Spośród 1,5 tys. odcinków rzek przebadanych w Polsce w 2018 r. stan zaledwie dziewięciu został uznany za dobry. Mamy za mało oczyszczalni, kiepską kontrolę i śmieszne kary. Do Potoku Olszanickiego regularnie trafiały substancje służące do odladzania samolotów na lotnisku w Balicach. Lotnisko otrzymało za to mandat w wysokości 500 zł. Miłej kąpieli!
Stan środowiska w Polsce jest równie zły jak jakość polskich usług publicznych. W okresie jesienno-zimowym w wielu polskich miastach i miasteczkach nie da się oddychać, a bieganie lub nawet zwykły spacer przestają być zdrowe i zaczynają być zwyczajnie trujące. Na europejskiej mapie smogu bardzo łatwo wskazać Polskę – wyróżnia się kolorem pomarańczowym i czerwonym.
Nielegalne wysypiska zalegają w lasach i na łąkach, czasem któreś z nich płonie. Choć likwidowanych jest kilkanaście tysięcy takich wysypisk rocznie, to wciąż powstają nowe. Stosunkowo rzadko mówi się też o stanie polskich wód powierzchniowych, co jest zupełnie niezrozumiałe, gdyż jakość wód jest u nas porównywalna z jakością powietrza. Zasoby wodne Polski są jednymi z najmniejszych w UE, a mimo to wciąż pozwalamy, by do naszych wód trafiały hektolitry ścieków i zanieczyszczeń.
Ślimaki i ryby głosu nie mają
Na ogólny stan wód powierzchniowych składają się stan i potencjał ekologiczny oraz stan chemiczny. Stan ekologiczny bada się poprzez obserwację elementów biologicznych, hydromorfologicznych oraz fizykochemicznych. Elementy biologiczne to m.in. fitoplankton, makrobezkręgowce bentosowe (np. ślimaki) i ichtiofauna, czyli różne gatunki ryb.
Na elementy fizykochemiczne składają się m.in. twardość wody, zasolenie, bilans tlenu oraz poziom zanieczyszczenia substancjami syntetycznymi i niesyntetycznymi (aldehyd mrówkowy, węglowodory ropopochodne).
czytaj także
Równie interesujący jest stan chemiczny wód, czyli występowanie w nich niebezpiecznych dla zdrowia substancji chemicznych – rtęci, benzo(a)pirenu czy też fluorantenu. Oczywiście stan ekologiczny wody jest w dużej mierze zdeterminowany przez jej stan chemiczny. W wodzie zanieczyszczonej szkodliwymi substancjami fauna i flora nie mogą się rozwijać. Często spotykane są jednak przypadki, gdy stan chemiczny wody jest dobry, a stan ekologiczny zły – najczęściej to wynik tego, że fauna i flora jeszcze nie zdążyły zareagować na poprawę czystości wody. Zniszczyć stan ekologiczny wody jest bardzo łatwo, odbudować go za to bardzo trudno.
W Polsce zarówno stan ekologiczny, jak i stan chemiczny wód powierzchniowych jest fatalny. W 2018 roku pod względem stanu ekologicznego rzek przebadano 868 jcwp (tj. jednolitych części wód powierzchniowych). Stan jedynie stu z nich został oceniony na dobry lub bardzo dobry. W 542 przypadkach stan uznano za umiarkowany, a 226 jcwp miało stan słaby lub zły. Wyniki badania stanu chemicznego rzek również nie są powodem do optymizmu. Na 1150 przebadanych jcwp stan dobry uznano w 151 przypadkach, a stan poniżej dobrego w 999.
Szczególnie ciekawa jest analiza przekroczeń dopuszczalnych stężeń substancji chemicznych w polskich rzekach. Dopuszczalne stężenie rakotwórczego benzo(a)pirenu wykryto w 91 proc. przebadanych jcwp. W co czwartej jcwp wykryto przekroczenie stężenia fluorantenu oraz benzo(g.h.i.)perylenu. Rtęć w zbyt dużym stężeniu występowała w 8,4 proc. przypadków, a ołów w 5 proc. W sumie spośród 1490 przebadanych w 2018 r. jcwp stan ogólny dokładnie dziewięciu został uznany za dobry, a 1481 za zły.
Czysta szkocka (woda)
Nieco lepiej wygląda sprawa z jeziorami. Na 180 przebadanych jezior w 2018 roku stan ekologiczny dobry lub bardzo dobry miało 36 z nich. W 66 przypadkach wydano ocenę słabą lub złą. Stan chemiczny dwóch trzecich zbadanych jezior został oceniony poniżej dobrego. Ogólny stan zaledwie pięciu jezior został oceniony jako dobry, a 211 jako zły. W 2018 r. badano jeziora z północnej części kraju. Dobry stan chemiczny wykazywały głównie jeziora z północnego wschodu. W ponad połowie przebadanych jezior wykryto zbyt wysokie stężenie benzo(a)pirenu, który wdychamy również w zimie, gdy pojawia się smog. Zbyt duże stężenie rtęci wykryto w 6 proc. przebadanych jezior, a fluoranten w co dziesiątym.
Zupełnie katastrofalnie wypadło badanie wód przybrzeżnych, głównie terenów wokół ujść rzek do morza. Stan ekologiczny żadnego z dziewięciu badanych jcwp nie został uznany za dobry lub bardzo dobry, a ogólny wszystkich zbadanych jcwp został uznany za zły. Umiarkowany stan ekologiczny wykazano jedynie przy ujściu Świny oraz na kawałeczku Zatoki Gdańskiej. Część ujścia Świny charakteryzowała się także dobrym stanem chemicznym.
Jak to wygląda na tle Europy? Według raportu Europejskiej Agencji Środowiska cały teren Polski jest obszarem, na którym stan ekologiczny ponad połowy wód powierzchniowych jest gorszy od dobrego. Zdecydowanie najgorszy stan ekologiczny wód jest w Niemczech, a stoi za tym używanie na dużą skalę nawozów sztucznych w rolnictwie oraz zanieczyszczanie rzek przez przemysł. Równie źle jest na Węgrzech oraz w Anglii. Za nimi znajdują się właśnie Polska, północna część Francji, południowa Szwecja oraz Czechy, Łotwa i południowa część Włoch. Najlepszym stanem ekologicznym wód powierzchniowych mogą pochwalić się Słowacja, Rumunia, Finlandia, Estonia oraz Szkocja. Całkiem nieźle jest także w Hiszpanii, Portugalii, na północy Włoch i na południu Francji.
Mało oczyszczalni w Polsce
Jednym z głównych źródeł zanieczyszczenia wód powierzchniowych są ścieki. Trafiają one do rzek i jezior zarówno po oczyszczeniu w oczyszczalniach ścieków, jak i bez oczyszczenia. Ilość ścieków generowanych w Polsce systematycznie rośnie. Jeszcze w 2015 r. odebrano 23 hektometry sześcienne nieczystości, a w 2018 roku było już ich niecałe 27. Tymczasem z komunalnych oczyszczalni ścieków korzysta zaledwie 74 proc. ludności Polski. W Szwecji do komunalnych oczyszczalni „podpiętych” jest 95 proc. ludności, w Niemczech 96 proc., a w Holandii praktycznie wszyscy.
W wielu krajach Europy Środkowo-Wschodniej dostęp do oczyszczalni ścieków jest znacznie lepszy niż w Polsce – w Czechach podłączonych jest do nich 82 proc. ludności, na Węgrzech 79 proc., w Estonii 88 proc., a na Łotwie aż 95 proc. Co więcej, w krajach Europy Zachodniej niemal wszyscy korzystający z oczyszczalni są podpięci do instalacji z podwyższonym usuwaniem biogenów. Tymczasem w Polsce niecała jedna piąta ludności podpiętej do oczyszczalni korzysta z instalacji o niższym standardzie.
Jeśli ścieki to katastrofa, to pora wysłać wojsko do walki ze smogiem i elektrownią Bełchatów
czytaj także
Nie jest tak, że jedna czwarta populacji Polski spuszcza ścieki wprost do rzeki – choć znaczna część z nich tak robi. Pozostali korzystają między innymi z przydomowych oczyszczalni ścieków. Jednak nadzór nad nimi, który powinien być prowadzony przez gminy, często jest iluzoryczny, czego dowiodła kontrola NIK w gminach w województwie lubuskim. „W blisko połowie skontrolowanych gmin nie prowadzono ewidencji przydomowych oczyszczalni ścieków i szamb lub realizowano ten obowiązek nierzetelnie. Dodatkowo w wielu miejscach nie kontrolowano sposobu i częstotliwości ich opróżniania, a w sytuacji ujawnienia nieprawidłowości nie wyciągano żadnych konsekwencji. Takie zaniechania gmin powodowały, że część mieszkańców bagatelizowała obowiązki związane z prawidłowym pozbywaniem się nieczystości ciekłych i mogła czuć się bezkarnie” − napisali kontrolerzy NIK w komunikacie pokontrolnym.
W tym roku Wody Polskie, państwowe przedsiębiorstwo utworzone w styczniu 2018 r., m.in. w celu dbałości o jakość wód w kraju, poinformowały, że na Podkarpaciu, w Małopolsce i Dolnym Śląsku zaobserwowano wzrost poziomu zanieczyszczenia rzek. Co było źródłem zanieczyszczeń? Nie tylko śmieci wyrzucane przez wypoczywających, ale też właśnie spuszczanie ścieków przez indywidualne gospodarstwa domowe.
500 złotych za zatrucie rzeki
Innym problemem jest działalność przedsiębiorstw, które regularnie zatruwają polskie rzeki i jeziora. I nie dzieje się im z tego powodu większa krzywda, gdyż przyznawane kary są zupełnie nieadekwatne do przewin.
W 2018 r. spółka Saur Neptun Gdańsk spuszczała do Motławy ścieki z powodu awarii przepompowni na gdańskiej wysepce Ołowianka. W tym czasie wpuściła do rzeki ok. 100 milionów litrów ścieków. Miasto Gdańsk nałożyło na spółkę karę wysokości ledwie 322,5 tys. złotych. Inaczej mówiąc, wpuszczenie do rzeki litra ścieków kosztowało mniej niż grosz. Jeszcze śmieszniejsza kara została nałożona na Kraków Airport. Do Potoku Olszanickiego regularnie trafiały substancje służące do odladzania samolotów na lotnisku w Balicach. Lotnisko otrzymało za to mandat od Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w wysokości 500 złotych.
czytaj także
Inspektoraty Ochrony Środowiska nie przykładają się do rzetelnego nadzoru stanu wód. W 2018 r. NIK opublikowała raport z kontroli Inspekcji Ochrony Środowiska w zakresie dbania o jakość wody w rzekach. Główny Inspektor Ochrony Środowiska „akceptował nieuwzględnianie w wojewódzkich programach monitoringu środowiska pełnego zakresu monitoringu rzek i dopuszczał brak sporządzenia kompletnej oceny stanu jednolitych części wód rzek”. W 8 na 9 skontrolowanych Wojewódzkich Inspektoratach Ochrony Środowiska wykazano niewystarczający potencjał kadrowy i techniczny do monitoringu jakości wód i kontroli oczyszczalni ścieków. Inspektorzy analizowali informacje dotyczące pomiarów czystości ścieków odprowadzonych do wody nawet z kilkuletnim opóźnieniem.
czytaj także
Zły stan ekologiczny wód w Polsce nie został zaszczycony uwagą polityków podczas kampanii prezydenckiej. A przecież to temat, który powinien interesować polityków od lewa (ekologia) do prawa (dziedzictwo narodowe). Co więcej, politycy mają narzędzia, żeby jakość polskich wód powierzchniowych zaczęła się systematycznie poprawiać. Mogą wprowadzić programy finansujące budowę i modernizację oczyszczalni, podwyższyć ustawowe kary za zanieczyszczanie środowiska, a także usprawnić działalność instytucji, które się tym problemem zajmują. Przecież woda w polskich rzekach i jeziorach nie zepsuła się sama z siebie.