Twój koszyk jest obecnie pusty!
Mam lewicowe poglądy. W niedzielę zagłosuję na PiS
Potrafię powiedzieć, że socjaldemokracja to zaledwie korekta kapitalizmu. Popieram bezwarunkowo prawo do aborcji na życzenie. Dlaczego zatem głosuję na PiS?

Od miesięcy toczę o to boje w internetowych dyskusjach i na piwnych spotkaniach ze znajomymi, którzy wpadli z większych miast zobaczyć, co tam u mnie, czasem także z klientami w pracy czy przy rodzinnym stole. Nie wszyscy rozumieją – mam na tyle marksistowskie poglądy, że potrafię powiedzieć, że socjaldemokracja to zaledwie korekta kapitalizmu; w kościele bywam tylko kilka razy w roku i popieram bezwarunkowo prawo do aborcji na życzenie – i to dłużej niż do 12. tygodnia. Na pierwszy rzut oka nie tak wiele łączy mnie z polityką uprawianą przez ludzi, którzy za wspólnotę jednoczącą nas wszystkich uważają naród i religię i którzy chcą przeforsować rozwiązania uważane przeze mnie za niepożądane, a już na pewno wstrzymać progresywny kurs w sferze obyczajowej.
Zatem dlaczego?
Bo jestem przede wszystkim pracownicą, która latami w „wolnej Polsce” (na rynek pracy weszłam w 2002 r.) zmagała się z małymi możliwościami, niskimi płacami i okresami bezrobocia bez prawa do zasiłku. Bo pracowałam na czarno, zarabiałam 1100 zł, a 600 zł płaciłam za wynajęcie pokoju, i to nie kilkanaście, lecz kilka lat temu. Bo pierwszą umowę o pracę (kwota na rękę 1298 zł) trzymałam w dłoniach w 2015 r., mając 34 lata. Bo zawsze musiałam łączyć kilka prac czy fuch, żeby nie tyle cokolwiek odłożyć, ile utrzymać się na powierzchni. Bo wiedziałam, że miesiąc bez pracy i zarobku może oznaczać mój całkowicie dosłowny koniec. Bo zdarzyło mi się dostać dwa tygodnie na opuszczenie wynajmowanego mieszkania, a nie mieć pieniędzy, by zapłacić za kolejne.
To wszystko nie dlatego, że byłam leniwa, niewykształcona czy bierna. A dlatego, że tanie państwo, gospodarka niskich płac i demografia nie oferowały mi – i tysiącom takich jak ja – niczego ponad umowy o dzieło czy kilkumiesięczne nieozusowane zlecenia, do których trzeba było dorabiać korepetycjami. Trafiłam na „zły czas”, nie miałam zaplecza finansowego, oszczędności, prawa do kredytu mieszkaniowego – zatem w optyce wówczas rządzących nie miałam prawa do umowy o pracę, a nawet do pracy bez umowy, lecz za pozwalającą na przeżycie stawkę.
PiS nie rozwiązał wszystkich problemów pracowników, a w niektórych obszarach spiętrzył nowe (by wymienić chociażby nauczycieli czy pielęgniarki), ale udzielone mu na kredyt zaufanie okazało się nieźle procentować – to pierwsi politycy po 1989 r., którzy po prostu przyszli i zrobili to, co zapowiadali. Niesłychane, prawda? Jesteśmy przyzwyczajeni, że kampania wyborcza to rozkładanie pawiego ogona na kilka tygodni, po upływie których obietnice i zapewnienia odchodzą w niepamięć. Przerabialiśmy to z każdą partią – za pierwszych rządów PiS-u także. Czemu zdecydowali się na tak silną korektę gospodarki i świata pracy właśnie wtedy, w 2015? Bo idealnie wyczuli moment, gdy gniew, rezygnacja i poczucie osierocenia buzowały w ludziach tak mocno, że nie kupowali już słodkich słów i nie cieszyli się już, że polityk dobrze się prezentuje, zna języki i ma rolexa. Moment, kiedy ludzie zapragnęli części tego lepszego świata, tych efektów „zaciskania pasa” dla siebie.
Byłam i jestem wśród tych ludzi.
Minimalna stawka godzinowa na umowie zlecenie sprawia, że zarabiający niedawno 3–5 zł/h zaczynają dostawać dwa czy trzy razy więcej za identyczny wysiłek. Obniżenie wieku emerytalnego to gwarancja, że autobusami nie będą jeździć blisko 70-letni kierowcy, a 65-letnie kobiety nie będą musiały myć podłóg czy siedzieć na kasie przez osiem godzin dziennie. Transfery socjalne, kochane i wyszydzane 500+, to napędzanie koniunktury i cyrkulacji pieniądza. Bo biedni nie chowają ich w skarpecie – biedni wydają.
Mieszkam w 50-tysięcznym mieście, gdzie jeszcze w 2015 r. bezrobocie wynosiło 15%, a kilka lat wcześniej sięgało 20%. Mieszkam w mieście, gdzie posadę sprzątaczki pół dekady temu załatwiało się po znajomości. Takich miast jest w Polsce bardzo wiele – miejsc, gdzie ludzie latami czekali na to, że ktoś wyciągnie do nich rękę.
Z perspektywy miasta powiatowego w ogóle nie rozumiem haseł o „odsuwaniu PiS-u od władzy”. Po co ryzykować, że liberałowie i ich wspólnicy uformują rząd i odbiorą część praw, możliwości i gotówki (która tu jest na wagę złota), co zresztą zapowiadają? Po co kupczyć wolnymi niedzielami, stawką godzinową, naciskiem na wzrost pensji minimalnej i świadczeniami na dzieci? Wolę kupczyć prawem do aborcji (wiem, to hazard) i do zawierania związków partnerskich. Od lat kreowana jest fałszywa opozycja, która głosi, że PiS zaostrzy pewne reguły, KO/PO je natomiast poluzuje. Nie, to nieprawda – od lat między tymi partiami na polu progresywności obyczajowej nie było różnicy. Jedni mówili „tak, tak, pomyślimy”, drudzy – „po naszym trupie”. Efekt był jeden – nie zmieniało się nic.
Czemu więc nie zagłosuję na KW SLD, skoro w mojej optyce postulaty bytowe łączą się z progresywnymi? Bo nie umiem zaufać twarzom, które jechały po bandzie z liberalizmem gospodarczym, gdy tylko były u władzy. Współrządzenie z PO nie jest w ich wypadku wykluczone. Powiedziałam „sprawdzam” i nie potrzebuję czekać na zbawcę na białym koniu. Chcę podstawowych standardów i otrzymuję je teraz. Otrzymują je moi bliscy i sąsiadka, która jeszcze kilka lat temu miała stare okna, a partner na prośbę o 5 zł na słodycze dla dziecka odpowiadał jej: „Nie mam, rozumiesz, nie mam”. Z tej perspektywy pełny żołądek i wiedza, że za miesiąc nie zabraknie pieniędzy, są nie do przecenienia. Mój interes klasowy nie pozwala mi handlować status quo. Moja solidarność z rodziną i sąsiadami nie pozwala mi ryzykować teraz, gdy od zaledwie chwili jest lepiej.
W wyborach zagłosuję na Danutę Nowicką z PiS, z wykształcenia metalurżkę, związkowczynię z huty żelaza w Zawierciu, przez lata przewodniczącą hutniczych struktur „Solidarności”, otwarcie protestującą przeciwko zwolnieniom w zakładzie, numer 4 na liście.
Jej hasło wyborcze to „Praca, nie obietnice”.
CHLEBA.
Magdalena Okraska (ur. 1981) – nauczycielka, etnografka, działaczka społeczna. Autorka książki Ziemia jałowa. Opowieść o Zagłębiu, reportażu o skutkach transformacji i „terapii szokowej”. Mieszka w Zawierciu.