wówczas przygnębiona, zdezorientowana, zalękniona, zmęczona. Trawiło mnie także uporczywe poczucie niedostosowania oraz wrażenie, że w pewien sposób nie jestem sobą. Odprowadzając córeczkę do nowego żłobka, czułam się, jakbym miała na twarzy maskę założoną na użytek innych rodziców, tak, aby nie zauważyli, że nie daję rady. Jednocześnie narastające pomiędzy mną a mężem napięcia sprawiały, że coraz trudniej radziłam sobie z bałaganem uczuć, a także – całkiem dosłownie – ze stertami brudnych naczyń i prania.
Nie wiedziałam, o co chodzi – mam przecież dyplom ukończenia studiów na Wydziale Zdrowia Publicznego na Harvardzie i na uniwersytecie w Berkeley, doświadczenie w pracy reporterskiej dla CNN, Fast Company, Healthline i innych mediów. A teraz nagle kompletnie nie potrafię ustalić i wdrożyć jakiegokolwiek harmonogramu dnia, prowadzić domu i małżeńskich rozmów o logistyce codziennego życia!
Mniej więcej w tym samym czasie, w latach 2013–2016, w głównych mediach ukazała się seria artykułów o tym, że dorosłe kobiety są pomijane w pracach badawczych dotyczących „zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi” (attention deficit hyperactivity disorder, ADHD) i autyzmu. Maria Yagoda, publicystka i aktywistka zajmująca się ADHD, opisała w gazecie „The Atlantic” życie osoby, która studiuje na renomowanej uczelni Yale, a jednocześnie ma problem z wykonywaniem tak prostych czynności jak sprzątanie, gubi rzeczy i pieniądze, nie może nadążyć za tym, kiedy i gdzie ma zajęcia. Ludzie nie wierzyli, że może mieć ADHD, ponieważ jest „tak inteligentna”.
„Spectrum” opublikowało podobny tekst o dziewczętach i kobietach z autyzmem. U młodej kobiety o imieniu Maya zdiagnozowano silne stany lękowe i dostrzeżono, że zmaga się też z innymi wyzwaniami, aż w końcu rozpoznano, że jest w spektrum autyzmu.
Sądzę, że Facebook podsłuchiwał moje rozmowy z bliskimi i terapeutami. Nagle zaczął mi podsuwać artykuły i książki o kobietach z ADHD i zespołem Aspergera [Od 1 stycznia 2022 r. obowiązuje Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób
i Problemów Zdrowotnych ICD-11. W ICD-11 nie wyróżnia się już osobno zespołu Aspergera i autyzmu, znikają one na rzecz spektrum autyzmu. Polska, podobnie jak wszystkie kraje członkowskie WHO, ma 5-letni okres przejściowy na jej wdrożenie i aktualizację nazewnictwa – przyp. red.]. oraz o osobach wysoko wrażliwych (WWO).
Kiedy zaczęły do mnie docierać nowe wyniki badań nad zdrowiem psychicznym „bardzo ambitnych” kobiet, byłam nimi zachwycona. Poruszona. Nie mogłam się oderwać od lektury. Okazało się bowiem, że nie jestem sama. Kolejne badania wykazywały wysoki odsetek zachorowań na depresję i stany lękowe wśród kobiet odnoszących sukcesy. Pojawiały się także wzmianki o innych czynnikach, takich jak ADHD i autyzm. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale to, co czytałam, bardzo we mnie grało. Jestem wrażliwa, lubię rozmawiać na kilka wybranych tematów (ludzie, psychologia i życie wewnętrzne – to moje szczególne zainteresowania), a kwestie logistyczne jawią mi się jako obcy język, którego nie rozumiem. Moją uwagę zwracało zwłaszcza słowo maskowanie, jako opis doświadczenia, z którego nie zdawałam sobie sprawy bądź do którego nie chciałam się przyznać.
czytaj także
Dlatego rozpoczynam tę książkę od podzielenia się poczuciem dezorientacji, które mnie wtedy nękało. Było to uczucie wstrząsu i dysonansu, ale także nadziei i ulgi. Czy to możliwe, że znajduję się w jakimś spektrum sensorycznym podobnym do spektrum autyzmu? Czy też może mam ADHD? Obie możliwości wydawały się prawdopodobne. Nie zgłosiłam się jednak na badania, które mogłyby to ocenić, zdiagnozować czy potwierdzić. Zamiast tego zagłębiłam się w wyniki badań naukowych, analiz, w artykuły prasowe i niezliczone wywiady oraz historie kobiet brzmiące podobnie do mojej.
Maskowanie
Maskowanie oznacza nieświadome bądź świadome usiłowanie ukrycia i utajenia siebie w świecie, próbę dostosowania się do innych, aby móc z nimi współistnieć. Badania i obserwacje pokazują, że maskowanie i udawanie kogoś innego jest powszechne zwłaszcza wśród kobiet i dziewcząt, głównie z powodu tego, jak przebiega ich socjalizacja.
Zdaniem badaczek i badaczy oraz wielu kobiet, z którymi przeprowadziłam wywiady do tej książki, dziewczęta i kobiety od małego uczone są dopasowywania się do otoczenia. Kobiety często słyszą: „Ach, to tylko przewrażliwienie. Takie już są dziewczyny”. To niefrasobliwe, lecz jednak w naszej kulturze bardzo rozpowszechnione zaniedbanie.
Maskowanie zebrało już żniwo w postaci wielu żywotów – nie mam na myśli tego, że kobiety rzeczywiście popełniają samobójstwo (co jednak także się zdarza), ale że popełniają one samobójstwo wirtualne – wiele z nas czuje pustkę, przygnębienie i lęki, zostajemy obrabowane z życia w zgodzie ze sobą. Kiedy społeczeństwo nie jest w stanie być dla nas rzetelnym lustrem, w końcu interpretujemy nasze odbicie zgodnie z tym, co ukazują dostępne koncepcje, struktury i terminologia. Te jednak często są błędne bądź mylące, a niekiedy wręcz szkodliwe.
czytaj także
Cała głębia mojej ciekawości, wrażliwości, ciągłej refleksji i wątpliwości – mój nienasycony głód wiedzy i poznania – nie znajdują odzwierciedlenia w otaczającej mnie kulturze, nawet w instytucjach badawczych. Interesuje mnie głęboki wgląd w wewnętrzne życie innych osób i ich zrozumienie – co często przejawia się lawiną zadawanych przeze mnie pytań (dobrze, że wybrałam zawód dziennikarki), ale to nie tak ludzie nawiązują przyjaźnie. Bardzo dużo czasu zajęło mi, aby to pojąć. Zamiast zaakceptować siebie jako osobę ciekawską, pełną pasji i dociekliwą, miałam poczucie odmienności i osamotnienia. Powoli dostosowywałam zachowania i gesty do tych, które obserwowałam wokół siebie, oraz komunikatów, które do mnie docierały – nie zadawaj zbyt wielu osobistych pytań, nie mów za dużo, nie wygłaszaj długich monologów na tematy filozoficzne.
Z czasem się zmieniłam. Część tych zmian była wynikiem naturalnego dojrzewania, ale niektóre z pewnością podyktowane były koniecznością bolesnego przystosowania się. Musiałam ukryć część mojej wielkiej ciekawości, zaczęłam więcej czytać i znajdować inne sposoby samodzielnego zgłębiania przepastnych przestrzeni umysłu. Oznaczało to jednak ograniczenie interakcji z ludźmi i jeszcze więcej czasu spędzanego w samotności. Nie ma w tym nic złego, wtedy jednak postrzegałam to w kategoriach „nienormalności” i „normalności”, nie widząc innych sposobów współistnienia ze światem. Nie miałam jeszcze pojęcia o ogromnej różnorodności budowy mózgów i sposobów interakcji z ludźmi. Nic na to nie wskazywało, a skoro żadne lustro nie odzwierciedlało tego, kim jestem, pozostało mi maskowanie i wypieranie.
Tak wygląda sytuacja kobiet na całym świecie. W przeszłości przyklejano nam łatkę histeryczek, teraz zaś mamy inną – osób lękowych. Wiele kobiet – a także lekarzy i terapeutów, z którymi współpracujemy – nie wie o tym, że istnieją inne lustra, w których mogą przejrzeć się wcześniej ukryte części nas samych.
Mówi się, że zmysły mogą być bramami duszy, a ja interpretuję to dosłownie. Obrazy, dźwięki, smak, dotyk i zapach odpowiadają za nasze zdrowie psychiczne bądź psychiczne trudności, zależnie od naszej wrażliwości. Wyobraź sobie cebulę i wiele jej warstw: rdzeniem naszej istoty są nasze geny, budowa biologiczna oraz doświadczenia z dzieciństwa, ale także struktura zmysłów – to, jak nasz układ nerwowy reaguje i współpracuje ze światem naszych doznań, co nas zachwyca, a co odstręcza. Z upływem czasu, w miarę jak toczy się nasze życie, wszystkie te części składowe wchodzą ze sobą w interakcje, wytwarzają pokłady emocji i wynikające z nich zachowania. Gdy niektórzy z nas lądują w gabinetach terapeutów lub lekarzy z powodu stanów lękowych, depresji czy chorób autoimmunologicznych, możliwości pomocy ograniczają się do terapii mówionej lub leków, ponieważ pod uwagę brane są jedynie najbardziej zewnętrzne warstwy emocji i zachowań. Żyjemy i pracujemy, sądząc, że znamy pełną listę możliwych kryteriów diagnostycznych, jednak całkowicie pomijamy zmysły. I tak oto kluczowy element, który sprawia, że ludzie są tacy, jacy są, pozostaje kompletnie zaniedbany.
Wiele osób, myśląc o autyzmie i ADHD, posługuje się przestarzałymi i stereotypowymi wyobrażeniami, warto jednak pamiętać, że to jest całe spektrum doświadczeń. Całkiem możliwe, że te stereotypy dotyczą kogoś w naszym najbliższym otoczeniu – szefa, sąsiadów, kogoś z przyjaciół, rodziny, być może dotyczą nas samych. Moim zdaniem w dyskusji na ten temat przede wszystkim brakuje zrozumienia tego, jak różnorodnie ludzie przetwarzają bodźce – a zwłaszcza uznania tego, że podwyższona wrażliwość jest bardzo powszechna.
czytaj także
Może się wydawać, że temat został wyczerpująco omówiony przez Elaine Aron w wydanej w 1996 roku książce pod tytułem Wysoko wrażliwi. Jak funkcjonować w świecie, który nas przytłacza. Jestem odmiennego zdania – chcę, aby psychologia i psychiatria pogłębiły jeszcze temat wrażliwości, ponieważ bardzo silnie wpływa ona na życie zawodowe, rodzinne, wykształcenie, możliwości ekonomiczne, intymność czy wychowywanie dzieci. Opinia publiczna i specjaliści muszą zrozumieć, że osoby odmienne pod względem sensorycznym – na przykład osoby w spektrum autyzmu i z ADHD lub cechujące się inną neuroodmiennością omawianą w niniejszej książce, jak zaburzenia przetwarzania sensorycznego (sensory processing disorder, SPD), wysoka wrażliwość czy synestezja – ogólnie doświadczają podwyższonej wrażliwości, a te różnice wpływają na niemal każdy aspekt ich życia.
Wiele neuroodmiennych kobiet cierpi, bo często odmienności towarzyszą stany lękowe i depresja, zwłaszcza gdy leżące u ich podstaw różnice w postrzeganiu zmysłowym nie zostały zdiagnozowane. Cały ich zakres – który często mógłby stanowić diagnozę – umyka nie tylko znajomym i członkom rodziny, ale często i im samym. Jedna z moich rozmówczyń ukończyła studia na Uniwersytecie Columbia, ale została zdiagnozowana dopiero w wieku dwudziestu ośmiu lat. Podobnie pewna matka z Kalifornii przez czterdzieści lat nie zdawała sobie sprawy, że przejawia cechy autyzmu i ADHD, aż do diagnozy jej dziecka. Dopiero wtedy rozpoznała objawy występujące u syna jako te, z którymi ona sama borykała się przez całe życie. Ja zaś zdałam sobie sprawę z mojej neuroodmienności w wieku trzydziestu dwóch lat tylko dlatego, że zaczęłam drążyć ten temat i śledzić wyniki najnowszych badań.
Całą grupę demograficzną kobiet nazywa się obecnie „utraconym pokoleniem”. Na pierwszy rzut oka funkcjonują normalnie, lecz mierzą się z depresją i stanami lękowymi, które są wynikiem ich nierozpoznanych wewnętrznych przeżyć nieprzystających do tego, czego od nich oczekuje i jak je postrzega otoczenie. Brak świadomości i zrozumienia wynika w dużej mierze z zaniedbań naukowców, bo wyniki ich badań bardzo często bazują na ustandaryzowanej próbie osób płci męskiej. To sprawia, że lekarze, terapeuci, nauczyciele i funkcjonariusze policji po prostu nie mają pojęcia, jak wygląda i jak zachowuje się kobieta z ADHD, zespołem Aspergera, synestezją, zaburzeniami przetwarzania sensorycznego czy wysoką wrażliwością. W rezultacie tysiące kobiet nie są w stanie nazwać swoich doświadczeń i odczuć.
czytaj także
Kiedy i ja zaczęłam zadawać sobie pytania, zagłębiłam się w temat jeszcze bardziej, chcąc znaleźć nazwę dla mojego sposobu doświadczania świata. Dla tego, jak „wystaję”, jak mój umysł i ciało reagują na pewne sytuacje, a zwłaszcza tego, dlaczego tak źle się ze sobą czuję.
Neuroróżnorodność: zmiana zasad gry
Pewnego dnia, na pokładzie samolotu lecącego z Korei Południowej do Nepalu, zaczęłam wyobrażać sobie, że być może osób takich jak ja jest więcej – może nawet istnieją inne sposoby „bycia” w świecie, których do tej pory nie nazwano, zwłaszcza wśród kobiet? Ukułam sformułowanie praw do temperamentu, aby oddać ideę poszanowania czyjegoś temperamentu czy budowy neurologicznej w taki sam sposób, w jaki szanuje się inne kluczowe ludzkie aspekty, jak płeć, seksualność czy tożsamość etniczną. Zaczęłam wyobrażać sobie świat, w którym bogactwo ludzkiego wnętrza – tego, co nazywamy czyimś „życiem wewnętrznym” – znajduje uznanie i jest traktowane z szacunkiem, wynikającym z takiej samej świadomości różnic, jaką mamy względem zewnętrznych kategorii tożsamości związanych z rasą, kulturą, wyrażaniem seksualności oraz płcią.
Skoro wcześniej przywódcy i aktywiści odważyli się jednoczyć w sprawie uznawania zewnętrznych kategorii tożsamości, czyż nie moglibyśmy postąpić tak samo w przypadku kategorii wewnętrznych? Czyż nasze życie wewnętrzne nie zasługuje na tyle samo uwagi, co to, które widać na zewnątrz? To, że mamy życie wewnętrzne i nasz własny świat emocji, jest powszechne – dotyczy nas wszystkich. Coś w rodzaju ADHD czy wysokiej wrażliwości może wystąpić u każdego – u kobiet i mężczyzn, białych i kolorowych, osób trans i cis.
Nie byłabym sobą, gdybym od razu nie usiadła do laptopa, aby sprawdzić, czy inni też o tym mówią. Bardzo szybko natknęłam się na termin neuroróżnorodność, który bazuje na uznaniu i cieszeniu się z tego, jak różnorodnie zbudowane są nasze mózgi, nie zaś na traktowaniu jednych jako „normalnych”, innych zaś jako „nienormalnych”.
A potem zdarzyło się coś, co już zawsze będzie mnie nawiedzać – w najlepszy możliwy sposób. Od pewnego czasu moją uwagę przykuwał mężczyzna, który co rano z córką przechodził moją ulicą. Wyczuwałam w nim radość, pewną swobodę, jego chód wskazywał na otwartość, spokój i ugruntowanie. Zauważyłam, że na jego twarzy stale gościł uśmiech. Mijaliśmy się niemal codziennie, kiedy odprowadzałam córkę do szkoły. A gdy kilka miesięcy później, w Azji, siedząc przy komputerze, po raz pierwszy natrafiłam na termin „neuroróżnorodność”, to właśnie jego twarz pojawiła się na moim ekranie! Okazało się, że Nick Walker jest szanowanym autorem i badaczem neuroróżnorodności – a w dodatku mieszka zaledwie kilka przecznic ode mnie.
Mniej więcej w tym samym czasie, dzięki algorytmom stosowanym przez Twitter, natknęłam się także na informacje publikowane przez innego autora i specjalistę od neuroróżnorodności – Steve’a Silbermana. W ten sposób rozpoczęłam poszukiwania, które miały zdefiniować następnych kilka lat mojego życia, poświęconych eksploracji i badaniu neuroróżnorodności.
Wrażliwość
Wydana oryginalnie w 2015 roku książka Silbermana pod tytułem Neuroplemiona. Dziedzictwo autyzmu i przyszłość neuroróżnorodności oferująca historyczne ujęcie tego tematu, skupia się głównie na odmiennych neurologicznie chłopcach i mężczyznach z autyzmem. Ja skoncentrowałam się na badaniach z udziałem dorosłych kobiet i kilku rodzajach neuroodmienności, których cechą wspólną jest wysoka wrażliwość. Z moich dociekań wynika, że cecha ta niemal dokładnie pokrywa się z neuroodmiennością rozwojową u kobiet w wieku dorosłym.
Wrażliwość oznacza spotęgowaną w pewien sposób reakcję na bodźce zewnętrzne – doznania, hałas, gwar rozmów, wyrazy emocji u innych, dźwięki, światło lub inne zmiany zachodzące w otoczeniu. Wiele kobiet doświadcza uwrażliwienia i dużej empatii, niektóre z nich jednak doświadczają ich w sposób nieco bardziej skrajny, nie mając przy tym świadomości, że może to być przejaw zespołu Aspergera, ADHD, wysokiej wrażliwości czy innych zjawisk. (Nota od autorki: w książce używam słów kobieta i żeński z uwagi na ich występowanie w literaturze naukowej, jednak doświadczenie uwrażliwienia i ogólnie doznania kobiet są w oczywisty sposób pozbawione płci, niebinarne i dotyczą w takim samym stopniu kobiet trans, jak i cis).
„Naukowe” podstawy dyskryminacji kobiet? Ona z nimi walczyła
czytaj także
Określenie wysoka wrażliwość (high sensitivity), które Elaine Aron zastosowała w książce Wysoko wrażliwi, dotyczy osób przejawiających charakterystyczne głębokie przetwarzanie informacji napływających z zewnątrz – osób z zaburzeniami przetwarzania sensorycznego (sensory processing sensitivity, SPS), jak naukowo określa się osoby wysoko wrażliwe. Dla osób z zespołem Aspergera wrażliwość może oznaczać przytłoczenie w sytuacji, kiedy pojawia się nadmiar bodźców. U osób z ADHD powszechną, acz mało znaną cechą jest wrażliwość na własne emocje i ich regulacja. U osób z zaburzeniami przetwarzania sensorycznego niektóre zapachy lub faktury materiałów mogą potęgować ich reakcje. Dla osób z synestezją (synestetów/synestetek) przytłaczające może okazać się czyjeś cierpienie bądź silne emocje, co nazywane jest synestezją lustrzaną (mirror touch). Warto zauważyć, że wszystkie te rodzaje neuroodmienności – wysoka wrażliwość, ADHD, autyzm, zaburzenia przetwarzania sensorycznego i synestezja – często przejawiają się w jakiejś formie emocjonalnego „załamania” (meltdown). Wtedy dorośli strzelają focha, znienacka pojawia się migrena, ktoś wybucha gniewem – to wszystko z powodu przebodźcowania.
W momencie, kiedy zrozumiemy wrażliwość oraz to, jak łączy się ona z neuroróżnorodnością, kobiety o wysokiej wrażliwości nie będą już zmuszone do ukrywania tego, co odczuwają i czego doświadczają na co dzień: tego, że przyjmują ogromne ilości informacji o otoczeniu, w tym o ludziach, którzy w tym otoczeniu się znajdują, oraz tego, jak somatycznie przetwarzają wszystkie te dane. Nauka w końcu jest w stanie dotrzymać kroku naszym rzeczywistym doznaniom i doświadczeniu, co sprawia, że nie musimy już chować się po kątach ze strachu na myśl, że ktoś może nas postrzegać jako „wariatki”, osoby nadmiernie emocjonalne lub niewystarczająco zdyscyplinowane, by uprawiać naukę?
Książka Neuroróżnorodne bada szczegółowe aspekty pięciu rodzajów neuroodmienności, których podstawę stanowi wrażliwość – są to: wysoka wrażliwość, ADHD, zaburzenia przetwarzania sensorycznego, autyzm/zespół Aspergera i synestezja – oraz możliwe zastosowanie nowej wiedzy i zrozumienia zarówno w codziennym życiu, jak i w skali całego społeczeństwa. Zanurzymy się w światach kobiet, które spędziły całe życie na maskowaniu się, nie zdając sobie z tego sprawy. To, jak przebiega socjalizacja kobiet, prowadząca do wpasowania się i biegłości w odczytywaniu wskazówek społecznych, sprawia, że przejawy leżące u podstaw autyzmu czy ADHD oraz innych neurologicznych konfiguracji zazwyczaj nam umykają.
czytaj także
Tu znowu na scenę wkracza neuroróżnorodność – postrzeganie różnic umysłowych takimi, jakie są, bez wartościowania, czy są lepsze, czy gorsze, normalne czy nienormalne. Jako społeczeństwo potrzebujemy zmiany sposobu myślenia o możliwych konfiguracjach neurologicznych – w tym również tych lepiej poznanych, jak zaburzenie afektywne dwubiegunowe [z systemu ICD-11 zniknęło w kategorii zaburzeń nastroju słowo „afektywny”. CHAD, czyli choroba afektywna dwubiegunowa widnieje obecnie pod nazwą zaburzenia dwubiegunowego. W dalszej części książki stosowane jest nowe nazewnictwo – przyp. red.] czy schizofrenia. W tej książce skupię się jednak na pięciu „różnicach w przetwarzaniu sensorycznym”, których sednem jest wrażliwość, a które zazwyczaj klasyfikuje się jako powiązane z różnicami rozwojowymi (z wyjątkiem wysokiej wrażliwości). Neuroróżnorodność to zmiana paradygmatu, która sprawia, że kobiety mogą wyjść z ukrycia, zostać dostrzeżone, lepiej zrozumieć siebie i z dumą przyjąć to, kim są.
Neuroróżnorodne mają na celu także podkreślić naglącą potrzebę ewolucyjnego przekształcenia definicji „zdrowia psychicznego”, „zaburzenia” oraz „choroby psychicznej”. Na przykład, czy ADHD jest zaburzeniem, czy też po prostu jedną z form budowy ludzkiego mózgu, przejawem naturalnej różnorodności neurologicznej – takiej samej jak bioróżnorodność oznaczająca wielość odmian roślin, barw i fauny w ekosystemie? Poruszymy także kwestię tego, w jaki sposób możemy zrobić miejsce dla zaobserwowanej różnorodności ludzkich mózgów i konfiguracji naszych zmysłów? Co się stanie, kiedy przestaniemy patologizować odmienność? Zobaczymy, że wynikiem często będzie ludzka kreatywność, innowacyjność i rozkwit. Myśląc w kategoriach neuroróżnorodności, możemy zacząć postrzegać różnice w mózgu i funkcjonowaniu zmysłów jako coś, co należy uznać i z czego należy się cieszyć.
Zastanowimy się, jak wiedza o tym, że osoby neuroodmienne stanowią co najmniej 20 procent naszej populacji, zmienia nasze rozumienie „normalności”, „zaburzenia” czy „chorych psychicznie”? Być może mówimy tu po prostu o ludzkości, a nie jedynie o zbiorze osobników neurotypowych w porównaniu z neuroróżnorodnymi. Skoro tak wiele osób neuroodmiennych nie jest nawet diagnozowanych, być może mamy do czynienia z całkowicie odmiennym rozumieniem tego, co oznacza być człowiekiem.
Takie przesunięcie w naszym postrzeganiu tego zjawiska może pomóc rzeszom kobiet na całym świecie żyjącym z niezdiagnozowaną bądź mylnie zdiagnozowaną neuroodmiennością, oszczędzając im długich lat niepotrzebnych cierpień z powodu współwystępujących depresji, stanów lękowych, poczucia wstydu i winy, niskiej samooceny i zniekształconego obrazu własnej osoby. Neuroróżnorodność, jeśli przyjmiemy ją z otwartymi ramionami, może przynieść radykalne korzyści we wszystkich aspektach życia.
przeł. Katarzyna Byłów
**
Jenara Nerenberg jest dziennikarką, producentką, mówczynią i założycielką Projektu Neuroróżnorodność (The Neurodiversity Project), w ramach którego organizowane są spotkania z bestsellerowymi autorami związanymi z postępowymi badaniami w dziedzinie medycyny, projektowania, sztuki i psychologii. Ukończyła Harvard School of Public Health i UC Berkeley. Jej prace były publikowane między innymi w „Fast Company”, „New York Magazine”, „Garrison Institute”, „Healthline”, KQED i innych. Jej książka Neuroróżnorodne. Jak żyć w świecie skrojonym nie na naszą miarę ukazała się we wrześniu 2022 roku nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.