CBOS donosi o wzroście liczby zwolenników bezwzględnego zakazu aborcji. Co nam mówi to badanie?
Ostatnie badanie CBOS poświęcone aborcji przynosi dane o wzroście liczby zwolenników zakazu przerywania ciąży, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie matki. Zwolenników prawa do aborcji w tym przypadku wciąż jest przytłaczająca większość, ale nawet 4 punktowy rozrost grupy narzucającej rodzenie bez względu na konsekwencje dla kobiety jest jakimś świadectwem społecznych nastrojów.
Wszystko zaczęło się od pamiętnej i wspartej przez Kościół ofensywy Marka Jurka domagającego się wpisania bezwzględnej ochrony płodów do Konstytucji. Weszliśmy wtedy w nową fazę backlashu. Już nie dyskutujemy o utrzymaniu lub liberalizacji istniejącej ustawy, ale o utrzymaniu jej lub zaostrzeniu. Poseł Górski deklarujący, że zgwałconej żonie kazałby urodzić, to dobre i ponure świadectwo sytuacji, w której się dziś znajdujemy.
Trudno zaprzeczyć, że prawicowa polityka trafia na podatny grunt. Zrozumienie sposobu, w jaki antyaborcyjne hasła znajdują swoich zwolenników, jest wstępnym warunkiem jakiejkolwiek skutecznej reakcji na nową ofensywę prawicy.
Przede wszystkim zauważyć trzeba, że w kwestii aborcji nie chodzi tylko o życie płodów. Liczy się władza i poczucie, że można innym dyktować warunki. Jeśli przyjrzeć się, skąd rekrutują się zwolennicy całkowitego zakazu aborcji i osoby o bardziej rygorystycznym nastawieniu do przerywania ciąży, zauważymy, że szczególnie silnie reprezentowani są ci, którzy z różnych względów mogą czuć się słabi i pokrzywdzeni. Z przeprowadzonych w 2010 roku badań CBOS wynika, że wśród osób oceniających ekonomiczną sytuację swoich gospodarstw domowych jako złą, aż 27% (niemal dwukrotnie więcej niż w całej populacji) domagało się całkowitego zakazu aborcji. Poziom akceptacji dla przerywania ciąży mniejszy był także wśród osób starszych, podobnie zresztą jak wśród najmłodszych badanych. To ostatnie może dziwić, ale jeśli weźmiemy pod uwagę bezrobocie i perspektywy młodych to trudno uznać ich za grupę uprzywilejowaną.
Stosunek do aborcji jest dziś sceną, na której rozgrywa się ból i niepewność pochodzącą z zupełnie innych sfer. Poczucie słabości zamienione zostaje w siłę, która polega na dyktowaniu reguł innym i ustawianiu ich do pionu. Zwiększanie sumy cierpienia na skutek wprowadzania ostrzejszych zasad daje narzucającym wrażenie większej mocy. Może się ono pojawić wyłącznie w stosunku do słabych i między innymi dlatego na grupę dyscyplinowaną wybrane zostały kobiety.
Domaganie się ograniczenia praw do przerywania ciąży to rygoryzm bez płacenia za niego pełnej ceny. Ludzie starsi z oczywistych względów nie będą podlegać restrykcjom. Młodzi z kolei chętnie głoszą twarde zasady, ale jednocześnie szeroko akceptują związki bez ślubu, seks przedmałżeński i antykoncepcję. Patrząc na statystyki dzietności są w tym bardzo skuteczni. Zakaz aborcji byłby tylko dla tych nieudaczników, którzy nie potrafili się skutecznie zabezpieczyć. Kwestia aborcji wykracza więc poza zwykłą hipokryzję, w której chodzi o podtrzymywanie pozorów w nadziei na zwiększenie ogólnego dobra. Nie chodzi też oczywiście o kultywowanie tradycyjnych form rodziny. Rygor ma uderzyć w innych i sprawić, że poczują siłę grupy stojącej za zakazem.
Kwestia aborcji w Polsce jest dowodem, że rozdzielanie postulatów kulturowych i ekonomicznych jest na rękę tylko tym, których nie interesuje ani swoboda, ani równość. Jeśli ktoś zatem nie chce rozmawiać o ekonomii, niech milczy też o aborcji.