Zabójstwo na UW jest wstrząsające. Reakcje na nie pokazują, że antyimigranckie trolle nie przepuszczą żadnej okazji do hejtu.
Po brutalnym zabójstwie portierki na kampusie Uniwersytetu Warszawskiego prokuratura poinformowała, że na dokładniejsze informacje na temat sprawcy poczekamy do piątku. Ma to zapewne wiele proceduralnych uzasadnień, ale jak się okazało po raz kolejny – wiąże się ze wzmożoną aktywnością internetowych służb trollujących i uruchamia przygnębiająco przewidywalne, antymigranckie scenariusze.
Pewną innowacją jest próba szybkiego wyciszenia pogromowych nastrojów przez media, które, nie czekając na ustalenia organów, obwieściły, że sprawcą był Polak. Albo „obywatel Polski”, co również okazało się pułapką, torującą drogę do powrotu stałego już bohatera funkcjonariuszy rosyjskiej dezinformacji w Polsce: ukraińskiego mężczyzny z polskim obywatelstwem, faktycznie poszukiwanego przez policję za przestępstwo skądinąd arcypolskie, czyli prowadzenie pod wpływem alkoholu lub środków odurzających.
Czy znajdzie się cela dla Brauna?
Abstrahując od osoby faktycznego sprawcy: nie ma takich przestępstw w Polsce, w których nie przodowaliby Polacy. Przeanalizował to kilka dni temu marketer i przedsiębiorca Grzegorz Miecznikowski, który opublikował 10 faktów na temat przestępczości migrantów (w tym również Polaków za granicą), Centrów Integracji Cudzoziemców czy patroli obywatelskich. Osobom niepodatnym na rasistowski obłęd lista Miecznikowskiego nie wywróci świata do góry nogami, ale warto dodać ją do zakładek i sięgać do niej w momentach dezinformacyjnej ofensywy.
W wyliczance znajdziemy też argument za tym, że Ukraińcy i Ukrainki zasługują na 800+. Dlatego warto przypomnieć – skoro już padają diagnozy o brutalizacji życia politycznego, jako praprzyczynie wczorajszej zbrodni – że na palcach jednej ręki można policzyć polskich polityków, którzy choćby swoimi „pragmatycznymi” próbami skrętu w prawo nie dorzuciliby trzech groszy do ciężkiego klimatu ksenofobicznej paranoi.
czytaj także
Pierwsze skrzypce gra tu jednak niewątpliwie skrajna prawica i w kontekście ostatnich tygodni trudno nie zapytać, czy znajdzie się w końcu cela dla Grzegorza Brauna. To, że według sondaży Polacy okazują się odporni na retorykę tego „polityka”, jest z pewnością jedną z lepszych informacji finiszującej kampanii prezydenckiej – bo na jej początku wcale nie było to takie pewne. Tym bardziej rażąca jest bezradność państwa wobec proputinowskiego radykała, który z pianą na ustach atakuje historyków, lekarki, demoluje mównice i pali flagi, dając sygnał naśladowcom, że przemocowe rozwiązania mogą uchodzić bezkarnie nawet kandydatom na prezydenta.
Kilka dni temu niemiecki kontrwywiad uznał AfD za organizację ekstremistyczną – ale politycy AfD, jakkolwiek niebudzący sympatii, nie palą mimo wszystko europejskich flag (co traktowane jest w Niemczech jako przestępstwo z nienawiści i zagrożone karą więzienia do 3 lat), nie atakują fizycznie wykonujących swoją pracę lekarek i nie demolują nagłośnienia w czasie wystąpień profesorów specjalizujących się w historii Zagłady.
czytaj także
Nie pomogą tu apele o unikanie „politycznej nawalanki”. Trudno udawać, że kluczowi dyrygenci nacjonalistycznego wzmożenia oraz ich twitterowi pomagierzy i podwykonawcy nie mają konkretnych barw partyjnych. Uchylenie kilka dni temu Braunowi immunitetu europosła powinno być pierwszym krokiem w jego całkowitej marginalizacji.
Spacyfikować ksenofobów
Postulując deeskalację nastrojów ksenofobicznych, dodajmy, że wbrew padającej na podatny grunt i traktującej strach jako wyborcze paliwo opowieści sztabowców Karola Nawrockiego i innych podżegaczy, Warszawa (i Polska w ogóle) są spokojnymi i bezpiecznymi miejscami do życia. Widząc kolejne artykuły o Pradze Północ jako polskiej strefie no-go, możecie być prawie pewni, że „inni szatani byli tam czynni”. A w kontekście ubiegłorocznego ograniczenia dostępu do kampusu Uniwersytetu Warszawskiego, wynikającego z protestów antyizraelskich, można się raczej zastanawiać, czy obsesja bezpieczeństwa nie idzie czasem w złym kierunku.
Możliwość zapobiegnięcia brutalnemu, irracjonalnemu morderstwu, którego sprawca nawet nie zamierza się ukrywać, jest niestety niewielka – w przeciwieństwie do otwierających się przed politykami perspektyw zarządzania strachem i podsycania antagonizmów. To polityczna codzienność w Polsce od co najmniej 25 lat, gdy przeszczepioną z USA modę na szeryfowanie zapoczątkował ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński. „Zero tolerancji” jako mantra posłużyło wszystkim kolejnym obozom rządzącym aż po ubiegłoroczną zapowiedź walki premiera Tuska z nieistniejącym w Polsce kryzysem fentanylowym czy tegoroczne deportacje Gruzinów.
Dlatego nie dajmy się nabrać – wczorajsza tragedia może i nie powinna być okazją do politycznej nawalanki, ale tylko tej rozumianej jako jej kłamliwe zaprzęganie do doraźnych celów sondażowych i wyborczych. Jeśli jednak chodzi o pacyfikowanie rozsadników rosyjskiej propagandy i antyimigranckiej histerii, okazja jest dobra jak każda inna.