Kraj

Usługi publiczne zamiast 500+, czyli o progresywnej niby-sprawiedliwości

Żeby odczuć jakościowy skok usług publicznych, trzeba chyba, jak pani Małgorzata Rozenek, nie jechać tramwajem przez kilka dekad.

Wszyscy się chyba zgadzamy, że usługi publiczne są w Polsce średniej jakości. Od lewicy przez centrum po prawicę, w tym także skrajną. Niemal wszyscy zgadzają się, że trzeba jakoś polepszyć działanie szpitali czy żłobków. Czas pandemii szczególnie mocno uświadomił nam, że system ochrony zdrowia potrzebuje wsparcia. Tutaj nie ma sporu.

To, co jednak jest ciekawym zjawiskiem, także, a może przede wszystkim obserwowanym u osób o progresywnych, a czasami wręcz lewicowych poglądach, to publiczne deklarowanie wyboru usług publicznych ZAMIAST bezpośrednich transferów gotówkowych.

Państwo dobrobytu PiS? Jak konkurs z nagrodami

Jesteś lewicowy/a – to dlaczego nie chcesz neoliberalnych pomysłów gotówki do ręki zastąpić lewicowym wspieraniem usług publicznych? Czy za te miliardy nie lepiej budować żłobki i przedszkola, ulepszać szkoły? Nie jest to pogląd bynajmniej odosobniony. W ostatnim „Tygodniku Powszechnym” opisał go Klaus Bachmann. W głośnym ostatnio badaniu Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego Koniec hegemonii 500+ znajdujemy informację, że ponad 78 proc. badanych chciałoby ograniczenia wypłaty 500+, w tym 15 proc. chciałoby zniesienia tego programu. Jednocześnie aż 41 proc. badanych chciałoby zwiększenia wydatków na ochronę zdrowia. Na czym polega więc problem? I czego znowu się czepiasz, Majorze?

Po pierwsze, wybór usług publicznych ZAMIAST transferów gotówkowych oparty jest często na swoistym paternalizmie. W swej brzydszej wersji brzmiałby on wprost: 500+ to po prostu rozdawnictwo na pijaństwo. I chociaż argumenty te były wielokrotnie obalane, na łamach Krytyki Politycznej chociażby przez Kamila Fejfera, to wciąż pokutują w świadomości społecznej.

500+. Parę faktów, wiele mitów

Pokazują to także badania Sadury i Sierakowskiego. W bardziej eleganckiej wersji, a tę właśnie widać u progresistów, chodzi o to, że elektorat PiS-u ma na tyle wysokie braki kulturowe, że nie rozumie potrzeby istnienia w państwie wysokiej jakości usług publicznych, tylko woli bezpośredni transfer pieniędzy na konto. I stąd ta niby opiekuńcza postawa, która każe progresywistom zdecydować za innych, co jest dla każdego w społeczeństwie najlepsze. Jak wiadomo, gdy my decydujemy za kogoś, to jest to działanie w dobrej wierze, ale gdy ktoś decyduje za nas, to już jest to skandal. Prawda?

Koniec hegemonii 500 plus. Raport z badań

Po drugie, wybór usług publicznych ZAMIAST transferów gotówkowych jest poniekąd determinowany sytuacją klasową. Otóż dla połowy polskich pracowników, którzy otrzymują pensję niższą niż 2700 na rękę, 500+ na dwoje dzieci, czyli 1000 złotych więcej, to jest wzrost domowego budżetu o 37 proc. Dla osoby zarabiającej 8 tysięcy złotych na rękę to już tylko wzrost o 12,5 proc., a dla osoby zarabiającej 10 tysięcy na rękę to zaledwie 10 proc.

Zabranie 500+ osobie z pensją 10 tysięcy na rękę boli więc „trzy razy mniej” niż osobę z pensją 2700 na rękę. A przecież w przypadku tej ostatniej mówimy o pieniądzach wydawanych na niezbędne życiowe potrzeby. Rzecz jasna, osoby zarabiające te 8 czy 10 tysięcy na rękę są skłonne poświęcić owe 500+ bardziej, gdyż co z tego, że dostają 500+, skoro, przykładowo, muszą zapłacić za opiekunkę do dziecka albo prywatną szkołę o wiele więcej.

Sęk w tym, że osoby zarabiające o wiele mniej po prostu mają inny koszyk wydatków, nie mają problemu z prywatną szkołą, bo w życiu tam dziecka nie poślą. A z kolei najmłodszymi dziećmi często opiekują się dziadkowie, którzy mogli np. iść na wcześniejszą emeryturę. I żeby było jasne, nie ma w tym nic złego, że społeczeństwo, także osoby należące do 20 proc. najbogatszych Polaków, domaga się od państwa usług publicznych na wyższym poziomie. Przestańmy jednak mówić, że wybór usługi publicznej ZAMIAST transferów gotówkowych jest wyborem przezroczystym klasowo. Bo nie jest.

Po trzecie, wybór usług publicznych ZAMIAST transferów gotówkowych nakazuje zadać pytanie, co ma być tymi usługami publicznymi? Bo to nie było tak, że Platforma nie inwestowała w usługi publiczne. Inwestowała. Tylko że najchętniej pieniądze szły wtedy na autostrady oraz stadiony sportowe. Nietrudno zauważyć, że były to inwestycje, które miały obsługiwać przede wszystkim wielkie aglomeracje miejskie i potrzeby ich mieszkańców. I tu trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy te tak cenione przez progresywistów usługi publiczne to będzie bardziej transport na prowincji, czy może jednak budowa kolejnych linii metra, lotnisk i filharmonii. I żeby było jasne, nie, nie jestem przeciwnikiem metra i ładnych budynków. Tylko jednak zabieranie dziesiątkom tysięcy osób 500+, żeby jakieś miasto miało filharmonię, uważam za pewną przesadę.

Po czwarte, wybór usług publicznych ZAMIAST transferów gotówkowych jest cichą racjonalizacją niechęci podatkowej. Płaciłbym wyższe podatki na usługi publiczne, gdyby tylko były one na wyższym poziomie. Owszem, mamy tu tak często podkreślany zamknięty krąg braku dofinansowania usług generujący słabą ich jakość, która byłaby podniesiona, gdyby dofinansowanie, którego nie ma, bo… jest słaba jakość usług. Ale mamy też rzadko podkreślany problem z mierzalnością jakości usług. Tak, można stosować i stosuje się wskaźniki takie jak użłobkowienie, wozogodziny, liczby łóżek przypadających na pacjentów. Ale wzrost tych wskaźników aż tak społeczeństwa nie zmienia. Kraków tylko w ostatniej dekadzie wydał na transport publiczny, jak szacują niektórzy, blisko 4,5 miliarda złotych, a mimo to i tak jest narzekanie na jakość, prawda? Więc perspektywa wygląda tak, że odbierzemy 500+, a damy na usługi publiczne, które, jak w przypadku transportu publicznego, nawet przy miliardowych nakładach nie spowodują uczucia ich skokowego polepszenia. A skoro nie spowodują, to znowu będzie krzyk: owszem, dam, ale pod warunkiem polepszenia jakości usług. Tyle tylko, że aby odczuć jakościowy skok tego polepszenia, trzeba chyba, jak pani Małgorzata Rozenek, nie jechać tramwajem przez kilka dekad.

Wreszcie, po piąte, wybór usług publicznych ZAMIAST transferów gotówkowych jest motywowany wciąż niewypowiedzianą głośno, ale tlącą się gdzieś na obrzeżach debaty, chęcią odebrania „łapówki Kaczyńskiego”. Teoria o tym, że Kaczyński przekupuje wyborców gotówką, jest wciąż bardzo mocno zakorzeniona wśród polskiej klasy średniej średniej i wyższej średniej. Co ciekawe, obiecanie dostępu do szpitala już „łapówką” w percepcji społecznej nie jest, chociaż to też przecież korzyść, prawda? Wobec czego głosowanie na usługi i przeciwko temu rozdawnictwu 500+ ma pozbawić Kaczyńskiego możliwości przekupywania wyborców. Usługi publiczne mają więc niejako odessać go od jego bazy wyborczej. Czyli są po prostu próbą ogrania go na polu politycznym i nie udawajmy, że jest inaczej.

Odebranie 500+ osobom, dla których to może być nawet jakaś 1/3 ich budżetu domowego, i wrzucenie środków w usługi publiczne, które nawet po miliardowych nakładach wciąż nie będą zadowalały Polaków, a wszystko po to, by nie podwyższać podatków i ograć Kaczyńskiego, nie wydaje mi się najbardziej sprawiedliwym pomysłem.

Czy to oznacza, że idea usług publicznych jest zła? Absolutnie nie. Czy to oznacza, że należy z nich zrezygnować? Absolutnie nie. Oznacza to, że dyskusja powinna być nie o tym, żeby wprowadzać usługi publiczne ZAMIAST transferów gotówkowych, ale żeby wprowadzać je OBOK transferów gotówkowych. A skąd brać pieniądze? Ano na przykład z większej składki zdrowotnej, prawdziwej progresji podatkowej, opodatkowania gigantów cyfrowych, spadków… A więc tego, o czym ostatnio tutaj sobie wreszcie rozmawiamy i powinniśmy rozmawiać więcej i więcej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij