Film

Nuda incestu

Czy można opowiedzieć o kazirodczej relacji brata i siostry i zanudzić widzów? Filipowi Marczewskiemu w "Bez wstydu" niestety to się udało.

Do kina wchodzi właśnie debiut Filipa Marczewskiego Bez wstydu – po projekcjach na krakowskiej Off Plus Camerze i festiwalu w Gdyni. Film opowiada historię kazirodczej miłości brata i siostry. Niestety sensacyjny temat i sugerujący przekraczanie granic tytuł nie tworzą ostatecznie mieszanki wybuchowej. Bez wstydu jest, przykro powiedzieć, niewybuchem – jak to zresztą dość często bywa w polskich filmach ostatnich lat, zapowiadanych jako kinowe rewolucje (Made in Poland jest tu bez wątpienia przykładem najbardziej wyrazistym, choć nie jedynym).

Bez wstydu to w dużej mierze rozwinięcie etiudy Marczewskiego pt. Melodramat. W ciągu niecałych dwudziestu minut udało mu się w niej pokazać niezwykle gęstą, zmysłową, bardzo cielesną fascynację dorastającego czternastoletniego chłopca siostrą. Etiuda świetnie opowiadała obrazem, gestem, ruchem, ciałami aktorów, atmosferą. Była nagradzana na całym świecie – i bardzo wiele obiecywała.

W pełnometrażowym debiucie Marczewski niestety nie spełnił tej obietnicy. Oglądając Bez wstydu, nie sposób opędzić się od pytania: co się stało z reżyserem między końcem szkoły filmowej a pierwszym filmem? To nie pierwszy taki przypadek w polskim kinie: genialny dyplomowy Człowiek magnes Wrony i jednak rozczarowująca Moja krew; solidne Moje miejsce Dawida i dla mnie nieprzekonująca Ki. Coś musi być tu na rzeczy: nasz system produkcji filmowej nie umie wychwycić energii i talentów zdolnych absolwentów; debiutują tak, że od razu wpadają w koleiny.

W Bez wstydu ma się przede wszystkim wrażenie, że Marczewski wystraszył się tematu. Nie jego obyczajowej „nieprzyzwoitości”, ale tego, że sama kazirodcza fascynacja erotyczna nie uniesie całej półtoragodzinnej fabuły, „rozwodni się” w trójaktowym widowisku. Dlatego też do głównego wątku Marczewski podoczepiał inne, które także wydawały mu się filmowo nośne, kontrowersyjne, społecznie ważne. I to w dużej mierze zniszczyło ten film. I tak obok incestu mamy Wałbrzych (a więc bieda i poprzemysłowy krajobraz), neonazistów, mniej lub bardziej skrajną prawicę, skorumpowanych polityków i Romów.

Anka (Agnieszka Grochowska), siostra głównego bohatera, Tadzika (Mateusz Kościukiewicz), jest w toksycznym związku z szefem wałbrzyskich neonazistów (w tej roli brat reżysera, Maciej Marczewski) – który robi także karierę w „normalnej” partii politycznej. Do tego jest poświęcającym się działalności społecznej drobnym przedsiębiorcą. W drugim mieście ma żonę i dzieci, Ankę zdradza z prostytutkami w jej własnym mieszkaniu, a gdy jest mu to potrzebne do politycznej kariery, wpycha ją do łóżka wyjątkowo odrażającemu partyjnemu kacykowi (Paweł Królikowski), próbując ją przehandlować za „biorące” miejsce na liście. Mimo to kobieta trwa z nim w toksycznej, sado-masochistycznej relacji; nie potrafi się od niej uwolnić, ciągle wraca do kochanka po kolejnych zdradach i upokorzeniach.

Główną aktywnością wygolonych na łyso wałbrzyskich neonazistów jest prześladowanie społeczności romskiej. Irmina, romska dziewczyna, zakochuje się w Tadziku. Dziewczyna marzy o wyrwaniu się ze swojego świata i rozpoczęciu studiów medycznych. Rodzina ma dla niej jednak inne plany: ojciec przygotowuje aranżowane małżeństwo z angielskim Romem. Ani Irminie, ani Ance nie udaje się uciec z bardzo dla nich opresyjnych układów. Gdyby Marczewski wyrzucił wątek kazirodczy, zostawiając tylko Ankę i Irminę, mógłby z Bez wstydu wyjść niezły film o dwóch kobietach z pozornie bardzo różnych społeczności, które doświadczają analogicznych mechanizmów przemocy i dominacji.

Na tle tych historii wątek kazirodczej miłości brata i siostry wygląda jak kwiatek doczepiony do kożucha, sensacyjna błyskotka wrzucona tylko po to, by przyciągnąć spragnionych kontrowersji widzów.

Bez wstydu został też położony od strony formalnej. W etiudzie siostra była dorosłą, bardzo „cielesną” kobietą (grała ją Agnieszka Krukówna). 14-letni chłopiec, odtwarzany przez Alana Andersza, był przy niej wyraźnie chłopięcy, „niegotowy” jako mężczyzna. Dlatego jedyne erotyczne spełnienie dostępne mu w relacjach z siostrą wiązało się z masturbacją. W Bez wstydu Kościukiewicz i Grochowska są w podobnym wieku – oboje już płciowo „gotowi”, atrakcyjni. Nie ma jednak między nimi żadnego prawdziwego napięcia erotycznego, wszystko rozgrywa się w słowach. Najbardziej to widać, gdy on i ona idą ze sobą do łóżka. To, co powinno się tu wydarzać na poziomie ciał, wydarza się w dialogach. Brat i siostra rozmawiają i gdy w końcu zaczynają się ze sobą kochać, widza to już zupełnie nie obchodzi – wszystko zostało przecież powiedziane.

Incest jest w tym filmie po prostu nudny. Sportretowanie w taki sposób sensacyjnego tematu to bez wątpienia osiągnięcie – ale chyba nie o takie chodziło reżyserowi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij