Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

Dobre lata się kończą. W Polsce rośnie bezrobocie

Rynek pracy hamuje. W ciągu kwartału przybyło ponad 80 tysięcy zarejestrowanych bezrobotnych, a liczba nowych ofert pracy wyraźnie spada. Widzimy to już teraz, a kiedy zobaczy to rząd?

ObserwujObserwujesz
Robotnicy budowlani

Przy okazji prac nad projektem rozszerzającym kompetencje Państwowej Inspekcji Pracy, który według KPO powinien zostać uchwalony do końca roku, dyrektor generalny Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zdradził interesujący fakt na temat polskiego rynku pracy. W odpowiedzi na krytykę procedowanej ustawy Liwiusz Laska wytłumaczył na portalu LinkedIn, dlaczego inspektorzy pracy powinni móc kontrolować firmy oficjalnie niezatrudniające żadnego pracownika i mieć dostęp do zbieranych o nich danych przez ZUS i fiskusa.

Uzasadnienie było proste – mnóstwo takich przedsiębiorstw de facto zatrudnia ludzi, chociaż formalnie traktuje ich jako zewnętrznych zleceniobiorców. We wrześniu 2025 roku aż 151,7 tys. podmiotów gospodarczych miało zgłoszone do ubezpieczenia wyłącznie osoby na umowach cywilnoprawnych. Spośród nich 3,2 tys. firm zgłosiło 10 osób lub więcej. Mowa więc o firmach, które nie kwalifikują się już nawet do mikroprzedsiębiorstw, lecz są małymi przedsiębiorstwami pełną gębą, czyli należą do kategorii MSP.

Czytaj także Kierowniku, może piątaka dla kuriera? InPost i napiwki jako narzędzie wyzysku Piotr Nowak

Informacja, że ponad trzy tysiące MSP omija kodeks pracy, powinna być całkiem interesująca nie tylko dla MRPiPS, ale też Ministerstwa Finansów, ZUS czy nawet Ministerstwa Zdrowia, które nadzoruje utrzymywany ze składek NFZ. W rządzie powinno zaistnieć powszechne poparcie dla projektu – w końcu jest szansa na częściowe uszczelnienie systemu.

Jak na razie ministerstwo musi się tłumaczyć różnym związkom pracodawców, którym projekt się nie spodobał. Jest całkiem prawdopodobne, że skończy jak „podatek Morawieckiego” od samochodów – czyli zostanie wykreślony z KPO w trakcie miłych negocjacji z Brukselą. Rząd zapowiada przecież kolejne renegocjacje planu, żeby wykreślić z niego różne kłopotliwe pomysły, które mają tę jedną zaletę, że zawsze można je przedstawić opinii publicznej jako „pisowskie”. Ja w każdym razie nie uwierzę w rozszerzenie kompetencji PIP o możliwość zamiany samozatrudnienia, zleceń i dzieł na etaty, póki nie zobaczę tego podpisanego przez prezydenta. Zbyt dużo razy trafiło to już na tapet, by sobie robić nadzieję.

Tym bardziej że rząd jako całość nie przejawia wielkiej skłonności do poprawy życia ludziom uwikłanym w tak zwane pozakodeksowe zatrudnienie. Przypomnijmy, że z KPO wyleciało już przecież pełne oskładkowanie umów cywilnoprawnych, w tym tych o dzieło. Miało to zostać uchwalone do końca zeszłego roku, by nowe przepisy zaczęły funkcjonować od początku bieżącego. Nie udało się, więc dokonano jednej z licznych rewizji tutejszego planu odbudowy, a Bruksela zgodziła się podmienić kłopotliwe przepisy właśnie na wzmocnienie PIP. Także w tym przypadku polityków partii rządzącej dopadła tradycyjna prokrastynacja, która owłada nimi niemal za każdym razem, gdy trzeba zaimplementować do polskiego prawa jakieś zalecenia lub dyrektywy UE.

Dane wykazane przez Liwiusza Laskę zwróciły jednak uwagę na problem ukrytego bezrobocia. Osoby pracujące na umowach cywilnoprawnych często zatrudnione są w mniejszym wymiarze czasu, niż by chciały. Często ich staż jest przerywany okresami braku pracy, co jest kłopotliwe choćby z tego względu, że z każdym podpisaniem nowej umowy zlecenie lub o dzieło muszą zostać wykreślone z rejestru bezrobotnych, więc ich życie to pętla zleceń i stania w kolejce w urzędzie.

Rozszerzenie uprawnień PIP niewątpliwie by im pomogło, gdyż część umów zostałaby zamieniona na etat decyzją inspektorów. Nawet jeśli mieliby oni zamieniać umowy o dzieło na zlecenia, to już byłoby lepiej, gdyż pozakodeksowo zatrudnieni mieliby przynajmniej opłaconą składkę zdrowotną.

Najlepiej byłoby odłączyć kwestię prawa do publicznej opieki medycznej od statusu zatrudnienia; niestety, nowa ustawa o rynku pracy i służbach zatrudnienia, która weszła w życie w czerwcu tego roku, także była pod tym względem minimalistyczna – jedynie uniemożliwiła urzędnikom PUP wykreślanie bezrobotnego z rejestru, jeśli nie podejmował oferowanej pracy, co pozbawiało go ubezpieczenia zdrowotnego. Teraz status bezrobotnego otrzymuje się jednak tylko na trzy lata, po których ewentualnie trzeba zapisać się kolejny raz.

Według danych GUS opartych na badaniu aktywności ekonomicznej ludności (BAEL) w 2022 roku było w Polsce średnio niespełna pół miliona bezrobotnych. Kolejne 131 tys. osób stanowili jednak właśnie niepełnozatrudnieni. Dalsze 188 tys. Polek i Polaków to osoby bierne zawodowo, które nie szukają pracy, chociaż byłyby gotowe ją podjąć. Mowa więc o łącznie 320 tys. osób, które dla powiatowych urzędów pracy w większości nawet nie istnieją. Gdyby te osoby doliczyć, liczba bezrobotnych wzrosłaby o dwie trzecie.

Na umowach zlecenie jako głównej formie zatrudnienia w 2022 roku funkcjonowało 2,5 proc. zatrudnionych, czyli ok. 340 tys. osób. Około stu tysięcy pracowało na pozostałych formach, takich jak umowa o dzieło. Poza tym ponad dwa miliony pracowników – 15 proc. etatowców – miało umowy na czas określony, które również bywają nadużywane, a odsetek takich umów jest w Polsce jednym z najwyższych w OECD. Dodatkowo przeszło 2 miliony pracujących – po odjęciu rolników – prowadziło działalność gospodarczą. Wśród nich zdecydowanie przeważali (niespełna 80 proc.) „przedsiębiorcy” niezatrudniający żadnego pracownika, czyli samozatrudnieni. Ta ostatnia grupa również bywa ofiarą omijania polskiego kodeksu pracy, często też pracując poniżej oczekiwanego wymiaru godzin, co w ich przypadku jest szczególnie dotkliwe, gdyż składki muszą płacić nawet wtedy, gdy w miesiącu zarobią tysiąc złotych – albo i nic.

Ostatnią grupę, której przynajmniej część można uznać za ukryte bezrobocie, są ludzie zatrudnieni na umowach o pracę, ale za bardzo niskim wynagrodzeniem. Według rozkładu wynagrodzeń GUS, w maju 2025 roku co dziesiąty pracownik zarabiał co najwyżej pensję minimalną (4666 zł), a co piąty mniej niż 5 tysięcy złotych brutto. Takim pracownikom rozszerzenie kompetencji PIP o możliwość zamiany zlecenia/dzieła lub samozatrudnienia na etat bezpośrednio niewiele by pomogło, ale pośrednio również skorzystaliby na poprawie standardów na krajowym rynku pracy. Poza tym w ich interesie jest ogólne wzmocnienie instytucjonalne i finansowe PIP, by przeciwdziałać omijaniu przepisów o pensji minimalnej, chociażby przez nakładanie na pracowników nieuzasadnionych opłat lub niepoprawne rozliczanie godzin.

Kilka przyzwoitych lat na rynku pracy mogło sprawić, że politycy zapomnieli o konieczności poprawy standardów zatrudnienia. Problem w tym, że te dobre lata najpewniej powoli się kończą. Wrzesień był czwartym miesiącem z rzędu ze wzrostem stopy bezrobocia, co niepokoi tym bardziej, że w ostatnich kilku latach bezrobocie stało w miejscu lub nawet spadało między majem a wrześniem. Tymczasem w tym roku podskoczyło z 5 do 5,6 proc., a liczba osób zarejestrowanych w urzędach pracy wzrosła z 783 tys. do 866 tys.

Czytaj także Nie ma nic ważniejszego niż klasa pracująca Janis Warufakis

Wzrost o przeszło 80 tysięcy osób w ciągu ponad kwartału robi wrażenie. Większość tego przyrostu to efekt wejścia w życie nowej ustawy, która nie tylko uniemożliwiła wykreślanie z rejestru osób niepodejmujących oferowanej pracy, ale też umożliwiła rejestrowanie się poza miejscem zameldowania i otworzyła rejestry PUP dla emerytów. Te zmiany miały urealnić problem bezrobocia – i tak się właśnie stało.

Poza tym w omawianym czasie o 25 tys. osób wzrosła liczba bezrobotnych liczonych wyżej wymienianą metodą BAEL, która wykazuje już nie tylko osoby niemające pracy, ale też aktywnie jej szukające. Hamowanie rynku pracy widać jednak przede wszystkim w spadku liczby nowych ofert zatrudnienia. W rezultacie zmiana pracy lub znalezienie nowej po zwolnieniu jest znacznie trudniejsze niż jeszcze kilka lat temu. Według „Monitora rynku pracy 2025” firmy Randstad poszukiwanie pracy trwa obecnie średnio 4,4 miesiąca, co jest najwyższym wynikiem od początku zbierania tych danych w 2017 roku. W pierwszej połowie 2025 roku pracodawcę zmieniło 19 proc. badanych, tymczasem w drugiej połowie 2018 roku było to 25 proc.

Sytuacja jest daleka od dramatycznej, a polska stopa bezrobocia wciąż jest jedną z najniższych w UE. Tak, jak szybko spadła dekadę temu, tak szybko może jednak wzrosnąć w kolejnej. Wtedy oczywiście polski rząd tym bardziej nie rozszerzy kompetencji PIP, bo przecież trzeba będzie znów liberalizować prawo, by łaskawych pracodawców zachęcić do zatrudniania.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie