Kino interwencyjne, czyli wideo jako policyjna pałka na miarę społeczeństwa spektaklu.
Policja posługuje się przemocą. Czasem w sposób proporcjonalny, uzasadniony, w granicach prawa, a czasem niezupełnie. Znamy przypadki, dla których nie może być tolerancji, jak ten w Legionowie. W marcu, w wyniku „nieudanej interwencji”, zginął 19-letni Rafał. W trakcie zatrzymania chłopak posiadał przy sobie gram konopi. Według świadków, prawdopodobnie w obawie przed zarzutami, Rafał próbował połknąć zawiniątko. Z niejasnych powodów – być może by mu w tym przeszkodzić, być może w reakcji na zadławienie – jeden z policjantów złapał chłopaka za gardło i starał się woreczek wyciągnąć. W rękach policjantów Rafał się udusił.
To wyjątkowo tragiczny, ale przecież nie jedyny – znany i udokumentowany – przypadek, w którym policja ewidentnie nadużyła przemocy. Każdy adwokat doświadczony w sprawach karnych zna kilka takich historii z komisariatów, domowych interwencji i zatrzymań. Polska przegrywa w Strasburgu sprawy nie tylko o przedłużające się aresztowania, ale też o nieludzkie i poniżające traktowanie. Problem bezspornie istnieje i to nie tylko w Polsce. W Stanach Zjednoczonych policyjna przemoc osiągnęła poziom nieakceptowalny nawet dla tych, których bezpośrednio nie dotyka, i sprowokowała regularny ruch społeczny. W wyniku społecznej presji wprowadzono kamery montowane na policyjnych mundurach, które mają dokumentować wszystkie działania policji z użyciem przemocy. Na fali oburzenia takimi „incydentami”, jak śmierć Rafała z Legionowa, podobna presja pojawia się także w Polsce. Co się stanie, jeśli do policyjnej pałki i broni palnej dołożymy jeszcze kamerę? Warto to sobie wyobrazić.
Czy wszyscy widzą to samo?
W optymistycznym scenariuszu policjant wyposażony w kamerę, której sam nie kontroluje i która automatycznie nagrywa przebieg każdej interwencji, zastanowi się dwa razy, zanim użyje siły. Ryzyko, że w miarę obiektywny zapis wydarzeń trafi do przełożonych lub w ręce mediów, powinno działać odstraszająco – także na tych, którym satysfakcję sprawia dręczenie i poniżanie zatrzymanych. Czy samo pojawienie się kamer może ograniczyć brutalność funkcjonariuszy? Zapewne w niektórych przypadkach zadziała mechanizm samokontroli, wywołanej poczuciem, że „ktoś patrzy”. Będą jednak sytuacje, w których emocje albo poczucie bezkarności wezmą górę nad obawą przed konsekwencjami. Z drugiej strony odpowiednio zdeterminowany policjant znajdzie sposób na oszukanie kamery czy zmanipulowanie nagrania – tę sztukę opanowali kieszonkowcy, złodzieje rowerów i samochodów, działający w zasięgu miejskiego monitoringu.
Zakładając, że sytuacja z bezprawnym użyciem przemocy zostanie jednak nagrana, a samo nagranie wydostanie się poza policyjną hierarchię, nadal pozostaje problem jego jakości i interpretacji. Wystarczy przypomnieć sobie opublikowane po długiej batalii kadry monitoringu z interwencji, której bohaterem był Przemysław Wipler.
W zależności od zapotrzebowania, każdy interpretujący widział inny przebieg wydarzeń. Co daje nagranie, na którym został zarejestrowany strzał lub cios policyjną pałką, jeśli brakuje kontekstu i pełnej dokumentacji sytuacji, w jakiej do tego doszło? Ile trzeba nagrywać, żeby taki kontekst zapewnić w każdej, także nagłej i niespodziewanej, sytuacji? Najbezpieczniejszą opcją byłby monitoring pracy policji minuta po minucie – z każdą rozmową, zatrzymaną prewencyjnie osobą, wizytą w mieszkaniu i pouczeniem na drodze. Z nami w rolach głównych.
Kamera to tylko narzędzie
Bez względu na to, co i w jakiej jakości będzie nagrywane, kamera pozostanie tylko tępym, technologicznym i kosztownym narzędziem, które nie pomoże zdiagnozować źródeł policyjnej przemocy ani załagodzić jej głębokich źródeł, które leżą w systemie finansowania, rekrutowania i motywowania policji. Z drugiej strony, w dłuższej perspektywie taki system kontroli może wygenerować nowe problemy i koszty społeczne. Być może najpoważniejszym jest samo potraktowanie technologii i generowanego przez nią obrazu jak źródła prawdy obiektywnej.
Żyjemy w społeczeństwie spektaklu: na każdym kroku generujemy obrazy i jesteśmy nimi karmieni. Racjonalnie wiemy, że znaczenie tego, co widzimy, zmienia się radykalnie w zależności od ujęcia, montażu i kontekstu. Mimo to nasze emocje silnej wzburza subiektywne zdjęcie niż ta sama sytuacja, obiektywniej opisana w gazecie. Obraz wygrywa nie ze względu na walor obiektywizmu, ale moc wzbudzania emocji, liczonych w odsłonach stron internetowych i oglądalności newsów. Co się stanie, jeśli reguły medialnego spektaklu zastosujemy do kontroli działań władzy? W jaki sposób ta dynamika wpłynie na prawa i pozycję samych obywateli?
Kto ma kamerę, ten ma władzę
W negatywnym scenariuszu musimy się przede wszystkim liczyć z rosnącym zapotrzebowaniem opinii publicznej na obrazy i nagrania. Skoro już nagrali, niech pokażą – sami osądzimy. A więc niewątpliwie wzrośnie liczba wycieków nagrań z interwencji, a wraz z nią – ryzyko upokorzenia, odarcia z intymności, narażenia na internetowy ostracyzm czy wtórną przemoc. Skoro policja nagrywa, logiczne wydaje się też przyznanie prawa do nagrywania po drugiej stronie. Materiał z takich „obywatelskich” kamer to już żywioł nie do okiełznania – idealna pożywka dla tabloidów i internetowego voyeryzmu.
Wprowadzenie technologii w charakterze arbitra w sporze między człowiekiem i człowiekiem to niebezpieczne usankcjonowanie braku zaufania – choroby, która ponoć toczy polskie społeczeństwo i psuje nam demokrację. Czy opierając system kontrolowania pracy policji na kamerach nie idziemy w kierunku niebezpiecznej konstatacji, w której „co się nie nagrało, tego nie ma”? Czy nie nakręcamy technologicznego wyścigu, w którym wygrywa ten, kto akurat miał lepszy obiektyw lub złapał bardziej wiarygodny kadr? Wreszcie, czy dając policji kolejne narzędzie, które odpowiednio użyte może posłużyć do szantażu, ośmieszenia czy poniżenia, nie wzmacniamy jej uprawnień, zamiast ją kontrolować? Ostatecznie, kto ma kamerę, ten ma władzę.
Te wszystkie pytania warto sobie zadać na chłodno, zanim debata o policyjnych kamerach przerodzi się w polityczną licytację albo populistyczną kampanię i oderwie od racjonalnych przesłanek. Amerykanie właśnie próbują nadrobić ten etap: największe organizacje broniące praw człowieka właśnie przygotowały zestaw rekomendacji, które władza powinna zastosować, by ujarzmić nowe narzędzie w rękach policji i opanować związane z nim ryzyka. Wśród nich są takie zalecenia, jak pozbawienie policjantów jakiejkolwiek kontroli nad kamerą i pochodzącym z niej nagraniem – łącznie z możliwością obejrzenia go przed sporządzeniem raportu z interwencji – i ścisłe ograniczenie celów, w których kamera i nagranie mogą zostać użyte. Sensowne, ale bardzo trudne do zastosowania w praktyce. Są też zalecenia zadziwiające, a wręcz niebezpieczne – np. to, by każde nagranie, na którym zarejestrowano policję używającą przemocy, było udostępniane opinii publicznej i mediom na żądanie. Skutki tego społecznego eksperymentu za chwilę wszyscy będziemy oglądać.
**
Katarzyna Szymielewicz jest prezeską Fundacji Panoptykon.
**Dziennik Opinii nr 148/2015 (932)